Życie - Bruno Ferrero.doc

(189 KB) Pobierz

Życie jest wszystkim co posiadamy

 

Myślnik

 

Kamieniarz oderwał dłuto od nagrobka i oznaj­mił: – Skończyłem.

Człowiek obejrzał kamień: fotografia ojca i dwie daty – 1916 i 2000, oddzielone kilkucentymetrowym myślnikiem. Następnie, przechylając głowę, powie­dział:

– Nie wiem, jak to ująć, ale wydaje mi się, że to za mało. Widzi pan, mój ojciec przeżył swoje życie w pełni – długie i pełne wydarzeń. Chciałbym, aby intuicyjnie można było ujrzeć jego dzieciństwo w licz­nej rodzinie, pola obfitujące w zieleń i zwierzęta, ciężką pracę, satysfakcję z dobrych plonów, troskę z po­wo­­du letnich burz, suszy... Potem wojnę, mundur, trans­porty żołnierzy, ranę, ucieczkę z obozu jeniec­kiego, spotkanie z moją matką... Narodziny synów, ich dora­stanie, małżeństwa, – wnuki przychodzące na świat je­den po drugim... Następnie spokojną starość – i cho­robę, oczywiście – ale i Czu­łość, miłość, prze­­cie, zaangażowanie, długie dni pracy, obawy, niepokoje, radości...

Rzeźbiarz słuchał z uwagą, następnie ujął dłuto i młotek, i czterema szybkimi ruchami wydłużył myśl­nik pomiędzy datą urodzin i datą śmierci o prawie pół centymetra. Odwrócił się do człowieka i zapytał: – Teraz lepiej?

 

Życie nie może być myślnikiem postawionym pomiędzy dwiema datami.

To każdy moment, jaki przeżyłeś. Teraźniejszość.

Życie jest wszystkim, co masz.

 

Ekspert

 

Pewnego dnia człowiek postanowił: „Chcę wiedzieć wszystko, i jeśli okaże się to konieczne, objadę cały świat”. Jak powiedział, tak też uczynił. Udał się w pod­róż dookoła świata.

Od największych profesorów nauczył się geogra­fii, historii i wszelkiej możliwej wiedzy. Odkrył tech­nikę, zafascynowała go matematyka, zainteresował się informatyką.

Nagrał na wideo, na dyskietki i na płyty kompak­towe wszystko, czego się nauczył i co odkrył. Powró­cił do domu zadowolony i szczęśliwy.

Mówił: „Teraz wiem wszystko”.

Kilka dni później odwiedził bardzo znaną osobi­stość, znaną na całym świecie ze swojej nadzwyczaj­nej mądrości. Chciał porównać swoją wiedzę z wiedzą mędrca.

Ciągnęli losy o to, który z nich dwóch będzie za­dawał pytanie jako pierwszy. Los naznaczył mędrca, który zwrócił się do człowieka z pytaniem: „Co wiesz o miłości?”

Człowiek wyruszył w drogę bez jednego słowa.

Do tej pory przemierza świat.

 

Miłość jest największym wyzwaniem dla wszystkich istot żywych. Najsilniejszym. Dającym największą radość. Powiedz do tego, kogo kochasz: „Chciałbym, żebyś wie­dział, jak ważny jesteś dla mnie i że mógłbyś stworzyć ze mnie osobę, jaką naprawdę jestem – jeśli zechcesz. Ty jeden potrafisz obalić mur, za jakim w strachu się chronię. Ty jeden potrafisz ujrzeć mnie pod moją maską. Tylko ty mo­żesz wyzwolić mnie z mojego ciemnego świata pełnego stra­chu, niepewności i samotności. Proszę cię zatem, nie omijaj mnie. Wiem, że nie będzie to dla ciebie łatwe. Przekonanie o braku własnej wartości wznosi mury nie do przebycia. Im bliżej do mnie podejdziesz, w tym bardziej nieprzewidziany sposób, być może, zareaguję. Zobacz, wygląda na to, że walczę z tym, czego najmocniej pragnę.

Powiedziano mi, że miłość jest silniejsza od wszelkich barier i na tym opieram moją nadzieję. Dlatego zburz ten mur twoimi silnymi, lecz delikatnymi rękoma, ponieważ to, co jest we mnie niedojrzałe, jest bardzo wrażliwe i nie może wzrastać w zamknięciu. Nie pozostawaj w ukryciu. Po­trzebuję cię”.

 

Słodka święta

 

Wśród tłumu wybranych, przebywających w wielkim domu Bożym, mieszkała pewna Słodka Święta. Święta ta, młoda i ciekawa, spoglądała co jakiś czas w dół, w przerażające głębie, gdzie tłoczyli się potę­pieni. Serce Słodkiej Świętej było tym głęboko zanie­pokojone.

Pośród potępionych odkryła młodego człowieka o niebieskich oczach. Jej serce przejęło się jeszcze bardziej: „To niemożliwe, aby człowiek o oczach tak pięknych musiał cierpieć wieczne męki”.

Słodka Święta zbliżyła się do Boga i zaczęła prosić:

– Panie, widziałam na dole, w piekle, człowieka, który na pewno dostał się tam przez przypadek. Z pew­nością dokonał czegoś dobrego podczas ziemskiego życia... czegoś choćby najmniejszego....

Bóg wzruszył się prośbą Słodkiej Świętej i pozwolił jej przejrzeć księgę życia człowieka o niebieskich oczach.

Święta otworzyła wielką księgę życia. Już pierw­sze strony nie dodawały odwagi, a w miarę, jak prze­wracała karty, była zmuszona przyznać, że ten czło­wiek o niebieskich oczach dopuścił się najgorszych wykroczeń. Nie było nawet skrawka dobrego czynu dla odkupienia okrucieństw jego życia.

Jednak Święta nie straciła ducha i kontynuowała przeglądanie księgi. Aż niespodziewanie podskoczy­ła z radości: „O! Pewnego dnia człowiek o niebieskich oczach nie rozdeptał pająka, ale pozostawił go przy życiu!” Święta pobiegła uradowana do Boga i obwie­ściła mu swoje odkrycie. Przepełniony dobrocią Bóg rzekł do Słodkiej Świętej;

– Uratował pająka, niech go uratuje pająk.

I oto pająk zaczął tkać nić, która szybko opuszcza­ła się w kierunku potępionych w piekle.

Człowiek o niebieskich oczach ujrzał nić i wycią­gnął ramiona, podczas gdy pająk jeszcze kontynuował swoje dzieło. W końcu człowiek zdołał uchwycić przedmiot swojej nadziei i zaczął podciągać się, wspi­nając się powoli i przybliżając się do światła. Nagle zorientował się, że jego towarzysze niedoli również uczepili się nici i wspinają się za nim.

– Zerwiecie nić! – krzyknął – Pajęcza nić nie może unieść całego tego ciężaru! – i zaczął kopać towarzy­szy, aby ich strącić.

Jednak ci, zdesperowani, jeszcze mocniej przywie­rali do zbawczej nici.

Silne szarpnięcia, spowodowane przez człowieka o niebieskich oczach, zerwały nić i Słodka Święta ze smutkiem w duszy długo towarzyszyła wzrokiem czło­wiekowi o niebieskich oczach, gdy spadając wirował w ciemnościach, które go wchłonęły na zawsze.

 

Wszyscy czepiamy się tej samej nici. Wspinanie każde­mu sprawia trudność. Jednak kopanie jest niedopuszczalne.

 

Rzeźbiarz

 

Rzeźbiarz sprawnie obciosywał młotem i dłutem wielki blok marmuru.

Przechodzący tamtędy chłopiec zatrzymał się przed otwartymi drzwiami pracowni, liżąc loda. Ma­lec zamarł, zafascynowany deszczem białego pyłu oraz fragmentów skały – małych i wielkich – sypiących się na wszystkie strony. Nie miał pojęcia, co tam się dzie­je, ten człowiek, walący jak furiat w wielką skałę, wy­dawał mu się trochę dziwny.

Kilka tygodni później chłopiec znów przechodził koło pracowni i – ku wielkiemu swojemu zdziwieniu – ujrzał wielkiego i przerażającego lwa w miejscu, gdzie przedtem stał marmurowy głaz.

Zachwycone dziecko podbiegło do rzeźbiarza i rzekło do niego:

– Proszę pana, proszę mi powiedzieć, skąd pan wiedział, że w tym kamieniu był schowany lew?

 

Ów mistrz utrzymywał, że posiada księgę, zawierają­cą wszystko, co jest potrzebne do pojęcia i pozna­nia Boga. Nikt nigdy tej księgi nie widział, aż któregoś dnia pewien naukowiec, usilnie prosząc, zdobył ją od mistrza. Zabrał ją do domu i otworzył z ciekawością...

Każda strona księgi była biała.

– Ależ w książce niczego nie ma! – buntował się na­ukowiec.

– Wiem – odpowiedział zadowolony mistrz – ale spójrz, jak wiele rzeczy sugeruje!

Wszystkie chwile twojego życia to białe strony.

To ty masz je zapisać.

Nawet jeśli komuś będziesz wydawał się kawałkiem kamienia, jest w tobie ukryty lew.

Tylko ty możesz go uwolnić.

 

 

 

Przewodnik

 

Karawana kupców, doświadczona we wspólnym przemierzaniu długich szlaków Wschodu, przygoto­wywała się do przejścia niebezpiecznej pustyni. Wę­drówka wymagała dobrej znajomości miejscowości i dróg, ruchomych piasków, oaz, a także obyczajów tubylczej ludności. Dlatego zapewnili sobie usługi miejscowego przewodnika, znanego ze swego doświadczenia.

Po dziesięciu dniach szybkiej wędrówki kolumna zatrzymała się naprzeciw szpaleru uzbrojonych ludzi, otaczającego stojący na szlaku posąg jednego ze swych przerażających bóstw o okrutnym obliczu.

– Nie możecie iść dalej – krzyknął przywódca uzbrojonych ludzi – jeśli nie złożycie człowieka w ofie­rze naszemu bogu! To jest prawo obowiązujące po no­wiu. Jeśli tego nie uczynicie, natychmiast zostaniecie zabici!

Kupcy zgromadzili się i zaczęli rozmawiać mię­dzy sobą. Wybór był bardzo trudny, a uzgodnienie czegokolwiek wręcz niemożliwe.

– Znamy się od dawna. Jesteśmy ze sobą spokrew­nieni. Nie możemy złożyć w ofierze jednego z nas, aby zaspokoić tego boga!

Ich spojrzenia skierowały się na przewodnika...

Po złożeniu w ofierze tego biednego człowieka – zgodnie z rytuałem, u stóp posągu – karawana wyru­szyła w drogę. Nikt jednak nie znał szlaków i bardzo szybko zagubili się na pustyni.

Poumierali jeden po drugim z pragnienia i wycień­czenia.

 

To jest tajemnica ludzi. „Lud, który wędrował w ciem­ności” ujrzał wielkie światło i natychmiast zajął się wy­trwale jego gaszeniem!

 

Nieszczelna amfora

 

Pewien wieśniak codziennie dostarczał do wioski wodę ze źródła w dwóch pękatych amforach, przytro­czonych do grzbietu osła, kroczącego u jego boku.

Z jednej z amfor, starej i pełnej pęknięć, podczas wędrówki wyciekała woda.

Druga, nowa i bez skazy, utrzymywała całą zawar­tość co do kropli.

Stara, spękana amfora czuła się biedna i nieuży­teczna, tym bardziej, że nowa nie przepuściła żadnej okazji, by podkreślać swoją doskonałość: „Ja nie tracę nawet kropeleczki wody!”

Pewnego ranka stara amfora zwierzyła się właści­cielowi:

– Wiesz, jestem świadoma moich ograniczeń. Przeze mnie tracisz czas, trud i pieniądze. Kiedy do­chodzimy do wioski, jestem w połowie pusta. Wy­bacz mi moją niedoskonałość i moje rany.

Następnego dnia, podczas wędrówki, właściciel zwrócił się do spękanej amfory mówiąc:

– Popatrz na pobocze drogi.

– Jest przepiękne, pełne kwiatów.

– To dzięki tobie – odpowiedział właściciel. – To ty każdego dnia podlewasz pobocze drogi. Kupiłem paczuszkę nasion kwiatów i posiałem je wzdłuż drogi, a ty, nie wiedząc o tym, niechcący podlewasz je każ­dego dnia.

 

Jesteśmy pełni ran i pęknąć, ale jeśli zechcemy, Bóg poprzez naszą niedoskonałość potrafi uczynić cuda.

Marzyłem wiele w snach, które nigdy nie ożyły.

Widziałem, jak znikały o świcie.

Lecz te nieliczne, jakie w Bogu się spełniły, sprawiły, że chcę śnić całe życie.

Zanosiłem modlitwy – odpowiedź nie była dana, choć czekałem długo i cierpliwie.

Jednak ta cząstka, co została wysłuchana sprawia, że wciąż modlę się gorliwie.

Ufałem mym bliskim, co łatwo mnie porzucili, zostawiony — płakałem samotnie.

Lecz ci nieliczni, którzy ze mną zawsze byli, pomagają mi ufać stokrotnie.

Siałem wiele nasion, które padały na drogę, więc musiały je ptaki wydziobać.

Lecz ten złoty snop, który w ramionach swych niosę, dał mi moc zasiewania od nowa.

 

 

 

W lesie

 

Dlaczego codziennie udajesz się do lasu?

– Aby się modlić.

– Ale czy Bóg nie jest wszędzie?

– Oczywiście, że Bóg jest wszędzie!

– I Bóg jest ten sam w każdym miejscu?

– Tak, Bóg w każdym miejscu jest ten sam.

– Dlaczego zatem udajesz się na modlitwę do lasu?

– Ponieważ w lesie ja nie jestem ten sam.

Joanna d’Arc słyszała głosy pochodzące od Pana. Syn królewski był niezadowolony.

– Och, te twoje głosy, te twoje głosy – narzekał. – Dlaczego głosy nie docierają do mnie? To ja jestem królem, nie ty.

– Głosy dochodzą także do ciebie, królewski synu – od­powiedziała Joanna – ale ty ich nie słuchasz. Nie siadasz wieczorem w polu, aby je usłyszeć. Kiedy dzwonią na Anioł Pański, robisz znak krzyża i dla ciebie wszystko na tym się kończy, ale gdybyś prosił z głębi serca i gdybyś słyszał w powietrzu dźwięk dzwonu także wówczas, gdy on już prze­stał dzwonić, słyszałbyś również głosy, jak ja je słyszę.

 

Dwa osiołki

 

Do Betlejemskiej groty przybyły dwa osiołki, zmę­czone i wyczerpane. Ich grzbiety były wyliniałe i wy­gięte pod ciężkimi pakunkami, które młynarz, ich wła­ściciel, ładował na nie codziennie, oraz od uderzeń kija, których im nie szczędził.

Pozostały chwilę, aby podziwiać Dziecię. Oddały Mu cześć i modliły się jak wszyscy. Przy wyjściu ocze­kiwał na nie niemiłosierny młynarz.

Oba osiołki wyruszyły ze spuszczonymi głowami, z ciężkimi ładunkami na grzbietach.

– To wszystko na nic – odezwał się pierwszy. – Prosiłem Mesjasza, żeby zdjął ze mnie ten ciężar i nie uczynił tego.

– Ja natomiast – odezwał się drugi, który poruszał się z widoczną energią – prosiłem Go, aby mi dodał sił do jego noszenia.

 

Jeśli ktoś ci mówi: „Życie jest twarde”, spytaj go: „W porównaniu do czego?”

 

Boża pamięć

 

Pewna kobieta utrzymywała, że ukazał jej się Bóg. Poszła zatem poradzić się do swojego biskupa. Dobry biskup powiedział jej:

– Droga pani, być może pani wierzy w iluzję! Musi pani zrozumieć, że jestem biskupem diecezji i mam możliwość oceny, czy te wizje są prawdziwe, czy fał­szywe.

– Oczywiście, Ekscelencjo.

– Taka jest moja odpowiedzialność i mój obo­wiązek.

– Wiem, Ekscelencjo.

– Zatem, droga pani, zrobi pani tak, jak przykażę.

– Zrobię, Ekscelencjo.

– Gdy następnym razem Bóg się pani objawi, jak to pani utrzymuje, podda Go pani próbie, aby wie­dzieć, czy jest to naprawdę Bóg.

– Dobrze Ekscelencjo. A jaka to próba?

– Powie pani do Boga: „Objaw mi, proszę, pry­watne i osobiste grzechy mojego biskupa”. Jeśli to naprawdę Bóg się pani objawia, wówczas wyjawi moje grzechy. Po tym wróci pani tutaj i powie mi, co po­wiedział; do mnie, i do nikogo innego. Zgoda?

– Tak właśnie zrobię, Ekscelencjo.

Miesiąc później kobieta poprosiła o przyjęcie przez biskupa, który zapytał ją:

– Objawił się pani na nowo Bóg?

– Wierzę, że tak, Ekscelencjo.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin