Odcinek 50 – Lizzy kontra Przyjacielska Niespodzianka.odt

(26 KB) Pobierz

Odcinek 50 – Lizzy kontra Przyjacielska Niespodzianka

Siedzieliśmy na lekcji Historii. Kendall po mojej prawej i Julie po mojej lewej. Słuchaliśmy, jak profesor Miller niechętnie opowiada o pierwszych zalążkach nazizmu, chociaż wtedy jeszcze nie powstała ta nazwa, w Europie. Spojrzałam na Madison, która pozbawiona obecności Logana, siedziała niedbale w ławce, robiąc wokół palców obrączki z gumy do żucia, co było dość obrzydliwe, bo kiedy guma się wyczerpała, brała ją z powrotem do buzi, żeby zacząć swoją czynność od nowa.

Sięgnęłam do kieszeni i zanim sięgnęłam do komórki natrafiłam na coś kującego. Z zażenowaniem stwierdziłam, że to tylko kolczyk Julie'go, który Thomas kazała mu wyjąć na angielskim. Spojrzałam na wyświetlacz. To tylko Logan.

-Coś o mnie? - zapytał Julie, ledwo słyszalnie.

-Nie. - pokręciłam głową. - Tylko Logan pyta jak dzisiaj w szkole z obecnością.

-A Logan to... - uniósł brwi, w nadziei, że mu wytłumaczę.

-Ten chłopak, który był u nas przedwczoraj. - odpowiedziałam, klikając „utwórz nową wiadomość”. - Ten z rękami w kieszeniach. Spisywał ode mnie starą pracę roczną...

-Dobra, już wiem. - przerwał mi, otwierając swój kołonotatnik.

Może mi się wydawało, ale Julie i Chris mieli jedną cechę wspólną. Przy wyborze zeszytów do szkoły wybierali te, które miały na okładkach zabytkowe samochody. Chociaż chyba z innych powodów. Pamiętam, jak to się zaczęło u Chrisa. Kiedyś chodziliśmy po szkolnym parkingu, jeszcze w Primary Ghost i po prostu ktoś przyjechał garbusem na meksykańskich numerach. Powiedziałam mu wtedy, że lubię takie samochody, bo ładnie wyglądają i od tamtej pory kupował takie notesy. Historia głupia, wiem, ale byliśmy tylko dziećmi. A teraz to był bardziej nawyk, niż zwykły przejaw przyjacielskiej empatii.

Do: Logan

„Nie ma tylko Ciebie i Coco. I Mad jest trochę smutno. Trochę, jakby straciła rękę. A właściwie, dlaczego Cię nie ma?”

Kiedy wysłałam wiadomość, nie musiałam długo czekać na odpowiedź. SMS zwrotny przyszedł od razu, jak tylko zdołałam odłożyć komórkę na miejsce.

Od: Logan:

„Zobaczysz, jak się zobaczymy. Na razie to tajemnica.”

Nie odpisałam. I bardzo dobrze, bo kilka sekund później przyszedł kolejny SMS od Logana.

„Dobra, podpowiem Ci. James ma dzisiaj urodziny. Przyprowadź go do Jogurtowni po lekcjach.”

James ma urodziny? Czemu wcześniej mi tego nie powiedzieli? Mogłam się jakoś przygotować, czy... Czy coś...

-Który to James? - zapytał Julie, spoglądając na wyświetlacz mojej komórki.

-Ja jestem James. - odpowiedział sam zainteresowany.

Kurcze, ten to ma uszy dookoła głowy.

~***~

Po lekcjach poszliśmy razem do Jogurtowni. Kendall i Carlos mieli miny, jakby wiedzieli co się kroi z dopiskiem „Nie powiemy wam nic, nawet, jak będziecie nas torturować.”

Wszyscy byli w Jogurth&Fun przynajmniej raz. Było to jedne z niewielu takich miejsc w Los Angeles, które rzadko grzeszyło klientelą i jeszcze jakimś cudem nie splajtowało. Wielkich dochodów z tego nie ma, ale CIA wciąż trzyma to miejsce. Pod spodem jest ich baza. Ciągnie się tak długo, aż po sklep. Tunelami, celami... Potrzebowałam kilku dni, żeby nauczyć się chodzić po tych korytarzach, tak, żeby się nie zgubić. Początkowo, jak James zobaczył wywieszkę na drzwiach zrobił bardzo zakłopotaną minę.

-Zamknięte? - jęknął, a Din pocieszająco ścisnęła jego palce. - I po to mnie przyprowadziliście?

Ledwie zdołał to powiedzieć, a drzwi się otworzyły i na zewnątrz wyjrzał Logan uśmiechnięty od ucha do ucha.

-Co tak stoicie, a nie wchodzicie? - zapytał, roześmiany od ucha do ucha. - Impreza już gotowa. No już! Ruszać tyłki.

Ze zdziwieniem weszliśmy do środka i zauważyliśmy, że wnętrze jest przyozdobione kolorowymi balonami, wężami i konfetti. Sarah stała przed ladą i trzymała tacę z kolorowym tortem, który wyglądał, jakby był całkiem zrobiony z lodów, a nawet zaczął się powoli rozpuszczać.

-Wszystkiego najlepszego, James.- powiedziała uradowana. - Niestety, nie ma świeczek, ale jakbyśmy zapalili chociaż jedną, nie byłby taki ładny.

-Rety, pamiętaliście? - zapytał z szerokim uśmiechem. - A bałem się, że nie dostanę nawet życzeń. Jak w tamtym roku. - wycedził przez zaciśnięte zęby.

-Oj, było, minęło. - Carlos machnął ręką. - Nie wszyscy wiedzą, kiedy masz urodziny, ale dzisiaj naprawiamy błąd sprzed roku. Nie ma co wypominać.

James pokręcił głową, a zza pleców Sary wyłonił się Chuck, trzymający coś, co wyglądała jak wielka babeczka z zapalonymi świeczkami w kształcie cyfr jeden i siedem.

-Jednak zdążyłem. - powiedział, jakby odetchnął z ulgą. - Pomysł Sary był dobry, ale miał pewne wady. Dlatego postanowiliśmy go uzupełnić.

-Marzenie, to nie jest, ale świeczki są.

Pokręciłam głową, patrząc na cała tą scenę. Nie mogłam uwierzyć, że zrobili to wszystko za moimi plecami. Skrzyżowałam ramiona i oparłam głowę o ramię Kendalla, patrząc jak James dmucha świeczki na babeczce.

-Dlaczego mi nie powieliliście? - zapytałam półszeptem.

-I tak masz dużo na głowie. - odpowiedział, całując mnie w czubek głowy. - Chłopaki stwierdzili, że lepiej nie angażować Cię w przygotowania. W końcu nie możesz spuszczać go z oczu.

Powiedział, wskazując na Julie'ego, który rozdawał talerzyki z porcją lodów ukrojonych jak tort. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że to nie jest mrożony jogurt, tylko pełnokaloryczne lody na serwatce mlecznej. W końcu raz na jakiś czas można sobie pozwolić.

-Niby tak, ale nie czuję się, jakby był moją kulą u nogi. - odparłam, siadając mu na kolanach. - Jeszcze nie było prawdziwego zagrożenia. No i nie wiem, dlaczego miałby być celem terrorystów.

-Mówiłaś, że jego mama była sędzią. - przypomniał.

-I to jedną z najważniejszych. - przyznałam, zarzucając mu ręce na szyję. - Chyba nie myślisz, że może znać jakieś szczegóły spraw. Z drugiej strony... Jeśli on coś wie, to jest jedyną szansą na odtworzenie niektórych akt, które przepadły.

-Przepadły? - powtórzył.

-Teczki, które sędzia Peterson trzymała w domu spłonęły, a jakiś czas temu jakiś tajemniczy wirus zniszczył część danych cyfrowych. - wyjaśniłam.

-A baza danych Twojego taty?

-Straciliśmy nowe dane. - pokręciłam głową, odgarniając kosmyk włosów za ucho. - Te, które zgromadził tata są sprzed dwudziestu lat. Nie ma szans. Może jeśli chodziłoby o jakieś nazwiska starych wyjadaczy, ale od tamtej pory w Kręgu więcej ludzi przybyło niż ubyło, więc nie ma szans.

-A mój ojciec? - zapytał łamiącym się głosem. - On też był w tym Kręgu?

-Z tego, co wiem, tylko jako dostawca. - powiedziałam, całując go w policzek. - Nie ma co tego rozdrapywać. - powiedziałam, głaszcząc go po policzku. - Co było, minęło. Nie masz co się tym przejmować. I nie ciąży na Tobie żadne piętno. - powiedziałam, po raz setny, kiedy już otworzył usta, żeby mi zaprzeczyć. - Już Ci to mówiłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie mam siły, pisać więcej, wybaczcie. Wyszło tyle i ani słowa więcej.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin