SŁ0WIANIE TU BYLI W żyłach współczesnych Islandczyków płynie nie tylko krew wikingów, o czym wiadomo od dawna, lecz prawdopodobnie także Słowian.
Według średniowiecznych kronik pierwszym mieszkańcem Islandii, wyspy położonej na północnym Atlantyku, był Norweg Ingolf Arnarson. Około 870 roku osiedlił się w miejscu, któremu nadał nazwę Reykjavik, czyli zatoka dymów. Nazwa ta nie jest przypadkowa, ponieważ w pobliżu założonej przez niego wioski znajdowało się wiele gorących źródeł, nad którymi unosiła się para wodna. W poszukiwaniu ziemi uprawnej w ślad za Ingolfem przybywali na Islandię kolejni osadnicy. Jak oceniają historycy, około 1000 roku na wyspie mieszkało niemal 30 tysięcy ludzi (obecnie żyje tam około 280 tysięcy osób). Od ponad tysiąca lat Islandczycy uważają się za bezpośrednich potomków Skandynawów. Ale kroniki opowiadają także o mężczyźnie zwanym Natfarri, który przybył na Islandię kilka lat przed Ingolfem Arnarsonem. Prof. Przemysław Urbańczyk z Instytutu Archeologii i Etnologii w Warszawie przypuszcza, że człowiek ten był Słowianinem, i to nie jedynym, jaki osiedlił się na wyspie w IX i X wieku. Teorię prof. Urbańczyka potwierdzają wykopaliska, które uczony prowadzi na Islandii wraz z międzynarodową ekipą archeologów. - O ekspansji Słowian na tereny północnoeuropejskie wiemy niewiele. Na pewno jednak byli nie mniej odważni i przedsiębiorczy niż Skandynawowie. Ślady ich obecności można znaleźć nawet na dalekiej północy - mówi prof. Urbańczyk. Większość współczesnych Skandynawów została wychowana w przekonaniu, że w okresie wypraw wikingów (IX-XI wiek) jedynie ich przodkowie podejmowali odważne wyprawy łupieżcze i handlowe, przemierzając rzeki i morza Europy, zwłaszcza jej wschodniej części. Według obowiązujących do niedawna teorii średniowieczna kultura północnoeuropejska była na znacznie wyższym stopniu rozwoju niż słowiańska. Skandynawskie znaczyło po prostu lepsze. Pierwszy, który odważył się zweryfikować ten pogląd, był szwedzki naukowiec dr Mats Roslund z uniwersytetu w Lund. W opublikowanej dwa lata temu książce "Goście w domu" dowodzi, że około roku 1000 "Słowianie mieli głęboki wpływ na kulturę skandynawską". Przynajmniej przez 250 lat w północnej Europie panowała prawdziwa "moda na słowiańszczyznę". Ceramika, której używano m.in. w Szwecji, była importowana między innymi z Rusi lub produkowana w Skandynawii na wzór ruskiej. Rzemieślnicze umiejętności Słowian były tak wysoko cenione, że zachęcano ich do osiedlania się w Szwecji oraz Danii i wytwarzania naczyń na potrzeby lokalnego rynku.
Publikacja szwedzkiego badacza wywołała burzę wśród skandynawskich archeologów i historyków. Dotąd żaden z nich nie zajmował się problemem słowiańskiego osadnictwa w północnej Europie. Uczeni skupiali się przede wszystkim na badaniu dziejów wypraw podejmowanych przez mieszkańców Północy. Dotychczas znane źródła historyczne: kroniki, sagi i znaleziska archeologiczne interpretowano jako dowody zwycięskiej ekspansji handlowej i osiedleńczej Skandynawów na tereny Rusi (gdzie założyli m.in. Kijów i Nowogród), północnej Francji (obszar, który skolonizowali, do dziś nazywa się Normandią, od Nordmann - człowiek północy) oraz Wysp Brytyjskich i Islandii. Zasiedlenie tej smaganej północnymi wiatrami wyspy było wielkim sukcesem kolonistów, bowiem Islandia była niezamieszkana, natomiast było na niej pod dostatkiem ziemi uprawnej. W portach Skandynawii żeglarze przekazywali sobie opowieści o rozległych obszarach, które za darmo można wziąć w posiadanie. Dzieje kolonizacji wyspy są bardzo dobrze udokumentowane. Obok sag zachowały się bowiem dwie kroniki, będące zapisem rodowych opowieści przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Pierwsza z nich to "Księga Islandczyków", którą około 1130 roku napisał mnich Ari Thorgilsson, zwany Uczonym, druga zaś to XIII-wieczna "Księga zasiedlenia", której autorem jest poeta, polityk i historyk Sturla Thordarson. Oba dokumenty podają mniej więcej te same informacje. Kroniki ze szczegółami opisują, kto i kiedy przypłynął na Islandię, podają nazwę fiordu, na którym się osiedlił, a także z kim się ożenił. A ponieważ na Islandii nazwy miejscowości nie zmieniły się od ponad tysiąca lat, archeolodzy bez problemu mogą zlokalizować domy pierwszych osadników. Zanim jednak powstał Reykjavik, na wyspę przypłynął Szwed Gardar Svafarsson. "Księga zasiedlenia" wspomina, że na Islandii zimował. Kiedy odpływał, jego statek ciągnął za sobą łódź, na pokładzie której znajdowało się troje ludzi: mężczyzna zwany Natfarri, czyli Nocny Wędrowiec (Skandynawowie zapewne nie potrafili wymówić jego prawdziwego imienia, dlatego nadali mu ten przydomek) oraz niewolnik i niewolnica. Z nieznanych przyczyn lina łącząca statek z łódką zerwała się, a wikingowie porzucili towarzyszy podróży. - Rozbitkowie osiedlili się na wyspie i to właśnie oni byli pierwszymi Islandczykami - uważa prof. Urbańczyk.
Kiedy kilka lat później na Islandię przybył wojowniczy Norweg Eywind Thorsteinsson, spodobała mu się farma, którą Natfarri wybudował dzięki pomocy niewolników. Wypędził Nocnego Wędrowca z jego ziemi, twierdząc, że ten w niewłaściwy sposób oznaczył granice swojej posiadłości. W kronice zapisano, że zamiast obyczajem Skandynawów palić ogniska na granicach pól lub zakopać kawałki srebra w określonych punktach, wyciął znaki na drzewach. Według prof. Urbańczyka dowodzi to, że Natfarri nie znał tradycji północnoeuropejskich, a więc nie pochodził ze Skandynawii. Przybył prawdopodobnie z Rusi, gdzie Gardar Svafarsson wraz ze swym ojcem prowadził interesy. Jest zatem bardzo prawdopodobne, że pierwszy Islandczyk był Słowianinem ze wschodniej Europy. Z dotychczasowych wykopalisk prowadzonych na Islandii wynika, że Natfarri nie był jedynym Słowianinem, który się tam osiedlił. Od kilkudziesięciu lat uczeni odkrywają na wyspie prawie kwadratowe półziemianki, czyli budowle, których podłoga znajdowała się poniżej poziomu gruntu. Ich powierzchnia nie przekraczała dwudziestu metrów kwadratowych, a piec zawsze znajdował się w rogu pomieszczenia. Dla Islandczyków przeznaczenie tych konstrukcji było nie lada zagadką. We wczesnym średniowieczu skandynawskie domy mieszkalne wyglądały bowiem zupełnie inaczej. Były to owalne, długie konstrukcje naziemne z paleniskiem pośrodku. Dlatego pojawiły się hipotezy, że w półziemiankach znajdowały się łaźnie lub magazyny do przechowywania mleka i serów. Według innych teorii w tych pomieszczeniach kobiety przędły i tkały. A ponieważ wszędzie, gdzie odkrywano te tajemnicze chaty, były one najstarszymi budowlami, pojawiła się też koncepcja "tymczasowych domów" wznoszonych przez pierwszych osadników tuż po przybyciu. - Kiedy uważnie przyglądałem się tym konstrukcjom, zrozumiałem, że mam przed sobą typowe słowiańskie chaty, znane z okresu wczesnego średniowiecza z rozległych terenów rozciągających się od Bałtyku po Bałkany i od Łaby po Dniepr - opowiada prof. Urbańczyk.
Obecnie polski uczony wraz z międzynarodową ekipą archeologów prowadzi na Islandii wykopaliska. Tylko na terenie jednej średniowiecznej osady Sveigakot odkrył trzy charakterystyczne, słowiańskie półziemianki. Zbudowano je po 950 roku. Udało się to ustalić, ponieważ w czasie ich wznoszenia budowniczowie naruszyli warstwę popiołów, powstałych podczas wybuchu wulkanu Veidivotn, jaki miał miejsce dokładnie w połowie X wieku. Do tej pory na terenie Islandii odkryto w kilkunastu miejscach dwadzieścia trzy podobne słowiańskie chaty. Ale tych nietypowych dla wyspy konstrukcji jest zapewne znacznie więcej, bo duża część wczesnośredniowiecznych osad nie została jeszcze w ogóle przebadana. Prace archeologiczne prof. Urbańczyka zbiegły się w czasie z islandzkimi ogólnonarodowymi badaniami genetycznymi, które przeprowadzono trzy lata temu. Okazało się, że najbliższymi europejskimi krewniakami mieszkańców wyspy nie są wcale Norwegowie, lecz Irlandczycy. Wyniki testów DNA Islandczycy odebrali jako cios w samo serce narodu, bo od setek lat czują się Skandynawami. Dlaczego jednak średniowieczni islandzcy kronikarze skrupulatnie odnotowali, że wyspę skolonizowali Norwegowie? Bo taką wersję wydarzeń dyktowały względy polityczne. Od początku istnienia kolonii wyspiarze uważali się za poddanych króla norweskiego. W 1262 roku, a więc kilkanaście lat po napisaniu "Księgi zasiedlenia", parlament islandzki oficjalnie przyjął ustawę o dobrowolnym przyłączeniu wyspy do Królestwa Norwegii. - Historycy czasami zapominają, że w wyprawach wikingów brali udział także przedstawiciele innych ludów. Każdy, kto znał język staronorweski i był gotów podporządkować się rozkazom dowódcy, mógł żeglować ze skandynawskimi wojownikami - mówi prof. Urbańczyk. Jedna z sag wymienia nawet pewnego Niemca o przezwisku Turek, który wraz z Erykiem Rudym popłynął na Grenlandię, a potem wziął udział w wyprawie, jaka w roku 1000 dotarła do wybrzeży Ameryki Północnej. Wiele wskazuje na to, że wśród pierwszych śmiałków, którzy kolonizowali Islandię, byli rzeczywiście Słowianie. Ale czy mężczyzna zwanyNatfarrim - Nocnym Wędrowcem - rzeczywiście pochodził z Rusi? Profesor Urbańczyk chciałby znaleźć odpowiedź na to frapujące pytanie. Pewne wskazówki umożliwiające rozwiązanie tej zagadki kryje "Księga zasiedlenia". Opisuje ona dalsze dzieje wygnanego z pierwszego domu Natfarriego. Mężczyzna osiedlił się w niewielkiej zatoce, która do dziś nazywa się Natffarvika czy po prostu - Zatoka Natfarriego. Obecnie można się do niej dostać niemal wyłącznie drogą morską. Przeprowadzenie wykopalisk w tym miejscu byłoby więc dla archeologów sporym wyzwaniem. Ale ostateczne wyjaśnienie zagadki pochodzenia pierwszego Islandczyka warte jest tego wysiłku.
Raynoldd