4. Kryzys euroTłumacz. z The Economist.docx

(26 KB) Pobierz

 

Nie porzucajcie nadziei! Euro przetrwało 2012 –

choć upłynie dużo czasu, zanim zostanie naprawione

 

[The Economist, 22 grudnia 2012 – z wersji drukowanej]

 

Czarnowidze gryzą się w język. Grecja nie opuściła strefy euro. Wspólna waluta nie upadła – i nie wydaje się prawdopodobne, by upadła w 2013 r. Willem Buiter z Citigroup obniżył szansę wyjścia Grecji ze strefy euro z 90% na 60%. W tym tygodniu agencja ratingowa Standard’s and Poor nawet podniosła ocenę wiarygodności kredytowej Aten o sześć stopni [notches], do poziomu B-. Pesymiści nie tyle przecenili problemy wspólnej waluty, co nie docenili politycznej woli przeprowadzenia działań powstrzymujących rozpad strefy euro – nawet, jeśli to nie wystarczy do naprawienia strukturalnych wad europejskiej waluty.

 

Traktat z Maastricht powołał do życia jeden, wspólny pieniądz bez tworzenia jednego, wspólnego państwa. Każdy z krajów członkowskich miał zatem samemu dbać o budżet i zasady polityki gospodarczej (często ignorowane), mające zapobiegać zaciągnięciu zbyt dużego długu. Miało nie dojść do ratowania państw przez ich wykupienie z długów[bail-out], czy to w sposób otwarty (przez kraje członkowskie), czy ukryty (przez Europejski Bank Centralny). Niemniej stopniowo uzdrawianie finansów stało się zadaniem zespołowym. Gdybyśmy byli w piekle Dantego, to euro właśnie przeniosło by się z ósmego kręgu (przedostatniego), w którym pochlebcy taplają się w ekskrementach, do trzeciego, w którym nieczystości spadają deszczem na ukaranych za grzech obżarstwa. Do zbawienia wszakże droga jeszcze daleka.

 

Naprawiającym pomaga fakt, że tymczasowy fundusz ratunkowy dla Grecji, Irlandii i Portugalii przekształcił się w mechanizm stały pod postacią Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (ESM). W dziele naprawy pomaga także powrót państw strefy euro do ratowania pierwszego grzesznika ze swoich szeregów, czyli Grecji (pierwszym grzesznikiem akurat były Niemcy, które przekroczyły dopuszczalną przez traktat z Maastricht granicę deficytu państwa ustaloną na 3% PKB i nie zostały za to ukarane; drugim grzesznikiem była Francja, z podobnymi zabawami z długiem i brakiem kary. Ateny właśnie otrzymują pieniądze z bail-outu, pozwalające Grecji funkcjonować. Kiedy przyjdzie stosowna chwila, (czytaj: po wyborach w Niemczech), powyższa miękka restrukturyzacja zapewne zamieni się w twarde umorzenie długu.

 

Problemy Hiszpanii i Włoch pobudziły banki do wzięcia na siebie części odpowiedzialności (i ryzyka). Już w sześć miesięcy po tym, jak liderzy strefy euro przyrzekli przełamać „zaklęty krąg banków i niezależnych państw”, dwunastego grudnia ministrowie finansów przyjęli ramy prawne na rzecz utworzenia jednego banku – nadzorcy (którym miałby być Europejski Bank Centralny). Po uruchomieniu mechanizmu ESM może on zostać użyty do bezpośredniego dokapitalizowania banków. Kolejny krok to ustanowienie mechanizmu naprawczego polegającego na zamykaniu lub restrukturyzacji banków mających problemy z użyciem wspólnych pieniędzy (jeśli nie wspólnego systemu gwarancji depozytów). Dla krytyków - unia bankowa powstaje powoli, acz jak na standardy Unii Europejskiej jest to prędkość światła.

 

Niemniej najważniejszym działaniem w 2012 roku była obietnica szefa EBC, Mario Draghiego, który zadeklarował poczynienie „wszystkiego, co tylko możliwe”, by powstrzymać rozpad strefy euro. EBC zadeklarował gotowość wykupu „nieograniczonych” ilości krótkoterminowych obligacji krajów zagrożonych, o ile podejmą one reformy, a poprzez mechanizm ESM także skupuje się obligacje. Koszt pożyczania pieniądza na rynku przez Włochy i Hiszpanię od tego czasu znacząco spadł.

 

Wszystko to jest witane z otwartymi ramionami, ale istnieje ryzyko popadnięcia w samozadowolenie. Zacznijmy od EBC. Do tej pory nikt nie sprawdził poziomu jego zaangażowania w ratowanie potrzebujących. Czy Hiszpania będzie potrzebować pomocy ? Czy Niemcy się na taką pomoc zgodzą ? Czy istnieje ukryta granica interwencji EBC ? Jeśli strefa euro zareaguje niechęcią wobec armat EBC, rynki znów mogą się odwrócić.

 

Na tę chwilę większa stabilizacja powinna pomóc gospodarce. Zarazem EBC podaje jednak, że strefa euro pogrążyła się w recesji pod koniec 2012 roku, z której uda się wyjść dopiero pod koniec roku 2013. Recesja jest głębsza w przeżywających problemy krajach peryferyjnych, a bezrobocie ciągle rośnie (ponad jedna czwarta młodych ludzi w Hiszpanii i Grecji nie ma pracy). Jeżeli wzrost gospodarczy nie powróci, to trudniej będzie ograniczyć deficyt, dług będzie rósł, a banki nadal będą słabe.

 

Przedłużająca się recesja i wysokie bezrobocie prowokują niepokoje, czy nie powstaną zawirowania polityczne. Sytuacja w Grecji jest zawsze chwiejna. Niepewność wróciła do Włoch. Premier-technokrata Mario Monti ustępuje, a nowe wybory odbędą się w lutym. Jego poprzednik Silvio Berlusconi wrócił do gry, odrzucając cięcia wydatków i „niemiecką hegemonię”. Ratowanie Cypru, które ma się zakończyć na początku 2013 roku, może się okazać pułapką. Kwoty potrzebne do uratowania finansów wyspy nie są duże, ale mogą się okazać za duże, by je spłacić. Poza tym wielu krajom Unii nie podobają się cypryjskie niskie podatki i wątpliwe związki tego kraju z Rosją.

 

Ma ktoś lepszy pomysł ?

 

Los euro będzie zależał w dużej mierze od decyzji krajów wykładających pieniądze, przede wszystkim od Niemiec. Nadchodzące wybory, przewidziane na jesień 2013, sprawią, że pani Merkel będzie coraz bardziej ostrożna w szastaniu niemieckimi pieniędzmi.

 

Francuskie wezwania do emisji wspólnych euro-obligacji zostały odrzucone wiele miesięcy temu. Inny pomysł Paryża, by stworzyć centralny budżet strefy euro, mający zrównoważyć skutki szoków gospodarczych, poległ na szczycie europejskim 13-14 grudnia. Te i inne propozycje stanowiły część „planu” długofalowych reform autorstwa Komisji Europejskiej (w tym zmiany traktatu) oraz podobnej, choć bardziej ograniczonej „mapy drogowej” (stworzonej przez przewodniczącego Rady Europejskiej, Hermana Van Rompuy’a). W samym szczycie kryzysu unijni przywódcy mieli poczucie, że niezbędne jest przedstawienie długoterminowej wizji, by uspokoić rynki. Po tym, jak napięcie opadło, również i ta wizja się ulotniła.

 

- To nie trup, to hibernacja – mówi Alexander Stubb, fiński minister ds. europejskich. Niemniej przyznaje, że widoki na wielką zmianę traktatu w celu ponownego zaprojektowania wspólnej waluty, ustępują. W dającej się przewidzieć przyszłości strefa euro będzie działać nie tyle w oparciu o prawdziwy fiskalny federalizm, co na podstawie zmodyfikowanego systemu z Maastricht, z zaostrzonymi regułami, z większymi pieniędzmi przeznaczonymi na sytuacje ekstremalne oraz z bardziej aktywnym bankiem centralnym.

 

Powyższa sytuacja może wystarczyć europejskiej walucie do przeżycia, ale nie do rozkwitu. W najlepszym wypadku, peryferyjne kraje będą wracać do zdrowia powoli, nawet jeśli przeszły głębokie reformy. W najgorszym przypadku brak długoterminowego planu może zachęcić rynki do zepchnięcia euro na dno finansowego piekła.

 

*

All hope not lost. The euro has survived 2012, but it will be a long time before it is cured
[The Economist, Dec 22nd 2012 | from the print edition]

THE doom merchants are eating their words. Greece has not left the euro. The currency has not collapsed. And neither seems likely in 2013. Willem Buiter of Citigroup has revised his odds on “Grexit” down from 90% to 60%. This week S&P, a ratings agency, even raised Greece’s credit rating by six notches to B-. Yet the pessimists did not overestimate the euro’s problems, so much as underestimate the political will to do enough to stop a euro break-up—even if not enough to repair its structural flaws.

The European Union’s Maastricht treaty created a single currency without a single state. Each country was meant to be responsible for its own budget and economic policies with rules (often ignored) to stop them running up too much debt. There were to be no bail-outs, either overt (by members) or covert (by the European Central Bank). Yet gradually cleaning up fiscal messes has become more of a collective endeavour. If it were in Dante’s Inferno, the euro would have moved from the eighth circle (the penultimate one), when flatterers are immersed in excrement, to the third, where foul stuff rains down on gluttons. Salvation is still a long way off.

It helps that the temporary rescue fund used to help Greece, Ireland and Portugal has become permanent, in the shape of the European Stability Mechanism (ESM). It helps, too, that the euro zone has recommitted itself to saving its first sinner, Greece. Long-delayed bail-out money is being released. Fiscal targets have been relaxed. And the terms of Greece’s loans have been eased. At the right moment (after the German election) this soft restructuring will probably turn into a hard debt-write-off.

The troubles in Spain and Italy have also prompted a sharing of responsibility (and risk) for banks. Just six months after euro-zone leaders promised to break the “vicious circle between banks and sovereigns”, finance ministers on December 12th approved the legal framework for a single bank supervisor (centred on the European Central Bank). Once it is running, the ESM may be allowed to recapitalise banks directly. The next step is a joint resolution mechanism to wind up or restructure troubled banks, with a common pot of money (if not yet a joint deposit-guarantee system). Banking union may seem to critics to be going slowly, but by EU standards it is being created at lightning speed.

The euro zone is also moving beyond its obsession with ever-tougher fiscal rules. Next June leaders will debate proposals for countries to sign “contracts” committing them to make structural reforms, in which needy countries could be offered money to ease the path for painful changes.

Yet by far the most important action in 2012 was the pledge by the ECB president, Mario Draghi, to do “whatever it takes” to stop the euro breaking apart. The ECB said it was ready to buy short-dated bonds of troubled countries in “unlimited” amounts, so long as they submit to reforms and the ESM also buys bonds. Borrowing costs for Italy and Spain have since fallen sharply.

All this is welcome, but there is a danger of complacency. Start with the ECB. Its commitment is still untested. Will Spain seek help? Would Germany agree? Is there a hidden limit to the ECB’s intervention? If the euro zone seems reluctant to use the ECB’s big bazooka, the markets may turn again.

For now, greater stability should help the economy. But the ECB says the euro zone went into recession in late 2012 and will recover only slowly in late 2013. The recession is deeper in the troubled periphery and unemployment is still rising (more than a quarter of workers and half of youths are jobless in Spain and Greece). Unless growth returns, deficits will be harder to close, the debt burden will grow and banks will stay vulnerable.

Prolonged recession and high unemployment also raise fears of a political backlash. Greece is always wobbly. Uncertainty has returned to Italy. Its technocratic prime minister, Mario Monti, is stepping down and a new election is likely in February. His predecessor, Silvio Berlusconi, has returned to the fray, denouncing spending cuts and “German hegemony”. The rescue of Cyprus, to be finalised in early 2013, will be tricky. The amounts involved are small, but may be too big for it to repay. Many others in the EU dislike Cyprus’s low taxes and dubious links to Russia.

A better road map, anybody?

The fate of the euro will depend as much on the choices of creditor states, above all Germany. Its approaching election in the autumn of 2013 will make Mrs Merkel increasingly cautious about staking more German money.

French calls for joint eurobonds were rejected months ago. An alternative French idea, to create a central euro-zone budget to help counter economic shocks, was killed off at the European summit on December 13th-14th. These and other proposals were part of the European Commission’s “blueprint” for long-term reforms (including treaty change) and a similar but more limited “road map” drawn up by Herman Van Rompuy, president of the European Council. At the height of the crisis, EU leaders felt it necessary to set out a long-term vision to reassure markets. Now that the pressure is off, the vision has gone as well.

“It’s not dead. It’s in hibernation,” says Alexander Stubb, Finland’s Europe minister. But he admits that the prospect of a big treaty change to re-engineer the euro is receding. For the foreseeable future, the euro zone will be based more on a modified Maastricht system, with tougher rules, more money in extremis and a more active central bank, than on true fiscal federalism.

This may be enough for the euro to survive, but not to thrive. At best, recovery in peripheral countries is likely to be slow, even if they have undergone deep reform. At worst, the lack of a long-term plan will invite markets to push the euro back down the rungs of financial hell.

4

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin