189 Rozdział 33 Piwnice Jame'a Gumba tworzš labirynt, w jakim zdarza nam się błšdzić tylko we nie. Dawno temu, przed wielu laty, kiedy był jeszcze niemiały, Gumb zażywał przyjemnoci w miejscach najgłębiej ukrytych, z dala od schodów. W najodleglejszych zakštkach znajdujš się schowki przeznaczone dla innych istnień, tych Gumb nie otwiera od lat. Niektóre z nich sš, by tak rzec, wcišż zajęte, chociaż odgłosy, jakie dochodziły zza ich drzwi, dawno osišgnęły najwyższy ton i umilkły. Poziom podłóg jest zmienny, może różnić się o mniej więcej trzydzieci centymetrów. Sš tu progi, które trzeba przestšpić, belki, przed którymi należy uchylić głowę. Niemożliwe jest toczenie tu przed sobš ładunku, ciężko jest wlec co z tyłu. Popychać za przed sobš co, co potyka się, płacze, błaga i uderza oszołomionš głowš o przeszkody jest trudne, a nawet niebezpieczne. Kiedy Gumb zmšdrzał i nabrał wiary w siebie, uznał, że nie powinien już dłużej zaspokajać swych potrzeb w ukrytych zakštkach podziemi. Obecnie używa do tego celu cišgu pomieszczeń bezporednio przylegajšcych do schodów, dużych izb z bieżšcš wodš i elektrycznociš. W piwnicy jest teraz kompletnie ciemno. Poniżej wysypanej piaskiem podłogi, w lochu, gdzie znajduje się Catherine Martin, panuje cisza. Pan Gumb jest tutaj, w piwnicy, ale w innym pomieszczeniu. Choć pokój pod schodami pogršżony jest w całkowitym mroku, pełno w nim cichych szmerów. Słychać kapanie wody, szum w rurach. Sšdzšc po niewyranym echu, pomieszczenie jest rozległe. Powietrze jest tu chłodne i wilgotne. Pachnie rolinnociš. O policzek ocierajš się skrzydła, w powietrzu słychać trzepot. Słychać także głęboki, nosowy, znamionujšcy przyjemnoć odgłos, odgłos człowieka. W pokoju nie ma fal wietlnych, w zakresie których widziałoby ludzkie oko, ale Gumb jest tutaj i widzi bardzo dobrze, chociaż tylko w różnych odcieniach zieleni. Ma na oczach znakomite noktowizyjne okulary (z nadwyżek wyposażenia armii izraelskiej, cena około czterystu dolarów); snop wiatła operujšcej w podczerwieni latarki kieruje na stojšcš przed nim drucianš klatkę. Siedzi na samym skraju krzesła, napięty, i obserwuje wspinajšcego się po łodydze owada. Młody imago wydostał się włanie z pękniętego kokonu tkwišcego w wilgotnej ziemi na dnie klatki. Wspina się ostrożnie po łodydze wilczej jagody i szuka miejsca, w którym będzie mógł rozpostrzeć swoje wilgotne jeszcze skrzydła. Wybiera biegnšcš poziomo gałšzkę. Gumb musi przekrzywić głowę, żeby lepiej widzieć. Powoli, stopniowo skrzydła wypełniajš się krwiš i powietrzem. Wcišż złšczone sš ze sobš nad grzbietem. Mijajš dwie godziny. Pan Gumb prawie się nie porusza. Włšcza i wyłšcza latarkę, dziwišc się zmianom, jakim podlega owad. Dla zabicia czasu owietla inne częci pokoju: wiatło pada na duże akwaria wypełnione roztworami garbnikowymi. Niczym wynurzajšce się z morza, pozbawione głów klasyczne rzeby, stojš w nich rozpięte na specjalnych formach jego ostatnie nabytki. wiatło obejmuje duży pokryty ocynowanš blachš stół roboczy z regulowanym kštem nachylenia, zaopatrzony w boczne osłony i otwory odpływowe. Wyżej uchwyt dwigu. Pod cianš długie wanny. Wszystko w zielonych odcieniach przefiltrowanej podczerwieni. Słychać trzepotanie, obraz przecinany jest fluoryzujšcymi smugami. Pozostawiajš je latajšce swobodnie w powietrzu ćmy. Gumb kieruje promień latarki z powrotem na klatkę, akurat na czas. Duże skrzydła owada unoszš się nad grzbietem, na przemian ukazujšc i zasłaniajšc rysunek. Teraz opuszcza je, żeby zakryć odwłok i słynny deseń jest w całoci widoczny. Z grzbietu ćmy spoglšda ludzka czaszka, wspaniale odtworzona na pokrytych włoskami łuskach. Pod ocienionym sklepieniem czaszki widać czarne oczodoły i wyrane koci policzkowe. Pod nimi ciemna plama, niczym wetknięty pomiędzy szczęki knebel. Czaszka opiera się na zarysie czego, co przypomina koć biodrowš. Czaszka wsparta o biodro, wszystko wyrysowane na grzbiecie ćmy przez zadziwiajšcy wybryk natury. Gumb czuje się dobrze i lekko. Pochyla się do przodu i delikatnie dmucha na ćmę. Owad podnosi ostrš ssawkę, skrzeczy ze złoci. Gumb przechodzi cicho niosšc latarkę do pomieszczenia, w którym wykopana jest studnia. Otwiera usta, żeby nie słychać było jego oddechu. Nie chce, by popsuły mu humor dochodzšce z otworu odgłosy. Osadzone w baryłkowatych oprawkach soczewki jego gogli wyglšdajš jak szypułkowate oczy kraba. Wie, że gogle w żadnym razie nie dodajš mu uroku, ale spędził w nich wspaniałe chwile w ciemnociach, kiedy oddawał się swym piwnicznym zabawom. Pochyla się i rzuca promień niewidocznego wiatła w głšb szybu. Materiał" leży na boku, zwinięty jak krewetka. Wyglšda na to, że pi. Obok stoi wiadro na odchody. Nie urwała po raz drugi sznurka, starajšc się głupio podcišgnšć na nim po pionowej cianie. We nie trzyma kurczowo przy twarzy rożek materaca i ssie kciuk. Przyglšdajšc się Catherine, omiatajšc jej postać wiatłem latarki, Gumb zastanawia się nad stojšcymi przed nim bardzo poważnymi problemami. Ludzka skóra jest skrajnie trudnym materiałem do obróbki, zwłaszcza jeli kto stawia jej tak wysokie wymagania jak on. Trzeba z góry podjšć podstawowe, dotyczšce materiału decyzje, a najważniejsza z nich dotyczy miejsca umieszczenia suwaka. Gumb przesuwa promień w dół, wzdłuż pleców Catherine. Normalnie umieciłby zamek z tyłu, ale w jaki sposób zdołałby się wtedy zapišć? Nie jest to rodzaj przysługi, o którš mógłby kogo poprosić, niezależnie od tego, jak podniecajšca byłaby to perspektywa. Znał miejsca i kręgi, w których jego wysiłki spotkałyby się z entuzjastycznym przyjęciem: sš jachty, na których mógłby z pewnociš zrobić furorę. Ale z tym trzeba będzie na razie poczekać. Musi mieć rzeczy, które będzie mógł sam na siebie włożyć. Z drugiej strony umieszczenie zapięcia z przodu byłoby więtokradztwem to w ogóle nie wchodzi w grę. W wietle podczerwieni Gumb nie może nic powiedzieć o kolorze skóry Catherine, widzi jednak wyranie, że materiał traci na wadze. Wyglšda na to, że kiedy jš wzišł, włanie się odchudzała. Dowiadczenie nauczyło go, że dobrze jest odczekać od czterech do siedmiu dni, zanim zdejmie skórę. Nagła utrata wagi czyni jš luniejszš i łatwiejszš w zdejmowaniu. Głodówka sprawia także, że materiał jest osłabiony i łatwiej sobie z nim poradzić. Jest bardziej uległy. Niektóre z egzemplarzy popadajš w odrętwienie i rezygnację. Z drugiej strony dostarczenie kilku niewielkich posiłków konieczne jest, aby nie doprowadzić do histerii i prób samobójczych, w wyniku których mogłaby ucierpieć skóra. Tak, zdecydowanie traci na wadze. Ten materiał miał szczególne znaczenie, podstawowe znaczenie dla całej jego działalnoci i nie był w stanie długo czekać, zresztš wcale nie musiał. Może to zrobić jutro po południu albo jutro wieczorem. W ostatecznoci pojutrze. Niedługo. KONIEC ROZDZIAŁU
lgoora