Konstanty Damrot
(pseudonim Czesław Lubiński – ksiądz katolicki, poeta, pisarz i działacz górnośląski)
Kasper Karliński
Po raz ostatni proszę Waszmość PanaChciej Pan usłuchać na życzenie słowa!Szlachetna wdzięczność MaksymilianaDziś ponowionych przyrzeczeń dochowa:Nie miną Pana fortuna, godności,I przyjaźń pewna księcia jegomości.
Lecz śmiałbyś panie, trwać w dalszym uporze I bronić twierdzy i sprawy straconej Na ten czas ręczę nim zabłysną zorze Z twierdzy olsztyńskiej w gruzy rozwalonej Zawieje chorągiew arcyksięcia... Mamy dalibóg! pewne środki wzięcia!"
Diabli! Skończ waść przechwałki, andronyBym nie zapomniał, że mi z posłem sprawa...Waść nie wiesz co honor, alboś szalony...Polak ni kraju ni czci nie przedawca,Żołnierz nie dziecko w strachy nie wierzy,Za obiecanką cacanką nie bieży.
Wracaj mospanie, sobie swoją drogą A coś usłyszał, oddaj w odpowiedzi: Kasper Karliński olsztyńską załogą Dziś dowodzący jeszcze się nie biedzi, Jak się ma bronić, a że nie ma zdrady W dalsze z twym panem nie wchodzi układy.
Tak odprawiwszy komendant posłańca,Nuż do obrony rączo się gotuje,Jak choże dziewczę, co idzie do tańcaSam działa stawia, słabsze opatrujeMiejsca, z kolei karci lub pochwalaI zapał tłumi albo go rozpala.
Ledwo co skończył przestrogi, pochwały I powydawał stosowne rozkazy, Nagle armaty rakuskie zagrały Żelaznym gradem obsypując głazy, Mury i baszty wraz się rozwinęły Hufce Rakuszan i naprzód sypnęły.
Lecz cóż się dzieje? Czy się zdrada wkradłaMiędzy załogę zamku olsztyńskiego?Czy czarodziejska trwoga na nią spadła?Na widok wojska ku nim kroczącegoStoją jak wryci, odporu nie dająPatrzą i patrzą, i broń z rąk puszczają.
Już nieprzyjaciel tak blisko u murów Iż ucho polskie jasno rozpoznaje Szyderstwa i żarty niemieckich ciurów, Lecz ramię polskie odwetu nie daje, Tylko się czoło jakby w gniewie mroczy I ku wodzowi zwracają się oczy.
A wódz, co właśnie był posła z pogardąOdprawił, stoi jak zaczarowany,Mdła bladość pokryła jego twarz hardą,Wzrok słupem stoi jakby obłąkanyA dzielna zawsze dłoń miecza nie chwyta,Jakby czarami do łona przybita.
Już na 50 kroków wróg przed murem, Zadrżał Karliński, oczy podniósł w górę, Znak krzyża zrobił i głosem ponurym: "Ognia! Pal!" krzyknął sam pierwszy chmurę Kartaczów rzucił w rakuskie sołdaty, I chórem zagrały polskie armaty.
W rozsypkę poszły hufce najezdnikówZamek ocalał, zwycięstwo zupełne.Lecz w zamku smutek, nie słychać wykrzykówRadosnych, wszystkich serca żalu pełne,Bo wódz zbyt drogo wygraną zapłacił,Gdy jedynaka z własnej ręki stracił.
Z niańką na czele i biednym dziecięciem Polskiego wodza szedł Niemiec ohydny Do szturmu na zamek, - tak niemowlęciem Jak tarczą się chroniąc, myślał bezwstydny Przez ojca pokonać wodza hardego Lecz poznał Niemiec Lacha prawdziwego.
Runęły baszty zamku olsztyńskiego,Nie będzie wkrótce śladu po ruinie,Lecz świetne imię Kaspra KarlińskiegoZ pamięci moich nigdy nie wyginie,Z ruin sława cnoty polskiej nie wygaśnie,Aż chyba Polska przejdzie między baśnie.
bzbij