In flight fire.docx

(22 KB) Pobierz

              McDonell Douglas DC-9 kołował w kierunku pasa startowego. Tego dnia pogoda na Krakowskich Balicach była wręcz wyborna do latania. Prażące słońce, lekki zefirek i bezchmurne niebo, czyli warunki o jakich każdy pilot marzy.

- LOT 137 kołujcie na początek pasa 07/25 i tam czekajcie na pozwolenie. – Powiedział chrypliwym głosem kontroler lotów.

- LOT 137 zrozumiałem. Na początek pasa 07/25 i czekamy na pozwolenie. – Odrzekł kapitan Krzysztof Jarecki i powrócił do odczytywania check-listy – Oficerze czy klapy i sloty są ustawione?

- Tak, klapy i sloty ustawione na pozycje startu – rzekł drugi pilot Paweł Turski. Obaj przechodzili przez następne punkty listy sprawdzając gotowość samolotu do lotu, tocząc się powoli na początek pasa startowego. – Czy spytać o pozwolenie?

- Nie. Poczekaj aż zatrzymamy się na początku pasa. – Odparł spokojnym głosem kapitan.

- Tu Kraków wieża, LOT 137 jesteście już na początku pasa?

- LOT 137 tak, jesteśmy na początku pasa.

- LOT 137 W takim razie macie pozwolenie na start. Miłego dnia. Wieża bez odbioru.

- LOT 137 Dziękujemy. Wzajemnie miłego dnia – Powiedział kapitan i natychmiast zwrócił się do drugiego pilota – Startujemy.

DC-9 zaczął rozbieg rozpędzając się na rozgrzanym palącym słońcem pasie startowym, po czym gładko oderwał się od niego i zaczął się wznosić.

- Potwierdzam wznoszenie. Podwozie w górę. – Uśmiechnął się Paweł i dodał – Bułeczka z masełkiem.

Krzysztof odwzajemnił uśmiech, co rozładowało atmosferę stresu związaną ze startem. Jednakże po chwili zaczęły się problemy. Zapaliła się czerwona lampka sygnalizująca problem z akumulatorami. W kokpicie zawył głośny alarm, a zdezorientowana załoga zaczęła szukać przyczyny problemu.

- Problem z akumulatorami, czy straciliśmy któryś silnik? – Spytał zakłopotany lecz spokojny kapitan.

- Nie, wszystkie trzy silniki pracują na pełnej mocy startowej. Czy włączyć zasilanie awaryjne? Tracimy instrumenty!

Po kolei przestawały działać kolejne wskaźniki i urządzenia. Kapitan lakonicznie potwierdził drugiemu pilotowi by ten włączył dodatkowe zasilanie. Sam w tym czasie przeglądał jeszcze działające wskaźniki by znaleźć źródło problemów. Radio już milczało więc nie mogli zgłosić sytuacji awaryjnej. Skontaktował się także z stewardesą przez działający jeszcze interkom i dowiedział się o najgorszej z możliwych wiadomości – w przedziale pasażerskim jest dym. Tak więc powodem jest najprawdopodobniej ogień.

- Musimy natychmiast lądować! Obierz kurs na Balice, zasilanie zaraz powinno wrócić. Zawiadomię wieżę. – Wykrzyczał Krzysztof i spróbował skontaktować się przez radio. Dopiero po pół minuty udało mu się nawiązać połączenie – Wieża, tu LOT 137 Zgłaszamy sytuację awaryjną mayday mayday mayday! Dym w przedziale pasażerskim! Najpewniej ogień! Wracamy na Balice.

- LOT 137 potwierdzam. Podajcie liczbę pasażerów na pokładzie. LOT 137? LOT 137? LOT 137? – Kontroler lotów coraz bardziej nerwowo próbował wywołać samolot, lecz ten milczał. – LOT 137 zgłoś się! LOT 137? – W tym samym momencie z wieży lotniska można było dostrzec wielki wybuch i kulę ognia zaledwie parę kilometrów od lotniska.

***


              Hubert Klein dowiedział się o katastrofie z telewizji. Z miejsca zdarzenia nadawało bezpośrednio kilka ekip telewizyjnych. Był on śledczym do spraw wypadków lotniczych, tak więc praktycznie natychmiast zerwał się z fotela w swoim mieszkaniu i udał do auta. Przez telefon skontaktował się z przełożonym i umówił się z nim na Okęciu gdzie czekać miał na nich specjalnie wyczarterowany Embraer. W szybkim tempie dotarł na lotnisko i wraz z szefem i grupą kilku innych śledczych odlecieli do Krakowa. W trakcie lotu podjęli dyskusję na podstawie wiedzy zaczerpniętej jedynie z mediów, które bardzo chętnie zbierały wypowiedzi naocznych świadków tragedii.

- Panie Hubercie i jak pan sądzi? Wypadek czy może zamach? – Zapytał go zatroskany szef wydziału do spraw lotnictwa.

- W tej chwili nie będę gdybał. Trzeba zabezpieczyć teren, wydobyć czarne skrzynki i przyjrzeć się wrakowi. – Odpowiedział spokojnym tonem.

              Gdy wysiedli na Balicach policyjnym radiowozem zostali zawiezieni na miejsce wypadku. Widok był dla nich niesamowity, płonący wrak gaszony przez kilka zastępów strażackich, porozrzucane szczątki ciał, niektóre jeszcze płonące od paliwa lotniczego. Fragmenty wraku porozrzucane na ogromnym terenie podkrakowskiej łąki, na której rozbił się DC-9. Hubert natychmiast udał się do jednego ze strażaków i nakazał mu gasić sekcję ogonową, by czarne skrzynki nie ucierpiały w wyniku ognia. Lekarze wynosili martwe ciała i układali je nieopodal, nie było żywych. Wszyscy zginęli. Dwójka strażaków podeszła do ugaszonego już ogona z nożycami do cięcia metalu i dostali się do czarnych skrzynek. Obie pozostały nienaruszone, co dobrze rokowało na rozwiązanie tajemnicy. Policjanci momentami gonili przez pogorzelisko ludzi którzy pomimo oblicza tragedii przyszli na szabry. Wtem strażakom ukazał się osmolony człowiek w poszarpanym ubraniu, z nadpalonymi włosami. – Widzieliście gdzieś moją torbę? Miałem ją w rękach i gdzieś mi upadła. – Spytał spokojnym głosem zszokowanych strażaków – Mamy ocalałego! To niemożliwe ale mamy ocalałego! – Krzyczeli w kierunku Huberta. Ten natychmiast do nich podbiegł i nakazał im zaprowadzić rozbitka do karetki.

- Panowie, odpowiadacie za niego jajami. On może wyjaśnić nam całą sprawę. Musi być żywy – Powiedział na odchodne do załogi karetki po czym udał się do radiowozu który miał zawieźć go z czarnymi skrzynkami do miejsca gdzie mógłby odsłuchać rejestrator dźwięków z kokpitu.

              W surowym pomieszczeniu, gdzie zazwyczaj policjanci przesłuchują kryminalistów, było tylko krzesło i stół na którym stał magnetofon. W DC-9 rozmowy były nagrywane jeszcze na taśmie. Założył szpulę na odpowiednie miejsce i włączył nagranie. Słuchał uważnie, cofając często taśmę, gdy chciał się upewnić co do jakiegoś detalu. W tym wypadku każdy niuans, każdy dźwięk alarmu czy wypowiedź pilota mogły być kluczem do rozwiązania sprawy. Jednakże nagranie nie przyczyniło się do poznania odpowiedzi – Skąd ogień? Wszystko urwało się w momencie ogłoszenia sytuacji awaryjnej i powrotu na Balice. A samolot po tym komunikacie utrzymywał się jeszcze przez cztery minuty w powietrzu. Hubert zawiedziony udał się do szpitala, by przepytać o okoliczności wypadku jedynego ocalałego świadka.

- Dzień dobry, nazywam się Hubert Klein prowadzę śledztwo w sprawie wypadku – Powiedział do mężczyzny leżącego na łóżku

- Wie pan jakie tam było piekło? – Wymamrotał rozbitek. – Ogień był wszędzie, ludzie mdleli z dymu. Wygląda na to że przeżyłem tylko dlatego, że zabrałem butlę tlenową od omdlałej stewardessy.

- Czyli na pokładzie był ogień? Gdzie dokładniej?

- W środkowej części pokładu. Był tak intensywny że przepalił w ciągu kilku minut podłogę i zaczęły zajmować się fotele, tapicerka, wszystko. Ja… Ja ukryłem się w przejściu przy toaletach. Siedziałem tam nie wiem ile. Pewnie było to kilkanaście sekund, dla mnie to była wieczność. Byłem przekonany że zaraz się spalę, albo uduszę bo skończy się tlen w butli. To ostatnie co pamiętam. Potem obudziłem się na łące, prowadzony przez pana i strażaków.

- Jest pan pewien, że w środkowej części? – Spytał zdziwiony tym wyznaniem Hubert – Bo wie pan, gdzie jak gdzie, ale tam ognia nie powinno być.

- Z całą pewnością w środkowej części.

- Dobrze, to wszystko co chciałem wiedzieć. Niech pan szybko wraca do zdrowia – Powiedział, podając mężczyźnie wizytówkę – Niech pan się ze mną skontaktuje jeśli jeszcze coś by się panu przypomniało.

- Dobrze. – Mężczyzna chwycił za rękę Huberta – I niech pan się dowie dlaczego. Chcę wiedzieć. Moja córka tam była.

- To jest moja praca proszę pana. Sam chcę wiedzieć. Jak będę wiedział przekażę to panu osobiście. Dowidzenia – Rzekł wychodząc z sali.

***


              Przed szpitalem, gdy Hubert już kierował się do samochodu, zadzwonił jego telefon.

- Hubert Klein słucham?

- Panie Hubercie, musimy się spotkać i pomówić w bardzo ważnej sprawie – Odpowiedział poważny głos w słuchawce.

- Innym razem. Mam dochodzenie. – Odrzekł zdecydowanie.

- Koniecznie dziś. Dam panu znać co do miejsca. – Po czym mężczyzna się rozłączył.

              Hubert wsiadł do auta i skierował się z powrotem na miejsce wypadku. Tam z jednym z ekspertów od samolotów typu DC-9 ustalił, że ocalały pasażer nie może mieć racji. Pożar nie mógł wybuchnąć w tym miejscu samolotu. Tam znajduje się ładownia typu D która jest hermetyczna i każdy pożar samoczynnie się w niej ugasi. Inny śledczy stwierdził na podstawie ugaszonego już wraku, że ta ładownia owszem jest spalona, ale jest to najprawdopodobniej wynik pożaru już po rozbiciu się samolotu o ziemię. Uwagę Huberta zwróciły dziwne stalowe pojemniki, które przepalone walały się w okolicach pozostałości po tym luku bagażowym. Postanowił udać się na lotnisko i sprawdzić co do tego samolotu zostało załadowane. Pośród bagażu, poczty, i wszelakiej maści sprzętu elektronicznego natrafił na kilka podpunktów zatytułowanych „Paczki Rządu RP” przy których nie było żadnych adnotacji co do ich zawartości. Zdziwiło go to i postanowił zadzwonić do ABW by spróbować ustalić co się w nich znajdowało.

- Dzień dobry tu Hubert Klein…

- O, widzi pan, sam się pan z nami skontaktował – Przerwał Hubertowi znajomy już głos. – To bardzo miło. Przed lotniskiem stoi czarny Lexus. Proszę do niego wsiąść. Nie będziemy rozmawiali na takie tematy przez telefon. – Rozmówca znów się rozłączył. Chcąc nie chcąc Klein udał się do auta.

***

              Wsiadł to samochodu który natychmiast ruszył. Dwóch ludzi siedzących z przodu, ubranych w czarne garnitury nic nie powiedziało. Na pytanie Huberta dokąd go wiozą jeden z nich odpowiedział lakonicznie – Na miejsce. Wjechali w centrum Krakowa, niezaczepieni przez patrol policji wjechali we Floriańską i zatrzymali się na ulicy Św. Marka. Wysiedli i otworzyli drzwi Hubertowi. Klein wysiadł i udał się za nimi. W jednej z bram stał zaparkowany żółty Fiat Ducato. Odsunęli mu drzwi i kazali wejść do środka. Tam siedział wygodnie niski, grubawy mężczyzna o szpakowatych włosach.

- Witam panie Hubercie! – Powiedział szczerząc zęby. – Niech pan siada! Podróż miła? E na pewno miła. Przejdźmy do konkretów.

- Na to właśnie czekam Rzekł zniesmaczony nieco wyglądem jegomościa. – Chcę wiedzieć co było w tych rządowych paczkach. – Spojrzał surowym wzorkiem na mężczyznę.

- Pan chce wiedzieć? – Nadal szczerzył się – A po co pan chce wiedzieć? Ja panu powiem, że pan nie chce wiedzieć. Ba, musi nie mieć tej wiedzy!

- Jak to? – Zdziwił się Klein – Przecież moim obowiązkiem nadanym przez RP jest rozwiązać sprawę upadku tego samolotu. Być może, te paczki są kluczowe w tym.

- Są kluczowe… – Wstał i zaszedł siedzącego Huberta z tyłu – Nie są kluczowe… - Poklepał go po ramieniu – Nie panu to wiedzieć. Pan wiedzieć nie musi by rozwiązać sprawę. Pan ma wiedzieć, że ten pożar to jakiś wariat terrorysta podłożył.

- A skąd pan wie, że był pożar? – Klein ściągnął brwi.

- Panie Hubercie, przecież wszystkie telewizje o tym trąbią. – Powiedział i zaśmiał się szyderczo.

- No tak, ale czemu terrorysta. Czemu niby jakiś świr? Kto ma mieć w tym interes? – Oburzył się Hubert.

- Panie Hubercie… - Zachichotał Choćby pan. Wie pan, wypadki chodzą po ludziach. Chyba nie było by dobrze gdyby przejechał pana ktoś na pasach czy spadła panu cegła na głowę? – Znów mężczyzna poklepał go po ramieniu. – Chyba się rozumiemy. Ja mam pewien interes do pana, a pan, na to wychodzi, ma do mnie.

- To jest jawny szantaż!

- Czyżby? A może po prostu zabezpieczenie? – Spojrzał na zegarek. – No ale nad tym będzie się pan zastanawiał w drodze powrotnej. Premier jest bardzo ciekaw efektu naszych rozmów. – Zapukał w drzwi które otworzyły się po chwili. – Niech pan pamięta o tych wypadkach! Warto unikać.

Hubert wyszedł oburzony z busa. Mężczyźni z powrotem zaprowadzili go do auta i odwieźli go na Balice. Zadzwonił do jednego ze swoich podwładnych i poprosił by wysłali stalowe pojemniki do ekspertyzy laboratoryjnej. Udał się wydać oświadczenie mediom.
 

***

(…) Nie znamy jeszcze dokładnej przyczyny wypadku. Był nią najprawdopodobniej ogień na pokładzie, co zresztą potwierdził jedyny ocalały pasażer. Dokładne badania wraku i rejestratora danych będziemy mogli przeprowadzić dopiero jutro. Część podejrzanych bagaży zostało wysłane do analizy laboratoryjnej. Niestety w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej. Dziękuję państwu bardzo.

***

              Kleina obudził telefon. Spojrzał na budzik stojący na szafce nocną. Wskazywał on 3:03. Odebrał

- Halo Klein. – Powiedział zaspany.

- Hubert?! Przyjeżdżaj na Balicką. Do budynku UR. Pojemniki nie wiedząc czemu zaginęły! Mamy tylko fragment. Zaraz będziemy badać. Osobiście mam wrażenie, że dzieje się tu coś złego. – Odpowiedział głos w słuchawce.

- Dobrze, zaraz tam będę. – Odłożył słuchawkę. Od razu wiedział, że musi maczać w tym palce ABW. A konkretniej jegomość z którym miał wątpliwą przyjemność rozmawiać.

              Wstał, poszedł do toalety, przemył twarz, ubrał się szybko i służbowym wynajętym autem pojechał na wydział chemii Uniwersytetu Rolniczego. Tam już przy wejściu spotkał współpracownika z którym rozmawiał.

- Hubert! Nie zgadniesz co na tym znaleźliśmy. – Mówił rozentuzjazmowany – Mamy ten kawałek tylko dlatego, że schowałem go do kieszeni, bo zaciekawił mnie niebieski nalot, a chciałem Ci to pokazać.

- Dobrze, prowadź mnie do laboratorium. – Rzekł Klein ciągnąc kolegę za rękę.

              Gdy weszli do pomieszczenia zauważył rozradowanych odkryciem współpracowników. Oni wiedzieli już w jaki sposób powstał ogień.

- O Hubert! – Wręcz wykrzyczała rozradowana kobieta – Musisz to zobaczyć!

- No to mi pokaż. – Powiedział jeszcze zaspany, aczkolwiek udzielała mu się euforia znajomych.

- Na tym fragmencie pojemnika była taka mieszanina współczynników chemicznych które zarówno wytwarzały ciepło jak i tlen. – Opowiadała kobieta z ekscytacją – Właściwie wytwarzały tyle ciepła by rozgrzać taki stalowy pojemnik do czerwoności, by mogły od niego zająć się inne bagaże.

- No dobrze, ale w ładownia klasy D jest hermetyczna – Powiedział skonfundowany.

- Ale przez nieszczelny w pełni pojemnik wydobywał się wyzwalany w reakcji tlen który podsycał pożar. – Powiedziała z zadowoleniem. – Takie same czynniki chemiczne były używane przez terrorystów w ostatnich atakach. Samozapłon był wywoływany poprzez wstrząsy odpowiedniej skali.

- Czyli z tego wynika, że samolot musiał wpaść w turbulencję, która wywołała samozapłon. – Stwierdził ochoczo Klein. – Jadę zobaczyć co wydobyli z rejestratora danych! – Wybiegł z pomieszczenia i dopiero jadąc już autem zdał sobie sprawę, że przecież te pojemniki miały status „Paczki Rządu RP”.

***

              Gdy dotarł już na miejsce, większość danych została już zbadana i można było praktycznie w pełni odtworzyć przebieg lotu. Poprosił by pokazano mu przebieg wydarzeń tuż po starcie.

- Tu jest start panie Hubercie, wznoszenie, w tym momencie wpadają w lekką turbulencję spowodowaną przez startującego chwilę wcześniej Boeinga 737. – Powiedział odpowiedzialny za analizę danych mężczyzna. – Dopiero za trzy minuty zameldowali o problemach.

- Jesteś w stanie powiedzieć mi jak bardzo ta turbulencja rzuciła samolotem – Hubert miał problem jak wytłumaczyć mężczyźnie swoją prośbę – No wiesz. Czy bardzo nimi podrzuciło. To ważne.

- Oczywiście. Jest zmiana wysokości. Myślę, że źle umocowane bagaże podręczne mogły wypaść.

- A jak sądzisz – Spytał dociekliwie – Czy mogło ruszyć skrzynię w ładowni? Tak na oko sto kilo?

- Taką skrzynkę? Spokojnie. Niech pan spojrzy – Mężczyzna pokazał na krzywą wykresu – W tym dokładnie momencie mogło mieć takie miejsce.

- Dzięki, dzięki wielkie – Powiedział rozradowany – To jest przełom w sprawie. Panowie, świetna robota.

              Klein wybiegł z budynku i wsiadł do auta, zastanowił się chwilę i ruszył.

***

              Zajechał tuż pod budynek telewizji. Przedstawił sprawę jednemu z redaktorów na nocnej zmianie i stwierdził że musi natychmiast wydać oświadczenie. Dziennikarz natychmiast postawił studio na nogi.

***

              Dzień dobry państwu. Nazywam się Hubert Klein, jestem głównym śledczym w sprawie wypadku lotu 137. Chcę wydać oświadczenie, że tragedia ta została spowodowana poprzez pożar na pokładzie, który został zapoczątkowany w luku bagażowym tak zwanym klasy D. Został on spowodowany przez turbulencję wywołaną przez lot 489 a konkretnie Boeinga 737. Owa turbulencja spowodowała podrzuceniem samolotu, przez co przemieściły się ładunki Rządu Polskiego, w których znajdowały się niebezpieczne substancje, które w skutek wstrząsu doznały samozapłonu. Należy nadmienić, że substancje te nie powinny znaleźć się na pokładzie. Gdyby załoga wiedziała o ich obecności, nie podpisałaby manifestu ładunkowego i nie doszło by do startu. Ogień spowodował odcięcie załogi od podstawowych przyrządów umożliwiających jej sterowanie maszyną, a następnie zaczadzenie jej, co pośrednio spowodowało upadek. Dziękuję za uwagę.

***

              Klein wyszedł ze studia zadowolony z tego, że przedstawił ustaloną przez siebie wersję wydarzeń, nie dając się zastraszyć ABW. Wsiadł do auta. Ruszył do hotelu by przespać się choć kilka godzin, choć słońce nad Krakowem zaczęło wstawać. Hubert jechał spokojnie przez aleję Mickiewicza, był cały czas zadowolony z decyzji którą podjął. Dojeżdżał do skrzyżowania z Czarnowiejską. Na sygnalizatorze paliło się zielone światło. Wyprzedził go żółty Fiat Ducato, spojrzał na niego ze zdziwieniem. Ułamek sekundy później poczuł nagłe uderzenie. Jakiś samochód wpakował się wprost w bok jego auta. Ujrzał tylko uciekającą postać z auta sprawcy. Wsiadła do busa. Nastała ciemność.

***

              Hubert Klein, śledczy w sprawie katastrofy na Balicach, zaledwie kilka godzin po wydaniu oświadczenia zmarł w szpitalu w skutek obrażeń po wypadku samochodowym. W jego organizmie wykryto dwa promile alkoholu.

***

              Przełom w sprawie katastrofy na Balicach! Klein kłamał! „Znaleziono ciało zamachowca który podłożył ogień na pokładzie lotu 137.” – Takie stanowisko wydał nowy śledczy w sprawie katastrofy Balickiej.

***

              Po analizie Krakowskiej drogówki okazało się, że wypadek śledczego Huberta Kleina spowodowany był chwilową awarią sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu al. Mickiewicza i ul. Czarnowiejskiej – Dziennik Krakowski.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin