Deotyma - NA ROZDROŻU - tom 1-2.pdf

(814 KB) Pobierz
NA ROZDROŻU
Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu.
Żeglarze nadają często wyspom i zatokom imiona swoich poprzedników,
najpierwszych, najodważniejszych odkrywców, którzy wskazywali drogi i łamali się
z niebezpieczeństwami nieznanej krainy.
I ja, wstępując w nowy zakres pracy, pierwszą jej próbę zdobię Twojem imieniem.
Pod taką opieką, śmielej ona pójdzie między naszę społeczność, która pojęcie o
powieści polskiej nauczyła się łączyć z nazwiskiem Kraszewskiego.
.
I.
Po ścieżce okrążającej brzegi łazienkowskiego stawu, przechadzał się zwolna
zamyślony młodzieniec. Nie patrzył na nikogo, ale zato każdy z przechodzących
lekko się za nim obejrzał, nie dla żadnej przesady w jego stroju, — młodzieniec był
ubrany wzorowo; — nie dla żadnego blasku w postawie, — młodzieniec był
naprawdę zamyślony i nie pragnął zwracać uwagi. Jeżeli się za nim oglądano, to
jedynie z przyczyny, że był prawdziwem zjawiskiem piękności, dającem się
przyrównać chyba do owych archaniołów, jakich Tycyan zatrzymał na swoich
płótnach, a w których postaci siła męzka owiewa się niewieścim wdziękiem, w
których oku promienność niebiańska zacienia się ludzkim smutkiem.
Możnaby sądzić, że ów Benjamin przyrodzenia powinien stąpać wśród samych
tryumfów, otoczony tym. rojem satelitów, co zawsze krążą za gwia
zdami. To też kto go spotkał samotnym i jakby oczekującym, przypuszczał że chyba
spotyka bohatera romansu i oglądał się wzrokiem zapytania, czy nie dojrzy tej, co
jest czekana. Niejeden przystanął i ciekawie rozpatrywał krajobraz, mówiąc sobie: —
Jeżeli bohater tak blizki ideału, jakąż musi być bohaterka?
Ale próżno patrzono, jej nigdzie nie było. Nie mylili się jednak ciekawi. Młodzieniec
czekał na nią, jako prawdziwy bohater romansu. Ale byłto romans dziś rzadki,
niepodpadający pod żaden zarzut kodeksu, niezaostrzony smakiem zakazanego
owocu, jeden z owych romansów, o jakich nasi ojcowie mówili, wspominając z
zachwytem wiosnę swojego prawego żywota.
I nie mogła być inną sercowa powieść Wiesława Różyca, owego nieskazitelnego
młodzieńca, którego wszyscy znamy i pomimo jego młodości rzetelnie szacujemy.
Dość powiedzieć że dusza jego równie piękna jak postać.
Od kolebki ubóstwiany przez rodziców, którzy wszystkie myśli, wszelką pracę
skierowali ku jego przyszłości, wyrastał wśród zacnych przykładów, w jednym z
owych dworów wiejskich, co przechowały złote prawa rodzinnego i obywatelskiego
braterstwa.
Wypieszczona w tem gnieździe, dusza jego nabrała tyle sił żywotnych, że choć
przyszło gniazdo opuścić, skrzydła jej zdołały przeciąć wszelkie wiry i unieść ja. nad
poziome burze.
Przysłany do Warszawy dla uniwersyteckich nauk, stał się wkrótce ulubieńcem
profesorów, a co więcej, serca kolegów zaskarbił sobie przez niewyczerpaną
łagodność, dla której z początku, pół. żartobliwie, przezwali go seminarzystą. Ale
taka łagodność jest znamieniem wielkiej siły i co podbije, to nazawsze; jest ona jak
sieć pajęcza, z której nie można się wywikłać. Zwolna owe uśmiechnięte pacholę
pociągnęło za sobą współuczni, którzy szli za nim, jakby za wodzem ducha, nie
zdając sobie sprawy, co ich do niego pociąga. Pociągiem owym był ogień, którego
im niemal wszystkim brakowało, a który się przechował w Wiesławie: zapał.
Powszechnie to już znana uwaga, że dzisiejsza młodzież odznacza się przedwczesną
dojrzałością. Nie myślimy tej uwadze nadawać cechy zarzutu. Zjawisko które się tak
powszechnie i wytrwale pojawia, nie może być winą pojedynczych osobistości, ale
musi wynikać z wielu i wielkich przeobrażeń, pocichu nurtujących społeczeństwo,
które w pewnych dziejowych godzinach zastanawia się i wątpi, nie widząc jeszcze
jasno dróg nowych przed sobą.
Ztąd dziś tylu młodych ludzi rozczarowanych, pierwej nim cokolwiek ich
oczarowało.
Między działaczami wywołującymi podobny stan umysłów, jednym z najmniej
zauważonych, a przecież najsilniejszych, jest kolosalny rozwój do jakiego doszła
filozofia historyi.
Dawniej młodemu człowiekowi przedstawiano wzory z dziejów greckich, rzymskich
i średniowiecznych, wyborowe wzory odwagi i ofiary, które duszę jego zapalały
współzawodnictwem, często aż do śmierci niewygasłem.
Dziś, przystępując do badania dziejów, staje się niby nad olbrzymią mapą oceanu,
gdzie mędrcy pooznaczali przeróżne prądy społeczne, gdzie wola ludzka zdaje się
tracić wszelką wagę, gdzie największy geniusz wygląda zaledwie jak okręcik, który
dlatego tylko do portu zawinął, że umiał się według prądu kierować.
Dla głębszych umysłów wielkość nie przestała i dziś być wielkością; ale' umysłom
miernym, a tych jest najwięcej, — uśmiecha się ta zazdrosna teorya, co chce poniżać
jednostki, aby podnieść ogół.
Co z tego wszystkiego wyniknie, wiadomo tylko niebu i... ministrom. A tymczasem
rzecz pewna, że nasza młodzież posmutniała. Ręce jej opadają gdy widzi, że kto chce
dzisiaj zdobyć prawdziwe znaczenie, musi albo rządzić milionami albo mieć miliony.
Niektórzy naoślep rzucają się w wielką kłótnię świata i chwytają pierwszy lepszy
sztandar, nie wierząc w jego prawdę, ale używając go jako kija, na którym podpiera
się, kto chce dojść do szczytu.
Inni, odrazu wielkim celom dawszy za wygraną, myślą tylko o zbijaniu dostatków, i
to jaknajwię
cej, i to jaknajprędzej, aby w pustyni życia urządzić sobie namiocik.... wygodny.
Ale i to pewna, że jeśli między rzeszą, pojawi się młodzieniec prawdziwie młody,
wszyscy lgną. do niego mimowolnie. Starsi witają go z rzewnością, jako
zmartwychwstanie własnych wspomnień; młodzi witają go z podziwem, jako
urzeczywistnienie swoich marzeń.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin