MattRix Inwazja.txt

(20 KB) Pobierz
Mattrix

INWAZJA 

- "Nieznany skład chemiczny pozostawionych ladów wiadczy, że po raz 
kolejny mielimy do czynienia z Obcymi."
Qrtin nie mógł już tego słuchać. Niemal wykrzyczał komendę i słowa ucichły. 
Miał dosyć tego. 
Gdziekolwiek był cišgle słyszał o Obcych. Już nie tylko w mediach było o 
nich głono, ale nawet w jego odległym, ukrytym wród gór mikroskopijnym 
miasteczku wszyscy mówili tylko o tym.
Sšdził, że jak oderwie się od metropolii, jak zniknie ze wszystkich 
możliwych sieci i skanerów nie dopadnie go ogólnowiatowa panika.
Ale nie, nawet tu nie było już spokoju.
Może gdyby nie media ...
Qrtin westchnšł. Tylko patrzeć jak na bladoróżowym niebie pojawi się firmowe 
cygaro.
A chciał tylko odpoczšć ...
Zamiast tego jednak na wieczornym płomiennym niebie pojawiło się co innego.
Trwało to kilka mikrosekund, ale kilka osób w miasteczku zauważyło to co.
Zaraz potem w ogrodzie pojawił się znajomy hologram.
- Co ty tu robisz Ravni? - warknšł Qrtin.
- Bardzo cię przepraszam, ale mam takš pracę. Sam Xyrnen wydał mi polecenie 
przetrzšnięcia galaktyk we wszystkich kwadrantach, żeby cię odnaleć.
- Nie musiałe aż tak daleko szukać. - mruknšł Qrtin.
- Wolałby, żebym nie udawał i powiedział mu gdzie jeste? Zaszkodziłbym tym 
sobie i tobie. Xyrnen w dalszym cišgu nie wie, że ja wiem. Więc jak? Wrócisz 
dobrowolnie czy mam wysyłać po ciebie transport?
Qrtin westchnšł.
- Naprawdę sšdzicie, że to co tu się pojawiło to nie jest nasza sonda?
- U ciebie też co się pojawiło?! - wykrzyknšł zdumiony Ravni. - To zaczyna 
przypominać deszcz meteorytów. Co to było? Nie mielimy meldunku o żadnym 
obiekcie w twojej okolicy. 
- To znaczy, że nic tam nie było. - skwitował Qrtin. - Zapomnij, że o tym 
mówiłem.
- Ale ...
- Ravni! Po prostu zapomnij! Po co chcesz mnie cišgnšć?
Ravni przez chwilę starał się opanować drżenie dłoni. Poruszył szybko 
palcami, aby przyspieszyć efekt samouspokojenia się.
- No więc?
- Naprawdę nie wiem jak możesz zachowywać taki spokój.
- Ja po prostu w to nie wierzę.
- Tego też nie rozumiem.
- Do rzeczy! - przypomniał Qrtin.
- Ach tak, wezwanie. Nie znam jeszcze szczegółów, ale chyba ma to co 
wspólnego z dziwnym zasoleniem wód w Zatoce.
- Tak blisko? Macie już co?
- Nawet jeli tak, to ja jeszcze nic nie wiem. To jak?
- Będę tam jutro rano.
- Może lepiej ...
- Nie! Mam urlop! I chociaż raz w życiu, mimo że znowu odwołujecie mnie z 
niego, chcę wrócić zwykłym rodkiem transportu. Po tych cholernych cygarach 
zawsze rzygam.
- W porzšdku. To do jutra.
Ravni zasalutował i po chwili migotania jego hologram zniknšł.
Qrtin pomylał, że musi wymyleć lepsze zabezpieczenia. Tak, żeby nie mogli 
go znaleć nawet przez wzorzec komórkowy.
Wrócił do domu i zaczšł się pakować.
Do aluminiowej skrzyni wkładał wszystko co musiał zabrać ze sobš.
Pakował się i zastanawiał.
Był jednym z coraz mniejszego grona tych, którzy patrzyli na te "zjawiska" 
trzewiej niż pozostali.
Co z tego, że piercienie Saturna ulegajš przemianom? Przecież ich wytršcone 
z orbity kawałki nie mogłyby dotrzeć aż tutaj.
Co za idiotyzm!
Przemiany trwajš od około trzystu osiemdziesięciu lat i nasilajš się z 
każdym rokiem. Dowody tego procesu to już nie tylko wysyłane w tamten rejon 
sondy. To również tony materiału skalnego, który spadł w tym czasie na 
powierzchnię planety.
Ale jako nikt nie chce tego zauważyć.
Wszyscy zdajš się być pochłonięci ogólnš maniš panujšcš od jakich dwustu 
lat. 
Moda. Nic innego tylko zapanowała moda na Obcych.
Powieci, bardzo zresztš obrazowe, a potem filmy. No i muzyka.
Skšd oni do cholery mogš wiedzieć jakš muzykę lubiš Obcy? Jeli w ogóle 
istniejš.
A do tego wszystkiego kreksel.
Za spokojne mielimy społeczeństwo. Kto przypomniał sobie o tym, że 
naturalny kreksel był kiedy częciš naszych organizmów. W drodze ewolucji - 
czyli pozbywania się zapędów samo-destrukcyjnych - ten hormon zanikł. Więc co 
trzeba było zrobić? Wymyleć syntetyk. Cholerny syntetyk nigdy nawet nie był 
wpisany na listę rodków zakazanych. Zapomnielimy już o naszej niechlubnej 
historii. Zapomnielimy czym to się może skończyć.
Zażywali to wszyscy. Od trzydziestoletnich dzieci po najstarszych - nawet 
pięćsetlatków.
Więc jak się dziwić zbiorowej panice?
Kto kto w organizmie ma mniej naturalnych komórek niż kreksela, widzi i 
słyszy to czego nie ma.
Dobrze. 
Jeli nie fragmenty piercieni, to musi być inne wytłumaczenie. Oprócz 
Obcych.
Najbardziej sensownym sš sondy.
Zwykłe sondy, które po upływie ich gwarancji, albo uszkodzone, spadajš na 
powierzchnię. Nie zawsze niestety spalajš się w atmosferze. Robiš przy tym 
strasznie dużo wrzasku. Ale to ostatnie to wina konstruktorów.
Co za dureń zainstalował w ich sztucznej inteligencji instynkt 
samozachowawczy?
Co prawda ogranicza się on do piekielnych wrzasków we wszystkich możliwych 
językach i narzeczach - włšczajšc w to języki martwe - kiedy tylko sonda zacznie 
schodzić z orbity.
Oczywicie wg naukowców, którzy je wyprodukowali jest to system pozwalajšcy 
namierzyć takš spadajšcš sondę.
Tylko, że w przecišgu tych wszystkich lat, technologia produkcji sond uległa 
mutacji i jako nikt nie wišże tego z panujšcš panikš. Sondy już nie tylko 
wymyliły swój własny wewnętrzny język porozumiewania się - zapominajšc podesłać 
konstruktorom parę słowników - ale też stosujš przy "powrocie" na powierzchnię 
całš masę efektów specjalnych. Od migania wszelkimi kolorami, przez zmianę 
kształtu po wypuszczanie ze swoich wnętrznoci dziwnej substancji - oczywicie 
swojej produkcji - która wypala na powierzchni ziemi najróżniejsze kształty.
Konstruktorzy, jeżeli jacy jeszcze w ogóle żyjš, nie wiedzš już nawet jak 
zapanować nad tymi automatycznie produkowanymi wytworami chorej psychiki.
Qrtin o tym wszystkim wiedział.
Badał wszystkie te zjawiska tyle razy, że kiedy słyszał o kolejnym 
fenomenie, chciało mu się rzygać.
I dlatego nie wierzył.
Również dlatego, że w życiu nie zażył ani mikrograma kreksela.
Ale co z tego?
Wszyscy inni zwariowali na punkcie Obcych. 
*******************************************
Wahadłowiec wystartował zgodnie z planem.
Podano niadanie. wieżutkie, jeszcze ciepłe, a niekiedy wykazujšce ostatnie 
oznaki życia.
A potem zaczęło się.
W gazetach rozdawanych na pokładzie - Obcy.
W wiadomociach - Obcy.
Nawet komedia była o Obcych.
Przymocował na czole wyciszacz. Nie słyszał i nie widział już nic. Mógł w 
końcu odpoczšć. Zasnšć. Zrelaksować się.
Wyciszacz obudził go przed samy lšdowaniem. 
*******************************************
- Co macie tym razem? - zapytał Qrtin na widok Ravni'ego zamiast "dzień 
dobry".
- Jeli to co słyszałem jest prawdš to co bardzo ciekawego. Ale wolałbym, 
żeby usłyszał to od Xyrnen'a. Bezporednio. Za 10 minut masz być w jego 
gabinecie. 
*******************************************
Gabinet Xyrnen był zaciemniony.
Sam w sobie stwarzał wrażenie małego i dusznego. Xyrnen dopełniał całoci 
palšc niemal na okršgło długie dymišce i mierdzšce papierosy. ciany obwieszone 
były najróżniejszymi dyplomami, gratulacjami od wysoko postawionych urzędników, 
zdjęciami i orderami. Spomiędzy tego wszystkiego gdzie-niegdzie widoczna była 
stara i sczerniała od dymu papierosowego tapeta.
Zresztš chyba to tylko ona była tu niezaprzeczalnym autentykiem. Co do 
reszty nikt, ale do absolutnie nikt z Biura nie miał pewnoci.
Przywitał go zwyczajnie, to znaczy bardzo oschle, po czym przeszedł od razu 
do rzeczy:
- Mamy porwanych.
- Słucham? - Qrtin nie krył zdziwienia. - Jakich porwanych?
- Uprowadzonych. Obcy zrobili się tak bezczelni, że pod naszym nosem 
uprowadzajš nam obywateli.
- Ilu?
- Dwoje. Niejacy... - Xyrnen zajrzał do jakich papierów leżšcych przed nim. 
-Sirnum i Yverl.
- Kiedy, jak długo?
- I tu sprawa zaczyna się komplikować. Wyglšda na to, że zdarzenie miało 
miejsce około pięciu dni temu. I być może nie zostałoby odnotowane, bo ofiary 
nie miały żadnych wspomnień, gdyby nie dziwne blizny na ramionach. Trafili na 
jakich konsultantów od spraw z Obcymi, a ci polecili im wizytę u najlepszych 
psychologów w dystrykcie. Ci zastosowali hipnozę regresywnš, a gdy wyniki obu 
niezależnych badań okazały się niemal identyczne, zawiadomili nas. Ofiary nie 
wiedziały jak długo były uprowadzone, ale jeli wierzyć instrumentom 
czasomiernym w ich domach, co około 3 godzin.
- Rozumiem, że instrumenty czasomierne nie były uszkodzone?
- Nie, nie były. Tu masz wstępny raport. Chcę, żeby się z nim zapoznał. I 
chcę żeby wyjanił tę sprawę. Porozmawiaj z nimi.
- Dlaczego ja? A co robiš inni w tej sprawie? Jestem sam?
- Oni zajmš się innymi rzeczami. To ty masz przeprowadzić wywiady w ich 
domach, porozmawiać. Niech wykonajš parę rysunków. Ty w to nie wierzysz, jeste 
zawsze trzewo mylšcy. Wyłowisz choćby cień oszustwa. Tobie ufam najbardziej.
To miało być pochlebstwo.
Ale Qrtin wiedział, że nawet jeli znajdzie inne racjonalne wyjanienie, 
jego raport zostanie potraktowany przez wyższe służby jako archiwalny.
Trudno, musiał jednak wykonać polecenie.
Zabrał wstępny raport i bez słowa wyszedł z ciemnej nory Xyrnen'a. 
*******************************************
Mały domek na przedmieciu nie wyróżniał się niczym szczególnym. Ale to 
włanie tu zmierzał Qrtin.
Ostatni raz sprawdził adres i wysiadł z teleportera. Ten zniknšł natychmiast 
gdy Qrtin znalazł się na chodniku.
Wolnym krokiem ruszył w stronę domu, rozglšdajšc się dookoła.
Nic ciekawego. Cisza, spokój. Normalka.
Czasami o tym marzył.
Ale nie dane mu było zaznać tego wszystkiego.
Nawet staromodny, wręcz anachroniczny dzwonek do drzwi nie zdziwił go.
Nacisnšł go delikatnie, bojšc się, że rzeczywicie jest tak stary, że może 
go uszkodzić.
Nic się jednak nie stało...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin