Bonnie MacDougal - Kąt zderzenia.pdf

(1584 KB) Pobierz
Bonnie MacDougal
Kąt zderzenia
(Angle of Impact)
Przełożył Michał Przeczek
1217391489.002.png
Moim córkom,
Alison i Jordan,
które dały mi więcej, niż się spodziewałam,
i są lepsze, niż na to zasłużyłam
1217391489.003.png
Pewność jest na ogół iluzją,
a spokój nie jest przeznaczeniem człowieka
OLIVER WENDELL HOLMES Jr.
The Path of the Law (1897)
1217391489.004.png
1
 
Podwozie zostało opuszczone i zablokowane – samolot z Los Angeles zwolnił, podchodząc
do lądowania na lotnisku w Filadelfii. Nad New Jersey wstawało słońce. Różane, płynne światło
rozlewało się po rzece Delaware niczym mieniąca się barwami tęczy plama ropy. Świt powoli
rozpalał bezchmurne niebo.
Dana Svenssen rozpłaszczyła nos na szybie, żeby to zobaczyć. W Kalifornii przez cały
miesiąc nie widziała słońca; ciągle tylko: sala rozpraw, gabinet konferencyjny, pokój w hotelu.
Ale w końcu wróciła do domu, podniecona wygraną, gotowa zabrać dzieci na wspaniały,
dwutygodniowy wypoczynek nad morzem.
Siedzący obok niej olbrzym, który zajął oba podłokietniki fotela, już zaczął odpoczywać.
Trzydziestokilkuletni prawnik spał zdrowo jak mały chłopiec – nie obudził się nawet wtedy, gdy
samolot dotoczył się do bramki wyjściowej i pasażerom pozwolono opuścić pokład.
Dana pochyliła się nad nim i powiedziała szeptem:
– Travis, obudź się. Jesteśmy w domu.
Mężczyzna poruszył się z mocą wielkiej koparki – zaskoczył natychmiast.
– Nie spałem – powiedział charakterystycznym, głębokim tonem, połykając dźwięki.
Wyprostował głowę na potężnym karku. – Pozwoliłem tylko odpocząć oczom.
– Jasne. Przez dwie i pół godziny.
Dana wstała z fotela. Miała sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Ciągle jeszcze
przyciągała wzrok dzięki jasnoblond włosom i oczom tak czystym i błękitnym jak wnętrze
płomienia. Teraz dobiegała czterdziestki i nikt by już nie wziął jej za szwedzką modelkę.
Ostatnio określenia dotyczące wyglądu Dany szły w innym kierunku. W najnowszym artykule
prasowym na temat sprawy sądowej, w której wzięła udział, została nazwana Walkirią, a
rysownik sportretował ją w zbroi wikinga i hełmie z krowimi rogami.
„Wielka Dana” mówili o niej po cichu Travis i inni młodsi pracownicy kancelarii.
Jej sąsiad ruszył do przejścia, ale zaraz się zatrzymał na końcu kolejki pasażerów
opuszczających samolot. Kiedyś był pierwszoligowym graczem futbolu amerykańskiego, a
ostatnio, jako zastępca i jej prawa ręka, przez miesiąc służył pani Svenssen.
– Mam tutaj samochód – zagrzmiał. – Mogę cię podwieźć do biura? Tylko młody adwokat,
starający się zasłużyć na awans pojechałby do kancelarii po całonocnym locie i procesie, który
ciągnął się przez miesiąc.
– Mam swój samochód – odparła Dana. – Nawiasem mówiąc, biuro poradzi sobie dzisiaj bez
ciebie, a miss Teksasu nie.
Żona Travisa była kiedyś królową piękności i chociaż nigdy nie założyła korony miss stanu,
mąż lubił ją tak nazywać. Miał takie powiedzonko: „Nie można poślubić miss Teksasu, wywieźć
1217391489.005.png
jej na północ i liczyć, że zgodzi się zamieszkać w bloku, jeździć używanym samochodem i robić
zakupy u Searsa”. Travis często usprawiedliwiał kolejne wydatki tym, że ma wyjątkową i
wymagającą żonę.
– A co ty masz zamiar zrobić? – zapytał. Jak zawsze, uważał, by nie ustąpić choćby o
centymetr we współzawodnictwie, sprowadzającym się do składania ofiar na ołtarzu boga pracy.
– Muszę pojechać rano do Pennsteelu, ale stamtąd ruszam już prosto do domu. Zobaczymy
się dopiero za dwa tygodnie.
– A co będzie w Pennsteelu? Przesłuchanie?
Dana przewróciła oczami.
– Nie, po prostu krótkie spotkanie z Vikiem i Charliem.
Travis zatrzymał się, by uścisnąć dłonie ustawionej w szeregu załodze samolotu i ruszył
truchtem do wyjścia.
– Powtórzę to jeszcze raz, Dano – zawołał. – Dałaś im porządnego kopniaka w tyłek. Te
ćwoki w życiu się nie dowiedzą, co ich tak walnęło. No i naprawdę byli zdezorientowani, gdy
zgłosiłem wniosek – dorzucił.
Dana ukryła uśmiech, zarzucając torbę na ramię.
– Widzisz, Travis, aby dotrzeć do stanowiska wspólnika, są dwie szkoły działania:
bezwstydne podlizywanie się i bezwstydne samochwalstwo, a...
Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
– A ja jestem wyznawcą jednej i drugiej!
Dana nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Nikt nie ujawniał swoich ambicji bardziej
bezceremonialnie niż Travis Hunt.
Doszli do terminalu i ruszyli na parking. Kiedy wyszli na powietrze przez obrotowe drzwi,
uderzyła ich fala gorąca. Sierpień w Filadelfii zawsze jest upalny, ale tegoroczny żar połączony z
suszą okazał się wyjątkowo dotkliwy. Czterdzieści pięć dni bez deszczu, czterdzieści dni
temperatury powyżej trzydziestu stopni. Dana miała na sobie dopasowaną, jedwabną sukienkę w
kolorze kości słoniowej – przyjemna odmiana po kilku tygodniach noszenia ciemnych
kostiumów – ale kiedy tylko wyszła na słońce, poczuła, jak materiał wilgotnieje.
W garażu Travis zatrzymał się.
– Tak sobie myślę... Austin zażąda krótkiej informacji na temat wyroku, aby zamieścić ją w
najbliższym biuletynie. Może przygotuję projekt?
Clifford Austin był prezesem ich firmy oraz propagatorem traktowania prawa jako sposobu
zarabiania pieniędzy. Za jego rządów wygrana miała mniejsze znaczenie niż zysk, a już nie
liczyła się w ogóle, jeżeli nie dało się jej szybko wykorzystać jako wsad do marketingowego
młyna.
– Może byś jednak pojechał do żony? – Dana chwyciła Travisa za ramiona i odwróciła we
właściwym kierunku. – Nie można poślubić miss Teksasu, wlec jej na północ i nie wracać prosto
do domu po miesiącu nieobecności.
1217391489.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin