rozdzial-2.pdf

(405 KB) Pobierz
Uwolnić Maćka. Opowieść o 40 miesiącach życia,
które ukradł mi system
Rozdział II
Co robiłem 18 kwietnia 2007 roku? Nie pamiętam. Chociaż... Zaraz, zaraz.
17 to był wtorek, nietypowy dzień na mecz ligowy, ale jednak właśnie tego dnia
graliśmy z Wisłą w Płocku. Tam się zawsze fajnie jeździło - nawet przyjęła się
nazwa “najazdy”. Akurat w ten wtorek było nas mniej, niż zwykle na tym
stadionie, ale też trzeba zrozumieć, że wtorek to dla wielu ciężki dzień na
wyjazdowe spotkanie.
Ci, którzy wybrali spokojny dzień w pracy, mieli czego żałować. Legia wygrała
z Wisłą 2:0, a jednym z prowadzących doping na naszym sektorze był Artur
Boruc.
Artek to prawdziwy kot - zawodowy piłkarz, a jednocześnie prawdziwy kibic
zajarany na punkcie Legii jak mało kto. Był w Polsce, postanowił pojawić się na
stadionie Wisły i w pewnym momencie zaproszony przez “Starucha” zajął
miejsce na płocie i zainicjował kilka naszych pieśni. Wyszło nieźle, naprawdę
nieźle.
1
Ale 18 kwietnia? Pamiętam, że 19 było spotkanie SKLW na Torwarze - tak, teraz
przypominam to sobie doskonale. Otwarte spotkanie, na którym planowaliśmy
wyjazdy na mecze, w tym jeden z najważniejszych w każdym sezonie, czyli
spotkanie z Lechem. Ta kwestia mocno mnie interesowała, bo byłem w
Stowarzyszeniu Kibiców Legii Warszawa “Sekcja Sympatyków” jedną z osób
odpowiedzialnych za logistykę spotkań wyjazdowych. Myślicie, że to wszystko
jest takie łatwe, że kibice po prostu sobie wsiadają do podstawionego pociągu
i jadą do wybranego miasta? Zapewniam was, że nie. Narzekać nie będę,
ale każdy, kto choć raz próbował spiąć umowę z polskimi kolejami, doskonale
wie, że to prawdziwa droga przez mękę.
OK, ale ten 18 kwietnia? Dobrze, naprowadziliście mnie - tego dnia świat
dowiedział się, że w roku 2012 Mistrzostwa Europy w piłce nożnej odbędą się
w Polsce i na Ukrainie. Czy oglądałem ogłoszenie tego wyboru w telewizji?
Nie, miałem ciekawsze rzeczy do roboty. Ale o wyborze dowiedziałem się bardzo
szybko. Najpierw zadzwonił kumpel z Hagi i radośnie oznajmił, że przecież
mistrzostwa w Polsce to najlepsze, co mogło się wydarzyć.
- Ale będzie impreza! - ryczał mi zadowolony przez słuchawkę. Kolejny telefon
był od kumpla z Włoch, fana Juventusu.
- Coś pięknego, Maciek! Ale będzie zabawa - ten może nie ryczał, bardziej
śpiewał, ale był nie mniej zadowolony.
Kolejny telefon był od kumpla z grupy. W AMT... generalnie zawsze operujemy
otwartym tekstem, a “Y.” jest jedną z najbardziej szczerych osób, jakie znam.
- Chujówka, bracie, chujówka. Psy się nami zaczną interesować, browar
w Warszawie będzie dwa razy droższy i burdele podrożeją...
- “Y.” roztaczał apokaliptyczne wizje. Pomyślałem, że piwa co prawda
nie będziemy przecież musieli pić na Starówce, gdzie restauratorzy z pewnością
wykorzystają okazję, burdele za bardzo mnie nie interesowały, a policja i tak się
nami zawsze interesuje.
Nami, czyli kibicami. Niektórzy mówią na nas “kibole” - lubimy tę nazwę,
choć z zupełnie z innych powodów, niż te, które powodują wypieki
u komentatorów polskiej piłki nożnej. Media nie wahały się też jeszcze niedawno
używać słowa “hołota” - nie wnikam, czy wiedzą, skąd to określenie się wzięło,
ale bywało, że go nadużywali. Na zdrowie! My najbardziej lubimy słowo
“fanatycy”. Oddaje wszystko najlepiej. No, ale o tym pewnie będę jeszcze miał
okazję wam opowiedzieć.
2
Tak, teraz już pamiętam, co działo się 18 kwietnia. Bardzo dziękuję za to szybkie
przypomnienie. Czy cieszyłem się z wyboru Polski na współorganizatora Euro?
Nie wydaje mi się, bym jakoś specjalnie zaprzątał sobie tym głowę. Po prostu
przyjąłem do wiadomości. I tyle.
Na pewno jednak nie przypuszczałem, że tamta słoneczna środa za pięć lat
wywróci moje życie do góry nogami...
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin