Crownover Jay- Wierny_02- Jego droga.pdf

(707 KB) Pobierz
Redakcja stylistyczna
Anna Książek
Korekta
Barbara Cywińska
Anna Agata Feliga
Projekt graficzny okładki
Małgorzata Cebo-Foniok
Zdjęcie na okładce
© solominviktor/Shutterstock
Tytuł oryginału
Nash: A Marked Men Novel
Copyright © 2014 by Jennifer M. Voorhees
Published by arrangement with HarperCollins Publishers.
All rights reserved.
For the Polish edition
Copyright © 2014 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-5365-7
Warszawa 2014. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63
tel. 620 40 13, 620 81 62
www.wydawnictwoamber.pl
Konwersja do wydania elektronicznego
P.U. OPCJA
juras@evbox.pl
===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkh9THpPbwRlCGlYdUJ1NUIy HGwA
SANTA:
N
ie miałam czasu zastanawiać się nad tym, jakie konsekwencje będzie miało to, że
Nash został na noc, ani nad tym wszystkim, na co mu pozwoliłam – i na co ja
pozwoliłam sobie wobec niego, jeśli chodzi o ścisłość. Nie wiedziałam, gdzie
podziały się wszystkie zwykłe obawy i cała ta niepewność, które zazwyczaj mi
towarzyszyły, gdy w grę wchodził seks. Ale kiedy mój telefon zadzwonił w Nowy Rok
przed szóstą rano, nadal byłam bardzo naga i bardzo mocno wtulona w bardzo
wielkiego i gołego faceta. Nie miałam wyjścia, bo dzwonili ze szpitala, a kiedy coś
dotyczyło pracy, wszystko inne schodziło na dalszy plan. Włącznie z niesamowicie
apetycznym, wytatuowanym ciałem Nasha w moim łóżku – nieważne, jak kuszące było
zostać przy nim.
Sunny była wściekła. Dwie osoby odwołały dyżury i musiała sama wziąć dodatkową
zmianę, a do obsadzenia drugiej potrzebowała mnie. Tego dnia byłam wpisana w
grafik na wieczór, co oznaczało, że spędzę cały dzień w pracy. Nie brzmiało to zbyt
zachęcająco – tym bardziej że Nash nie dał mi spać prawie do białego rana – ale
wiedziałam też, że dzięki pracy uniknę całej tej dziwnej, niezręcznej atmosfery, która
pojawia się zwykle w takich sytuacjach, więc się zgodziłam.
Kiedy skończyłam rozmawiać przez telefon, Nash wygramolił się półprzytomnie z
łóżka, ubrał się, a potem dał mi szybkiego buziaka i poprosił, żebym w wolnej chwili
do niego zadzwoniła. Nie robił mi wyrzutów ani nie miał do mnie pretensji. Wyszedł
bez zbędnych wymówek i zawracania głowy dociekaniem, czy w końcu jesteśmy ze
sobą, czy nie. I czy jeszcze to kiedyś powtórzymy. Wyszedł, dając mi do zrozumienia,
że decyzja należy do mnie – i że ode mnie zależy, czy chcę to dalej ciągnąć, czy nie.
Dał mi wolną rękę – to dla mnie coś niecodziennego poza pracą – i musiałam przyznać,
że możliwość wyboru sprawiała, że cała ta sytuacja była o wiele prostsza. Nie mówiąc
już o tym, że byłam coraz bliższa przyznania się przed sobą, że jeśli chcę brnąć dalej w
to, co między nami kiełkowało, będę musiała wybaczyć mu stare grzechy.
Kiedy dotarłam do pracy, zastałam nieopisany chaos. Na dyżurze aż kłębiło się od
rannych ubiegłej nocy pacjentów. Był ktoś, kto obciął sobie dłoń piłą łańcuchową;
gliniarz wezwany do domowej kłótni, który skończył z raną od noża; maluch, który
dobrał się do środka czyszczącego w łazience, i dwie kobiety w ciąży – jedna z
ułożeniem pośladkowym płodu, a druga z przedwczesnymi skurczami. Nie miałam
czasu zawracać sobie głowy czymkolwiek innym ani zastanawiać się nad dziwnymi
spojrzeniami, które rzucała mi Sunny za każdym razem, kiedy znalazłyśmy się w tej
samej sali albo mijałyśmy się na korytarzu.
W chwili, w której powinnam zaczynać swoją zwykłą zmianę, podpierałam się już
nosem. Siedziałam akurat w świetlicy, siorbiąc kawę, jakby to był eliksir życia, kiedy
w końcu moja drobna szefowa mnie dorwała:
– No-o i-i…?
Aż podskoczyłam i oblałam się gorącym napojem. Spojrzałam na Sunny spode łba i
rozejrzałam za papierowym ręcznikiem.
– „No-o i-i” co?
Przewróciła oczami i trzepnęła mnie żartobliwie w ramię.
– I jak tam randka z doktorkiem? Gdy zadzwoniłam do ciebie rano, wydawałaś się
nieprzytomna, więc zakładam, że się udała? Byłaby z was piękna para!
Próbowałam nie dać nic po sobie poznać, ale nie mogłam spojrzeć jej w oczy – nie
po tym, jak spławiłam strasznego konowała i spędziłam resztę upojnej nocy w
ramionach Nasha.
– Nie zostałam na imprezie zbyt długo…
Wybałuszyła na mnie oczy i zmarszczyła śmiesznie nos.
– Wylądowaliście od razu u niego?
Westchnęłam i wyrzuciłam papierowy kubek z resztką letniej kawy do kosza.
– To egoistyczny dupek. Jego przyjaciele byli straszni, a przyjęcie okazało się
niewypałem. Miałam wrażenie, że cała ekipa spotkała się tylko po to, żeby
przechwalać się i jeden przez drugiego licytować w swoich osiągnięciach. Czułam się
tam beznadziejnie i nudziłam się jak mops, więc zadzwoniłam po kumpla i wyszłam
wcześniej. Doktor Bennet i ja… Cóż, chyba nie jesteśmy dla siebie stworzeni.
Sunny przyjrzała mi się uważnie.
– Mówisz o tym gościu z kółkiem w nosie?
– A co z nim nie tak?
– Do niego zadzwoniłaś?
Uznałam, że nie mam najmniejszego powodu wstydzić się ani tłumaczyć. Nash był w
porządku. Tak bardzo w porządku, że teraz trudno mi było sobie przypomnieć, dlaczego
w ogóle aż tak starałam się przy nim pilnować.
– Tak.
Sunny prychnęła i wyszła za mną z pokoju. Jeden z pielęgniarzy podał mi nową kartę
i poinformował, że w poczekalni mam kolejnego pacjenta.
– Wiem, że na pierwszy rzut oka może się wydać dziwny, ale to naprawdę fajny
facet – zapewniłam szefową.
Wzruszyła ramionami i ruszyła w przeciwnym kierunku.
– Moje zdanie chyba nie ma znaczenia – rzuciła przez ramię. – Wiedziałaś w ogóle,
że cały dzień szczerzysz się jak głupia? Nigdy wcześniej cię takiej nie widziałam.
Zawsze jesteś poważna i skupiona bez reszty na pracy, ale dziś… – Obejrzała się na
mnie i dotknęła palcem wskazującym kącika ust. – Dziś byłaś radosna jak skowronek! I
cieszy mnie to. Nie obchodzi mnie, kto cię uszczęśliwił, Santa. Po prostu cieszę się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin