Późniejsi zabójcy księdza Popiełuszki Piotrowski i Pietruszka działali w Zbroszy Dużej.doc

(51 KB) Pobierz
Późniejsi zabójcy księdza Popiełuszki Piotrowski i Pietruszka działali w Zbroszy Dużej

Późniejsi zabójcy księdza Popiełuszki

Piotrowski i Pietruszka działali w Zbroszy Dużej

http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=11136&Itemid=46

Pietruszka sprzedawał mu dywan

- To był czas walki z Kościołem. Komuniści lękali się, że inni pójdą za naszym przykładem. A Zbrosza położona jest 50 km od Warszawy. To było dla nich niebezpieczne. Tu pali się, iskry się rozlatują, jeszcze jedna padnie na ściernisko i wybuchnie ogień.

 Krzysztof Świątek

30.11.2013.

http://rodaknet.com/rp_art_5806_czytelnia_ksieza_niepokorni_ks_czeslaw_sadlowski.htm

- Nie damy ci spokoju do śmierci - usłyszał od jednego z ubeków na przesłuchaniu w '69 roku. Na celowniku mieli go późniejsi zabójcy księdza Popiełuszki, Grzegorz Piotrowski i Adam Pietruszka. Osaczyło go ponad 100 tajnych współpracowników. Ksiądz Czesław Sadłowski to jeden z tych kapłanów, którzy dla Solidarności narażali własne życie.

- To był koszmar. Kiedy wspominam, wszystko wraca - reaguje ksiądz Czesław, kiedy słyszy, że chcę napisać o jego zaangażowaniu w czasach opozycji.
Co było najgorsze?
- To, że oni byli wszędzie. Chodził człowiek z myślą, że napadną, pobiją. Nieraz nie mogłem spać, szczególnie po zamordowaniu księdza Popiełuszki. Pietruszkę rozpoznałem w telewizji, do Zbroszy przyjeżdżał też Piotrowski - przywołuje w pamięci dawne obrazy.

Zbrosza twarda jak zbroja

Do Zbroszy Dużej (mazowieckie) trafia w marcu '69 roku. Zostaje wikarym w parafii w Jasieńcu. Widzi z jakim trudem mieszkańcy Zbroszy pokonują 10 km do kościoła w Jasieńcu. Zaczyna myśleć o postawieniu w Zbroszy choćby kaplicy. W tym samym roku umiera jeden z rolników. Wdowa proponuje, by nowy budynek gospodarczy, jaki postawił, wykorzystać dla celów kościelnych. I tak w maju '69 roku oborę jako nową kaplicę poświęca kardynał Wyszyński. Ale już w lipcu władze ją likwidują, a księdza Czesława wywożą do Warszawy na przesłuchanie.
- Nie damy ci spokoju do śmierci - usłyszałem wtedy od jednego z ubeków - wspomina ksiądz Sadłowski. - Potem jeszcze tylko raz stawiłem się na przesłuchanie. Wzywali mnie wiele razy, ale zaprzyjaźniony prawnik powiedział mi: "Niech ksiądz nie chodzi, zdrowia sobie nie niszczy, ani na kolegia, ani na przesłuchania, bo nic z tego nie będzie". No i przestałem się stawiać. To była dobra metoda.


Przez następne lata odprawia msze św. w domach, czasem przy drodze albo lesie. W czerwcu '70 roku dochodzi do rozmowy między dyrektorem Urzędu ds. Wyznań Aleksandrem Skarżyńskim, a biskupem Jerzym Modzelewskim w sprawie odwołania ks. Sadłowskiego.

- Wiele razy proponowano mi przeniesienie do innej parafii. Ale wiedziałem, że jak przejdę, to ubecy mnie zniszczą. Tutaj w Zbroszy znałem ludzi, byłem blisko nich i oni mnie wspierali, nieraz ostrzegali, że ktoś kręci się wokół plebanii - mówi ks. Sadłowski. - Jezusowa metoda: iść do ludzi, szukać ich. Stawać pod ich drzwiami, a nie rządzić z kancelarii parafialnej. Nie wiem, czy bez ludzi bym przetrwał. Przecież ja miałem wokół siebie 123 tajnych współpracowników. To wynika z 9 tys. kartek formatu A4 zgromadzonych na mój temat, które dziś znajdują się w IPN - podaje.

Uciekał w przebraniu kobiety

Na przełomie roku '69 i '70 ks. Czesław otrzymuje kilka wyroków za "organizowanie nielegalnych zgromadzeń", czyli odprawianie mszy po domach i wyświetlanie filmów wypożyczanych z zachodnich ambasad. Na projekcje walą tłumy.
- Filmy wyświetlałem po mszach, np. na podwórkach jak tylko znalazłem kawałek białej ściany. Ludzie zjeżdżali jak na odpust. Pod wieczór okrywali się kocami i chłonęli tę inną niż PRL-owska, kolorową rzeczywistość. A komunistów krew zalewała - relacjonuje ks. Czesław.

Spokojnie tłumaczy komunistom, że organizowania nielegalnych zgromadzeń nie mogą mylić z odprawianiem mszy: "Ofiara mszy św. po raz pierwszy była sprawowana przez Chrystusa w zwykłym mieszkaniu. Świątynie powstały dużo później. Sprawowanie mszy uważam jako kapłan za swój najświętszy obowiązek i nie przestanę go spełniać nie tylko pod groźbą aresztu, lecz nawet utraty życia".
Musi się ukrywać, wymykać milicji i bezpiece. Któregoś zimowego dnia prowadzi ze Zbroszy do Jasieńca pogrzeb rolnika.
- Miałem już masę kolegiów i oni mogli mnie złapać gdzieś po drodze. Jakieś 2 km przed kościołem dostałem informację, że w Jasieńcu kręci się sporo tajniaków. "Prawdopodobnie będą chcieli księdza aresztować", mówi mi ktoś - opowiada ks. Czesław. - Poprosiłem więc, by w umówione miejsce podstawiono mi sanie i przygotowano chustkę na głowę. Po zakończeniu pogrzebu, zdjąłem z siebie sutannę i kożuch, przeskoczyłem przez parkan, a tam już czekały sanie i w nich kobieta. Zarzuciłem kobiecą chustkę na głowę i udało nam się minąć trzy posterunki milicji. Wróciłem bezpiecznie do Zbroszy, a wśród ludzi rozniosło się, że mnie aresztowali, co skonfundowało tajniaków.

Ubecy bali się przyjeżdżać do Zbroszy, bo we wsi stała sygnaturka i ludzie się zwoływali. Tajniacy mogli przypuszczać, że w obronie księdza stanie wielu mężczyzn.
W końcu sąd w Grójcu wymierza mu karę: trzy miesiące aresztu, bez prawa odwołania. Na rozprawę przyjeżdżają tłumy. Ks. Czesław kieruje sprawę do Sądu Najwyższego. Jest koniec stycznia '70 roku. Pod koniec sierpnia dochodzi do rozprawy.
- Kiedy wchodziłem, cieć powiedział mi: "Bądźcie spokojni, nie rozrabiajcie, wyrok będzie na waszą korzyść". A ludzi do Warszawy na tę sprawę też przyjechało sporo. I wyrok zawieszono na rok - opowiada ks. Sadłowski. - Prymas Wyszyński osobiście pisał do władz w mojej sprawie. Ale nie bez znaczenia był nacisk mieszkańców.

Boży cement

Ksiądz Sadłowski staje się dla władz groźny, bo organizuje społeczność Zbroszy i okolic. A władze tego obawiają się jak diabeł święconej wody.
Ks. Sadłowski: - Moje kazania były dla nich niewygodne. Próbowałem podnosić ludzi na duchu. Mówiłem o przywiązaniu do tradycji, wartości przekazanych nam przez rodziców, że to nasza siła.
Dlaczego władze tak strasznie obawiały się kaplicy w Zbroszy Dużej? - To był czas walki z Kościołem. Komuniści lękali się, że inni pójdą za naszym przykładem. A Zbrosza położona jest 50 km od Warszawy. To było dla nich niebezpieczne. Tu pali się, iskry się rozlatują, jeszcze jedna padnie na ściernisko i wybuchnie ogień.

W '72 roku miejscowy cieśla wykonuje prowizoryczną drewnianą konstrukcję, w której odbywają się nabożeństwa i przechowuje Najświętszy Sakrament. W marcu do wsi przyjeżdżają kawalkady milicjantów, którzy niszczą przenośną kaplicę i zabierają naczynia liturgiczne. Dochodzi do profanacji i o sprawie robi się głośno w zachodnich mediach. Tekst o Zbroszy i ks. Czesławie ukazuje się nawet w "New York Timesie", trąbi o tym Radio Wolna Europa. Dla komunistów sprawa staje się niewygodna i dlatego dają w końcu zezwolenie na budowę kościoła.

Na jednym z zebrań próbują jednak jeszcze coś ugrać. "Dostaniecie tę kaplicę, ale pewna osoba z waszej wsi musi odejść - słyszą mieszkańcy. "Chodzi o księdza Sadłowskiego?" - ktoś pyta. "Tak" - pada krótka odpowiedź. "No to chodźta chłopy, bo nie mamy tutaj co gadać" - rzuca natychmiast jeden z rolników i wszyscy wychodzą.

Władze ustępują i w sierpniu '74 roku konsekracji kościoła dokonuje prymas Wyszyński.
Ks. Sadłowski: - Te msze po domach i łączące nas cierpienie to był Boży cement, który niesamowicie scalił tę wspólnotę. Dzięki temu mogła potem szybko powstać Solidarność Rolników Indywidualnych. Ubecy mi bez przerwy dokuczali, ale podtrzymywali zwykli, prości ludzie. Ci, którzy przeżyli wojnę i byli w obozach mówili: "Proszę księdza, to wszystko upadnie. Hitler był taki mocny i też upadł".

Spotkanie z Piotrowskim po mszy

Wielu mieszkańców Zbroszy pracuje wówczas w zakładach w Radomiu i Ursusie. W '76 roku spotykają ich represje, są zamykani. Wtedy ks. Sadłowski spontanicznie organizuje zbiórkę pieniędzy przeznaczoną na pomoc prawną dla uwięzionych robotników. W '78 roku władze wprowadzają ustawę o ubezpieczeniach społecznych rolników. Składki są niewspółmierne do cen produktów żywnościowych. W ramach protestu powstaje Komitet Samoobrony Chłopskiej Ziemi Grójeckiej, który później przerodzi się w Solidarność Rolników Indywidualnych.

W Sierpniu '80 mieszkańcy Zbroszy wspierają robotników Wybrzeża. Wysyłają im pieniądze i owoce. Plebania staje się ośrodkiem działania opozycji. Ksiądz organizuje Uniwersytet Ludowy (wykłady m.in. z psychologii i prawa), prowadzi podziemną drukarnię (po latach okaże się, że w jednej z maszyn zamontowany był podsłuch). Do Zbroszy przyjeżdżają Lech Wałęsa, Jacek Kuroń, Zbigniew Bujak, Bronisław Geremek. [chcą sie uwiarygodnić, łobuzy MD]


Okres największych represji przychodzi dla ks. Czesława wraz z wprowadzeniem stanu wojennego. Na celowniku mają go późniejsi zabójcy ks. Popiełuszki: Grzegorz Piotrowski i Adam Pietruszka.
- Piotrowski przyjeżdżał do Zbroszy na msze, widywałem go w kościele. Obstawiał zawsze miejsce przy filarze, pod chórem. Kiedyś w Wielkanoc udzielałem chrztu i msza przedłużyła się do godziny i 10 minut. Piotrowski przyszedł zwrócić mi uwagę, że msza trwała zbyt długo - pamięta ks. Sadłowski.

 - Innym razem do Zbroszy przyjechał warszawą pomalowaną w różnokolorowe groszki Pietruszka. Razem z innym ubranym w garnitur mężczyzną wyciągnął z samochodu duży dywan i chciał mi go sprzedać. Ja mówię: "Proszę pana, nie mam pieniędzy, wykańczam kościół". "A może ksiądz ma kolegę, który chciałby kupić?". To spotkanie było na dwa tygodnie przed śmiercią księdza Jerzego. Później ludzie mówili, że oni mogli mnie zwinąć w ten dywan i wywieźć... Wtedy nie wiedziałem, że rozmawiam z Pietruszką. Rozpoznałem go w telewizji, kiedy była relacja z rozprawy po zabójstwie ks. Popiełuszki.

Zamachy na życie

Ksiądz Czesław staje się "obiektem obserwacji SB", a w roku '80 w Radomskim Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych zostaje opracowany "Program unieszkodliwienia proboszcza Sadłowskiego". Dochodzi przynajmniej do dwóch prób zamachu na życie kapłana. Wieczorem 6 kwietnia '82 roku "nieznani sprawcy" podpalają plebanię. Proboszcz ze Zbroszy przygotowuje w tym czasie z młodzieżą paczki dla biedniejszych rodzin z otrzymanych z zachodu darów.
Ks. Czesław: - Wracam na plebanię i widzę, że cały las jest oświetlony. Za drzwiami była butla gazowa i kuchenka i to wszystko mogło wybuchnąć. Zacząłem wołać młodych, ale już się rozpierzchli i nie słyszeli. Sprawcy uciekali na moich oczach do lasu. Prawdopodobnie myśleli, że jestem w środku. Innym razem miałem koło od samochodu odkręcone. Jechałem pod górkę z kierowcą i nagle się odkręciło.
Czy po zabójstwie ks. Popiełuszki i rozpoznaniu Pietruszki i Piotrowskiego nie obawiał się o swoje życie? - Nie mogłem potem spać. To jest ten koszmar - odpowiada. - Oni bez przerwy za mną łazili, krok w krok, nawet na obozy z młodzieżą. Ktoś przyjechał do mnie, przenocował, wychodzi, a tutaj esbek w progu sprawdza jego dokumenty. Przychodziły anonimy z pogróżkami, że jestem polityk i trzeba mnie wyrzucić.

Tajniacy na mszach ks. Czesława bywają często. Wiadomo z dokumentów IPN, że nagrywają lub spisują jego kazania. W niektórych relacjach złoszczą się, że "wysiadł im sprzęt techniczny". Ale w Zbroszy ks. Czesław mógł liczyć na krajan. Uprzedzali o grożącym niebezpieczeństwie i byli gotowi go bronić. A to paraliżowało esbeków. - Często ktoś pukał w okno i mnie uprzedzał: "Proszę księdza, Służba Bezpieczeństwa, jest ich sporo". Wtedy szybko wychodziłem w pole i nocowałem w sąsiedniej wsi. Ludzie mnie zresztą zapraszali: "Jakby ksiądz miał jakieś trudności, to u nas zawsze może przenocować".


W ubiegłym roku ks. Czesław został patronem szkoły podstawowej w Zbroszy Dużej. Na uroczystość przyjechał m.in. abp Kazimierz Nycz. - Chciano i zgodziłem się dla świętego spokoju - mówi skromnie ks. Czesław.

Dziś archiwizuje materiały z przeszłości, prowadzi duszpasterstwo i przygotowuje młodzież do bierzmowania. Jak patrzy na rzeczywistość społeczno-polityczną?
- W ludziach może budzić się gorycz, że ta Polska nie jest taka, jak sobie wymarzyli jeszcze w czasach komunistycznych. Mur berliński został rozwalony, ale jest on w naszych umysłach i sercach i nadal go trzeba rozwalać. Ludzie z dawnej nomenklatury są w różnych miejscach. Skoro na Litwie 5 tys. agentów sowieckich działa dziś w różnych strukturach, głównie energetycznych, to ilu musi być ich w Polsce? Na Litwie żyje 4 mln ludzi, a u nas prawie 40 mln. Trzy czwarte sędziów i prokuratorów jest z dawnej nomenklatury.

Obserwując przebieg walki o krzyż przed Pałacem Prezydenckim, mówi: - Rządzący znowu bali się wyjść do ludzi, by porozmawiać. A kiedy człowiek jest z ludźmi - jest mocny.
 

Krzysztof Świątek  28.11.2013r. Tygodnik Solidarność

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin