Norman Hilary - Biblioteczka Pod Różą - Zgubna miłość.pdf

(2073 KB) Pobierz
Hilary Norman
ZGUBNA MIŁOŚĆ
Przełożyła
Małgorzata Tomal
Wielu
życzliwych
ludzi i organizacji ofiarowało mi cenną po-
moc i poświęciło czas, kiedy zbierałam materiały do tej powieści
i gdy ją pisałam. Szczególne wyrazy wdzięczności należą się nie-
którym z nich. Oto oni (w porządku alfabetycznym):
Jon, Barbara i David Ash; Howard Barmad; Andrea Blackwell;
officer Frank Bogucki, NYPD (New York Police Dpt.); Clare Bri-
stow; Carolyn Aughey; Sara Fisher; John Hawkins; Liz i Ray Hop-
wood; The King's Arms Hotel, Askrigg; dr Anthony Isaacs; Sarah
Kilgarriff; Elaine Koster; Audrey LaFehr; Agnes i Ole Licht; Bur-
lington Bookshop, Nowy Jork; pani H. Norman; Helen Rosę; Neal
Rosę; Susan Sheldon; dr Jonathan Tarlow; Michael Thomas; Joyce
Thorp. Szczególnie gorące podziękowania dla Anthoniego Cornisha
- za jego cierpliwość, fachową pomoc i hojność.
R
S
Mojemu bratankowi,
Davidowi
Od Autorki
Ponieważ akcja powieści jest wymyślona, jednak w dużej mie-
rze osadzona w rzeczywistym
świecie
teatru, w wielu miejscach
fabuła miesza się tutaj z faktami. Adaptacje sztuk, o których pi-
sałam, są fikcyjne, ale większość teatrów istnieje naprawdę. Na
przykład ani Diana Lancaster, ani
żadna
inna aktorka, nie mogła
grać Tytanii w Stratford-upon-Avon w październiku 1944 roku,
ponieważ wśród sześciu sztuk, które w tym czasie wystawił Sha-
kespeare Memoriał Theatre, nie znalazł się ani jeden dramat
Szekspira. Co do wymyślonej przeze mnie inscenizacji „Heddy
Gabler" z 1954 roku, czuję się w obowiązku złożyć wyrazy sza-
cunku pani Peggy Ashcroft, której interpretacja Heddy zyskała
wielki poklask publiczności teatru Lyric Hammersmith we wrze-
śniu
owego roku.
Mam nadzieję,
że
wszyscy aktorzy, występujący w teatrach
w tamtych czasach, o których piszę, wybaczą mi.
R
S
Możecie obdarzyć swoje dzieci waszą miłością,
lecz nie waszymi myślami.
Albowiem mają swoje własne myśli.
Możecie dać schronienie ciałom ich, ale nie duszom
Albowiem ich dusze zamieszkują dom jutra,
do którego nie możecie wstąpić nawet w snach.
Kahlil Gibran, „O dzieciach", „Prorok"
Tłum. Teresa Pruszkowska,
Wydawnictwo literackie, Kraków 1981
Wyjątek z zeznania złożonego policji przez Jeremy'ego Ja-
mesa Adama Marinera w Szpitalu
Świętego
Jerzego w Lon-
dynie, dnia trzydziestego pierwszego grudnia 1976 roku.
Cóż mogę powiedzieć? Sebastian Loćke jest nie tylko moim
współpracownikiem, ale również najbliższym przyjacielem. To
jedyny z najlepszych agentów teatralnych w kraju. Ma kry-
tyczny umysł, doskonałą intuicję, no i serce... ani na chwilę nie
stracił serca. Jednak jeśli chodzi o jego
życie
osobiste, sądzę,
że
od lat jest nieszczęśliwy, choć nigdy się do tego nie przyznał,
przynajmniej przede mną. Myślę,
że
przed sobą też nie.
Znam Seba od czasu, kiedy obaj mieliśmy po pięć lat. Raz
przelotnie spotkałem Katharine. Miała wtedy pięć lat. Ale na-
prawdę dobrze poznałem ją dopiero wtedy, kiedy miała dwa-
dzieścia pięć lat. Było to dwa lata temu. To takie dziwne, ale
wydaje mi się,
że
tyle samo wiem o jej przeszłości, co o jego
ży-
ciu. Seb był moim najlepszym przyjacielem, odkąd sięgnę pa-
mięcią. Ale zawsze przypominał trochę zamkniętą księgę, a Ka-
te... Kate to szczera, otwarta dziewczyna.
Nie sądzę,
żeby
w ogóle chciała być aktorką. Po prostu zrobi-
łaby
wszystko, by uszczęśliwić Seba. Katharine taka jest. Oba-
wiam się,
że
w głębi duszy uważała,
że
mam coś przeciwko
niej... Może nawet,
że
jej nienawidzę. A tak naprawdę to lubię
Kate. Podziwiam ją.
Ale kocham Sebastiana.
Byliśmy wszyscy razem, kiedy to się zaczęło... Taka głupia,
tragiczna... cholerna strata.
R
S
To było chyba w maju 1954 roku. Zatrzymaliśmy się w Dę-
bach... To rodzinny dom Seba... On wciąż tam mieszka. Jak na
tę porę roku było ciepło. To pamiętam.
Sądzę,
że
znaleźliśmy się tam wszyscy przypadkowo... Chyba
że
ktoś wierzy w przeznaczenie. Dla Katharine i dla mnie to by-
ło
po prostu jedno z wielu wydarzeń, nie rozumieliśmy wtedy je-
go istoty. Rodzice zabrali nas z Dębów, póki jeszcze panująca
tam atmosfera nie zagęściła się.
Żal
mi było Seba. Później, oczy-
wiście. Ale jestem pewien,
że
wówczas czułem cholerną ulgę, iż
mogę się stamtąd wyrwać. Kate i ja myśleliśmy,
że
uciekliśmy
z Dębów, nie doznając
żadnego
uszczerbku. Tak jednak nie było.
Wiemy to teraz.
R
S
Zgłoś jeśli naruszono regulamin