Marsz Polonia-Polonia dla Polski.pdf

(896 KB) Pobierz
EMIGRACJA DLA POLSKI
Wystąp
foto: GP
Tadzia Minca i jego żonę Danusię Majdę poznaliśmy pod koniec lat pięćdziesiątych i zaraz się zaprzyjaźniliśmy. To
byli przez lata nasi najlepsi przyjaciele. Danusia była aktorką w łódzkim teatrze Kazimierza Dejmka. Była
niewielkiego wzrostu, trochę korpulentna i idealnie nadawała się do komediowych ról subretek. Patrzyłem z
podziwem (i z zazdrością), jak na plaży w Lisim Jarze wykonywała w powietrzu potrójne salto do tyłu. Gdyby była
Włoszką, to zaangażowałby ją Fellini. Tadzio też był aktorem w Teatrze Nowym – pamiętam go jako znakomitego
Szczęsnego w „Horsztyńskim” Słowackiego – ale niszczyła go trema – kiedy miał wyjść na scenę, bił za kulisami
głową w ścianę, żeby opanować strach, i ostatecznie został reżyserem. Nasza przyjaźń była trochę dziwna, bo
ciągle się kłóciliśmy, a powodem tego były różnice w poglądach politycznych. Danusia pochodziła z
warszawskiej rodziny robotniczej i poglądy miała socjalistyczne, Ewa i ja mieliśmy poglądy konserwatywne, a
Tadzio, który pochodził z rodziny łódzkich fabrykantów, miał poglądy ironiczne. To ironiczne spojrzenie na świat
wynikało niewątpliwie z doświadczeń jego młodości. Od Tadzia dowiedziałem się, że nie należy bać się ciemności,
lecz światła, bo w ciemności można się schować, a w świetle nie można. W młodości Tadzio trafił do łódzkiego
getta, a stamtąd, razem ze starszym bratem, pojechał do Oświęcimia. Tam Niemcy kazali łódzkim Żydom stanąć w
dwuszeregu i esesman krzyknął: – Kto jest elektrykiem, wystąp! – Brat szarpnął Tadzia za rękę, a on
powiedział: – Ale ja przecież… – bo o problemach elektryczności miał słabe pojęcie. Ale brat wyciągnął go z
dwuszeregu i dzięki temu nie poszli do komory gazowej, lecz pojechali do jakiegoś obozu koncentracyjnego na
Dolnym Śląsku, gdzie pracowali w podziemnej fabryce i gdzie doczekali się przyjścia Amerykanów. Potem brat
Tadzia wyjechał do Kanady, gdzie założył hurtownię instrumentów muzycznych, a Tadzio wrócił do Łodzi i zapisał
się do szkoły aktorskiej, gdzie poznał Danusię. Tę swoją oświęcimską przygodę Tadzio opowiadał mi, na moje
życzenie, wielokrotnie, a ja wypytywałem go o różne szczegóły, bo jego opowieść uważałem (i nadal uważam) za
bardzo pouczającą. Kiedy krzyczą : – Wystąp! – nie chowaj się za innymi i nie udawaj, że cię nie ma, bo
chowając się, możesz stracić życie. Zrób to, co zrobili bracia Mincowie – wystąp i stań twarzą w twarz –
nawet z mordercami – a wtedy może ocalisz swoje życie. Tego nauczył mnie mój przyjaciel Tadzio Minc.
Jarosław Marek Rymkiewicz
1353547455.002.png
1 kwietnia 2014
Szczerski: Wkraczamy w kolejną rosyjską
operację polityczno-militarną w grze z Zachodem
- Rozpoczęła się kolejna faza rosyjskiej operacji polityczno-militarnej w grze z Zachodem. Po zakończeniu
operacji wojskowej, rozpoczyna się druga cześć operacji – polityczna. Jeśli Putin zrealizuje fazę drugą, to
dopiero oznacza, że zaczęły się dla nas czasy niebezpieczne – pisze w komentarzu dla niezalezna.pl
Krzysztof Szczerski, poseł PiS, były wiceminister spraw zagranicznych. Analiza prof. Krzysztofa
Szczerskiego:
Rozpoczęła się kolejna faza rosyjskiej operacji polityczno-militarnej w grze z Zachodem. Faza pierwsza zakończyła
się zgodnie z założeniami: uzyskano zdobycze terytorialne wielkości ponad 25 tys. km2 (Krym) bez
strat własnych oraz wykazano niezdolność przeciwnika do mobilizacji wojennej i do konfrontacji militarnej.
Ukraińska armia nie była zdolna do stawiania oporu a armie zachodnie nie były gotowe do mobilizacji w
tym konflikcie , co zresztą potwierdza analizę, którą usłyszałem pół roku temu od jednego z wysokich dowódców
NATO w Europie, który powiedział, że w trakcie wycofywania wojsk z Afganistanu i co najmniej pół roku po
zakończeniu tej misji armie Sojuszu są niezdolne do jakiejkolwiek zwiększonej mobilizacji, tak bardzo są
nadwyrężone długotrwałym związaniem wojennym w odległych częściach świata (Irak, Afganistan) i potrzebują
czasu na reorganizację sił. Powstała w związku z tym naturalna pauza militarna na świecie i należało się, zdaniem
tego oficera, obawiać, że ktoś będzie chciał z niej skorzystać. Dziś już wiemy, kto to jest.
Dziś, po zakończeniu operacji wojskowej, rozpoczyna się druga cześć operacji – polityczna. Rosja nie spotkała się
z oporem Zachodu w fazie pierwszej, utrzymuje teraz inicjatywę w fazie drugiej. To Putin dzwoni do Obamy i
Merkel, to Ławrow w rozmowach z zachodnimi ministrami proponuje rozwiązania. A plan jest prosty: Rosja
przyłożyła Ukrainie pistolet do głowy (w postaci koncentracji wojsk na jej wschodniej granicy), a teraz oczekuje
koncesji za to, że go tymczasowo odłożyła. Zachód także potrzebuje wyjścia z konfliktu ukraińskiego z twarzą, aby
przykryć swoją bezradność i móc sprzedać obywatelom bajkę o swej skuteczności („ach, ta demokracja, ustrój dla
mięczaków” – śmieją się na Kremlu). Trzeba więc podsunąć rozwiązanie, które spełni te warunki.
I dzisiaj Putin negocjuje z USA i Niemcami ponad głowami całej reszty warunki kontraktu wobec Ukrainy .
Wiemy, że jego częścią jest propozycja federalizacji Ukrainy, co pozwoli na trwałe utrzymać rosyjskie aktywa we
wschodniej części państwa i mieć legitymizowany wpływ na decyzje Kijowa. Z pewnością częścią tego dealu będą
kwestie dotyczące infrastruktury energetycznej Ukrainy i surowców. Nie wiemy, co jeszcze. Cena, jaką Putin chce
wystawić Zachodowi za to, że będzie udawał, że został do czegoś zmuszony przez „mówiący jednym głosem
Zachód” jest jasny: teraz to państwa zachodnie mają przedstawić Ukrainie rosyjskie warunki, jako cześć pakietu
1353547455.003.png
reform, które będą się wiązały z pomocą dla nowych władz. Zachód wymusi i zapłaci więc za zmiany na Ukrainie,
które leżą w interesie Moskwy. Putin zreformuje zgodnie ze swymi oczekiwaniami Ukrainę bez strat własnych, tak
jak zajął Krym. Już w Kijowie jest grupa polskich ekspertów, która ma pomagać w reformie samorządowej,
skierowana tam przez Kancelarie Prezydenta. Ciekawe, czy przygotują plan dla federalnej Ukrainy?
Nie jest wykluczone, ze Rosja ma w zanadrzu i fazę trzecią. Jak już Zachód wyłoży pieniądze i zaangażuje się w
reformy na Ukrainie, Moskwa za pomocą rożnych dostępnych jej instrumentów zdestabilizuje
wewnętrznie Ukrainę tak, że wydane tam sumy okażą się stracone i nastąpi wielkie rozczarowanie i irytacja, a
demokracje zachodnie wymusza na swych rządach, aby zostawiły ten kraj w spokoju (czyli oddały go Rosji) i
zajęły się ciepłą wodą w krajowych kranach.
Wniosek jest jeden. Jeśli państwa zachodnie, a szczególnie USA i Niemcy, zdecydują się na układ z Putinem
wobec Ukrainy, to będzie to oznaczać, że Moskwie udało się: po pierwsze, uzyskać legitymizację swoich
roszczeń i działań wobec tego kraju (skoro za odstąpienie od inwazji na wschodzie Ukrainy uzyska ona
ustępstwa Zachodu), po drugie wciągnąć dwa wybrane przez siebie państwa do tajnego rozstrzygania poza
prawem międzynarodowym o przyszłości innych krajów (następna będzie Mołdawia), po trzecie wykazać słabość
Unii i NATO, po czwarte ośmieszyć Europe środkowowschodnią pokazując, ze można jej zdanie całkowicie
pominąć, bo jest przedmiotem rozstrzygnięć miedzy „możnymi tego świata” a nie politycznym podmiotem.
Jeśli Putin zrealizuje fazę drugą, to dopiero oznacza, że zaczęły się dla nas czasy niebezpieczne. Zbyt
trudne, by mógł je udźwignąć obecny obóz władzy w Polsce, bo to przerasta jego zdolności. Co gorsza, można się
spodziewać, że z radością przyjmie na siebie wyznaczoną mu przez możnych role w nowym spektaklu tego
teatrzyku marionetek.
zachodem
czwartek, 20 marca 2014
NIM WRÓCIMY DO JAŁTY
Wydarzenia związane z wojną na Ukrainie zmuszają do trzeźwej refleksji: ani upadek Związku Sowieckiego ani
odzyskanie wolności przez „demoludy” nie zmieniły zasadniczych fundamentów porządku jałtańskiego. Dokonany
wówczas podział wpływów i relacji międzynarodowych został dziś z całą mocą przypomniany.
Wprawdzie dążeniom wolnościowym Ukrainy towarzyszy przychylna narracja państw „wolnego świata”, deklaracje
pomocy i zapewnienia o wsparciu, to historia jest zawsze sumą faktów dokonanych, nie obietnic i werbalnych
1353547455.004.png
deklaracji.
Fakty zaś dowodzą, że zbrojna napaść Rosji na niepodległą Ukrainę nie została powstrzymana i nie spotkała się z
reakcją Zachodu. Dzisiejsze status quo wyznaczono komunikatem z 3 marca br. wydanym po dyplomatycznej
interwencji Niemiec: „ Merkel i Putin zgodzili się co do kontynuowania przez oba kraje konsultacji
dwustronnych i wielostronnych w celu normalizacji społeczno-politycznej sytuacji na Ukrainie .” Propozycja
złożona wówczas Putinowi w zasadzie sankcjonowała prawo Rosji do napaści na Ukrainę i czyniła z Moskwy
decydenta w sprawie przyszłości tego kraju. Przywódca Rosji już osiągnął ważne cele strategiczne: dokonał
przeglądu swoich kadr na Zachodzie, zweryfikował reakcje NATO, poróżnił i postraszył polityków unijnych,
wytyczył nowe granice ustępstw i zbadał rejestr korzyści płynących z amerykańskiego „resetu”.
Gdy wśród komentarzy dotyczących obecnej sytuacji przewija się pytanie o dalsze plany Putina, uwadze
komentatorów umyka rzecz znacznie większej wagi. Wojna na Ukrainie nie jest oznaką realizowania przez Kreml
jakiejś „tajnej strategii”, lecz wyrazem realizmu pułkownika KGB. Putin doskonale „odrobił” lekcję najnowszej
historii i wyciągnął trafne wnioski z błędów popełnianych przez przywódców Zachodu.
Wielu historyków wskazuje, że amerykańscy politycy i doradcy otaczający prezydenta Roosevelta w Jałcie byli
wręcz przekonani, że ZSRR to kraj antyfaszystowski, postępowy i demokratyczny. Ta sama fałszywa wizja
współczesnej Rosji od lat towarzyszy poczynaniom kremlowskich siłowików i decyduje o reakcjach „wolnego
świata”. Umocnił ją dogmat o „śmierci komunizmu” wsparty o ekonomiczne korzyści, jakie Zachód miał odnieść z
procesu „cywilizowania” Rosji. Pogoń za zyskiem oraz lęk przed naruszeniem interesów Moskwy, zbudowały oś
dzisiejszych relacji.
Kremlowscy stratedzy doskonale wiedzą, że nadrzędnym celem społeczeństw Zachodu nie jest prawda historyczna
bądź racje moralne, ale dobrobyt i spokój – i za obie te wartości gotowe są zapłacić każdą cenę. Józef Mackiewicz
w „Zwycięstwie prowokacji” trafnie ocenił ten mechanizm: „ Polityka Zachodu podczas wojny kierowała się
względami narzuconymi jej przez sojusz z Sowietami; polityka Zachodu po wojnie kieruje się względami
narzuconymi jej przez chęć pokojowej koegzystencji z Sowietami. ” Prowadzona przez ostatnie lata rosyjska
kampania propagandowo – dyplomatyczna sprawiła, że państwo to było postrzegane przez pryzmat potencjalnych
korzyści politycznych i ekonomicznych, jakie miały płynąć z „demokratyzowania” Rosji, nawiązywania z nią
kontaktów handlowych, otwarcia granic i drzwi do instytucji światowych. W oczach Zachodu „koegzystencja” z
Rosją jest możliwa, jeśli państwo to otrzyma „należną” mu strefę wpływów i zaspokoi swoje mocarstwowe
ambicje. Ten „georealistyczny” kierunek określał reakcje „wolnego świata” wobec ZSRR i po upadku Związku
Sowieckiego. Do dziś wyznacza zachowania w sprawie Ukrainy.
Nie wolno wierzyć, że tzw. wolny świat jest autentycznie zainteresowany suwerenną Ukrainą i wyrwaniem krajów
Europy Wschodniej spod kurateli Moskwy. Nowe władze Ukrainy już płacą ogromną cenę za poddanie się
naciskom unijnych dyplomatów, których troska dotyczy głównie „ nieulegania rosyjskim prowokacjom
wojennym ” i niepodejmowania walki zbrojnej.
Największego zagrożenia dla niepodległego bytu Ukrainy nie stanowią dziś zdezelowane ruskie tanki i
zdemoralizowana armia Putina, lecz pojałtańska polityka państw UE i USA, które za żadną cenę nie zrezygnują z
prób „cywilizowania” Rosji i paktowania z kremlowskim terrorystą. Przywódca Rosji cynicznie wykorzystuje ten
mechanizm i angażuje swoich dotychczasowych sojuszników w działania obezwładniające dążenia Ukrainy.
Militarnie słaba i technologicznie zacofana Rosja, nie musi nawet udowadniać swojej siły. Robi to za nią armia
tchórzliwych głupców wspierana przez zastępy agentury wpływu. Reszty dopełni ekspansywna sieć intryg i
rosyjskiej dezinformacji oplatającej współczesny świat.
Jak trafnie zauważył publicysta „Financial Times”, to „ nie Putin przechytrzył Zachód, lecz to Zachód dał się
przechytrzyć Putinowi.
Nim Ukraińcy dostrzegą to zagrożenie, znajdą się pod butem pułkownika KGB lub (w najlepszym wypadku)
podzielą los III RP i zakosztują dobrodziejstw pseudodemokracji budowanej w stylu postsowieckim. My, którzy
1353547455.005.png
od dwóch dekad doświadczamy tych skutków, powinniśmy bezwzględnie wykorzystać historyczny moment, gdy
wolno (a nawet wypada) mówić dziś o bandytyzmie Rosji i walce z rosyjską dominacją.
Dlatego refleksja związana z wydarzeniami wokół Ukrainy, nie może zatrzymać się na diagnozie sytuacji, lecz musi
kierować w stronę naszych, polskich problemów. W ostatnich siedmiu latach przynajmniej kilkakrotnie mogliśmy
dostrzec prawdziwe intencje „wolnego świata”. Entuzjazm, z jakim na Zachodzie powitano zwycięstwo wyborcze
Platformy w roku 2007 i 2011 nie wypływał przecież z troski o polskie sprawy i nie był efektem wysokiej oceny
przymiotów politycznych i intelektualnych przedstawicieli rządu Tuska. Podkreślano przede wszystkim, że
„pragmatyzm” nowej władzy pozwoli poprawić relacje z Rosją i wygasić „polską rusofobię”. To dlatego,
natychmiast po tragedii smoleńskiej pojawiły się na Zachodzie głosy nawołujące do pojednania polsko-rosyjskiego,
zaś niemieckie media nie ukrywały, że „ napięcia pomiędzy Polską a Rosją oznaczają dla Berlina kłopoty ”.
Życzliwość komisarzy i polityków Zachodu, a w szczególności serdeczności Angeli Merkel, mają bardzo konkretny
wymiar. W równym stopniu dotyczy on świadomości, że rząd PO-PSL jest tworem wyjątkowo słabym i podatnym
na unijne naciski, jak przekonania, że nie będzie on przeciwstawiał się Rosji ani tworzył przeszkód w realizacji
polityki pojałtańskiej.
Wyznanie uczynione przed kilkoma laty przez Donalda Tuska, iż celem polityki zagranicznej jego rządu
jest „usuwanie przeszkód stojących na drodze poprawy relacji rosyjsko-niemieckich” , najpełniej oddaje sens
tego podporządkowania.
Gdy za kilka miesięcy zatrze się pamięć o rosyjskiej napaści, a młyny propagandy rozpoczną swoją zwyczajową
robotę, powróci nie tylko dotychczasowa narracja, ale niezmienne pozostaną priorytety tego rządu. Szczególnie te,
wyznaczane europejską polityką „ współpracy i porozumienia z Rosją ”, w której nasz kraj ma spełniać rolę
nośnika obcych interesów.
O tym, że Rosja jest naturalnym wrogiem wszystkiego co wolne i niepodległe, nas – Polaków, nie trzeba
przekonywać. Nie trzeba nam też udowadniać, że zaprowadzone w III RP rządy „partii rosyjskiej” są gwarantem
interesów Moskwy i służą „pokojowej koegzystencji” Zachodu z kremlowskim satrapą.
Realizm nie pozwala oczekiwać rzeczy niemożliwych, a zatem wierzyć, że sojusze militarne i polityczne uchronią nas
od napaści i rosyjskiej dominacji. Po roku 1939 i 1945, kolejna data nie przyniesie przełomu w łańcuchu
dyplomatycznych draństw, zdrady i zawiedzionych nadziei. Żadna z „zachodnich demokracji” nie będzie umierać za
Polskę, tak jak dziś nikt nie chce nadstawiać głowy za wolną Ukrainę.
Realizm każe jednak rozumieć, że historię tworzą fakty i ten czas musi być wykorzystany do podważenia
„magdalenkowego” porządku, na którym zbudowano III RP. Stanowi on wierne odbicie ładu pojałtańskiego i
wszelkich „samoograniczeń” jakie narzucono Polakom.
Polski silnej i niezależnej, jakiej chciał prezydent Lech Kaczyński, nie da się zbudować z obecnym układem
rządzącym, jego pseudoelitami i antypolskim systemem wartości. Oparty na podległości wobec silniejszych i logice
kłamstwa smoleńskiego, reżim ten stanowi dziś główne zagrożenie przed którym stoją Polacy. Nigdy wcześniej nie
było to tak oczywiste, jak w dniach, w których widzieliśmy trupy na ulicach Kijowa.
Tak długo, jak agresja rosyjska zaprząta uwagę opinii światowej i decyduje o politycznych koniunkturach, jest czas
na obalenie tego układu.
Później wrócimy do Jałty.
Aleksander Ścios
Artykuł opublikowany w nr 12/2014 Gazety Polskiej
1353547455.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin