Iris Murdoch - Henryk i Kato.pdf

(2245 KB) Pobierz
Stephenowi Gardinerowi
Część pierwsza
PRAWA PRZEMIANY
Kato Forbes szedł mostem kolejowym Hungerford, który poprzednio
przemierzył już trzy razy – raz z północy na południe, potem z południa na
północ i znowu z północy na południe. Teraz powolnym krokiem zbliżał się
jeszcze raz do środka mostu. Oddychał głęboko, świadomy głośnego
kontrapunktu oddechu i uderzeń serca. Jak gdyby pod nerwowym
przymusem wciągał powietrze zbyt długo, lekko sapiąc. W kieszeni
płaszcza rewolwer w pochwie, ciężki i niezdarny, za każdym krokiem
uderzał nieregularnie w jego udo.
Było po północy. Ostatni słuchacze koncertu w Royal Festival Hall
minęli już Katona i poszli do domu. A jednak ku swemu utrapieniu ciągle
jeszcze nie był na moście sam. Mgła, tak bardzo pożądana, wprowadzała
go w błąd. Podniosła się z Tamizy lekkim ruchem i otoczyła go, mokra,
szara i cienka jak tiul, a choć pozornie przezroczysta, tłumiła przybrzeżne
światła po obu stronach rzeki i kroki postaci, które uparcie pojawiały się,
aby przybrać nagle konkretną formę tuż przy jego boku, minąć go po-
dejrzliwie i zniknąć w ciemności. A może były to wszystko wizje tego
samego człowieka, jakiegoś agenta w cywilu, którego zadaniem było
obserwować most?
Lekko ogrzane powietrze owej kwietniowej nocy niosło za sobą świeże
podmuchy, woń morza, a może po prostu stary roślinny zapach rzeki,
ożywiony daleką obecnością wiosennych drzew i kwiatów. Choć tego dnia
prawie nie padało, wszystko było mokre. Pod stopami Katona asfalt się
lepił, a grube żelazne poręcze mostu pokryte były zimnym potem cieknącej
wody. Szedł wąskim przejściem dla pieszych obok torów kolejowych, jedną
ręką podtrzymując rewolwer, a zmarzniętymi i wilgotnymi palcami drugiej
przesuwając po poręczy mostu. Mokrą, płonącą od niepokoju twarz
wycierał co chwila niezręcznie rękawem płaszcza. Za przegrodą, która
oddzielała tory od przejścia dla pieszych, powoli turkocąc przesunął się
pociąg, który właśnie opuścił stację Charing Cross; drżące światło
wagonów rozjaśniło mgłę. Kato odwrócił głowę.
Ach, jaki ze mnie głupiec – powiedział do siebie, używając słów,
którymi od czasu dzieciństwa posługiwał się już niezliczoną ilość razy. W
tej chwili wydało mu się, że popełniał w życiu jeden błąd za drugim i że
teraz, jako mężczyzna trzydziestojednoletni, zaczął pakować się w
najgłupszy ze wszystkich. Pociąg przejechał. Jakaś wysoka postać ukazała
się i minęła go przypatrując mu się z natężeniem. Panowała dziwna
napięta cisza, której nie mącił delikatny szum skąpego ruchu na
nabrzeżu. Z oddali zahuczała smutno syrena mgłowa, potem zabrzmiała
Zgłoś jeśli naruszono regulamin