Odcinek 81 – Lizzy kontra Maskotka Drużyny.odt

(25 KB) Pobierz

Odcinek 81 – Lizzy kontra Maskotka Drużyny

Ze złością wyszłam z pokoju przesłuchań. Rzuciłam na stolik kartkę z wiadomościami od Mii. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na kartce:

Carlos, uwiedzenie Ciebie było prawdziwą mordęgą.

Lenson, zawsze byłaś i będziesz frajerowatą kojoną.

Peterson, Twoja siostra powinna strzelić Sobie w łeb. I tak nie ma z niej żadnego pożytku.

Maslow, marnujesz się przy tej bandzie matołów. Lepiej zmień ekipę.

Hudson, jeśli kiedyś będę musiała Ci obciągnąć druta, zrobię to z przyjemnością.

-Jestem taka wściekła... - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, patrząc na Sarę, która siedziała przy stole piłując sobie paznokcie.

-Nawet Ci się nie dziwię. - odpowiedziała obojętnie. - Za ścianą jest pokój treningowy. Idź się może wyżyj, co?

~***~

Kiedy wróciłam do domu, odruchowo schowałam kartkę za plecami. Na widok Kendalla, Jamesa i Julie'ego na kanapie po prostu mnie zmroziło.

-O, cześć! - zawołał James, unosząc rękę. - Odwołali mi szlaban! Właśnie świętujemy.

Uśmiechnęłam się, wpychając kartkę do tylnej kieszeni dżinsów.

-A co zrobiłeś? - zapytałam, siląc się na lekki ton.

-Pamiętasz korepetycje, które odwalaliśmy za Owensa? - zapytał, opierając głowę na poduszce. - Rety, co to za zapach?

-Morgan często trzyma tu stopy. - odpowiedziałam automatycznie, na co on odrzucił ją aż do kuchni. - A co mają z tym wspólnego korepetycje Owensa?

-Więc, dzieciak, którego uczyłem, dostał całkiem wysoką ocenę.- odpowiedział z dumą. - Shorts powiedział o tym mojej opiekunce, a ona cofnęła mi karę za podpalanie pod kamienicami. Odlot, co nie? Nawet nie wiedziałem, że pójdzie tak łatwo.

-Zdajesz sobie sprawę, że to brzmi zbyt pięknie, żeby mgło być prawdziwe? - odparł Julie, stawiając na stoliku dwie kolejne szklanki soku.

-Tak, dlatego kazała mi przysięgać na Boga w kaplicy, że nawet nie tknę papierosa, ani innych podobnych tego typu wyrobów. Jak cygara, fajki, fajki wodne i tak dalej.

-A jeśli nie dotrzymasz słowa?

-Wtedy pojadę na musztrę. Znaczy... - przerwał, kiedy Kendall i Julie wydali z siebie głośne „Że co?”. - Zaprzyjaźnionej jednostki wojskowej. Mają sekcję młodzieżową, więc tam każdy dzieciak może poznać co to dyscyplina. A tego nie chcę.

-I nie będziesz już palił? - zapytał Kendall, mieszając łyżeczką w szklance soku.

-Coś ty! To palenie jest zdecydowanie przereklamowane. A ty wciąż bierzesz te lekarstwa?

-Tak. - odpowiedział, przechylając szklankę i wypijając całość za jednym zamachem. - Ohyda. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję.

-Wiesz, że musisz to brać. - powiedziałam cicho, gładząc jego ramię. - Profilaktyka.

-Wiem, wiem... Milion razy słyszałem. - westchnął, wstając z fotela. - Pozwolisz, że sam się obsłużę. Potrzebuję teraz czegoś słodkiego.

-W szafce są ciastka czekoladowe. - powiedziałam pośpiesznie.

-Dobra! - zawołał. - Wezmę jeszcze soku.

Obserwowałam, jak wyjmuje z półki misę z ciastkami. Zaraz potem nalał do szklanki wody z kranu i wypił równie szybko jak mieszankę z lekarstwem.

-Wszystko w porządku? - zapytał Julie, kiedy napotkał moje spojrzenie.

-Tak, po prostu... Jutro nie będzie mnie w szkole.

-A co cię stało? - zapytał Kendall, wracając na kanapę i stawiając miskę z ciastkami na ławie.

-Wieczorem jadę z Sarą do Waszyngtonu. - odpowiedziałam, przytulając się do ramienia Kendalla. - Oficjalnie, jakieś sprawy rodzinne, a rzeczywiście, nie znam szczegółów. Dzisiaj mam dostać akta. A w piątek będę na drugą lekcję. Przynajmniej tak mam samolot.

-Lecicie linią, czy rządowym pojazdem? - zapytał James z dużym zainteresowaniem.

-Linią, trasą turystyczną. - westchnęłam, odwracając się do okna, gdzie John pakował jakieś pudła do samochodu Sary, który ona musiał mu pożyczyć.

-Zaczekajcie na mnie chwilę. - powiedziałam, wstając i podchodząc do okna i odsuwając je do góry. - Casey, co ty wyprawiasz?

-Muszę opróżnić jeden pokój, dlatego przenoszę arsenał do bazy. - odpowiedział, czule gładząc jedno z pudeł, opisane jako „Maszynowe”.

-Co? - zmarszczyłam brwi. - Dlaczego?

-Nie powiedzieli Ci? - wyprostował się, patrząc na mnie przez ramię, a ja w odpowiedzi pokręciłam głową. - Będziesz miała partnera. Chłopak będzie udawał mojego bratanka.

-Żartujesz sobie? - pisnęłam z oburzeniem.

-Ja nigdy nie żartuję w takich sprawach. - odparł, pakując do dostawczego ostatni karton i zamykając drzwi na klucz. - Więcej się dowiesz, kiedy dostaniecie akta. A ja muszę jechać. Na razie.

I pomachał mi ręką na pożegnanie, a ja uniosłam dłoń w odpowiedzi. Partnera? Mają mi przydzielić partnera? O takich sprawach mówi się od razu, a nie w ostatniej chwili! Z drugiej strony, ciekawe, kto to będzie. Jakiś doświadczony agent, który będzie się wymądrzał na każdym kroku, czy jakiś ledwo zwerbowany dzieciak, za którego i tak będę musiała odwalać całą robotę? Oczywiście, to może być jakiś młodo wyglądający dwudziestolatek, który w ostateczności okaże się całkiem miły, ale w to sama nie wierzyłam. A może to dziewczyna? Typ zdziry jak Carina, albo imprezowiczki. Jak Amy, ale ona okazała się zdrajczynią, więc lepiej się tym nie chwalić. W „Cat Sqad” była jeszcze Sarah, wisienka na torcie, ale grupa już dawno się rozpadła.

-Prawie zapomniałem. - odezwał się James, kiedy wróciłam na kanapę. - Jack kazał Wam przekazać, że szuka naiwnego do odegrania maskotki drużyny na meczu koszykówki.

-Dlaczego naiwnego? - Julie zmarszczył brwi. - To raczej taka fajna funkcja.

-Taa... - mruknął. - A byłeś kiedyś ubrany w taką maskotkę? Jest strasznie gorąco, nie możesz jej zdjąć, nie możesz się odezwać i musisz cały czas skakać po arenie czirliderek. W właśnie... Wiecie, ze Emma wróciła do Składu?

-Przyjęli ją? - zapytał Kendall, bawiąc się komórką.

-Z tego, co mówiła mi Danielle, to jeszcze się zastanawiają. - wzruszył ramionami. - Ale Emma tańczy całkiem dobrze, więc raczej ją wezmą. Tylko nie wiadomo, jak u niej z komunikacją.

-Kto to jest Danielle? - zapytałam, siląc się na ciekawość w głosie.

-Szefowa składu czirliderek. - odpowiedział natychmiast.

-I Twoja była dziewczyna. - dodał Kendall. - Rzuciła go, kiedy nie dostał się reprezentacji kosza w pierwszej klasie. Od tamtej pory Danielle jest naszą informatorką. Za rok kończy szkołę, więc na rak będziemy musieli sobie poszukać innej wtyki. A tymczasem w zamian za to załatwiamy jej darmowe hot dogi w knajpie Michaela.

-Dostajecie tam darmowe hot dogi? - wtrącił Julie. - Więc to dlatego ciągle tam chodzicie...

-Chwila... - przerwałam ich wywody. - Co z Tą maskotką.

-A co? Chciałabyś? - James spojrzał na mnie z drugiej kanapy. - jak już wcześniej wspomniałem, nie radzę. To okropne i wielce niewdzięczne.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin