Balzac Honoriusz - CHŁOPI - Tom 1-2.rtf

(1949 KB) Pobierz

BALZAC

CHŁOPI

 

 

Przystępując do czytania tej powieści, trzeba się wyzbyć suggestji tytułu, zapomnieć o Reymoncie i je­ go Chłopach. Nie można zestawiać tych dwóch dzieł, bo w każdem z nich idzie całkiem o co innego. Nie chodzi tu Balzakowi o stosunek chłopa do ziemi, o tę mistykę ziemi którą przepojony jest utwór Reymonta; nie znajdziemy tu ani współżycia człowieka z naturą, ani rytmu pór roku, ani majesta­ tu zwyczajów i obyczajów. Jego chłop nie ma nic z ,,króla Piasta“. Nie widzimy właściwie prawdziwe­ go chłopa, widzimy raczej szumowiny wsi, widzimy małe miasteczko. Nie wiemy zresztą, coby nam jesz­ cze pokazał Balzak w tym utworze, którego nie do­ kończył, którego część mamy tylko w szkicu. W pierwszej redakcji, zupełnie zresztą odmiennej od późniejszych Chłopów, utwór nosi tytuł Wielki Właściciel, i ten tytuł zgodpiejszy jest może z tre­ ścią. Jestto dzieło wybitnie polityczne i społeczne; jestto bystrem choć stronniczem okiem widziane prze­ dłużenie rewolucji i jej konsekwencje. Dalszy ciąg nieubłaganej walki między dawnym a nowym po­ rządkiem, między światem przywileju a światem pra­ cy czy talentu; problem bogatych i ubogich, problem dawnej niedbałej rozrzutności w starciu z nowocze-

snem wyzyskaniem ziemi, wyzyskaniem człowieka, wyzyskaniem każdego kwadratowego centimetra.

W zestawieniu z naszą ideolog) ą z owej epoki, obraz ten uderza swym brakiem sentymentalizmu, swoją brutalnością. U nas, po bankructwie szlachet- czyzny na której ciążyła hańba rozbiorów, zaświtała ideolog ja zbawienia przez lud, czy też przez szlachtę z ludem. Tam, we Francji, lud jest zwycięzcą; ale poza tym ludem, którym było właściwie mieszczań­ stwo, szczerzy zęby nowy już lud, późniejszy prole- tarjusz. Przeszłość — bodaj w swoich pomnikach — ma tam urok zwyciężonych, urok minionego piękna w przeciwieństwie do szpetoty współczesności. W no­ wo wstępującym na arenę zapaśniku, Balzac widzi zwierzę ludzkie, widzi zaczynającą się walkę na śmierć i życie. Możnaby mówić o przesadzie, o pe­ symizmie, gdyby akcja Chłopów nie przypadała na epokę, w której my mieliśmy nasz rok 1846 i rzezie chłopskie. A Francja nabrzmiała jest rewolucja­ mi. Pod tym kątem pisana jest ta powieść, która dziś czyni wrażenie osmucające, która wydaje się ra­ czej pamfletem niż epopeją. Jestto problem nierów­ ności społecznej, bogatych i ubogich, wyżyn i nizin, proces niwelacji, z którym porać się będzie cały wiek XIX. I ten proces przesłania autorowi to, co miało, przynajmniej wedle tytułu, być samym przedmiotem: chłopów. Z narowu, z upodobań, przesuwa rzecz ra­ czej w świat który często opisywał i który znał le­ piej: mieszczaństwo.

Znakomicie maluje Balzac wszystkie szczeble

przejściowe, całą drobiazgową pracę owadów toczą­ cych własność. Rozumie wszystkie imponderabilia, uczucia które dominują nawet nad interesem. Rigou. który jest pijawką wsi, jest szanowany, ma posłuch, gdy generał, mimo swej bohaterskiej przeszłości i dobrodziejstw, jest znienawidzony. Lichwiarz wiej­ ski umiał pozostać swoim, żołnierz napoleoński stał się obcym. Rigou, Soudry, Łupin, Gaubertin, to tyleż przekrojów społecznych. O ile chłop jest jeszcze dla Balzaka tym samym jakim był w średniowieczu,

0              tyle mieszczaństwo pcha się nieustannie ku górze, zdobywa wciąż nowe tereny. Znakomicie oddany jest nowy nepotyzm mieszczański, który zajął miejsce szlacheckiego.

Jak nieraz miałem sposobność zauważyć, często dzieło Balzaka mówi co innego, niż to co on chce po­ wiedzieć. Sympatje jego idą do generała; Gaubertin jest dlań łajdakiem. Ale mimochodem, jakby bez jego woli, dowiadujemy się o dobrodziejstwach jakie spłynęły na okolicę dzięki energji i przemyślności Gaubertina; jak ludność się zdwoiła, porosła w dobro­ byt, jak całe gałęzie przemysłu się rozwinęły; i, mi­ mo wszystko, nie możemy się oprzeć wrażeniu, że ge­ nerał jest chlubnym przeżytkiem dawnej epoki, a Gaubertiny to są budowniczowie nowej Francji.

1              nie zawsze jesteśmy w stanie podzielić liryzm, jaki opanowuje Balzaka na myśl że piękny park w Aigues, w którym tak rozkoszne godziny snuła hrabina de Moncornet z wiernym Blondetem, ma być zmieniony na orne pole...

Kiedy pierwsza część Chłopów ukazała się w fel- jetonach La Presse, nie dziw, że zaskoczyła czytelni­ ków. Pierwszy to raz powieściopisarz porusza tego rodzaju problemy, spogląda im tak śmiało w oczy. Wbrew snom o „wolności, równości i braterstwie**, kwest ja socjalna wyłania się straszliwa, brutalna, nie daje się zakłamać niczem. Być albo nie być rysuje się wyraźnie na gmachu społeczeństw. W epoce tej utwór Balzaka stanowi straszliwe memento. Jest w nim już in nuce istota bolszewizmu. Hasła demokratyczne przeszły do mas wówczas gdy masy pogrążone były w ciemnocie, gdy nagle pękły wszyst­ kie zapory, a okres długich wojen rozpętał in­ stynkty.

Konkluzje, jakie wyciąga Balzac, zgodne są z jego doktryną polityczną. Ograniczenie praw, zwalenie fikcji równości, religja jako hamulec. Oświata? Nie zdaje się, aby w nią Balzac wierzył zbytnio: jego Fourchon jest półinteligentem, i nie jest lepszy od in­ nych, raczej przeciwnie. Ten bezwzględny pesymizm Balzaka działa w tym utworze cokolwiek odpychają­ co. Jest on pisany w dobie gdy Balzac widział ludz­ kość bardzo czarno, w najbardziej beznadziejnej fa­ zie Europy, gdy nasi wielcy poeci uciekali w misty­ cyzm przed rozpaczą. Jakże daleko jesteśmy od ewangelicznego morału Lekarza Wiejskiego! A mo­ że kontrast ten jest umyślny? Może Balzac chciał nam przeciwstawić ideę rozumnego poświęcenia do­ raźnej i sentymentalnej filantropji, której był naj­ większym wrogiem?

Bo zważmy, początkiem wszystkiego złego jest tu dobroć dawnej właścicielki Aigues, panny Laguerre. Owa dobroć płynąca nie z rozumu i z serca, ale z ego­ izmu i ze słabości. Może chciał też powiedzieć, że tak jak „nie igra się z miłością“, tak nie igra się z ziemią? Że na ziemi trzeba pracować i że trzeba się jej oddać, inaczej ona sama i jej płody będą szły w ręce tych, którzy z nią żyją? Mistyka własności. Ci, którzy są bogaci i którzy chcą próżnować, — mó­ wi niejako Balzac — mają tyle sposobów potemu, niech nie urągają w parkach i pałacach nędzy ludzi mieszkających w lepiankach. Motto: Kto ma ziemią ma wojną. Imperatyw „reformy rolnej“ znów mimo- woli przemawia z dzieła Balzaka.

Cobądź byśmy mówili o pesymizmie Balzaka, we Francji przepowiednia jego ziściła się zupełnie. Chłop stoczył wielką własność. Czy ze szkodą produkcji, niech odpowiedzą ekonomiści.

U nas proces ten był na wiek niemal zahamowa­ ny; chłop — przynajmniej w znacznej części kraju — nie mógł iść po linji swoich naturalnych dą­ żeń i namiętności. Tuż po ostatniej wojnie natomiast byliśmy świadkami żywiołowego ruchu, mającego wiele powinowactwa z tłem powieści Balzaka. Wal­ ka między bezrolnymi czy małorolnymi a wielką wła­ snością dopiero się rozpoczyna, dlatego utwór Balza­ ka nabiera dziś dla nas cech szczególnej aktual­ ności.

Interesującem jest, że pobudką do napisania Chło­ pów stały się rozmowy z Polakiem, p. Wacławem

Hańskim w Genewie, Pierwszy szkic powieści no­ sił tytuł Wielki Właściciel*), w którym nietyle chodziło o problem chłopów, ile o dramat wiel­ kiej własności. Później Balzac sam stał się właści­ cielem: kupił sobie pod Paryżem dom z ogrodem, Les Jardies, i tam miał sposobność zetknąć isę ze swymi sąsiadami, z ludem. Po paru latach, sprzedał Les Jardies, szczęśliwy że się ich pozbył ze znaczną stra­ tą, ale doświadczenia tego sąsiedztwa pozostały mu na zawsze w pamięci. Nie najlepiej wyszli na tem chłopi: bardzo być może bowiem, że Balzac, który wieś znał mało, przetworzył na swoich chłopów typy podmiejskich wygów, mających wszystkie wady chło­ pa bez jego przymiotów. Czy — jak twierdzą nie­ którzy „balzakologowie“ — ów brak bezpośredniej znajomości materjału, niedostateczne przeżycie te­ matu nie było przyczyną, że wielki realista, jakim był Balzac, tak mozolił się nad swemi Chłopami, a wreszcie nigdy ich nie dokończył? Być może, W każdym razie, bardzo ciekawą jest historja tej

książki,

W r. 1834 Balzac zaczął pisać swego Wielkiego Właściciela, potem Qui a łerre a guerre. Wreszcie, w roku 1844, czyli w dziesięć lat po pierwszym szki­ cu, bierze na warsztat powieść w jej nowem ujęciu. W październiku r. 1844 pisze do pani Hańskiej, że ma „opium w głowie z powodu newralgji", że mimo to w dziesięć dni napisał 6,000 wierszy, że zecerzy

*) Podajemy ten szkic jako uzupełnienie II-go tomu.

czytają powieść i są nią zachwyceni. Ta powieść miała mu przynieść swobodę i możność wyjazdu za granicę dla spotkania z Ewą. Ale w rzeczywistości praca szła mu wolno. Niektórzy biografowie Balzaca mają do pani Hańskiej dziwne zaiste pretensje, że mianowicie niepewność tych spotkań zmniejszyła „wy­ dajność“ pisarza. Pomijając niedorzeczność podob­ nych pretensji, trzeba zaznaczyć, że w owej epoce Balzac był już nadludzko zmęczony. W tych latach kolosalna jego produkcja słabnie, mimo że geniusz jego pozostaje wciąż na wysokości najwspanialszych jego utworów. Poprostu siły fizyczne odmawiają po^ słuszeństwa. Potrzeba życia obok ukochanej ko­ biety dominuje nad wszystkiem; wszystko jest na drugim planie, gdy chodzi o to aby spędzić parę ty­ godni z Ewą. Niema już u Balzaka dawnej rado­ ści tworzenia; pozostał raczej zewnętrzny przymus pisania; jest on w tej chwili istotnym galernikiem pióra, niewolnikiem swoich zobowiązań. Jest przemę­ czony. Wytrwa do końca, ale przypłaci to życiem.

La Presse zaczęła drukować Chłopów w grudniu i wydrukowała trzynaście rozdziałów. Była to epo­ ka, gdy wymyślono powieści w feljetonach; mistrza­ mi tych powieści fabrykowanych od wiersza byli Du­ mas i Sue. Balzac, zazdrosny potrosze o ich popular­ ność i o ich honorarja, chciał im dotrzymać kroku; ale jak jemu, jego prozie nabrzmiałej myślą, mierzyć się co do produkcji z łatwemi bajkami tych rywali! Roz­ poczynając druk Chłopów dziennik La Presse zapo­ wiedział Reine Margot Dumasa jeszcze na koniec

%

grudnia, chcąc znanym sposobem podbić przed Nowym Rokiem abonament. Powieść Dumasa była większą atrakcją, co musiało być dla Balzaka, mimo że świa­ domego swej wartości, dość przykre.

Nie oszczędzono mu i innych przykrości. Redak­ tor La Presse nie taił, że przez Chłopów dziennik tra­ ci abonentów; utwór Balzaka wydał się nudny. Przy- tem co za temat! Chłopi, i do tego ujęci z surowym naturalizmem, co za temat w epoce romantycznego pióropusza! Balzac wyprzedził tu o wiele swoją epo­ kę. Wojskowi obrażali się o napoleończyka. Moni­ tor Armji zamieścił gwałtowny atak na autora z po­ wodu generała Montcorneta. Balzac odpowiedział na to notatką. Kiedy część pierwsza się kończyła, zapowiedziano drugą na luty r. 1845.

Odtąd zaczyna się dla Balzaca martyrolog ja Chło­ pów. Długi, kłopoty, plany małżeństwa, inne utwory na warsztacie, wszystko to odwleka wciąż dalszy ciąg po­ wieści. La Presse, która przerwała mu ją wtedy kiedy był w wenie, teraz domaga się natarczywie dalszego ciągu, grozi procesem. Balzac sili się pisać, nie może, mimo że ma skreślony plan. Ta pierwsza część, tych trzynaście rozdziałów, tworzących dziś więcej niż po­ łowę, miały w zakroju stanowić ledwie czwartą część dzieła. Prócz tych trzynastu, napisał cztery następ­ ne, początek drugiej części. Były gotowe dla La Presse, ale nigdy się tam nie ukazały: obawiano się zacząć druk nie mając całości.

W lutym zaczyna się męka. 15 lutego Balzac do­ nosi pani Hańskiej, że nic nie napisał, i dodaje:

Gdybym mógł w tydzień napisać drugą część Chło­ pów, wyjechałbym“. Czy wena twórcza osłabła? Nie; wszak stworzy jeszcze takie arcydzieła i takich rozmiarów jak Kuzynka Bietka i Kuzyn Pons; nie może skończyć Chłopów! Dziennik prześladuje go z całą brutalnością. Półtrzecia roku trwa ta nieznoś­ na korespondencja, która kończy się wreszcie zwro­ tem pieniędzy przez Balzaka i zerwaniem z La Presse, mimo przyjaźni jaka łączyła Balzaka z żoną redakto­ ra, Delfiną de Girardin. Balzac słusznie się broni, że przerwa była nie z jego winy, i że ona to oder­ wała go od dzieła. Obiecuje dokończenie, ale — po­ wiada — potrzebuje wypocząć. Ofiaruje w zamian inne utwory. Girardin, mocarz prasy, zimny, imper- tynencki, drażnił miłość własną Balzaka; stał na sta­ nowisku formalnem. I znów donosi Balzac pani Hań­ skiej, że musi się zabrać do pracy aby uniknąć pro­ cesu, Ale aż do lipca 1847 r. wlecze się ta sytuacja, wśród wymiany bardzo cierpkich listów.

Wreszcie, sprowokowany impertynenckim listem, Balzac zwrócił przeszło 5000 franków zaliczek. Wy­ jechał do Wierzchowni; kiedy wrócił, jeszcze go ści­ ga nieubłagany dziennik o pozostałe kilkaset fran­ ków; wciąż ci nieszczęśliwi Chłopi! A było to tuż po Rewolucji 1848, która straszliwie powikłała dosyć już trudne interesy Balzaka. Biedny geniusz! Nie mogąc nigdzie dostać pieniędzy, nie mogąc wytrzy­ mać w Paryżu, ucieka znów do ukochanej kobiety, która ofiarowała mu spokój w oswoim domu, na Ukra­ inę. Ale w jego nieobecności, 7 października 1848,

mściwy Girardin zaskarżył go i zajął należność jaką miał Balzac w Komedji Francuskiej z racji przyszłe­ go wystawienia sztuki Mercadeł, która była w pró­ bach. Sztukę zresztą wycofano, i ten krok — trzeba przyznać — mało rycerski nie przyniósł Girardino- wi nawet pieniędzy. Wreszcie Balzac nadesłał z Wierzchowni ostatnie siedemset franków; był wol­ ny od koszmaru Chłopów, tego dzieła zaczętego z na­ miętnością, a które, może z winy redaktora, stało się jego zmorą

Mimo iż w Wierzchowni Balzac zajmował się Chłopami do ostatniej chhwili, umarł nie dokończyw­ szy ich. Skąd się tedy wzięło dokończenie powieści, która ostatecznie stanowi całość? Istniał szkic, pier­ wotna redakcja całości. Takie pierwsze redakcje służyły Balzakowi za kanwę, w licznych zaś korek­ tach rozrastało się dopiero dzieło, nabierało istotnej postaci. Otóż, co do reszty Chłopów, trzeba się było zadowolić tą pierwszą redakcją. Wykończone dzieło kończy się na rozdziale IV drugiej części. Numero­ wane były te rozdziały przez Balzaka w dalszym cią­ gu, coby świadczyło że należały do tamtych i że przerwano powieść jedynie aby zrobić miejsce ro­ mansowi Dumasa.

Spadkobierczynią Balzaka została jego żona Ewa z Rzewuskich Balzakowa. Mogła odrzucić sukcesję złożoną z samych niemal pasywów; ale dla honoru nazwiska wielkiego pisarza, który pokazał w Cezarze Birotteau i w całem swojem życiu jak wysoko ceni swoją uczciwość kupiecką, przyjęła spadek i dopeł­

niła płynących stąd zobowiązań sumiennie. Jedyną pozycją na ich pokrycie była puścizna literacka Balzaka.

Aby wydać Chłopów jako książkę, pani Balzako- wa szukała kogoś, ktoby uzupełnił ten utwór. Nie wińmy jej; takie były ówczesne pojęcia o pietyzmie literackim. Inaczej zresztą nie znalazłaby wydawcy. Sam Balzac, dla uzupełnienia innej powieści, Mało- mieszczanie, wskazał podobno Karola Rabou. O Chło­ pów pani Balzakowa prosiła Champfleury‘ego. Nic chciał się podjąć. Sama tedy zamierzyła dokonać dzieła i prosiła Champfleury‘ego tylko o pomoc. Wżyta była w tworzenie Balzaka, który wysoko cenił jej znawstwo stylu i smak. Jej nowela stała się szki­ cem do Modesłe Mignon! W trakcie roboty pani Ewa zaczyna się wahać, czuje że podjęła rzecz nad siły. I znowu dramat z księgarzami: księgarz grozi jej, że jeżeli nie dostarczy Chłopów, do czego się zo­ bowiązała, zapłaci ogromne odszkodowanie. „Ci Chłopi — pisze pani Balzakowa — to olbrzymie dzie­ ło i ponad moje siły, czuję to. Mimo to, nie zniechę­ cam się, znoszę codziennie sumiennie moje ziarnko piasku i żwiru do tego pomnika z ciosanego marmuru aby go dokończyć jak potrafię. Wiem, że to wspa­ niałe dzieło będzie się kończyło nijako. Ale co po­ cząć! Gdzie znaleźć artystę, któryby je dopełnił po mojej myśli ! Gdyby mi dano bodaj rok, może zro­ biłabym z tego coś; naglona w ten sposób, zniszczę wszystko. Ale, skoro zrobiono z literatury rzemiosło a z dzieł sztuki mniej lub więcej dobrze odrobione

produkty, róbmy jak inni. Wierzyciele pana de Bal- zac — jeżeli nie publiczność — poczytają mi to za zasługę...“

Mimo to, ostatecznie, pani Ewa odstąpiła od za­ miaru. Ograniczyła się do koniecznych, drobnych zresztą retuszów. Przydała zakończeniu stronicę, która była niezbędna. Balzac urywa na słowach ma­ lujących nędzę, do której doszedł Blondet. Historja listu z żałobnemi pieczęciami, który przynosi mu w darze rękę i majątek ukochanej kobiety, dopisana jest przez Ewę Hańską w duchu zapewne intencu Balzaka. I jestto w skrócie historja jej samej i Bal- zaca, który zresztą nieraz, kreśląc miłość Blondeta i pani de Montcornet, musiał myśleć o miłości swojej wiernej Ewy.

Taka jest historja Chłopów Balzaka, tej powieści nie najdoskonalszej z pewnością, posępnej, przygnia­ tającej, ale jasnowidzącej w ogólnem spojrzeniu. Ogłoszona po polsku dzisiaj, nabiera ona znaczenia niemal polityczno-społecznego, wywoła zapewne ko­ mentarze, polemiki, jak je wywołała w chwili ogło­ szenia jej niegdyś we Francji. Interesującem dla nas jest, że jednym z polemistów był wówczas Adam Mic­ kiewicz w przedwyborczym artykule w Trybunie Lu­ dów p. t. Chłopi. W przejrzystej aluzji występuje on przeciwko pisarzom, którzy „powiadają się religij­ nymi i chcą zbudować chłopów, których mają ochotę oskarżać o skłonność do ateizmu. Wyrabiają sobie pojęcie o stanie religijnym chłopa podług historji Re­ wolucji wydanych przez legitymistów i mieszczu­

chów, albo według wiadomości podawanych przez większość naszych powieściopisarzy salonowych“.

Dziś, gdy Balzac przestał być dla nas tern, czem był dla Mickiewicza, ,,powieściopisarzem salono­ wym“, gdy losy przyszłej Polski, jak wówczas losy Francji, spoczywają w znacznej mierze w rękach chłopa, z pożytkiem będzie przeczytać i przedyskuto­ wać tę książkę.

Warszawa, w maju 1928.

Boy.

J. J. Rousseau napisał na nagłówku „Nowej He­ loizy“: „Widziałem obyczaje moich czasów i ogłosi­ łem te listy“. Czyż nie mogą powiedzieć na wzór tego wielkiego pisarza: Śledzą bieg mojej epoki i ogłaszam to dzieło.

Studjum to, przerażające swą prawdą dopóki spo­ łeczeństwo zechce czynić z filantropji zasadą miast ją uważać za przypadek, ma za cel uwydatnić główne po­ stacie ludu, zapomnianego przez tyle piór w pościgu za nowym tematem. Zapomnienie to jest może tylko ostrożnością,. w epoce gdy lud odziedziczył po monar- chji wszystkich jej dworaków. U poetyzowano zbro­ dniarzy, rozczulono się nad katem, niemal ubóstwiono proletarjusza!... Powstały sekty i krzyczą ustami swo­ ich pisarzy: Powstańcie, pracownicy! tak jak powiedzia­ no Trzeciemu Stanowi: Powstań! Można zgadnąć, że ża­ den z tych Herostratów nie miał odwagi udać się na wieś, aby studjować nieustanny spisek tych, których nazywamy jeszcze słabymi, przeciw tym, którzy się uważają za silnych, chłopa przeciw posiadaczom?... Chodzi o to, aby oświecić nie dzisiejszego ale jutrzej­ szego prawodawcę. W szale demokratycznym, który zagarnia tylu ślepych pisarzy, czyż nie jest palącą rze­ czą odmalować wreszcie tego chłopa, który czyni ko­

deks fikcją sprowadzając własność do czegoś co jest i czego niema? Ujrzycie tego niestrudzonego kreta, tego gryzonia, który kruszy i proszkuje ziemią, dzieli ją, kra­ je mórg na sto części; a zaprasza go wciąż na tę ucztę drobne mieszczaństwo, które czyni zeń wraz swego sprzymierzeńca i swoją ofiarę. Ten antyspołeczny żywioł pochłonie kiedyś mieszczaństwo, jak miesz­ czaństwo pochłonęło szlachtę. Wznosząc się ponad prawo siłą swej małości, ten Robespierre o jednej gło­ wie i dwudziestu mil jonach ramion pracuje bez przer­ wy, przyczajony w każdej wiosce, usadowiony w ra­ dzie gminnej, uzbrojony jako gwardzista narodowy we wszystkich kantonach Francji przez ów rok 1830, któ­ ry zapomniał, że Napoleon wolał niebezpieczeństwo własnego upadku od uzbrojenia mas.

Jeżeli, w ciągu ośmiu lat, sto razy porzucałem, sto razy podejmowałem tę książkę, najważniejszą z tych które zamierzałem napisać, to dlatego, że wszyscy moi przyjaciele, jak i Ty sam, zrozumieli, iż odwaga mo­ że zachwiać się wobec tylu trudności, tylu szczegółów wplecionych w ten straszliwy i krwawy dramat. Ale, w liczbie przyczyn, które mnie dziś czynią niemal zu­ chwałym, chciej, drogi przyjacielu, pomścić pragnie­ nie dokończenia dzieła, mającego Ci dać świadectwo mojej żywej i trwałej wdzięczności za poświęcenie, które mi było pociechą w niedoli.

DE BALZAC.

CZĘŚĆ PIERWSZA.

Qui terre a, guerre a*).

à.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin