Aneta Jadowska - Dora Wilk 3 - Zwycięzca bierze wszystko.pdf

(1435 KB) Pobierz
Jadowska Aneta
Dora Wilk 03
Zwycięzca bierze wszystko
1
Sygnał radiowozu przedarł się przez pulsowanie w mojej głowie.
Niebieskie światła zamigotały w lusterku, a Joshua spojrzał na mnie z niepokojem.
- Muszę się zatrzymać - powiedział cicho.
- Zrób to. Papiery mamy w porządku - odpowiedziałam, czując jednak skurcz trzewi.
Było bardzo wiele rzeczy, które mogły pójść nie tak, jednak nie policja była dziś moim
głównym powodem do niepokoju. Jeszcze kilka miesięcy temu po prostu pokazałabym
odznakę i pogawędziła z funkcjonariuszem o trudach służby. Przywyknięcie do tego, że to
już przeszłość, nie jest łatwe. Czy tylko dlatego czułam teraz dziwny skurcz w żołądku?
Włoski na ramionach stały mi dęba, coś było nie tak…
Joshua zwolnił i zjechał na pobocze. Miron przebudził się na tylnym siedzeniu.
- Co tam?
- Nic, śpij spokojnie, zajmiemy się tym - odparłam, sięgnęłam do niego i pogłaskałam po
głowie. Nadal był cholernie rozpalony.
Sekundy, gdy czekaliśmy, aż oficer podejdzie do nas, dłużyły się cholernie. Źle się czułam
z tym, że nie jesteśmy w ruchu.
- Dzień dobry, proszę przygotować dokumenty - powiedział
mundurowy, nachylając się do otwartego okna. Wydawał się spokojny i znudzony, dobrze
po czterdziestce, z brzuchem nieco zbyt wyraźnie rysującym się pod mundurem.
Wyciągnęłam papiery z torby, moje i chłopaków, lewe jak cholera, ale wyszły spod ręki
mistrza, więc nie obawiałam się kontroli. Olaf przysięgał na swój wilczy honor, że przejdą
każdą, nawet tę ze sprawdzaniem danych w komputerze. Wychyliłam się ze swojego
miejsca i podałam dowody policjantowi.
W chwili, gdy jego ręka dotknęła mojej, wiedziałam już, że mamy kłopoty. Zadrżał i lekko
zbladł. Cholera jasna! Właśnie dziś musiałam trafić na człowieka ze śladami magicznej
krwi? Nie mógł to być po prostu zwykły krawężnik, jak tysiące, ale jakiś pociotek
wiedźmy, sam nie dość magiczny, by to miało znaczenie, ale potrafiący wychwytywać
ślady magii? Po zaciśniętych zębach i napięciu, jakie błyskawicznie objęło jego ciało,
domyślałam się, że nie wiedział, co przed chwilą poczuł, ale to go zaniepokoiło. Reagował
jak Żamłoda. Jego ręka odruchowo powędrowała do kabury.
- Coś nie tak, panie władzo? - zapytałam, uśmiechając się słodko i jeszcze bardziej
nachyliłam się w jego stronę, gotowa zareagować, jeśli przyjdzie mu do głowy strzelić.
Wyczułam za plecami wzrastającą aurę Mirona, wyłapywał mój niepokój. Nie
potrzebowaliśmy kolejnego napadu furii, z pewnością nie w samochodzie.
Jeśli liczyłam na to, że glina zwróci uwagę na moje piersi, kołyszące się lekko pod
bawełnianą koszulką, zawiodłam się. Wpatrywał się, ale to nie one zwróciły jego uwagę, a
kabura i lśniący glock. Cholera, wciąż zapominałam, że znów noszę broń palną, ale
odznaki policyjnej już nie.
Miałam sekundy, nim zrobi coś skrajnie głupiego. Czas zwolnił, gdy wpatrywałam się w
wymierzoną we mnie lufę pistoletu.
Nim pomyślałam, poczułam, że moja magia wzrasta, osłaniając chłopaków. Policjant drżał
jak w febrze, trzymał palec na spuście, a krople potu spływały mu po czole. Marzył, by
strzelić, by zniknęła ta dziwna sensacja w jego wnętrznościach. Magia napierała na niego
twardą ścianą. Mogłam tylko mieć nadzieję, że jeśli gliniarz wystrzeli, kula nie dotrze do
mnie czy do anioła. Nigdy nie używałam osłony jako zapory przed ołowiem. Adrenalina
zaczynała buzować.
- Panie władzo, nie ma powodu do niepokoju - powiedziałam miękko, sięgając odruchowo
po swoją broń. -Nie przekroczyliśmy prędkości, mamy dokumenty w porządku, proszę nie
robić nic, czego przyjdzie nam wszystkim żałować.
Nie zamierzałam do niego strzelać, miał pecha, trafiając na nas, my trafiając na niego.
Zamrugał. Magia docierała do niego znacznie mocniej niż powinna.
Zaskoczył mnie, wbijając we mnie zamglone spojrzenie zauroczonego.
Nie rzucałam uroku, ale koleś bez wątpienia był zaczadzony magią.
Rozpoznawałam tę ledwie uchwytną mechaniczność jego ruchów, drżenie mięśni żuchwy.
Był poza własną kontrolą, ale czy był pod moją? Takie kalkulacje mogły kosztować nas
więcej, niż gotowa byłam zapłacić, ale czy miałam jeszcze wybór?
- Proszę, oddaj nam papiery i odjedziemy, nie będziesz nic pamiętał z tego spotkania. Nie
jesteśmy osobami, których szukasz - odezwałam się niepewna, czego się po nim
spodziewać.
Nigdy nie rzucałam uroków na ludzi, nie w ten sposób! Jeśli brak ci doświadczenia i nie
znasz właściwych zaklęć, zawsze warto poudawać Jedi, a nuż zadziała. Zadziałało.
- Proszę, państwa dokumenty, życzę miłej drogi -powiedział
mechanicznym głosem. Odsunął się o krok, byśmy mogli go wyminąć.
Joshua rzucił mi zaskoczone spojrzenie i uruchomił silnik. Ruszył, a ja we wstecznym
lusterku zobaczyłam policjanta, który stał jak słup soli, wpatrzony w przestrzeń przed nim.
Mogłam się założyć, że stałby tak do jutra.
- Do diabła, wracaj do niego - warknęłam. Joshua zamrugał, ale posłusznie szarpnął
dźwignią zmiany biegów i zaczął cofać.
Zatrzymał auto przy policjancie, wciąż nieruchomym. Opuścił szybę, a ja pochyliłam się
bardziej, by wyraźnie widzieć oczy mundurowego.
Był w transie, jakimś pieprzonym cudem zahipnotyzowałam go, szlag by to. Nowe
umiejętności, choć okazały się przydatne, przerażały mnie jak cholera. Wyskoczyłam z
samochodu, okrążając maskę, znalazłam się tuż przy funkcjonariuszu. Wyjęłam mu broń
ze sztywnych palców, schowałam ją do jego kabury, zapinając ją dokładnie.
- Panie władzo, jak się pan nazywa? - zapytałam miękko, nie chcąc go wystraszyć.
- Tomasz Bednarek - powiedział tym samym mechanicznym tonem nakręcanej zabawki.
Potarłam skronie, czując, że między naszymi głowami jest jakieś dziwne połączenie,
napięta cienka nić, która w każdej chwili może się zerwać, i na Boginię, nie wiedziałam,
co wtedy stanie się z tym biednym kolesiem. Musiałam mu pomóc albo do końca życia
będę ponosić odpowiedzialność za to, co się z nim stanie.
- Tomaszu, za chwilę usłyszysz klakson, czar pryśnie, poczujesz się nieco zmęczony, ale
przytomny. Dość już na dziś zrobiłeś, wrócisz do domu i odpoczniesz. I pod żadnym
pozorem nie powinieneś dotykać dziś broni. Dobrze?
- Tak, proszę pani - powiedział, a jego wzrok wciąż był nieobecny.
Zerknęłam na obrączkę na jego palcu.
- Nie będziesz nic pamiętał z tego spotkania, wrócisz do domu, do żony, którą bardzo
kochasz, chcesz z nią spędzić trochę czasu. Przydałby ci się krótki urlop, prawda?
- Tak, proszę pani.
- Dobry chłopiec. - Poklepałam go po ramieniu i ostrożnie wróciłam do samochodu.
Zapięłam pasy, nie spuszczając z oka Tomasza Bednarka.
Nić, wciąż wyczuwalna, drżała, gdy odległość między nami wzrosła.
Silnik zawarczał, odjechaliśmy parę metrów, kiedy nacisnęłam energicznie klakson kilka
razy. We wstecznym lusterku widziałam, że mundurowy drgnął, jakby
się przebudził. Przez chwilę pocierał twarz dłońmi, po czym poszedł
do radiowozu. Odetchnęłam, kiedy zawrócił i ruszył w przeciwnym kierunku niż my.
- Co to było, kotek? - Joshua zerkał na mnie niespokojnie. - Nie wiedziałem, że potrafisz
takie rzeczy…
- Bo nie potrafię, przynajmniej nie potrafiłam do naszej małej przygody. I mam nadzieję,
że to minie, bo przeraża mnie jak cholera.
Ręce drżały mi jak alkoholikowi pozbawionemu dostępu do paru głębszych.
- Nic mu nie będzie?
- Nie powinno. - Zacisnęłam usta. - Z tego co słyszałam, może mieć jakieś przebłyski,
więc zasugerowałam kilka dni wolnego. Gdyby znalazł
się w krótkim czasie w podobnej sytuacji, mógłby zareagować, jakby tego uroku nie było.
- Mógłby po zatrzymaniu kogoś na rutynową kontrolę wyciągnąć broń i strzelić, jak
zamierzał? - spytał zszokowany anioł, zaciskając palce na kierownicy.
- Tak myślę - powiedziałam, zdając sobie sprawę, że nie ja jedna widziałam, na co się
zanosi, jednak Joshua nie zareagował wtedy, w pełni ufając, że jakoś sobie poradzę. Hm,
tego, w jaki sposób, żadne z nas nie mogło się spodziewać.
- Jak się czujesz? - Joshua nie patrzył na drogę, tylko na mnie.
Skrzywiłam się i wzruszyłam ramionami. Właśnie zamieniłam faceta w zombie i mogłam
jedynie zakładać, że nie spaliłam mu magią obwodów. Mówienie o tym, że bolało mnie
wszystko, od skóry po kości, nie miało sensu. Oczy piekły jak przy zapaleniu spojówek, a
Zgłoś jeśli naruszono regulamin