Gerold
Späth
Komedia
Lorenz Aescher
Masz tu kartkę papieru, weź tę kartkę papieru i opisz coś ze swojego życia albo napisz swój życiorys lub zapisz po prostu to o czym teraz właśnie myślisz, możesz napisać co chcesz lub opowiedzieć po prostu coś o sobie albo co chcesz. To się tak łatwo mówi.
Ja myślę teraz właśnie a merde. Myślę teraz fuck you. Po co mam ci coś napisać. Pisanie to twój przeklęty job, nie mój job. Mój życiorys gówno cię obchodzi. To jest tak pewne jak to że Murzyni mimo integracji rasowej dalej śmierdzą murzyńskim potem. Ja byłem w Nowym Świecie, uległem na krótko ogólnemu trendowi. Z mojego życia mógłbym ci tyle napisać, że nie starczyłoby mi i tysiąc tych twoich karteluszek. Ale to tylko moja sprawa i ciebie nic nie obchodzi. Powiadam nie. Nie chcę. Ty zarozumiały głupcze. Sam sobie skrob te swoje dyrdymały. Zabieraj ten swój świstek. Zjeżdżaj.
Erwin Vettiger
Pisarz oddziałowy w tutejszym przemyśle. Więcej nie chcę. Żonaty, jeden syn, urzędnik bankowy. Za czasów mojej młodości był kryzys i wojna. Gdyby nie to, pociągnąłbym w świat, przynajmniej na jakiś czas. Ale widać tak
11
nie miało być i człowiek się jakoś urządził. Od kilku lat powtarza mi się co pewien czas taki jeden sen. Wędruję mniej więcej z czterdziestoosobowym taborem przez Amerykę Północną. Przyjeżdżamy nad jakieś czyste jezioro, rozległa dolina i ogromne błonia, piękne pastwiska
i szmat ziemi ornej. Na niewielkich wzgórzach wszędzie naokoło soczyste lasy. Kraina ta leży na terenach Indian. Jakiś znający języki skaut pertraktuje z ich wodzami. Po siedmiu dniach przychodzi odpowiedź. Oczekiwali nas, myśmy się zjawili, możemy się w tej dolinie osiedlić. Ale plemię to nie chce za tę ziemię pieniędzy ani żadnych towarów. Mamy w trybie zapłaty nauczyć ich i ich dzieci czytać i pisać oraz wszystkich innych rzeczy, naszej cywilizacji. Oni zaś nauczą nas swojego języka i objaśnią nam swoją kulturę. Ta wielka dolina stanie się wzorcowym przykładem pokoju. Tabor zostaje wchłonięty przez to plemię, plemię to zaś wchłonięte przez dawny tabor. Wszyscy mówią nowym językiem. Obrazki pokoju, jedna wielka radość i ogólne zadowolenie. Ale stopniowo ulega przyspieszeniu przepływ tych pięknych obrazków. Ja już wtedy na to nie patrzę, odwracam się ze zgrozą, bo znam te ostatnie obrazy. Brudny, kopcący dym, płomienie, trupy, rumowisko. Ostatni obraz nieruchomieje. Cała dolina zniszczona. Kobiety, dzieci, mężczyźni pomordowani, domy spalone, namioty, stodoły. W ciągu jednej godziny wszystko martwe i obrócone w perzynę, w biały popiół. Tak się kończy ten wciąż powracający sen. Zaczyna się, już czuję, jak wozy pod plandeką trzęsą. Cieszę się na tę wspaniałą dolinę, na Indian, których wszystkich już znam, ich żony i dzieci, ich uśmiechnięte twarze, a dobrze wiem, jak to się skończy. Czemu za każdym razem wszystko ulega zniszczeniu, nie wiem. Nagle skądś we śnie trzask i cała dolina wraz z polami, łąkami i tym pięknym jeziorem zapada się jak kruchy lód pod wpływem ciepłego wiatru.
Pytam się sam siebie, czy coś w tym jest, że człowiek ciągle na nowo się rodzi.
Jeśli mam w kilku słowach opowiedzieć coś tak od środka jak z pamiętnika, to mogę tylko ze spokojnym uśmiechem powiedzieć: Proszę pana, niech mi pan przedmucha szatkownicę!
W środku bowiem coraz więcej prawdopodobnie ludzi jest dosyć pustych. Dlatego to wymyślono te uciążliwe rzeczy i wszędzie te nowoczesne urządzenia. Nic tylko ciągle porządkować i uwijać się. Ludzie dwoją się i troją jak szaleni, nie potrafią spokojnie żyć jak te poczciwe bydlątka, oni muszą, otóż to, nie potrafią inaczej.
Ja bym chciała mieć święty spokój. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Moich czworo dzieci wyrosło na porządnych ludzi, mimo że mąż mi umarł niestety o wiele za wcześnie. Teraz przychodzą wnuki i się rozkoszuję urodą spokojnego życia i że po długiej chorobie, nogi i plecy, znowu jestem zdrowa i przeważnie nic mnie nie boli. Jeśli będę miała szczęście, to przede mną jeszcze ze dwa tuziny lat jak ukwiecone łąki. Trzeba to tylko rozświetlić słońcem, z siebie samej, tak jak słońce rozświetla ogród, w którym wszystko rośnie, nie tylko kwiaty, ale i rozmaite jarzyny. Roboty z takim ogrodem co niemiara, ale co to dla mnie. Na tyle mądry, a przy tym skromny człowiek powinien w końcu być, bo jeśli nie, to przez całe życie nie będzie miał nigdy ze swego mózgu i rozumu żadnego prawdziwego pożytku. Bo jeśli nie, to chciałabym wiedzieć, po co człowiek w ogóle żyje.
Ludwig Bachmann
Proboszcz nazywał się Metzger.1 Tak więc ksiądz proboszcz Metzger zadzwonił do drzwi mieszkania. W porze obiadowej. Siedzieli w kuchni przy stole i właśnie jedli.
Odebrał telefon. Mnie nie było w domu. W kuchni przy stole matka, ojciec, siostra. Mój brat w artylerii, od siedemnastu miesięcy nie zdejmował munduru, ja od dziewięciu miesięcy w piechocie. Dzwoniono ze sztabu mojej dywizji. W zależności od religii telefonowano w takich wypadkach do katolickiego księdza lub do protestanckiego pastora w miejscu zamieszkania rodziców albo żony, jeśli ktoś był żonaty. Ksiądz zasapał się po schodach. Ksiądz Metzger był ciężkim mężczyzną. Moja matka patrzyła w jego czerwoną twarz. Małe drobne kropelki potu. Powiedział, że dostał telefon ze sztabu mojej dywizji. Jakiś pan pułkownik, jakiś pan major, jakiś kapitan, jakiś podporucznik i kapelan. Na miłość boską! — ale moja matka nie powiedziała ani słowa, patrzyła tylko w jego czerwoną, spoconą twarz. Ksiądz powiedział: „Zawiadomiono mnie, że jakiś mały krępy żołnierz piechoty z waszej rodziny umarł zeszłej nocy, nagle i niespodziewanie”. Zupa dymiła w kuchni na stole. Ksiądz proboszcz Metzger się pocił. Jakiś mały krępy żołnierz piechoty z waszej szanownej rodziny umarł niestety nagle i niespodziewanie zeszłej nocy. Pogrzeb wojskowy. Salwa nad grobem. Taka zabawa pułkowa. Marsz żałobny raz-dwa raz-dwa. Rzeźnicki marsz śmierci.
Angela Sutter
Mam teraz lat 17, wkrótce skończę 18. Nie mam ochoty jeść musztardy po obiedzie. Mówi się co najwyżej: on jest jeszcze zielony. Stwierdzam tylko: My młodzi mamy im dalej, tym coraz mniejszą szansę. Szanse młodych jeszcze nigdy nie były tak znikome, wbrew wszelkim pozorom. Mówi się: Świat stoi przed wami otworem! Kształci się was, popiera, wywalczono tysiące praw dla waszego dobra, jeszcze nigdy młodzież nie miała tak łatwo, jeszcze nigdy młodzież nie była tak rozpieszczona, jeszcze nigdy, świat nie był taki młody!
Czego to się nie mówi!
14
t
A ja widzę przyszłość tak zamurowaną jak zamurowany jest tu ten kraj. Wszystko jest już całkowicie zorganizowane. Ściany nie są już co prawda mokre jak w więzieniu, są nawet przyjemne dla oka. Ale zamknięty
i wyizolowany jesteś bardziej niż kiedykolwiek. Jak na ironię mówią jeszcze, że z czasem przekażą nam świat lepszy, niż był on wtedy, gdy oni go swojego czasu od swoich starych przejmowali. Baj baju, będziesz w raju! Po pierwsze nie przekazuje się nam nic a nic, musimy się płaszczyć, bo w przeciwnym razie będziemy out. A po drugie to już nie jest świat, tylko mrowisko zawodowych niewolników. A po trzecie oni nam chcą wmówić, że to świństwo, którego narobili, to nasz świat.
Sorry, sir! Wystarczy mi tylko przyjrzeć się mojej szkole i temu jej destrukcyjnemu samozadowoleniu z jej jałowego biegu. Te reportaże o nieletnich w Nowym Jorku albo o tych świństwach z wielorybami, z ropą naftową, z Ameryką Południową i tak dalej są mi wcale niepotrzebne. Jestem zmuszona tylko patrzeć nauczycielom prosto w twarz, gdy nam, dlatego że się im za to płaci, sprzedają to paskudztwo, którym sami się dławią, te przekupione tchórze.
Co to jest „ten świat”? To wariackie społeczeństwo poganiane ciągle w kieracie przez tępych technokratów
i perwersyjnych fetyszystów wysokiej wydajności?
Ja chcę być adwokatem dla młodzieży, jeśli tylko wytrzymam. W razie gdybym nie wytrzymała, zdecydowana jestem wyemigrować na tereny, które miejmy nadzieję jeszcze długo będą „nierozwinięte”. Odkręcę jeszcze ten stopień zadanego mi osobiście okaleczenia przez panujące społeczeństwo przemysłowe i jego cywilizację. Pomimo tych wszystkich gwałtów i tego idiotycznego nacisku szkoda mnie na kulę w łeb, na taki totalny protest, jeszcze szkoda i miejmy nadzieję, że długo jeszcze będzie mnie szkoda.
Jürg StShli
Stahli Jürg, lat 52, rozwiedziony.
Szkoła powszechna, szkoła średnia (przerwana), wykształcenie praktyczne kupno/sprzedaż, prowadzenie interesu (interes własnością ojca), ożenek w wieku lat 24.
W 25 roku życia przyłapanie żony na zdradzie małżeńskiej, znokautowanie kochanka (domniemane zabójstwo), zdemolowanie mieszkania, ucieczka. Wyrok (ciężkie uszkodzenia ciała kochanka) i rozwód zaocznie.
Wstąpienie do Legii.
14 lat, 9 miesięcy, 11 dni w Legii.
W końcu ucieczka z powodu tych historii z désobéissance (bunt, na krótko przed przejściem w stan spoczynku).
Od 40 do 42 roku życia: praca dorywcza we Włoszech
i Austrii.
Od 42 do 44: na morzu (pod banderą grecką, liberyjską, panamską).
Od 45 do 49: powrót, wyrok (za służbę w obcej armii, kara z zawieszeniem), skonsumowanie spadku po rodzicach, praca dorywcza (skuteczne udaremnienie urzędowej próby ubezwłasnowolnienia mnie).
Hannelore Spiess-Goldener
Raz w życiu byłam naprawdę rozpieszczana jak wielka pani. Czy jak słynna aktorka albo śpiewaczka. Było to w dniu ukończenia nauki na modystkę. Pan Goldfell, mój najważniejszy szef, zaprosił mnie do lokalu, z całą pompą
i paradą, razem z trzema innymi dziewczynami, moimi przyjaciółkami, które też ukończyły naukę. Zdałyśmy egzaminy końcowe. Jedliśmy w Zurychu w najlepszym wówczas hotelu pierwszej kategorii od godziny wpół do siódmej do dziesiątej wieczorem. Potem poszliśmy do
dzielnicy rozrywkowej, gdzie jeszcze nigdy nie byłam, gdzie moje przyjaciółki również jeszcze nigdy w nocy nie były. Pan Goldfell zachęcał nas, żebyśmy się napiły, czego tylko chcemy. Powiedział, że jego portfel jest dobrze wypchany. Piłam wtedy po raz pierwszy w życiu prawdziwego francuskiego szampana. Nigdy bym nie pomyślała, że szampan może tak podkręcić jak śrubokręt.
Gdy o wpół do trzeciej w nocy wróciłam do domu, ojciec mnie zbeształ. Nie mówił wiele, ale powiedział, że jestem pijana jak Świnia. Chciało mi się śmiać, ale on się nie śmiał..
Jestem teraz od 44 lat mężatką i moje dzieci, dwóch chłopaków i dwie dziewczyny, też już się pożeniły, mam już siedmioro wnucząt i zajmuję się obecnie znowu modniarstwem, ale tylko dla dobrych znajomych. Mój mąż nie jest z tego zadowolony. Mówi, że jego emerytura jest wystarczająco wysoka dla nas obojga. Był w fabryce maszyn w Riiti majstrem w odlewni. Powiadam na to: Nie, gdybyś mi nawet stawiał szampana. Ale on oczywiście nie wie, o co chodzi.
Co poza tym? Niewiele. Człowiek powoli się starzeje, wiadomo. Życie to szybka łasica i go nie zatrzymasz.
Bert Spiess
Gdy się wie, jak trzeba było dawniej harować, kiedy się było prostym robotnikiem, to się też wie, że ogólnie rzecz biorąc czasy zmieniły się o wiele na lepsze. W tym sensie niesłuszne jest robić teraz przy każdej okazji związkowi zawodowemu czy partii wyrzuty, gdy coś tam teraz wychodzi nie tak, jak by się chciało. Powiadam, nieustępliwość jest dobra, ale potrzebna jest także cierpliwość. Cierpliwość jest nieustępliwością na dłuższą metę. Ona rodzi róże, towarzysze, bo prezentów tak czy siak się nie dostaje. Wszystko, co człowiek ma, zostało wywalczone. Wiele wywalczone nieustępliwością i cierpliwością tych, którzy już nic z tego nie mieli. Trzeba myśleć z perspek
tywy przeszłości o przyszłości. Nie wolno tracić nadziei. Bez nadziei nie ma bariery przed wkradającą się trucizną takiej mieszanki jak smutek i znużenie. Trzeba umieć temu sprostać i nie tracić nadziei, ma się wtedy grunt pod nogami. To jest najważniejsze, własny grunt pod nogami. Nie ma przecież sensu przejmować się każdym drobnym zakrętem w życiu. Toż wówczas człowiek sam by zeszedł na psy. Inni tylko na to czekają, kapitał od dawna na tym spekuluje, mimo że się gada o partnerstwie. Trzeba być mocnym, wówczas inni nie znajdą się w o wiele lepszej pozycji. Oni zawsze są ze sobą zgodni, zysk przecież daje siłę. Nie wolno dać się kupić. Bogacze od dawna są w związku zawodowym bogaczy. Ja już od młodości interesowałem się polityką, walką robotników i równouprawnieniem. Mam to po ojcu, który już w tamtych czasach nie dawał się tak łatwo ustawiać. Dość wcześnie wstąpiłem do partii i to jest moje doświadczenie. Ogólnie biorąc, żle człowiek na tym nie wyszedł. Trzeba dalej tak postępować i uważnie się przysłuchiwać, nie dać sobie w kaszę dmuchać.
Victor Eberhart
No i siedzą tu, te stare lubieżne sępy, a bandziochy i kutasy się im kiwają niczym zardzewiałe wahadła w tych rozlazłych porach, wypełnionych prostatami. Palą tytoń, pociągają nosem i bajdurzą o tym, jak to było pierwej, te stare dupy wołowe. Nienawidzę ich, ale ja też przecież jestem jednym z nich, mam 67 lat i z dnia na dzień zdycham coraz bardziej i coraz bardziej idiocieję. Pierwej! Co to wtedy nie było! Harowano grzeczniutko że aż hej, zamiast te świnie pozabijać i zadeptać, tych skurwysynów, tych wygadanych panów, co to zarabiają krocie. Co mieszkają w willach. Tylko mi tu nie pieprzcie trzy po trzy! Nas zdruzgotano na całej linii. Zniszczono nas. Nabrano tymi widokami na podwyżkę płac, na zwiększenie ilości wolnego czasu, na zwiększenie świadczeń socjalnych i na takie 18
■f
tam różne trele-morele. Teraz to mamy i jesteśmy stare pryki. Kiedy miałem 30 lat, tobym sobie poszumiał i poszalał. A teraz co, cholera jasna! Mam słuchać tej waszej gadaniny, od której rzygać się chce? Wy już wpół zdechli bohaterowie życia! Ale się nie powieszę. Bo przecież słońce świeci. Bo nie muszę. Bo prędzej czy później, a może już jutro, i tak zawsze za wcześnie, się zdechnie. Srać na to! Fajnie tylko, że człowiek jeszcze nie zdechł, ale gdyby to miał już za sobą i już gnił, nie miałby nic przeciwko temu. Przecież nie można tego uniknąć. Ja piję od obiadu przez całe popołudnie aż do późnej nocy. Na to mi akurat wystarcza. Ale po co sobie człowiek przez całe dziesiątki lat flaki wypruwał? Moich troje dzieci sobie poszło. Moim obu żonom już to obrzydło. Czasem sobie jeszcze tylko pomarzę, a inni plotą bzdury albo hodują króliki lub te zasrane kundle, albo klną na swoje niewdzięczne dzieci lub chwalą się swoimi dzielnymi dziećmi, wprost sami młodzi bohaterowie, włażą też już potulnie i dzielnie w sidła. Na młodych durniach można polegać, ja wiem, a te skurwysyny wiedzą to jeszcze lepiej.
Reinhold Spitzer
Moim zdaniem w życiu zależy wszystko od właściwej chęci do życia. Komu tylko się choć trochę w życiu powiodło, temu światło nigdy nie miga, tylko płonie stosunkowo mocnym i spokojnym blaskiem i świeci. Dlatego większość filozofii, szczególnie te z nowszych czasów, jest tak strasznie pesymistyczna, bo tym, co je wymyślili, tak źle się w życiu wiodło, że nieuchronnie wszystko musiało się im wydawać coraz bardziej beznadziejne. Już ze względu na samo państwo powinno się filozofom i artystom dać żyć jak krezusy, żeby ich nachodziły nieco mniej posępne, mniej zniechęcające do życia, a raczej pozwalające cieszyć się życiem myśli i żeby udawały im się takie same dzieła. Mówi się na przykład, że Mozart był pod tym względem prawdziwym wyjątkiem.
2* 19
Pomimo biedy i nie kończących się kłopotów tyle pogodnej muzyki. Ale to nieprawda. Ta pogoda jest tylko pozorna, jemu było zawsze ciężko. Gdy jest prawdziwa, to akurat w danym momencie dobrze mu się powodziło, mógł wówczas, bo akurat miał pieniądze, żyć sobie beztrosko i komponować beztroskie rzeczy.
Trzeba by to jeszcze dokładnie zbadać. Ale w interesie wszystkich państw byłoby lepiej, gdyby się hodowało weselsze myśli, wszystkim ludziom byłoby wtedy lepiej. Czytam akurat parę strasznie czarnych książek, chodzi tu
o lektury obowiązkowe. Autorom tych książek musiało się powodzić pod psem, a to się łatwo udziela.
Reinhold Spitzer, uczeń, lat 18, trzydzieści trzy minuty || północy.
Christina Kistler
Jestem ekspedientką, to mój zawód, którego się wyuczyłam i w którym pracowałam w różnych branżach, w sektorze tekstylnym, w handlu warzywami i owocami południowymi, w branży obuwniczej, w sklepie wyrobów skórzanych. Pochodzę z Oberlandu, mam 52 lata, jestem niezamężna, nigdy nie czułam potrzeby wyjścia za mąż, choć parę razy mogłam była wyjść, a zresztą co kogo obchodzi moje życie prywatne, dopóki baby tych z lepszych sfer na wszystko sobie pozwalają, a nikt nawet słowa
o tym nie piśnie, choć wszyscy dobrze wiedzą, cała ta pipidówa.
Nie trzeba wymieniać nazwisk, i tak każdy wie, kto po kleptomańsku wszystko ściąga i zabiera ze sobą, kto chodzi na wyżerkę po kominkach, kto każe psu i mężowi skakać na dwóch łapkach, to się czuje, co gdzie śmierdzi, ale wedle mnie niech sobie śmierdzi, ludzie w końcu śmierdzą, psy i świnie też przecież nie najlepiej pachną, całkiem na pewno jednak nie uciekają się z tego powodu do płaszczyka moralności, do chusteczek i flakoników z pachnidłami. Tu w tym gnieździe obłudników gdyby
20
nawet ktoś zabił swoje własne dzieci, toby się ludzie do niego przysiedli i żarli pieczeń razem z nim, jeśliby tylko nie należał do tych zagranicznych sprzątaczy ulic, lecz do kasty porządnych obywateli. Ja jestem dobrą ekspedientką, bo to wszystko wiem i wszyscy się domyślają, że wszystko wiem. Z biegiem lat przestaje się widzieć ludzi poprzez rozmaite swoje własne sprawy, lecz czyta się w ludziach, jak się rzeczy mają, odczytuje się je z nich, nagle widzi się, czemu ta lub tamten tak a nie inaczej wygląda, albo odkrywa się przyczynę takiego czy innego ruchu ramieniem lub ręką, człowiek z czasem przestaje się dziwić. Gdy młodzi palą haszysz, to jest wielki krzyk, ale gdy pani taka a taka ćpa, to zakłada wielkie przeciwsłoneczne okulary i rozdaje napiwki.
Za 8 lat rzucę sklep i wybiorę się w podróż dookoła świata. Mówię 5 językami; angielskim, francuskim, hiszpańskim, włoskim, niemieckim, płynnie. Bliskich krewnych czy takich, z którymi utrzymywałabym kontakt, nie mam już od lat.
Nikolaus Ott
Komu i jak mam to wytłumaczyć, dlaczego popełniłem defraudację? Mogę tylko ciągle na nowo zwracać uwagę na to, że moi trzej wysoce inteligentni synowie bezwzględnie musieli dostać możliwie jak najlepsze wykształcenie. Czy mam w tej sytuacji zwracać uwagę na to, że w tym kraju przy obecnej polityce oświatowej i szkolnictwa wyższego niemożliwością jest, aby takiej niskiej rangi urzędnik mógł swoje wysoce uzdolnione dzieci przyzwoicie wykształcić, i że na Wschodzie u komunistów byłoby to możliwe bez żadnego ale?
Taka uwaga byłaby po prostu samobójstwem i to dopiero by nie przyniosło ani centa stypendium. U nas taką śmietankę jak stypendium spijają szejki, którym jest ono niepotrzebne. Każdy pierwszy lepszy bęcwał posyła swoje potomstwo na uniwerek, gdzie ci umysłowo nie-
21
dorozwinięci z samej tradycji rodzinnej zabierają miejsca tym rzeczywiście zdolnym. Potem zaczepiają się u papy albo dzięki witaminie B2 przechodzą do pracy w gospodarce i tam znowu je blokują. Ale kto mówi, że ten system to świństwo i kurwa, a poza tym powoli działająca trucizna, ten wylatuje natychmiast na bruk i może zgnić. A więc lepiej jest i mądrzej, jeżeli się defrauduje, to znaczy: kradnie pieniądze. Bonzowie też kradną, tylko legalnie, i jest to tak zwana gospodarka wolnorynkowa.
Powiadam więc: Całymi latami defraudowałem pieniądze, aby umożliwić moim synom studia.
Najstarszy jest fizykiem i matematykiem. Drugi chemikiem. Najmłodszy biochemikiem i agronomem. Wszyscy oni są teraz za granicą (w USA i na Kubie). Miałem łagodnych sędziów i dostałem tak zwany łagodny wyrok z zawieszeniem.
Nie powiedziałem sądowi, że defraudowałem na całego i z cholerną przyjemnością. Po pierwsze było to pod względem intelektualnym genialne przestępstwo, bo przez jedenaście lat na to nie wpadli i do tej pory jeszcze nie wszystko wyniuchali, a po drugie w tym kraju można tylko po kryjomu i po cichu zadbać o to, żeby ogólny bilans się choć trochę zbilansował.
Dziś jestem małym, skromnym biurałistą na emeryturze, który swojego czasu z bardzo honorowych powodów defraudował pieniądze i jest ojcem trzech synów z uniwersyteckim wykształceniem. Dr dr dr Ott - defraudant. Z dumą, wy moi wielce nie szanowani panowie, z niemałą dumą!
Rita Gloor-Schubiger
Moje życie można szybko opowiedzieć, bo jestem jeszcze młoda. W wieku 21 lat wyszłam za mąż za przyjaciela z czasów dzieciństwa, który był mechanikiem i miał dobrą
państwową posadę. Wkrótce potem, jak zaszłam w ciążę, uległ on śmiertelnemu wypadkowi. Mój synek Walter ojca swojego, któremu też było na imię Walter, nigdy nie widział. Wszystko nagle się skończyło, jakby czarna dziura. Sama nie wiem, jak ja ten okres przetrzymałam. Wszyscy chcieli mnie pocieszać, ale on był martwy, leżał w trumnie tam w grobie, a ja byłam w piątym miesiącu. Bałam się, że dziecko dostanie szoku i będzie nienormalne. Ale wszystko poszło dobrze, urodził się chłopiec i jest zdrów i silny. Guido, mój kolega szkolny i mojego męża, nawiązał ze mną w jakiś czas po wypadku, gdy byłam jeszcze jak ogłuszona po tym szoku, stosunki na nowo i w półtora roku potem się pobraliśmy. Guido wyrósł w podobnych warunkach, jego ojciec jest pedlem w szkole, ojciec Waltera kościelnym, a mój ojciec krawcem wojskowym. Guido doszedł do stanowiska nauczyciela szkoły handlowej, tak że po tym całym okresie nieszczęścia i żałoby ustawiona jestem lepiej niż przedtem. Co człowiek może na to poradzić, że musi umierać, czy za młodu i nagle, czy jak jest już stary i całymi latami na jakąś chorobę. Jestem znowu w ciąży i cieszymy się oboje, także przez pamięć na Waltera, który na pewno przyznaje nam rację. Guido był przecież też jego przyjacielem z czasów dzieciństwa. Gdyby się wyskoczyło z dziewiątego piętra, gdzie mamy mieszkanie z galeryjką, w ciągu paru sekund wszystko by się skończyło. Ciarki mnie przechodzą, kiedy patrzę z naszego tarasu na dachu w dół na ten wyasfaltowany plac.
Hermann Ehrler
Gdy się zdarzyło, że spodobała mi się jakaś dziewczyna z reklamówki (przeważnie kolorowej), to dowiadywałem się, gdzie i jak i tak dalej. Nie musiałem zważać na nic, miałem duże ogrodnictwo z obrotem x milionów rocznie. Osiągałem go dzięki mojej przedsiębiorczości. Tylko dwa razy mi się nie udało z tymi modelkami z fotosów
23
reklamowych, wszystkie inne można było kupne, wykorzystać i skonsumować.
Moje życie składało się z bardzo ciężkiej pracy, ale za to też miałem dla odmiany wystarczające odprężenie.
Moja żona z tego powodu nie cierpiała (w sprawach małżeńskich). Mieliśmy trzech synów, którzy teraz prowadzą mój interes.
Miałem dopiero pięćdziesiąt trzy lata, gdy umarłem (na zawał serca). Było to za wcześnie, ale mimo to pozostawiłem po sobie dobrze rozwinięte i rozbudowane dzieło mego życia.
Właśnie dlatego, że tak wcześnie mi się zmarło, miałem podwójnie rację co do używania życia. Mogłem sobie na to pozwolić i ciężko też na to pracowałem. Moje przedsiębiorstwo jest moim dziełem. Zaczynałem od zera, a skończyłem na milionach.
René Scherer
Miał wtedy akurat jedenaście lat, gdy poszedł w odwiedziny do ciotki i już następnego popołudnia na placu zabaw dla dzieci między blokami mieszkalnymi wdał się w bójkę z pewnym ośmioletnim zarozumialcem imieniem Jacques czy Jean. Na to nadeszło jakieś wielkie chłopisko, prawdopodobnie ojciec tego małego, pyskatego despoty w okularkach w drucianej oprawie, i zadało mu dłonią na płask cios w głowę, tak silny, że go wprost poderwało. Gdy się ocknął, leżał w piaskownicy i się zdziwił. Ten maluch i jego stary już sobie poszli.
Ból odezwał się dopiero później. Gdy usiłował wytłumaczyć, czemu nagle nie może poruszyć ani ręką, ani nogą, nie mógł już także mówić. Ciotka go podniosła i zabrała stamtąd. Potem przyszedł lekarz. Później przychodziło ł coraz więcej lekarzy. Działo się to mniej więcej w trzy
tygodnie po tym strasznym ciosie.
Od tamtej pory minęło trzynaście lat. Już nie próbuje niczego wytłumaczyć. Pewna starsza pielęgniarka lituje
się nad nim. Zaciąga zasłony i raz w tygodniu bez słowa i niejako z racji swojego zawodu robi co trza, żeby mu ulżyło. Ale on czeka już tylko na tę wielką możliwość, na szansę, żeby dostać do ust całe opakowanie tabletek. Czyha na swoją śmierć, nic innego codziennie nie robi. Z trzydziestoma tabletkami mógłby tego dokonać. Innej możliwości dla niego nie ma, choć tak bardzo jej przez całe lata poszukiwał, leżąc bez ruchu, z szalonymi myślami.
...
Jura2000