Wood Barbara - Klątwa Teczowego Węża.pdf

(1980 KB) Pobierz
Barbara Wood
Klątwa Tęczowego WęŜa
PrzełoŜyła Teresa Sośnicka
KsiąŜkę tą dedykuję
z wyrazami miłości
Bratu Richardowi
Moje szczególne podziękowania naleŜą się kilku wspaniałym osobom:
Chrisowi Bennettowi z Newstead w Tasmanii za jego sumienne naukowe
badania, skrupulatne notatki, wywiady, nagrania i cierpliwe odpowiedzi na tysiące
pytań, a takŜe za doskonałą znajomość Okręgu Zachodniego.
Rodzinie Lewandowskich, równieŜ z Tasmanii, za ich wsparcie i wiarę we mnie,
a szczególnie za ich niestrudzone i zawsze ochocze wysiłki zdobywania materiałów
źródłowych dotyczących niezrozumiałych dla mnie spraw.
Panu Peterowi Cameronowi oraz jego Ŝonie z Okręgu Zachodniego w Wiktorii za
moŜliwość przyjrzenia się Ŝyciu na owczej farmie.
Lucy Lewandowskiej-Porter za próbki wełny, za instrukcje posługiwania się
kołowrotkiem i wyjątkowo wraŜliwy wgląd w duchowość Aborygenek.
I wreszcie, w nie mniejszym stopniu, konsultantom z instytutu L&B Research,
którzy zwykli kierować się mottem: „Historia to nasza sprawa”.
Część pierwsza
1871
ROZDZIAŁ 1
Joanna śniła.
Widziała siebie, jak wspiera się na ramieniu przystojnego młodego męŜczyzny,
wdzięczna mu za oparcie, lecz obojętna na okazywaną troskliwość. Nie dostrzegała
stojących w równym szeregu brytyjskich Ŝołnierzy, dam w eleganckich sukniach i
kapeluszach ani oficerów na koniach, którzy salutowali uniesionymi w górę szablami,
gdy dwie trumny spuszczano do grobu. Joanna zdawała sobie sprawę tylko z jednego
– Ŝe oto straciła dwoje ludzi, których kochała, i Ŝe w wieku osiemnastu lat została
sama na świecie.
śołnierze podnieśli karabiny i oddali honorową salwę. Błękitne niebo rozdarł huk
wystrzałów. Joanna podniosła wzrok, zaskoczona. Poprzez czarny welon dymu
prześwitywało słońce. Wydało się jej zbyt duŜe, zbyt gorące i wiszące zbyt nisko nad
ziemią.
Gdy dowódca pułku przystąpił do odczytywania pochwał nad grobami sir
Petroniusa i lady Emily Drury, Joanna spojrzała na niego zaskoczona. Dlaczego
mówił tak niewyraźnie? Nie mogła go zrozumieć. Rozejrzała się wokół po twarzach
ludzi, którzy przybyli tłumnie, Ŝeby oddać ostatni hołd jej rodzicom. Byli tu dziś
reprezentowani przedstawiciele wszystkich klas: od słuŜących po najwyŜsze
wojskowe osobistości oraz dwór wicekróla Indii. I najwyraźniej nikomu oprócz
Joanny przemówienie dowódcy nie wydało się bełkotliwe ani niestosowne.
Ogarnęło ją przeczucie nadciągającej katastrofy. Zaczęła się bać.
Nagle zamarła z przeraŜenia. Na obrzeŜach tłumu stał pies – ten sam, który
pozbawił Ŝycia jej matkę.
PrzecieŜ tamto zwierzę zostało zgładzone! Joanna widziała na własne oczy, jak
Ŝołnierz je zastrzelił. A jednak znajdowało się tutaj. Jego czarne ślepia były utkwione
prosto w niej. Wtem ruszyło w jej stronę. Próbowała krzyknąć, ale nie mogła
wydobyć z siebie głosu.
Pies pędził susami w kierunku Joanny i juŜ miał ją zaatakować, ale wzbił się w
niebo i rozprysł na tysiące gorących białych gwiazd.
Zawirowały nad jej głową niczym lśniąca karuzela, przytłaczające w swoim
pięknie i potędze.
Utworzyły na firmamencie długi, kręty niebiański gościniec wyłoŜony brylantami.
Nie, to nie był gościniec ani droga; szlak się poruszał.
Niespodziewanie przybrał kształt olbrzymiego połyskującego węŜa.
Brylantowy gad rozwinął się na całą długość i zaczął pełznąć w jej stronę. Czuła,
jak ją obmywa zimny Ŝar ognistej gwiazdy. Obserwowała masywne, rozrastające się
cielsko. Nagle dostrzegła na środku gadziej głowy jedyne błyskające płomieniami
oko. A kiedy wąŜ otworzył paszczę, zauwaŜyła jej czarne wnętrze, które niczym tunel
śmierci zamierzało ją pochłonąć.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin