Wójtowicz Milena - Bardzo czarna dziura [pl].rtf

(66 KB) Pobierz
Milena Wójtowicz

Milena Wójtowicz

 

Bardzo czarna dziura

 

Lublinianka, urodzona w 1983 r. Dużo czyta, najchętniej sięga po książki przy których może się śmiać - bardzo lubi cykl Świata Dysku Terry'ego Pratchetta. Od dwóch lat pisze humorystyczne opowiadania, ale publikacja na łamach Esensji jest jej debiutem.

 

Najwyższy spośród ministrów, pierwszy spośród wszystkich najpotężniejszych przemierzał nerwowo korytarze. Gdyby nie to, że budulec był trwały, wydeptałby w podłodze małą kotlinę. Człowiek, przed którym drżeli władcy sąsiednich światów, dreptał nerwowo, stanąwszy przed problemem, który przerastał nawet jego. Największym zmartwieniem pierwszego wezyra Imperium Dwunastu Planet, było to, że miał królową.

Nie była specjalnie kłopotliwa. Nie próbowała rządzić, nie interesowała jej polityka, nie znosiła narad. Prawdę mówiąc, w ogóle jej nie było. To znaczy nie było jej w pałacu. Gdzieś indziej z pewnością była. Wezyr mógł przyjąć z bardzo dużym prawdopodobieństwem, że znajduje się na pokładzie statku pirackiego Pirania, przebywającego obecnie w sąsiedniej galaktyce. Bardzo prawdopodobne było również, że w tej chwili dokonuje abordażu, rabuje, morduje albo upija się do nieprzytomności w towarzystwie innych piratów. Istniało również małe prawdopodobieństwo, że zgodnie ze swoją funkcją głównego mechanika akurat coś naprawia, ale wezyr znał swoją królową i wiedział, że to naprawdę mało prawdopodobne.

W ciągu ostatnich dziesięcioleci Imperium przechodziło burzliwe zmiany wewnętrzne. Rządząca dynastia, dla bezpieczeństwa, starała się, żeby co najmniej trzy sztuki potencjalnych następców tronu znajdowały się w bezpiecznych kryjówkach. Miejsce pobytu nie zawsze było szczęśliwie dobrane i w rezultacie jeden z książąt splamił honor rodziny dołączając do pokojowego, demokratycznego Zjednoczenia Planet, inny uciekł z dworu do pustelni na opuszczonej planecie, doszło do kilku mezaliansów, a obecna królowa, wychowywana między innymi w siedzibie mrocznej sekty zabójców, w tawernach portowych, w szkole inżynierów i w tajemniczych świątyniach, przyłączyła się jednej z pirackich band. Kiedy zamieszki ucichły i należało powitać nowego władcę, okazało się, że tylko ona jest w zasięgu. Wezwana przyszła królowa przybyła, została ukoronowana, na bankiecie piła do piątej nad ranem, a potem wylała sobie na głowę wiadro zimnej wody i powiedziała:

- Wy tu sobie rządźcie, ja się jadę zabawić - i odleciała na pokładzie pirackiego statku.

Oczywiście, czasami wracała. Zwykle trzeba ją było przekonywać, bo uważała, że najgorsze doki są lepsze od wygodnej i śmiertelnie nudnej planety-stolicy Imperium. Zazwyczaj starała się przebywać co najmniej dwie galaktyki od niej.

Wezyr wcisnął przyciski na panelu komunikatora międzyplanetarnego. Miał nadzieję, że królowa będzie w zasięgu. Wysyłanie posłańców było bardzo czasochłonne, tym bardziej, że dopiero trzeci albo czwarty docierał do celu, a poprzedni ulegali przykrym wypadkom, nierzadko spowodowanym przez piratów z Piranii, którzy wyznawali zasadę najpierw wystrzel parę rakiet, a jak coś / ktoś zostanie, to porozmawiajcie o pogodzie.

Przez chwilę w paśmie komunikacyjnym panowała cisza, a potem ekran włączył się i pokazał twarz jasnowłosego mężczyzny z przepaską na lewym oku. Z tyłu stał drugi mężczyzna, w mundurze gwardii jednego z sąsiednich królestw i walił jednookiego w głowę czymś, co wyglądało na oderwaną poręcz fotela.

- Witam - rzekł wezyr. - Moje serce raduje się, a... - rozpoczął oficjalne powitanie.

- Dobra, auu! Dobra, znamy to - przerwał mu niezbyt przytomnie jasnowłosy, próbując bezskutecznie uniknąć uderzeń przeciwnika. - Słuchaj mamy akurat drobną bitwę, mógłbyś... AUU! ..skontaktować się później? - pod ciosami obsunął się z panelu komunikacyjnego.

Tymczasem przez widocznych w tle walczących przebiła się niczym galeon na pełnych żaglach potężna postać. Wezyr rozpoznał Murianę, opiekunkę królowej. Dziecię królewskiej krwi nie powinno samo przebywać poza pałacem, dlatego z każdym ewentualnym następcą, odsyłanym w bezpieczne miejsce posyłano zaufanego wychowawcę. Przez wszystkie lata spędzone z królową Murianie udało się nauczyć ją dwóch rodzajów haftów, jednego poematu i grania na harfie. Królowa korzystała tylko z tej ostatniej umiejętności, akompaniując pijackim przyśpiewkom.

Muriana przebiła się przez walczących, obrzucając ich zdegustowanymi spojrzeniami i dotarła przed ekran komunikatora.

- Moje serce raduje się, a myśli moje biegną ku dawno nie widzianemu - wyrecytowała odpychając dwóch zmagających się zapaśników.

- Moje serce wita cię, a myśli wspominają twą zacność - odparł wezyr.

- Przepełnia mnie duma z odwiedzin tak wspaniałego gościa - Muriana wykonała pełen szacunku ukłon, przydeptując jednocześnie jakiegoś gwardzistę.

- Przepełnia mnie szacunek do wspaniałego domu w którym goszczę - jakiś pobity pirat przetoczył się przed ekranem.

- Mów więc, o przeczcigodny - Muriana zrzuciła pirata z panela komunikatora.

- Me serce zabrzmi radością, gdy oczy me ujrzą mą boską panią, władczynię imperium.

- Przekażę jej, o czcigodny - Muriana odwróciła się od panela w stronę tłumu walczących. - Milady! - wrzasnęła, przekrzykując wrzawę. - Czcigodny wielki wezyr pragnie byś ucieszyła jego serce i udzieliła mu zaszczytu rozmowy z...

- Dobra, słyszałam - obok Muriany pojawiła się druga postać, o dwie trzecie od niej szczuplejsza.

Wezyr skłonił się głęboko.

- Moje serce raduje się, a...

- Tak, wiem - królowa wcisnęła się pomiędzy Murianę a panel. - Po prostu mów czego chcesz.

Wezyr podniósł głowę. Na ekranie widział twarz królowej i Murianę odpychającą walczących, którzy mogliby przeszkadzać w rozmowie. Królowa miała duże oczy i ciemne włosy, przycięte krótko i splecione w przylegające do głowy warkoczyki. Na policzku, tuż przed lewym uchem widniała podłużna blizna, biegnąca w dół po szyi. Kilka kolejnych, krótszych blizn miała na ramionach. Ubrana była, jak zwykle, w pobrudzone spodnie i czarną tunikę przepasaną żelaznym pasem. Wyjątkowo miała na tym powyginaną kolczugę. W jednej dłoni trzymała paralizator, w drugiej tradycyjny wygięty miecz. Nie wyglądała na imperatorkę dwudziestu planet.

- Pani, nasi sąsiedzi, Unia Talaidzka...

- To ci z uchem na czubku głowy? - przerwała królowa.

- Tak, pani. Od wielu lat toczą wojnę ze Związkiem Trzech Księżyców...

- To ci nudziarze... - westchnęła królowa. - Napadliśmy ich transport ze dwa tygodnie temu. Najpierw chcieli negocjować pokój, a potem zwalili na nas ze cztery niszczyciele. Rozwalili nam lewy silnik. Przez trzy dni grzebałam w przewodach, żeby go uaktywnić!

- Twa cierpliwość jest godna najwyższych pochwał - powiedział wezyr. - Ostatnio obie strony postanowiły zawrzeć rozejm i zwróciły się do nas, jako ze słyniemy ze swojej neutralności...

- A słyniemy? - zdziwiła się królowa.

- Tak, pani. Od dwustu lat Imperium nie było zaangażowane w żaden konflikt - wyjaśnił cierpliwie wezyr.

- Chwileczkę, a ta sprawa z...

- Mówiłem o angażowaniu się oficjalnie. Dochodząc do sedna, obie strony spotkają się u nas za trzy dni i obyczaj nakazuje, abyś ty, pani, jako imperatorka Dwudziestu Planet, powitała ich i oficjalnie rozpoczęła negocjację.

- Muszę? - jęknęła królowa.

- To potrwa tylko jeden, góra dwa dni - powiedział zachęcająco wezyr. - Potem wasza wysokość może wrócić do ... innych spraw.

- Niech będzie. Już lecę - królowa wyłączyła komunikator, potem rozejrzała się po mostku. - Kapitanie - krzyknęła w stronę kilku gwardzistów zwalających się na kogoś. - Biorę urlop!

Gwardziści oderwali się od podłogi i polecieli w różne strony, odsłaniając barczystego mężczyznę.

- A silnik?

- Skończę, jak wrócę. Za tydzień - obiecała królowa. - Nianiu, bagaże!

Muriana przemieściła się do wyjścia, zadeptując przy okazji parę osób. Królowa podążyła za nią, wciskając po drodze miecz i paralizator jakiemuś piratowi.

Muriana zabrała z komnat kufer, który niosła bez zbytniego wysiłku. Królowa nie potrzebowała wielu rzeczy, co bardzo ułatwiało szybkie podróżowanie. Opiekunka rozsiadła się w wahadłowcu w miarę wygodnie, co znacznie utrudniał rozmiar fotela, wyraźnie nieprzystosowany do jej rozmiaru.

- Ruszamy, panienko?

- Tak, nianiu. Zrobimy skok w nadprzestrzeń, wyhamujemy przed mgławicą, ominiemy deszcz meteorytów, potem znowu nadprzestrzeń i za godzinę jesteśmy w granicach imperium.

- Spodziewam się, że będzie nas oczekiwał królewski statek, jak zawsze - powiedziała Muriana.

- Też się tego obawiam - mruknęła królowa.

 

Pół godziny później Muriana oderwała się obrusa, na którym haftowała emblematy piratów i spojrzała na mgławicę, przed którą statek wyszedł z nadprzestrzeni. Królowa spojrzała na radar.

- Niech to kosmiczne diabły pochłoną! Nemidzki niszczyciel! Pewnie szuka tego transportu, na który napadliśmy trzy godziny temu.

- Uważam, panienko, że należało by zejść im z oczu - zasugerowała Muriana.

- Ciekawe jak, jeśli już nas zauważyli. Trzymaj się nianiu, musimy przelecieć przez mgławicę.

- Świetny pomysł, panienko. Tam nas nie znajdą.

- Miejmy nadzieję, że my się znajdziemy - powiedziała królowa. - Radar nie działa w mgławicach, ale im zajmie trochę czasu ominięcie jej.

- Wygląda, panienko, jakbyśmy płynęły przez gęste mleko.

- Nie znoszę mleka - odparła królowa. - Mam tylko nadzieję, ze w nic nie uderzymy. Radary w ogóle nie działają.

 

Statek floty Zjednoczenia Planet zatrząsł się gwałtownie. Kapitan Robert Jones wpadł na mostek.

- Co się stało?

- Wygląda na to, kapitanie, że z mgławicy wyleciał jakiś statek i wpadł prosto na nas - powiedział pierwszy oficer Movik. - Wbił się w ładownię. Nie mamy rannych, posłałem ludzi, żeby sprawdzili, co z załogą wahadłowca.

- Kto lata przez mgławicę? Przecież tam nie działają radary - zastanowił się kapitan. - Pójdę do ładowni. Chcę to zobaczyć na własne oczy.

 

W ładowni zebrał się już zespół techników. Na widok kapitana stanęli na baczność.

- Spocznij. Co się właściwie stało?

- Wbił się, kapitanie - powiedział technik.

- Ładnie się wbił - dodał drugi. - Prawie nic nie zniszczył.

- A załoga?

- Pilota zabrali do ambulatorium. Jest lekko ranna - wyjaśnił oficer zaopatrzeniowy.

- To chyba piraci - powiedział technik podnosząc z podłogi czarny kawałek materiału z niedokończoną, haftowaną czaszką i piszczelami. - To wyjaśnia, kto porwał się na przelot przez mgławicę. Ciekawy jestem dlaczego...

- Nie dowiesz się ode mnie nic! - rozległ się tubalny głos i z głębi wahadłowca wypłynął ogromny, odziany w błękitną szatę i nakrycie głowy, a do tego jeszcze spowity welonem galeon, ciągnąc za sobą kufer. - Będę milczeć, dowodząc tym samym chwały... - spomiędzy zwojów welonu wyjrzała pucułowata twarzyczka z rumieńcami. - Nie dowiecie się czego chciały - stwierdziła mściwie. - Nie nabierzecie mnie na swoje sztuczki. A teraz życzę sobie zobaczyć się z moją... Z pilotem. - galeon wypłynął spomiędzy szczątków kadłuba i złapał jednego z techników za ramię. - Prowadź, młodzieńcze.

Technik rzucił przerażone spojrzenie kapitanowi. Ten skinął głową.

- Proszę zaprowadzić hmm... panią do ambulatorium.

- Tak jest, sir.

 

Na Piranii świętowano właśnie zwycięstwo. Jeden z piratów, mający tylko jedno oko i porządnie zabandażowaną głowę, szperał właśnie po mostku w poszukiwaniu ostatniej butelki nemidzkiego wina. Jego uwagę zwrócił migający ekran. Przeczytał wiadomość, przeczytał ją

drugi raz i wytrzeźwiał.

- Kapitaaaanie!!!! - wrzasnął.

 

Na pokładzie królewskiego statku Imperium Dwudziestu Planet minister wszedł do gabinetu wezyra.

- O wielki wezyrze - minister skłonił się nisko. - Wybacz, o przeczcigodny, moje najście, ale nadeszły niepokojące nowiny. W sąsiedniej galaktyce nemidzki niszczyciel ścigał wahadłowiec piratów, który wleciał w mgławicę.

- Królowa?

- Być może, przeczcigodny.

- Wyleciała z mgławicy?

- O ile nam wiadomo, miało miejsce jakieś zderzenie.

- Natychmiast tam się udamy - zdecydował wezyr.

 

- Mój wahadłowiec?! - ryknął kapitan Piranii.

- Ten którym poleciały Rissa i Muriana - przytaknął jednooki. - Wysłał sygnał natychmiast po zderzeniu. Wpadły prawdopodobnie na statek Zjednoczenia.

- Żadne zjednoczenie nie będzie przetrzymywać mojego wahadłowca i mojego mechanika! Lecimy tam!

 

Kapitan Jones wrócił na mostek.

- Jakieś wiadomości z ambulatorium?

- Na razie żadnych, kapitanie, ale pojawił się niszczyciel nemidzki i wywołuje nas - powiedział oficer.

- Odpowiedzieć.

Na ekranie pojawiła się brązowo zielona twarz kapitana Nemidów.

- W imię naszych dobrych stosunków ze Zjednoczeniem żądam natychmiastowego wydania nam członka załogi piratów w celu osądzenia go i skazania - wyburczał.

- Rozumie pan, kapitanie, że muszę skontaktować się z radą Zjednoczenia - odparł kapitan Jones.

- Pozostaniemy tu czekając. Bez odbioru - twarz Nemida zniknęła z ekranu.

- Kapitanie - odezwał się oficer. - Pojawił się następny statek. Też nas wywołują.

- Odpowiedzieć.

Na ekranie pojawił się barczysty mężczyzna z kilkudniowym zarostem i przydługimi włosami.

- Mówi kapitan Cul z Piranii - wychrypiał. - Domagam się natychmiastowego wydania mojego mechanika albo tak wam silniki poprzetrącam... - ktoś potrząsnął go za ramię.

- Kapitanie - rozległ się doskonale słyszalny na kanale komunikacyjnym szept. - Oni mają przewagę uzbrojenia.

- To poprawimy nasze uzbrojenie! - ryknął Cul.

- Ale oni mają naszego mechanika...

Kapitan piratów skrzywił się i popatrzył z niechęcią na kapitana Jonesa.

- Jeszcze się odezwę - zagroził i wyłączył przekaz.

- Kapitanie - powiedział oficer. - Pojawił się trzeci statek i...

- Odpowiedzieć - powiedział zrezygnowany kapitan.

Na ekranie pojawił się ubrany odświętnie brodaty starzec. Skłonił się.

- Moje serce raduje się, a myśli biegną ku dotąd niewidzianemu. Jestem wielki wezyr Ar'chat z Imperium Dwudziestu Planet. Jak rozumiem, w skutek tragicznej pomyłki na wasz pokład dostała się nasza boska królowa i jest przetrzymywana wbrew swej woli. Nalegamy na jej rychłe uwolnienie, w przeciwnym razie będziemy zmuszeni reagować. Pozostawiam wam czas na skontaktowanie się ze zwierzchnikami. Pozostaniemy w pobliżu - skłonił się jeszcze raz i przekaz zakończono.

Kapitan patrzył przez chwilę na ciemny ekran.

- I pomyśleć, że mieliśmy tylko przetestować nowy napęd - mruknął.

- Kapitanie - rozległ się w komunikatorze głos lekarza. - Pilot wahadłowca odzyskała przytomność.

- Już idę - Jones ruszył w kierunku windy.

Pierwszym, co rzucało się w oczy po wejściu do ambulatorium, była ogromna, pucułowata kobieta w błękicie, która siedziała na kufrze ustawionym na środku pomieszczenia i haftowała czarną flagę. Na leżance siedziała jej znacznie drobniejsza towarzyszka, obrzucająca otoczenie niezbyt przyjaznymi i całkowicie nieprzytomnymi spojrzeniami.

Kapitan zatrzymał się przed nimi.

- Jestem kapitan Robert Jones z floty Zjednoczonych Planet. Znajdujecie się panie obecnie na pokładzie mojego statku Odkrywca. Trafiłyście tu w dość nietypowy sposób zaledwie niecałą godzinę temu, a już wydania was domagają się dowódcy trzech statków. Jeden chce aresztować niebezpiecznego pirata, drugi odzyskać mechanika, a trzeci swoją królową.

Kobieta na leżance podniosła głowę.

- Już? - zdziwiła się niechętnie. - Można by pomyśleć, że te sępy zaczekają chociaż, aż odzyskam przytomność.

- Zakładam więc, że chodzi im o panią - zwrócił się do niej kapitan.

- Panienko - rozległ się przenikliwy szept galeonu. - Jeśli to są wrogowie, to nie należy się do nich odzywać. Jeśli nie są, to należało by się przedstawić.

Kobieta zastanowiła się chwilę. Błękitny galeon obserwował ją w napięciu.

- Przedstawiamy się - zdecydowała.

Galeon poderwał się rączo.

- Moje serce raduje się, a...

- Nie tak - przerwała jej niecierpliwie pilot. - Po prostu się przedstawiamy - galeon usiadł z powrotem, burcząc coś pod nosem. - Gdzie jesteśmy? - zapytała kapitana.

- To ma wpływ na to kim pani jest?

- I to jaki. Więc gdzie?

- Dokładnie na granicy Strefy Nemidu i Imperium Dwudziestu Planet.

- Świetnie. W takim razie jestem Rissa, główny mechanik na niezależnym statku Pirania i ... - podrapała się w głowę. - Jak to szło?

- Boska królowa, imperatorka Dwudziestu Planet... - podpowiedział galeon.

- No właśnie.

- ... i uwielbiana pani swojego ludu.

- To też? - zdziwiła się królowa. - A zresztą nieważne. A to jest Muriana, moja niania.

Galeon powstał z godnością.

- Muriana Da'tnk, córka rodu R'tch'ma, pierwsza opiekunka...

- Wystarczy Muriana - przerwała Rissa.

- Jak rozkażesz, milady - dwórka usiadła na kufrze.

- Królowa imperium jest jednocześnie mechanikiem na pirackim statku? - powiedział z powątpiewaniem doktor.

- Czy ja cię pytam, co robisz po godzinach pracy? - zauważyła kąśliwie królowa. - Nie macie wina?

- To okręt wojskowy, nie tawerna - burknął doktor.

- I wszyscy tego żałujemy. Naprawdę nie ma ani kropelki?

- Szczerze mówiąc, milady... - Muriana wstała i podniosła wieko kufra.

 

Obwody dział Piranii przypominały pajęczynę, utkaną przez nietrzeźwego pająka. Zresztą na tym statku nie uchowałby się żaden trzeźwy pająk. Pirat patrzył na nie smętnie swoim jedynym, prawym okiem. Nad głową stał mu kapitan i irytował się.

- Nie możesz tego po prostu naprawić?

- Jak? - jęknął Yol. - Jestem nawigatorem, nie mechanikiem.

- Ale chyba widziałeś, jak Rissa to robi.

Yol zastanowił się chwilę.

- Widziałem.

- I wyglądało to na coś trudnego?

- No, właściwie nie. Najpierw piła jedną butelkę alkoholu, potem drugą, a potem brała narzędzia, zaczynała śpiewać retyńską piosenkę o suśle i szła naprawić to, co było do naprawienia.

- Tak robiła? - kapitan zmarszczył brwi.

- Zawsze.

- A zanim wypiła te dwie butelki?

- To nie odróżniała śrubokręta od śruby.

- I pomyśleć, ze ta kupa złomu jeszcze trzyma się razem...

 

Wielki wezyr stał przed ekranem na którym było widać pozostałe trzy statki i patrzył na nie zdegustowany.

- Wiadomo już, czego tamci chcą?

- Tak, przeczcigodny - minister skłonił się nisko. - Kapitan statku o nazwie Pirania odczuwa jako ujmę na swoim honorze to, że przetrzymują jego mechanika.

- Tak powiedział? - wezyr zmarszczył brwi. Wiedział co nieco o Culu, miał nawet przyjemność, czy raczej wątpliwą przyjemność, rozmawiać z nim.

- Dokładniej rzecz biorąc... - minister zaczął wyłamywać sobie palce - powiedział żadne poprzekręcane mięczaki w piżamach nie będą demoralizować mojego mechanika.

- W piżamach?

- Sądzę, iż miał na myśli mundury, przeczcigodny.

- Aha. A ten drugi statek?

- To Nemidzi. Twierdzą, że na pokładzie statku Zjednoczenia jest ścigany przez nich pirat.

- Królowa - stwierdził wezyr.

- Tak, przeczcigodny. Jeśli wolno mi zauważyć - minister zaczął się pocić - jestem pewien, że po wyjaśnieniu sytuacji, w imię dobrych stosunków Nemidzi odstąpią od tych żądań.

- Bez wątpienia. A jak myślisz, jaką reakcję wywoła wiadomość, że boska królowa, imperatorka Dwudziestu Planet, uwielbiana pani swojego ludu, zupełnie nie interesuje się swoim imperium i swoim ludem, za to chętnie zapija się do nieprzytomności w towarzystwie najgorszych męt kosmosu i notorycznie napada wraz z załogą piratów na statki na terenach należących do naszych czcigodnych sąsiadów?

Minister zrobił zeza, patrząc na kropelką potu, która właśnie zatrzymała się na czubku jego nosa.

- Byliby... hmmm... zdziwieni, o przeczcigodny?

- Nie życzę sobie wiedzieć, jacy by byli - powiedział stanowczo wezyr. - Prędzej wywołam wojnę, niż pozwolę, żeby ktokolwiek dowiedział się, kim jest królowa.

- Przecigodny...

- Czego jeszcze chcesz?!

- A co będzie, jeśli królowa im powie?

Wezyr dostał dreszczy.

 

Doktor bezskutecznie próbował odebrać Rissie butelkę. Z której strony nie próbował do niej podejść, zawsze natykał się na Murianę, blokującą przejście.

- Pacjentka nie powinna pić alkoholu - jęknął desperacko.

- Boska królowa wie, czego jej potrzeba, lepiej od jakiegoś konowała - oznajmiła niewzruszona dwórka.

Rissa nie zwracała uwagi na żadne z nich, tylko jednym haustem opróżniła bukłak.

- W końcu zaczynam czuć się normalnie - zerknęła na kapitana, pogrążonego we własnych myślach. - I co?

Spojrzał na nią wyrwany z zadumy.

- Z czym?

- Z nami. Trzy statki żądają wydania nas. Który nas dostanie?

- Na razie żaden. Muszę skontaktować się z radą Zjednoczenia. Chwilowo pozostaną panie na pokładzie Odkrywcy. Każę przydzielić wam kajuty.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin