Helena Mniszkówna - Gehenna.pdf

(2946 KB) Pobierz
Helena Mniszek
Gehenna
czyli dzieje
nieszczęliwej miłoci
Tom
Całoć w tomach
Polski Zwišzek Niewidomych
Zakład Wydawnictw i Nagrań
Warszawa 1990
Tłoczono w nakładzie 100 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni Pzn,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
pap. kart. 140 g kl. III_Bš1
Przedruk z wydawnictwa:
"Promotro Sa"
Warszawa 1989
Pisał A. Galbarski,
korekty dokonali
K. Kopińska
i K. Kruk
Prawdziwa
i prawdopodobna
biografia Heleny Mniszek
Był rok 1909. W witrynach
księgarskich pojawiła się
ksišżka Heleny Mniszek o nieco
intrygujšcym, lecz bynajmniej
nie romansowym tytule:
"Trędowata". Mimo to krótko
gociła na półkach. Powędrowała
do ršk powcišgliwie życzliwych
"autorytetów" (E. Słoński, A.
Lange, W. Gomulicki) i
zachwyconych czytelników. I
wydanie, drukowane na koszt
własny autorki, rozeszło się
błyskawicznie. Od tej pory
upłynęło już 80 lat.
Wielokrotnie zmieniały się
rzšdy, powstawały i upadały
partie i stronnictwa, idee i
ideologie, dwie wielkie wojny
spustoszyły wiat, zmieniajšc
przy okazji mapę Europy i
naturalnie Polski, rodziły się i
umierały literackie awangardy,
pršdy i mody. Mniszkówna trwała.
Można by rzec - trawestujšc
znany slogan - jest wiecznie
żywa! No bo jakże inaczej
okrelić popularnoć
"Trędowatej", która do 1939 r.
Miała 16 wydań, a po wojnie
jeszcze dwa. Nieœmiertelny
romans ukazał się pod patronatem
nobliwej oficyny (Wydawnictwo
Literackie) korzystajšc z jej
renomy i splendoru. Cóż z tego,
że towarzyszyło temu
porozumiewawcze mrugnięcie okiem
pt. "czegóż nie robi się dla
pieniędzy?..." Przecież raz i
drugi (1972, 1988) kupiło tę
ksišżkę 100.000 czytelników. To
chyba o czymœ œwiadczy nawet,
jeœli to nazwiemy snobistycznš
modš na kicz.
Żywot "Trędowatej" na tym się
nie kończy. Przed wojnš powieć
miała dwie ekranizacje. (W 1926
r. ze Smosarskš i Mierzejewskim,
w 1939 r. z Barszczewskš i
Brodniewiczem), a po wojnie
trzeciš (1976 r.) oraz dwie,
typowo rozrywkowe adaptacje
telewizyjne.
Czytelnicy warszawskich
popołudniówek w latach 1971_#72
tj. "Kuriera Polskiego" i
"Expresu Wieczornego" mogli
również czytać Mniszkównę w
odcinkach, a warto wiedzieć, że
były to gazety ukazujšce się w
liczbie pół miliona egzemplarzy!
Dla pełnej inwentaryzacji
zjawiska, do cyfr tych
nieprawdopodobnie dużych a
głęboko bulwersujšcych koneserów
sztuki tzw. elitarnej należałoby
dopisać bliżej nie okrelonš,
choć bez wštpienia dużš, liczbę
tych "konsumentów", którzy
poznawali wzruszajšcš historię
miłoœci Stefci i ordynata
Michorowskiego czytajšc powieć
przepisanš na maszynie a nawet
ręcznie! Fakt ten to niewštpliwy
ewenement psycho_socjologiczny,
który jeden jedyny raz
odnotowała współczesna historia
literatury. Dla badaczy kultury
masowej owe "rękodzieła" sš
formalnie interesujšce, albowiem
struktura sentymentalnego
romansu, pełnego kunsztownych a
rozwlekłych opisów i analiz,
uległa w nich daleko posuniętej
trywializacji. Fabuła
ograniczana do samej akcji,
zmieniała powieć w
brukowo_zeszytowš wersję love
story.
Sšdzšc po tych rewelacyjnych
wręcz doniesieniach można by
mniemać, że Mniszkówna przez
całe życie zażywała sławy i
bogactwa. Nic podobnego. Pisarka
zupełnie nie umiała dbać o swoje
interesy. Była niepraktyczna i
niemiała, toteż zarabiali na
niej wszyscy, poza niš samš.
Największe firmy wydawnicze w
przedwojennej Polsce, drukowały
jej ksišżki: Gebethner i Wolff,
M. Arct, L. Idzikowski, K.
Rzepecki. I choć większoć z
nich miała kilka, a niekiedy
kilkanacie wydań, nikt nie
troszczył się o respektowanie
praw autorskich pisarki ani też
o poziom tej literatury. Nie
zachęcano Mniszkówny nigdy do
pracy nad tekstem,
stylistycznych poprawek, skrótów
itp., nie przysyłano też
egzemplarzy do korekty. Nic
dziwnego zatem, że była łatwym
obiektem ataków wszystkich
obrońców "prawdziwej" sztuki.
Właciwie można jej współczuć,
gdyż żyjšc na uboczu, na kresach
nie zaznała radoci, jakš daje
popularnoć, sympatia
czytelników, ich żywa reakcja na
widok ulubionej ksišżki. Poznała
natomiast aż nadto dobrze
wszystkie negatywne strony sławy.
W 1929 r. odpowiadajšc na
ankietę "Tygodnika Polskiego"
tak pisała:
"Owe najmilsze chwile były w
roku 1909. Ileż przeżyłam
wzruszeń, ile miałam zapału, jak
serdecznš i goršcš wdzięcznoć
dla nieodżałowanej pamięci
wielkiego naszego pisarza
Bolesława Prusa.
On pierwszy poznał moje
skromne poczštkowe utwory, a
potem "Trędowatš".
On pierwszy dodał mi otuchy i
zachęty do wydania "Trędowatej"
oraz do dalszej pracy. Sš to
wspomnienia niezatarte z duszy i
z serca, trwać będš zawsze, z
jednakowš wyrazistociš,
okraszone szczególnym urokiem.
Pokochałam go od razu jak
ojca, a gdy usłyszałam
wyczekiwany, decydujšcy dla mnie
wyrok, uniesiona szałem radoœci,
ręce Prusa przycisnęłam do ust.
Co robisz, królu mój!
Entuzjastka z pani! zawołał
ubawiony.
Mógł mnie nazwać entuzjastkš,
widzšc łzy szczęcia, płynšce z
moich oczu."
Póniej, jeli płakała to już
nie z radoci. Była nieustannie
i bez pardonu napastowana przez
krytyków. Ich niewybredne i
wręcz obraŸliwe wypowiedzi (np.
"kury sadzić zamiast pisać
ksišżki"), doprowadziły jš pod
koniec życia do stanu głębokiego
wyczerpania nerwowego. W liœcie
do Kornela Makuszyńskiego z 1938
r. zwierzała się: "Zgasłam Drogi
Panie (...) obolała od pocisków
i grzmoceń różnego kalibru
(...)".
Rozgoryczenie i smutek musiały
być tym boleniejsze, iż z tego
co wiemy o niej, była bardzo
wrażliwa, łagodna i dobra.
Wszyscy, którzy się z niš
stykali, czy to przyjaciele czy
ubodzy chłopi, mówili o niej z
sympatiš i szacunkiem. Mylę, że
warto zapoznać się pokrótce z
jej biografiš i nakrelić przy
tej okazji psychologiczny
wizerunek tej tak bardzo
kontrowersyjnej pisarki.
Helena Mniszek_Tchórznicka
urodziła się w rodzinie
zubożałych ziemian kresowych na
Wołyniu, 24 V 1878 r. Uczyła się
w domu i choć było to
wykształcenie doć staranne nie
miała możliwoci rozwinięcia
swoich talentów. Bardzo kochała
muzykę i dobrze grała, miała też
Zgłoś jeśli naruszono regulamin