Piers Anthony - Sfery.txt

(562 KB) Pobierz
   Anthony Piers
   Sfery
   Przełożył Michał Wroczyński
   Wydanie oryginalne: 1977
   Wydanie polskie: 1990
   

   
   Prolog
   
   
   - Upewnilimy się, że osoba ta jest obcš istotš zajmujšcš ludzkie ciało - uroczycie odezwał się Minister Obcych Sfer. - Jego pole Kirliana jest niezwykle intensywne, osiemdziesišt razy silniejsze od przeciętnego ludzkiego, i posiada odmienny wzór, dotychczas przez nas nie zarejestrowany. Sšdzimy zatem, iż ów osobnik jest rzeczywicie tym, za kogo się podaje: posłem z obcej Sfery.
   Ministrowie Ziemskiej Rady Imperialnej rozważyli zagadnienie wnikliwie. Nosiciel Obcego niczym specjalnym się nie wyróżniał. Był normalnym mężczyznš o przeciętnej wadze ciała i dobrym stanie zdrowia, w wieku około trzydziestu lat. Żadna szczególna emanacja z jego oczu, cechy wyrazu twarzy, czy dostrzegalna aura nie zdradzały w nim Obcego. Był to taki sobie zwyczajny człowiek - z jasnym tatuażem na przegubie prawej ręki.
   Tatuaż ów był znakiem nosiciela: niewiadomego, pustego, pozbawionego osobowoci. Inteligentna animacja tego ciała nawet bez potwierdzajšcej emanacji Kirliana była wysoce znaczšca. Dokonać się mogła wyłšcznie w rezultacie dziwacznego przypadku... lub dzięki przejęciu przez Obcego. Nie znano bowiem sposobu podrobienia wzoru Kirliana, a Sfera Sol nie dysponowała technikš transferu osobowoci z jednego ciała w inne.
   Z kolei zabrał głos Regent Planety Ziemia, oficjalnie zwracajšc się do zajętego ciała.
   - Drogi przybyszu, uznajemy cię za posła ze wszystkimi względami należnymi temu urzędowi. Witaj w Sferze Sol. I zapoznaj nas, proszę, z treciš twego posłania.
   Na sali panowało niemal dotykalne napięcie. W dziejach rasy ludzkiej podobne odwiedziny miały miejsce zaledwie szeć razy, a każda z nich wywołała wstrzšs na miarę kataklizmu. Pierwsza potwierdziła w ogóle istnienie obcego życia rozumnego w innych rejonach galaktyki i dowiodła możliwoci transferu. W wyniku kolejnej zakrelono granice bezporedniej kolonizacji przestrzeni międzygwiezdnej przez człowieka - w promieniu stu dwudziestu lat wietlnych od Sol - celem uniknięcia konfliktów z sšsiednimi Sferami: Gwiazdy Polarnej, Nath, Kanopusa, Spiki i olbrzymiej Sador. Następna wizyta - z pobliskiej Sfery Antares - przyniosła wymianę technologii o zgoła fundamentalnym znaczeniu: za przekazanie przez Sol tajników kontrolowanej reakcji termojšdrowej Antares zdradził sekret matermisji. Zrewolucjonizowało to ludzkie imperium gwiezdne dzięki możliwoci błyskawicznego transportu. Równie doniosła zapewne była ta wymiana i dla Antaresa, poszukujšcego bezpiecznego ródła energii na miejscu.
   Obecne spotkanie mogło stać się najdoniolejszym wydarzeniem stulecia.
   - Nazywam się Pnotl i pochodzę ze Sfery Knyfh - odezwał się Obcy. - Znajduje się ona około pięciu tysięcy waszych lat wietlnych stšd, w kierunku centrum Galaktyki. Nasze dwie Sfery nigdy się dotychczas bezporednio nie zetknęły.
   Ministrowie Rady przytaknęli głowami. Ich wiedza odnonie Sfer wewnętrznych była mglista, gdyż większoci ich gwiazd pierwotnych nie widać z Ziemi. Z całš jednak pewnociš wiele z nich osišgnęło wysoki poziom rozwoju. Bo tak naprawdę, Sol była Sferš bardzo młodš i bardzo małš, galaktycznš prowincjš, która dopiero teraz nawišzywała pierwsze stosunki ze swymi cywilizowanymi sšsiadami. Niektóre ze Sfer istniały już tysišce lat i rozcišgały się na setki lat wietlnych, podczas gdy Sol uzyskała swoje granice zaledwie przed stuleciem.
   - Znamy to miejsce - odezwał się Regent. - Proszę, mów dalej, Pole z Knyfh.
   - Wszedłem w to ciało, by zwerbować Sferę Sol do współdziałania w obliczu kryzysu o skali galaktycznej. Proszę was obecnie, bycie ustalili, kto sporód waszego rozumnego gatunku jest w stanie przyjšć transfer wzoru osobowoci.
   - To zbędne - odparł Minister Obcych Sfer. - Cały czas prowadzimy namiary i jestemy stale gotowi. Po kłopotach, jakie miał pierwszy poseł z nawišzaniem kontaktu z naszym rzšdem, pięćset lat temu...
   - On wcale nie był pierwszy - przerwał sucho Pnotl.
   - Pierwszy, którego rozpoznalimy - odrzekł Regent czerwieniejšc na twarzy.
   Badania historyczne dowiodły prawdopodobieństwa kilkunastu wczeniejszych prób kontaktu transferowego. Wszystkie one jednak zakończyły się niepowodzeniem, gdyż wczeniejsze kultury nie wierzyły w ogóle w możliwoć odwiedzin lub wcielania się w ludzkie ciała przedstawicieli obcych cywilizacji. Jak wielkie szansę pogrzebano w wyniku tej ignorancji!
   - Zrozumielimy wówczas, że nie możemy sobie pozwolić na dalsze takie kłopoty - cišgnšł Minister Obcych Sfer. - Utrzymujemy zatem w stanie gotowoci transferowej pewnš iloć ciał nosicieli - takich włanie jak to, które aktualnie zajmujesz - a ponadto prowadzimy dokładny rejestr wszystkich pól Kirliana... - Urwał i po chwili mówił dalej: - Niestety, technika samego transferu jest nam obca. Nie potrafimy przenieć umysłu osobnika naszego gatunku w inne ciało. - Wykonał rękami lekki, przepraszajšcy gest, jakby to była rzecz mało istotna. - Po prostu nie znamy techniki.
   Pnotl spojrzał nań uprzejmie, lecz z jakim dziwnym błyskiem w oczach.
   - Przekażemy wam tę wiedzę - rzekł.
   Słowa te podziałały na zebranych jak eksplozja bomby ogłuszajšcej. Nikt nie pozostał obojętny.
   - Sekret galaktyki! - wykrzyknšł Minister Obcych Sfer. Regent uniósł dłoń.
   - Nie kryjemy naszego zainteresowania - rzekł. - Ale informacja taka jest drogocenna i nim poczynimy jakiekolwiek zobowišzania, musimy wiedzieć, czego żšdacie w zamian.
   - Jaka jest cena? - chrapliwym głosem wykrzyknšł Minister Techniki, linišc się niemal z pożšdliwoci i obaw.
   Otrzewiło to innych. Wszystkie oczy ponownie skierowały się na posła. Z całš bowiem pewnociš za sekret galaktyki zażšdajš haraczu tysišclecia.
   - Darmo - odparł spokojnym głosem Pnotl. - Życzymy sobie, bycie posiadali tę umiejętnoć.
   To już było stanowczo podejrzane.
   - Dlaczego? - spytał Regent.
   - Nad całš naszš galaktykš wisi niebezpieczeństwo. Jeli nie zjednoczymy wszystkich Sfer i nie wykorzystamy do maksimum naszych umiejętnoci, grozi nam zagłada. Nie widzimy innego sposobu zawišzania takiej galaktycznej koalicji.
   - Wybacz nasz cynizm - odezwał się ponuro Regent. - My, Ziemianie, znamy powiedzenie o Danaach przynoszšcych dary. Chodzi o to, że nie wierzymy w pozornie bezinteresownš szczodroć. I zazwyczaj nie reagujemy na mgliste, nieumotywowane groby.
   - I dlaczego my? - spytał Minister Obcych Sfer. - Przecież Sfera Sador rozcišga się niemal na pięćset lat wietlnych, a sfera ich wpływów jest sto dwadziecia pięć razy większa od naszej. To ona włanie jest najlepszym kandydatem do takiej koalicji.
   - Cynizm ten jest cechš ułatwiajšcš przeżycie i miło nam taki włanie rys u was znaleć - zareplikował Pnotl, lecz w jego głosie brzmiało co, co wskazywało, że nie jest wcale tym zachwycony.
   - Zadowolę was zatem odpowiedziš w trzech płaszczyznach: praktycznej, technologicznej i intelektualnej.
   Przede wszystkim: czemu nie Sador, Mintaka czy która z jeszcze większych Sfer tego sektora galaktyki? Dlatego, że mimo swego wieku i potęgi chylš się w gruncie rzeczy ku upadkowi, a panujšce w nich rasy nie sš już w stanie rozwišzywać problemów o znaczeniu galaktycznym. Inni z kolei wasi sšsiedzi nie byli na tyle przewidujšcy, by przygotować ciała gocinne, jak to wy uczynilicie. Skontaktowalimy się zatem z najbardziej obiecujšcš Sferš w tym rejonie - z Sol.
   Ministrowie Rady, połechtani tak mało wyrafinowanym pochlebstwem, skinęli głowami.
   - Co do strony technicznej przedsięwzięcia, natychmiast po naradzie z wami udam się do waszych uczonych, by przekazać szczegóły mechanizmu transferu. Jeli bowiem - Pnotl umiechnšł się gorzko - jeli nie zdołacie przyswoić sobie tych umiejętnoci w krótkim czasie, utracę osobowoć. Będę pierwszym transferem, jakiego dokonacie, gdyż w inny sposób nie zdołam powrócić do mojej Sfery.
   - To wystarczy - rzekł Regent uspokojony, że nie będš musieli ponosić koszmarnych wydatków, zwišzanych z matermisjš posła do domu. - Skoro jeste tak pewien tego procesu, by stać się jego pierwszym uczestnikiem, wydaje się to autentyczne. Lecz nie możemy niczego obiecać, póki nie znamy wymagań stawianych uczestnikom koalicji galaktycznej.
   Nadal żywił podejrzenia i dawał to Obcemu do zrozumienia.
   - By w pełni zrozumieć potrzebę współdziałania, musicie wpierw pojšć istotę samego transferu - mówił Pnotl. - Transfer jest zmodyfikowanš formš matermisji, choć w tak nieoczekiwanym aspekcie, że zaledwie jeden gatunek na tysišc odkrywa go samodzielnie.
   Minister Techniki skinšł głowš przypominajšc sobie, jak zawiła i skomplikowana okazała się metoda matermisji. By dokonać koniecznych obliczeń, należało przedtem opracować cały nowy system logiki. Owa logika pozwalała uniknšć paradoksu ograniczeń relatywistycznych i umożliwiała przesyłanie szczególnego rodzaju sygnału na odległoć wielu lat wietlnych, bez upływu czasu. Gdyby zatem transfer osobowoci okazał się jeszcze bardziej skomplikowany, technicy nie zdšżš szybko go opanować, nawet dysponujšc wszelkimi planami. Ostatecznie przez całe dziesięciolecia mimo usilnych starań nie podołały temu najtęższe umysły Imperium.
   - Zasięg transferu jest tysišckrotnie większy, wydatek energii za - tysišc razy mniejszy - cišgnšł Pnotl. - Dzieje się tak dlatego, że w istocie niewiele trzeba przekazać. Transferuje się wyłšcznie aurę Kirliana, ciało natomiast pozostaje na miejscu. Ciało, w którym mnie widzicie, jest animowane wyłšcznie siłš mego pola Kirliana; ono jednak szybko może zniknšć, jeli nie powrócę w odpowiednim czasie do własnego ciała, które znacznie się od tego różni. Niemniej jednak transfer w żadnym wypadku nie jest substytutem matermisji czy zgoła fizycznej podróży w Kosmosie. Stanowi tylko najbardziej oszc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin