George Catherine - Kopciuszek na Gwiazdkę.doc

(542 KB) Pobierz

 

Catherine George

Kopciuszek na Gwiazdkę

 

 

 

Rozdział  1

Cassie była świetną organizatorką. A życie w wynajmowanym wspólnie z przyjaciółkami mieszkaniu sprawiało jej wiele radości. Ale przecież zdobycie całego mieszkania tylko dla siebie, na przyjęcie specjalnego gościa, wymagało starań godnych organizacji igrzysk olimpijskich. W końcu jednak się udało. Dwie przyjaciółki były właśnie w drodze na zimowe wakacje w górach. Dwie następne wyszły ze swymi chłopcami i nie miały zamiaru wrócić przed świtem.

Oczywiście nie oznaczało to, że Rupert miał zostać u niej tak długo. Ale mogło się zdarzyć, że... Na razie jednak miała jeszcze wiele do zrobienia. Jej mizerne umiejętności kulinarne były powszechnie znane. Dlatego też, zamiast brać się do rzeczy niemożliwych, Cassie poszła do fryzjera. A w drodze powrotnej kupiła półprodukty do przygotowania posiłku. Potem szybka kąpiel, dwa razy dłuższe niż zwykle zabiegi przed lustrem i była gotowa. Poszła do salonu, sprawdzić, czy wszystko gotowe. Zwykle wszystkie jadały razem w kuchni. Albo przed telewizorem, siedząc z tacą na kolanach. Tym razem jednak miał przyjść Rupert. Dlatego okrągły stolik pod oknem był wytwornie nakryty.

Dochodziła ósma. Cassie włożyła elegancką sukienkę i zwiększyła ogrzewanie. Jej sukienka nie miała rękawów. Była też krótsza niż te, które zwykle nosiła. Uważnie obejrzała się w lustrze. Sprawdziła, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Nowa fryzura i sukienka w całkiem nowym stylu zupełnie odmieniły Cassandrę Lovell.

Cassie dodała bazylię i pomidory do gotującej się na malutkim ogniu zupy. Łososia w jarzynowym sosie wstawiła do kuchenki mikrofalowej i wymieszała surówkę. Brakowało już tylko oczekiwanego gościa. Dziesięć minut przed umówioną godziną zadźwięczał dzwonek u drzwi. Ostatni rzut oka do lustra i Cassie pobiegła do holu. Włączyła światło. Niestety. Trzeba zmienić żarówkę, pomyślała. Z szerokim uśmiechem otworzyła drzwi.

- Gdzie ona jest? - zawołał mężczyzna, który gwałtownie wtargnął do środka. Nie patrząc na nią, ruszył w głąb mieszkania. Kiedy zobaczył stół nakryty dla dwojga, mocno zacisnął usta.

- Jakże uroczo, Julio - warknął. Obrócił się na pięcie i znalazł się twarzą w twarz ze stojącą za nim dziewczyną.

- Co ty, u diabła, tutaj robisz? - Cassie była naprawdę wściekła. - Julia już dawno tu nie mieszka.

Gdyby nie była naprawdę wściekła, wybuchnęłaby śmiechem na widok zdumionej miny Dominika Seymoura. Mimo ciemnej opalenizny, widać było, że przemarzł. Długie włosy w nieładzie opadały mu na ramiona. I na pewno już dawno się nie golił. Pod płaszczem przeciwdeszczowym miał lniany garnitur. Strój zupełnie nieprzydatny w Londynie w grudniu. Zapewne dlatego drżał cały.

- Cassandra - bąknął, zdumiony.

- Tak, to ja - warknęła. - Cieszę się, oczywiście, że cię widzę, ale muszę prosić, żebyś sobie poszedł. Spodziewam się kogoś.

- Kiedy cię zobaczyłem, w pierwszej chwili pomyślałem, że to Julia. Wydoroślałaś, Cassie.

- A ty nie! Wciąż uganiasz się za moją siostrą? Nie możesz wreszcie zostawić jej w spokoju?

Efekt jej słów był zdumiewający. Podbiegł do niej i mocno chwycił za łokcie.

- Nie uganiam się za Julią! - krzyknął. - Szukam Alice. Czy jest już w łóżku?

Cassie gapiła się nań, niebotycznie zdumiona.

- Alice? Nie. Oczywiście, że nie. Nie widziałam jej już od trzech tygodni, kiedy zabrałam ją ze szkoły na cały dzień.

- Urwała. Zagryzła wargę. Nick opuścił ręce. Cofnął się o krok.

- W porządku. Wiem, że od czasu do czasu się z nią widujesz - powiedział prędko.

- Dobrze. - Skrzyżowała ramiona na piersi. - To Julia ma zakaz widywania się z nią, nie ja. Ani moja matka.

Na krótką chwilę spojrzenie niebieskich oczu złagodniało. Ale zaraz pojawił się w nich strach.

- Ale, Cassie, jeśli Alice nie ma tutaj, to gdzie ona może być?

- Nie wiem - odparła, zakłopotana. - Byłam przekonana, że dzisiaj Max zabiera ją na bożonarodzeniowe ferie.

- Taki był plan - powiedział ponuro. - Przyjechałem właśnie z Rijadu i dowiedziałem się, że mój brat nie wrócił jeszcze z Nowej Gwinei.

Cassie wpatrywała się weń z przerażeniem.

- A co z Alice? - rzuciła. - Ona ma przecież dopiero osiem lat! Max na pewno przygotował jakiś plan awaryjny.

- Oczywiście. Nie panikuj - powiedział szybko Nick.

- Zaraz po przyjeździe połączyłem się z moją pocztą głosową. Była tam wiadomość ze szkoły, że jacyś Cartwrightowie zabrali Alice do siebie.

- Laura Cartwright to jej najlepsza przyjaciółka - powiedziała Cassie z ulgą. - Jeśli to oni ją zabrali, to wszystko w porządku.

- W szkole podali mi numer, ale tam nikt nie odpowiada. O tak późnej porze ktoś powinien odebrać, prawda?

- Może masz rację - powiedziała ostrożnie. - Ale to nie tłumaczy, dlaczego wtargnąłeś do mnie w taki sposób. Chyba mam prawo wiedzieć!

- Alice zostawiła mi twój adres, na wszelki wypadek. Dlatego sądziłem, że Cartwrightowie przywieźli ją tutaj.

- Adres, który znałeś doskonałe, rzecz jasna - sapnęła. - Bardzo mi przykro, że cię rozczarowałam, że to nie Julia. Mniejsza z tym. Zadzwoń do Cartwrightów jeszcze raz.

Nick, zdziwiony tonem jej głosu, wysoko uniósł brwi.

Ale się nie odezwał. Wyjął notes i po chwili wystukał numer. Bez powodzenia.

- To mi się nie podoba - powiedział ponuro.

- Mnie też!

Wpatrywali się w siebie w niemym przerażeniu. W końcu Nick westchnął.

- Posłuchaj, czy mógłbym się umyć? Przyleciałem do Londynu na stercie bagażu. We włosach mam pełno kłaków bawełny. Kiedy się trochę odświeżę, może zdołam coś wymyślić?

- Oczywiście. Łazienka jest na górze, pierwsze drzwi po prawej.

Cassie poszła do kuchni. Wyłączyła ogień pod garnkiem z zupą i starała się nie poddawać panice. Uwielbiała małą Alice i gotowa była skręcić kark Maxowi Seymourowi za to, że nie wrócił na czas, by zabrać swoją córeczkę na święta.

Kiedy usłyszała dzwonek u drzwi, westchnęła z rozpaczą.

Tyle starań i przygotowań poczyniła, żeby ten wieczór był udany, a teraz nie potrafiła myśleć o niczym innym, jak tylko o Alice. Otworzyła drzwi i do ciemnego holu wszedł Rupert Ashcroft, w eleganckim garniturze, z olbrzymim bukietem w dłoni.

- Witaj, Cassie, to dla ciebie.

- Jakie piękne kwiaty, Rupercie! Dziękuję. Wejdź do salonu, a ja wstawię je do wody.

Kiedy wróciła, Rupert spoglądał na przystrojony kwiatami i świecami stół z wyraźną satysfakcją.

- Wygląda niezwykle zachęcająco, Cassie. - zaczął. Odwrócił się ku niej i zastygł bez ruchu. To wszystko przez te loczki, pomyślała z rezygnacją Cassie. Jedno spojrzenie i mężczyzna zmienia się w słup soli.

- Cassie! - odezwał się w końcu Rupert. - Wyglądasz wspaniale!

Podszedł do niej z tajemniczym uśmiechem, A patrzył na nią tak, że zawstydziła się nagle swych nagich ramion i odsłoniętych nóg.

- Obawiam się, że kolacja będzie odrobinę spóźniona. - zaczęła niepewnie. Nie dokończyła wyjaśnień, gdyż Rupert chwycił ją w ramiona i pocałował z niezwykłym entuzjazmem.

- Nie mogę uwierzyć - powiedział. Choć starała się wyrwać z jego objęć, nie pozwolił jej. - Za dnia królowa administracji, wieczorem bogini seksu.

- Nie przeszkadzam? - usłyszeli głos od drzwi.

Gdyby archanioł z ognistym mieczem spłynął z nieba do salonu, jej gość nie byłby bardziej zaskoczony. Rupert oderwał się od niej gwałtownie i z niemym zdumieniem patrzył na mężczyznę wyciągającego ku niemu rękę.

- Dominic Seymour.

Rupert ostrożnie uścisnął podaną dłoń i wymamrotał swoje nazwisko. Patrzył przy tym oskarżycielsko na Cassie.

- Nick przyleciał właśnie ze Środkowego Wschodu. Jest inżynierem budownictwa - wyjaśniła pospiesznie. - Jestem kierowniczką administracji zespołu, w którym pracuje Rupert - wyjaśniła Nickowi.

- Zespołu? - Zabrzmiało to tak, jakby przypuszczał, że Rupert gra w amatorskim klubie piłkarskim.

- Jestem analitykiem w banku inwestycyjnym - wyjaśnił Rupert.

Cassie posłała mu urzekający uśmiech.

- Rupercie, usiądź, proszę, i rozgość się. Zrób sobie drinka. Ja muszę porozmawiać chwilkę z Nickiem. On jest szwagrem mojej siostry. Mamy mały rodzinny problem.

Rupert nie wydawał się całkiem uspokojony. Cassie uśmiechnęła się doń jeszcze raz. Wraz z Nickiem poszła do kuchni i zamknęła za sobą drzwi.

- Zadzwoń jeszcze raz do Cartwrightów - powiedziała niecierpliwie.

Tym razem ktoś był po drugiej stronie. Ze ściśniętym sercem Cassie przysłuchiwała się strzępom rozmowy.

Nick rozłączył się z ponurą miną.

- Rozmawiałem z synem Cartwrightów - powiedział. - Jego rodziców nie ma w domu, ale jest przekonany, że oni zamierzają odwieźć Alice do domu Maxa w Chiswick, zanim przywiozą do domu jego siostrę.

- Przecież pani Cartwright nie zostawi Alice samej w pustym domu? - Cassie z każdą chwilą bała się coraz bardziej.

- Mam nadzieję! - warknął Nick. Szybko wystukał na klawiaturze telefonu jakiś numer. Przez chwilę słuchał w skupieniu, po czym się rozłączył.

- W domu Maxa nikt nie odbiera telefonu. Jadę tam.

Na samą myśl o Alice samej i wystraszonej w pustym domu Maxa, Cassie natychmiast straciła cały entuzjazm dla uroczej kolacyjki we dwoje.

- Wytłumaczę się tylko Rupertowi i jadę z tobą - powiedziała.

- Nie pojedziesz! - zaprotestował. - Jestem krewnym Alice. Sam zrobię, co do mnie należy.

- I zostawisz mnie tutaj, pełną niepokoju? Bardzo lubię Alice. Nie jestem może jej krewną, ale kto uczestniczy we wszystkich szkolnych zawodach sportowych czy wycieczkach, Dominiku Seymour? Moja mama i ja. Bo Max zabronił Julii kontaktów z Alice. Kiedy tatuś i wujek Nick krążą gdzieś po krańcach świata, kiedy nie ma przy niej żadnych krewnych, wtedy to nie przeszkadza, prawda?

Stali blisko siebie, twarzą w twarz. Jej oczy miotały błyskawice.

- Nie przeszkadzam? - usłyszeli od drzwi pełen sarkazmu głos.

- Rupercie, przepraszam cię za to wszystko - powiedziała Cassie. - Nick jest tutaj z powodu Alice, jego ośmioletniej bratanicy. Zaginęła i okropnie się o nią niepokoimy.

Twarz Ruperta zmieniła się.

- Och, rozumiem! Przepraszam. Czy mogę w czymś pomóc?

- Nie - powiedział Nick. - Ale bardzo dziękuję. Właśnie jadę jej szukać.

- A ja jadę z tobą - powiedziała stanowczo Cassie.

- Jest mi strasznie przykro - zwróciła się do Ruperta - ale czy zgodzisz się, byśmy przełożyli tę kolację na inny dzień? Jeśli... kiedy odnajdziemy Alice, będzie mnie potrzebowała.

Rupert Ashcroft starannie ukrył rozczarowanie. Beznamiętnym głosem oświadczył, że w takich okolicznościach nie ma nic przeciw temu. Zdobył się nawet na blady uśmiech.

- Trafię do wyjścia - powiedział. - To do następnego razu, Cassie. Zadzwoń do mnie, proszę, powiedz, co się wydarzyło.

Pokiwała głową, podeszła do niego i pocałowała w policzek.

- Dziękuję, że okazałeś tyle zrozumienia, Rupercie. Do zobaczenia w poniedziałek.

Delikatnie pocałował ją w usta. Nie zwracając uwagi na przyglądające się im niebieskie oczy. Wyszedł. I poszedł do zaparkowanego nieopodal lśniącego range rovera.

- Daj mi pięć minut - powiedziała Cassie do Nicka. - Muszę się przebrać.

- Naprawdę nie musisz jechać ze mną - powiedział.

Lecz ona pokręciła tylko głową i pobiegła na górę.

- Jadę i już! Jeśli nie chcesz zabrać mnie ze sobą, zadzwonię po taksówkę.

Usłyszała jeszcze, jak Nick zaklął pod nosem. Ale gdy po chwili zbiegła na dół, czekał tam. Miała na sobie dżinsy i sweter. A misterne loczki związała w koński ogon. Zdjęła z wieszaka długi płaszcz przeciwdeszczowy, zarzuciła torebkę na ramię i spojrzała na czekającego niecierpliwie mężczyznę.

- No, chodźmy! - zawołała.

Samochód Nicka Seymoura, tak jak auto Ruperta, miał napęd na cztery koła. Ale nie lśnił tak i nie błyszczał. P o kryty był grubą warstwą kurzu i błota.

Nick jechał szybko, w kompletnym milczeniu. Cassie była mu za to wdzięczna. Wciąż myślała o Alice. Nie miała głowy do błahych pogawędek.

Kiedy zatrzymali się przed domem Maxa, kiedy dostrzegła światło w oknach na parterze, poczuła ulgę i nadzieję.

Nick nacisnął przycisk dzwonka i trzymał go bez przerwy. Ale nic to nie dało.

- Ktoś tam musi być - zawołała niecierpliwie Cassie.

- Światło się świeci.

- To automat. Dla bezpieczeństwa - wyjaśnił Nick.

Drżał pod podmuchami lodowatego wiatru. Schylił się i spróbował zajrzeć przez mosiężną szczelinę na listy. - Alice! - zawołał. - To ja, wujek Nick. Jesteś tam, kochanie?

- Popatrzył na Cassie. - Ty zawołaj. Może zareaguje na kobiecy głos.

Cassie schyliła się, uniosła metalową klapkę i zawołała: - Alice, tu Cassie. Nie bój się! - Powtórzyła to kilka razy. - Nic z tego - powiedziała do Nicka. - Nie masz klucza?

- No pewnie, że nie mam - warknął.

- Tak tylko myślałam. - Skrzyżowała ramiona na piersi.

- I co teraz?

- Jadę na policję. Czy mogę najpierw odwieźć cię do domu?

- Nigdy w życiu! - zawołała. - Jadę z tobą. - Urwała.

- Coś mi przyszło do głowy.

- Co?

- Julia.

- Co z nią?

- Ona nadal może mieć klucz.

Nick potarł brodę.

- O niej pierwszej pomyślałem, kiedy zacząłem szukać Alice. Dlatego właśnie pojechałem do twojego mieszkania.

- Przecież wiem, że nie przyjechałeś tam, żeby zobaczyć się ze mną!

- Posłuchaj - zaczął gniewnie - być może nie jestem najbardziej przez ciebie lubianą osobą, Cassandra Lovell, ale uwierz mi, ja naprawdę boję się o Alice.

- Wierzę ci - odparła. - I boję się równie mocno jak ty. Ale jeśli sądzisz, że to Julia ją zabrała, mylisz się. Max zabronił jej widywać się z Alice. Zapomniałeś?

- Nie potrafię o tym zapomnieć! - warknął głucho.

Podniósł wysoko kołnierz płaszcza. - Zaraz tu zamarzniemy. Chodźmy do samochodu.

- To już lepiej jedźmy do Julii.

- Żeby przekonać się, czy ma klucz, czy Alice?

- Klucz! - wykrzyknęła. - Lepiej sprawdzić, czy na pewno Alice nie ma w domu, zanim pojedziemy na policję.

Julia Lovell-Seymour mieszkała w parterowym domku w Acton.

- Powinniśmy byli najpierw zatelefonować - powiedziała Cassie, naciskając przycisk dzwonka.

- Wtedy na pewno nie wpuściłaby mnie do środka - powiedział Nick ponuro.

- Dziwisz się jej? To ja, Julio - zawołała, słysząc głos siostry.

- Cassie? Sądziłam, że masz dzisiaj ważną randkę.

- Nic z tego nie wyszło. Wpuść mnie, proszę.

Cassie weszła pierwsza. Julia dostrzegła Nicka i zbliżała się ku nim niczym wściekły anioł zemsty.

- Co ty tu robisz, u diabła, Dominiku Seymour? - rzuciła przez zaciśnięte zęby. - Cicho bądź, bo ją zbudzisz. - Zaprowadziła ich do niewielkiej kuchni i zamknęła drzwi. - A teraz, Cassie, może wyjaśnisz mi, o co tu chodzi?

- Ona śpi? - spytał Nick.

Julia rzuciła mu wrogie spojrzenie. Ubrana była w granatowy szlafrok. Pod oczami miała głębokie cienie, a na bladej twarzy znać było wielkie zmęczenie.

- Dlaczego mu powiedziałaś, Cassie? - spytała z wyrzutem.

- Co mi powiedziała? - odezwał się Nick.

- Nic mu nie powiedziałam, Julio - rzuciła prędko Cassie. - Szukamy Alice.

- Alice?! - Oczy Julii zrobiły się wielkie z przerażenia.

- Co się stało? Czy coś złego?

- A więc nie ma jej tutaj? - Twarz Nicka pobladła.

- Oczywiście, że jej tu nie ma! - zawołała Julia. - Twój brat zabronił mi przecież kontaktować się z córką. Mniejsza z tym. Co się stało?

Słuchając pospiesznych wyjaśnień Cassie, Julia bladła coraz bardziej.

- Czy to oznacza, że Max włóczy się po jakiejś dżungli zamiast opiekować się córką? - Parsknęła ponurym śmiechem. - I to mnie zakazano opieki nad nią! Może to tylko jakieś nieporozumienie? - Zwróciła się do Cassie z nadzieją w głosie.

- Przyjechaliśmy spytać, czy masz może jeszcze klucz do domu - powiedział Nick.

Julia rozpłakała się.

- Przyjechaliście sprawdzić, czy jej nie porwałam, tak?!

Gwałtownie pokręcił głową.

- Mylisz się, Julio. Bardzo liczyłem na to, że ona jest u ciebie.

- Ale ja nie, ja nie... - Julia wyjęła z pudełka chusteczkę i wytarła oczy. - Wciąż mam klucz, chociaż Max nic o tym nie wie. Kiedy wyprowadzałam się z Chiswick, dorobiłam zapasowy.

- Sądzimy, że u Maxa w domu może być jakaś

wiadomość w automatycznej sekretarce - powiedziała Cassie.

Julia otworzyła torebkę i wyjęła klucz. Podała go Nickowi.

- Chciałabym pojechać z wami. Przekonać się, że Alice nic się nie stało - powiedziała. - Ale w tych okolicznościach... - Widać było, że z trudem hamuje łzy.

- Zostaw to mnie - powiedziała Cassie. Po krótkim wahaniu Julia kiwnęła potakująco głową.

Cassie zostawiła Nicka i Julię, stojących naprzeciw siebie jak bokserzy mierzący się wzrokiem przed walką. Poszła na górę i weszła do sypialni. W przyćmionym świetle nocnej lampki zobaczyła małą postać stojącą w dziecinnym łóżeczku. Na jej widok dziewczynka roześmiała się szeroko.

- O, Cassie! Gdzie mamusia?

Cassie wzięła ją na ręce i owinęła kocykiem.

- Witaj, Emily. Jak się ma moja urocza dziewczynka?

Mała zachichotała radośnie i objęła ją mocno. Cassie zaniosła ją do kuchni, na spotkanie z Dominikiem Seymourem.

- Jak zawsze, nosisz ją na rękach - powiedziała sucho Julia. - Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek poznasz moją córkę, Nicku. To jest Emily.

Nick potoczył dookoła zdezorientowanym spojrzeniem.

- Nikt mi nie powiedział - bąknął.

- Bo i czemu miałby? - rzuciła Cassie. I pogłaskała dziewczynkę po główce.

- Nie rozumiem - powiedział Nick. - Dlaczego Max zerwał z tobą, Julio, skoro spodziewałaś się jego dziecka?

- Uważał, że ono jest twoje - odparła bez cienia emocji.

- Moje?! - Nick szeroko otwarł oczy ze zdumienia. - Czy on ją kiedykolwiek widział?

- Oczywiście, że nie. - Głos Cassie wibrował pogardą.

- Max musiał kompletnie zwariować. Nigdy nie zbliżyłem się do Julii. Tylko raz objąłem ją za ramiona. I wszyscy wiemy, co było dalej - powiedział ponuro. Potem spojrzał na dziecko i twarz mu pojaśniała. - Tylko na nią popatrzcie! Żywy obraz Maxa. I może trochę Alice. - Oczy mu pociemniały. - A Alice zginęła.

- Właśnie. Lepiej już ruszajmy. - Cassie pocałowała Emily i podała ją matce. - Dzięki za klucz, Julio.

- Zadzwoń do mnie, kiedy tylko dowiecie się czegoś - powiedziała Julia.

- Zadzwonię - odparła Cassie. - Dobranoc, Emily. Do jutra.

Emily radośnie pomachała jej rączką.

- Dobranoc Cassie. - Potem jej wielkie zielone oczy spoczęły na Nicku. - Pa, pa!

Nick pomachał jej bez słowa.

Kiedy znaleźli się w samochodzie, wybuchnął.

- Czemu, do diabła, nikt mi nie powiedział?! Kiedy mój brat raczy wreszcie wrócić, powiem mu najbardziej oczywistą prawdę, że jest idiotą.

Z cichym piskiem Cassie chwyciła się klamki, gdy auto gwałtownie zakołysało się na zakręcie.

- Zwolnij, bo zaraz zacznie gonić nas policja. A, wracając do tematu, gdy Max wrócił do domu i przyłapał cię z Julią...

- To nie było tak!

- Cokolwiek robiliście, Max odebrał to właśnie tak. Kiedy wyrzucił cię za drzwi, wściekł się, bo Julia powiedziała mu, że jest w ciąży. I za nic nie chciał uwierzyć, że nosi jego dziecko. Oświadczył Julii, że to koniec ich małżeństwa i że już nigdy więcej nie zobaczy Alice. To było naprawdę okrutne. Julia była macochą Alice tylko przez rok, to prawda, ale obie przepadały za sobą. - Popatrzyła Nickowi prosto w twarz. - Teraz nie mamy pojęcia, gdzie ona może być. A twój brat jest zbyt zajęty poszukiwaniem jakichś prehistorycznych plemion, żeby wrócić do domu do córki.

Tym bardziej więc nie może go interesować druga córka, której nigdy nie widział.

 

 

 

Rozdział  2

Kiedy dojechali Do Chiswick, zastali dom Maxa Seymoura cichy i opuszczony, jak poprzednio.

- Miejmy nadzieję, że mój brat nie zmienił zamków - mruknął Nick.

Kiedy drzwi ustąpiły, Cassie odetchnęła z ulgą. Weszli do środka i Nick włączył światło. W wiadrze obok schodów stała nie ubrana choinka.

- Alice! - zawołał Nick. Przeskakując po dwa stopnie, wbiegł na piętro. Cassie już zamierzała pobiec za nim, gdy dostrzegła czerwone światełko na aparacie telefonicznym.

Bez skrupułów, że może wtargnąć w prywatne sprawy Maxa, nacisnęła przycisk. Rozczarowała się, gdy usłyszała głos agenta Maxa, który bardzo nalegał, by Max skontaktował się z nim natychmiast po powrocie z Nowej Gwinei.

Nie tylko jemu na tym zależy, pomyślała. Wtedy serce zabiło jej żywiej. Usłyszała znajomy głos.

- Nie ma nikogo - powiedział Nick, schodząc ze schodów.

Uciszyła go niecierpliwie. Z maszyny słychać było głosik Alice.

- Halo, tatusiu, tu mówi Alice. Jestem u Janet. Pani Cartwright chciała zabrać mnie do siebie razem z Laurą, ale ja wolę poczekać tutaj. Janet jest tu ze mną. Kiedy nie przyjechałeś, powiedziała, żebym pojechała do niej na noc, a rano wrócimy z powrotem, bo ona musi zrobić kolację dla Kena. Przyjedź po mnie, kiedy wrócisz do domu - zakończyła Alice głosem tak żałosnym, że serce ścisnęło się Cassie.

- Kiedy wróci, rozkwaszę mu nos - powiedział gniewnie Nick.

- Kim jest Janet?

- Opiekuje się domem Maxa. Podczas wakacji mieszka tutaj. Ale dzisiaj Ken, kimkolwiek jest, był najwyraźniej ważniejszy.

- Wiesz, gdzie ona mieszka?

- Skąd! Musimy poszukać jej adresu. - Wielkimi krokami przeszedł przez hol, do gabinetu gdzie na biurku stał komputer.

- To tutaj Max pisze swoje książki - powiedziała w zadumie Cassie.

Przez kilka chwil Nick przetrząsał szuflady. W końcu uniósł do góry oprawną w skórę książkę adresową.

- Bingo! A już się bałem, że wszystko ma zapisane w komputerze. - Gorączkowo przerzucał kartki. Z każdą chwilą miał coraz bardziej ponurą minę.

- Co się stało? - spytała niecierpliwie Cassie. - Nie ma tam Janet?

- Jest - odparł Nick. - Ma na nazwisko Jenkins.

- Jest tam numer jej telefonu? - Nick skinął głową i zaczął wystukiwać numer na klawiaturze telefonu. - Przeczytaj pozostałe notatki pod „J”.

Posłała mu zdziwione spojrzenie. Potem przebiegła wzrokiem zapiski. Kiedy napotkała imię swojej siostry, zagryzła wargę. Gdy Nick zaczął rozmawiać, wstrzymała oddech. Po chwili, z nieopisaną ulgą, powoli wypuściła powietrze.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin