Serdeczne podziękowania dla:
Rene - Noir - Trinity - Herbatki - Kasi - Tysi
za pomoc w stworzeniu wersji cyfrowej.
czyli MYŚLAŁ INDYK O NIEDZIELI,
A W SOBOTĘ ŁEB MU ŚCIĘLI.
Rozdział 1
Gdy zadzwonił telefon miałam ręce po łokcie zanurzone w
spienionej wodzie do mycia naczyń.
- Odbiorę - zaoferowała się moja pasierbica, Jesse, szybko
wrzucając dwie szklanki i widelec do zlewu.
Wataha wilkołaków, która jada razem, trzyma się razem,
pomyślałam, zeskrobując uparte pozostałości jajka za talerza.
Nie wszyscy członkowie stada przychodzą na niedzielne
śniadania; niektórzy z nich posiadają rodziny, zupełnie jak zwykli
ludzie lub pracują w weekend. Śniadania nie są obligatoryjne,
ponieważ to zupełnie zepsułoby ich cel. Darryl, zastępca Adama,
który zwykle przygotowywał posiłki, jest pieruńsko dobrym
kucharzem i jego jedzenie przyciąga każdego, kto mógł przyjść.
Zmywarka do naczyń pracowała pełną parą. Według mnie
reszta naczyń mogła poczekać na swoją kolej, ale Auriele,
partnerka Darryla, nie chciała o tym słyszeć.
Nie sprzeczałam się z nią, ponieważ byłam jedną z trzech
osób w hierarchii watahy, które stały nad nią, więc musiałaby mi
się podporządkować. Wydawało mi się to oszustwem, a ja nigdy
nie oszukiwałam.
Chyba, że walcząc z moimi wrogami, wyszeptał głos w
mojej głowie, który mógł być mój, ale raczej należał do Coyote.
Drugi
powód
podporządkowania
się
był
bardziej
wyrachowany. Auriele i ja zaczynałyśmy się dogadywać. Spośród
trzech kobiet w stadzie, obecnie tylko ona zachowuje się
przyjaźnie w stosunku do mnie.
Auriele także nie jest zadowolona z tego, że jestem
partnerką alfy, ponieważ jestem kojotem wśród wilków. Uważa,
że to nie działa dobrze na morale watahy. Sądzi też (i tu ma
rację), że ściągnęłam, wraz ze swoim dołączeniem, kłopoty na
stado. Lubi mnie wbrew sobie. Przywykłam do towarzystwa
mężczyzn, ale miło jest mieć jakąś kobietę, oprócz nastoletniej
Jesse, która chce ze mną rozmawiać.
Zatem, by zadowolić Auriele, zmywałam naczynia, którymi
mogła zająć się zmywarka, nie zważając na pieczenie,
spowodowane
gorącą,
dostającą
do
ranek
charakterystycznych do mojego zawodu, wodą - pościerane
kostki są stałymi towarzyszami każdego mechanika. Auriele
suszyła naczynia, a Jesse na ochotnika ogarniała kuchnię. Trzy
kobiety umacniające więzi podczas nieprzyjemnych obowiązków
domowych - moja matka byłaby zadowolona, gdyby mogła to
zobaczyć. Ta myśl utwierdziła mnie w postanowieniu, że w
przyszłym tygodniu mężczyźni będą sprzątać. Poszerzanie
zakresu umiejętności wyjdzie im na dobre.
- Na drugi semestr moich zajęć uczęszcza pewien dzieciak -
Auriele zignorowała dzwoniący telefon, dźwignąwszy stos talerzy
na półkę kredensu ze stęknięciem. Waga talerzy nie była
problemem - Auriele jest wilkołakiem; może wrzucić
dwustukilogramowe kowadło na półkę. Chodziło o to, że musi
przy tym stanąć na paluszkach. Jesse ominęła ją, by dostać się do
telefonu.
- Wszyscy nauczyciele uwielbiają Clarka - ciągnęła Auriele. -
Wszystkie dziewczęta i większość chłopców także. A on kłamie
jak najęty. - „Enrique ściągnął ode mnie” powiedział mi, gdy
spytałam, dlaczego obaj mają takie same błędy. Enrique przybrał
zrezygnowany wyraz twarzy; uważam, że Clark nie raz już go tak
załatwił.
- Rezydencja państwa Hauptmanów - oznajmiła Jesse
radośnie. - Czym mogę służyć?
- Jest Adam?
- Powiedziałam mu zatem... - Auriele nagle przestała mówić,
jej wrażliwe uszy usłyszały znajomy głos na linii.
- Muszę porozmawiać z Adamem - głos byłej żony mojego
męża był przepełniony łzami. Christy Hauptman łkała
rozpaczliwie i nieco histerycznie.
- Mamo? - spytała Jesse drżącym głosem. - Mamo, co się
stało?
- Idź po Adama.
- Mamo - Jesse spojrzała na mnie gorączkowo.
- Adam! - zawołałam. - Christy przy telefonie, chce
rozmawiać z tobą!
Był w salonie, rozmawiał z Darrylem i kilkoma osobami,
które zostały po śniadaniu, więc nie musiałam za bardzo
podnosić głosu. To nie pierwszy raz, gdy Christy czegoś
potrzebuje.
Użeranie się z Christy zazwyczaj przyprawia mnie o ostry
nieżyt żołądka. Nie z powodu tego, co mogłaby zrobić mnie i
Adamowi, ale przez Jesse, która kocha matkę, ale obecnie stara
się nie przestać jej lubić. Moja pasierbica cierpi, za każdym
razem, gdy dzwoni ta kobieta, a ja nie mogę temu zapobiec.
- Już idzie, mamo - uspokoiła ją Jesse.
- Powiedz mu, żeby się pośpieszył - błagała Christy.
Zrozpaczona, rozhisteryzowana, we łzach - to nie było nic
nowego. Jednak brzmiała też na przerażoną. Takiej jej wcześniej
nie słyszałam.
Adam wszedł do kuchni i z ponurego wyrazu twarzy
wyczytałam, że słyszał ostatnią wypowiedź Christy. Wziął
słuchawkę od Jesse i objął ją drugim ramieniem. Łzy stanęły
dziewczynie w oczach, gdy uścisnął ją pocieszająco. Spojrzała na
mnie gorączkowo, zanim uciekła przez drzwi na schody,
prawdopodobnie do swojej sypialni, gdzie będzie mogła się
pozbierać.
- Czego chcesz? - spytał Adam, wciąż skupiając większość
uwagi na swojej córce.
- Mogę przyjechać do domu?
Auriele spojrzała na mnie, ale zdążyłam już przywdziać
nieruchomą maskę na twarz. Z wyrazu mojej twarzy nie wyczyta,
co myślę.
- To nie jest twój dom - odpowiedział Adam. - Już nie.
- Adam - powiedziała Christy. - Och, Adam - załkała
cichutko. - Mam kłopoty, muszę przyjechać do domu. Byłam taka
głupia. On nie chce mnie zostawić w spokoju. On mnie krzywdzi,
zabił już mojego przyjaciela i wszędzie mnie śledzi. Czy mogę
przyjechać do domu?
Auriele przestała udawać, że nie podsłuchuje i obróciła
twarz w kierunku telefonu. Tego się nie spodziewałam.
- Zadzwoń na policję - poradził jej Adam. - Od tego są.
- On mnie zabije - wyszeptała. - Adamie, on mnie zabije. Nie
mam dokąd uciec. Proszę.
Wilkołaki słyszą, gdy ktoś kłamie. Podobnie jak niektóre
inne ponadnaturalne stworzenia tego świata - na przykład ja.
Trudniej jest to stwierdzić przez telefon, ponieważ jednym z
detektorów kłamstw są bicie serca i zapach. Jednak w jej głosie
słyszałam prawdę.
Adam spojrzał na mnie.
- Powiedz jej, żeby przyjechała - powiedziałam.
Cóż innego mogłam powiedzieć? Gdyby coś jej się stało, bo
jej nie pomogliśmy... Nie byłam pewna, czy mogłabym z tym żyć.
Wiem, że Adam nie mógłby.
Auriele wciąż mi się przyglądała. Zmarszczyła brwi i
odwróciła się w końcu, powróciwszy do wycierania naczyń.
- Adam, proszę - błagała Christy.
Zmrużył oczy, patrząc na mnie, ale nic nie powiedział.
- Adam - odezwała się Mary Jo z wejścia. Mary Jo jest
twardą i bystrą strażaczką. - Przez lata, gdy byłą twoja, należała
do stada. Pozwól jej wrócić do domu, a wataha ją obroni.
Adam spojrzał ostro na Mary Jo, a ta spuściła wzrok.
- Nie ma sprawy - zwróciłam się do Adama, usiłując nie
kłamać. - Naprawdę.
Kiedy jestem zestresowana, piekę. Nawet gdybym musiała
upiec tonę ciasteczek, kiedy ona tu będzie, to i tak zgodzę się na
to, bo Adam potrzebuje, żeby tak było.
Jeśli Christy spróbuje wyciąć jakiś numer, to gorzko tego
pożałuje. Adam jest mój. Pozbyła się go, tak samo jak Jesse - a ja
ich zwinęłam. Znalezione, nie kradzione.
Może nie chce ich odzyskać. Może potrzebuje jedynie
bezpiecznej przystani. Przeczucie mówiło mi co innego, ale
zazdrość nie idzie w zgodzie z logiką, a poza tym nie miałam
powodu, by być zazdrosną o Christy.
- W porządku - powiedział jej Adam. - No dobrze. Możesz
przyjechać. - Następnie łagodnym głosem spytał: - Potrzebujesz
pieniędzy na bilet samolotowy?
Wróciłam do zmywania naczyń i usiłowałam nie
podsłuchiwać reszty rozmowy. Próbowałam nie słyszeć troski w
głosie Adama, pewnej łagodności - i satysfakcji jaką miał z
opiekowania się nią. Dobry alfa troszczy się o otaczających go
ludzi, to część tego, co czyni taką osobę alfą.
Może ni...
pedros.texas