ANTOLOGIA NOWELISTYKI ROSYJSKIEJ.rtf

(2789 KB) Pobierz

Pociąg na południe i inne opowiadania

 

Lidia Sejfullina - Mierzwa

 

Marietta Szaginian - Przygoda damy z towarzystwa

 

Aleksander Matyszkin - Pociąg na południe

 

Władimir Bachmietjew - Żelazna trawa

 

Aleksander Serafimowicz - Dwie śmierci

 

Konstantin Fiedin - Koniec świata

 

Michaił Szołochow - Źrebak

 

Boris Ławrieniew - Czterdziesty pierwszy

 

Izaak Babel - Śmierć Dołguszowa

 

Nikołaj Tichonow - Turkusowy pułkownik

 

Aleksiej Tołstoj - Żmija

 

Paweł Nilin - Wspaniały Pawluk

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Od wydawcy

Niniejszy wybór zawiera dwanaście opowiadań i nówel napisanych w latach dwudziestych (z wyjątkiem Wspaniałego Pawluka), które zo­ stały zamieszczone w kolejności powstania. Odzwierciedlają one ko­ leje losu społeczeństwa zamieszkałego na obszarach imperium car­ skiego podczas pierwszej wojny światowej, Rewolucji Październiko­ wej i wojny domowej, ukazują panoramę kraju ogarniętego ogniem rewolucyjnych przeobrażeń.

Autorzy opowiadań byli naocznymi świadkami owych dramaty­ cznych wydarzeń, wszyscy prócz Aleksieja Tołstoja oraz najmłod­ szych — Szołochowa i Nilina — brali w nich udział. Osobiste do­ świadczenia i przeżycia spożytkowali jako tworzywo literackie, dając żywy i wiarygodny, chociaż z pewnością subiektywny obraz tamtych lat.

W centrum ich zainteresowania znalazł się przede wszystkim świat przeżyć indywidualnych. Poszukują odpowiedzi na pytania: jak wojna i rewolucja kształtowały ludzkie losy i jaką postawę, jaką dro­ gę wybierał człowiek w obliczu problemów stawianych przed nim przez historię, był to bowiem czas dokonywania wyborów, czas prze­ wartościowań, dla wielu ludzi okrutny czas przekreślania tego, czym żyli dotychczas.

Obok opowiadań pisarzy znanych w Polsce, jak Michaił Szoło­ chow, Aleksiej Tołstoj, czy Izaak Babel Czytelnik znajdzie tu opo­ wiadania pisarzy mniej popularnych — m.in. Lidii Sejfulliny i Ma- rietty Szaginian, a także nie tłumaczone dotychczas opowiadania Aleksandra Serafimowicza, Pawła Nilina, Władimira Bachmietjewa

i              Aleksandra Małyszkina.

 

 

 

 

 

 

 

 

Lidia Sejfullina

Mierzwa

 

 

Różne wieści krążyły o Leninie. Że z Niemców jest. Z Rosjan, lecz przez Niemców wynajęty i w zaplombowanym wagonie do Rosji do­ starczony, żeby rozterki niecić. Były wójt, Żyganow, ogromnie się tym interesował, zawsze z miasta przywoził nową wiadomość. Wczo­ raj powrócił po północku. Jednak nie wytrzymał: zastukał do okna biblioteki ziemstwa. Z przerażeniem rzucił się od stołu do okna chu- derlawy, niski bibliotekarz, Siergiej Pietrowicz. Zasiedział się był nad gazetami, jak zwykle.

              Kto tam? Co takiego?

Żyganow szczelnie przycisnął do szyby swą czarną brodę i przez podwójne okno krzyknął rozgłośnie:

              Uciekł! Proszę się nie lękać! Dobry wieczór! Wprost z miasta wracam. Uciekł!

              Witajcie, Aleksieju Iwanowiczu! Kto uciekł?

              Lenin. Z banków wszystko pozabierał! Do cna! I ukrył się. Wysłano pościg. Jutro wszystko opowiem.

              Wstąpcie, Aleksy Iwanowiczu. Zaraz otworzę.

              Nie mam czasu. W domu czekają na mnie. Jutro wszystko opowiem!

              Przywieźliście gazety?

              Przywiozłem. Ale stare, w tych to jeszcze o tym nie pisze. Telegram był... Hej, ty zawzięta cholero, t-pr-u!

I              w sankach gadał, już sam:              .

              Nie chcesz stać! Do domu ciągniesz, żryć chcesz! W.adomo,

bydlę!              .              1 Si

Lecz następnego dnia wieści ucichły. Oszukano w m.eście: rano

przyjechał jakiś z „mandatą” i wyczytywał na zgromadzeniu niezro­ zumiałe wyrazy: „Sownarkom, do Ispołkomu, wszystkich Sowde- pów” *. Nie uciekł Lenin.

Rozprawiano o Leninie głównie w Niebiosnowce. Książkowy naród przemieszkuje tam. Sekciarze. Kiedy przywędrowali tutaj z Rosji — chwalili sobie. Że to jakby dostali się do niebios — powiada­ li. Więc tak też przezwali wieś: Niebiosnowka. Wszyscy sekciarze dla wertowania Pisma świętego w nauce czytania kształceni są. Od Tam- bowki, chociaż to właściwie jedna wieś tambowsko-niebiosnowska, oddzielili się słupem z tabliczką. Tabliczka też dla tych, co czytać po­ trafią. Biało na czarnym stoi wypisane: Niebiosnowka — osób płci męskiej 495, żeńskiej 581. Prawie pod samą tabliczką stoi ostatnia chałupa Tambowki, ale naród w tych wsiach niejednaki. W Niebios­ nowce godniejszy. W Tambowce też, kto młodszy, a bardziej oświe­ cony, jest uświadomiony o Leninie, ale kobiety i starzy tyle tylko o bolszewikach słyszeli, że wojnę zakończają.

Wójt Żyganow był z Niebiosnowki. Zrzucili go ze stanowiska tambowieccy żołnierze. Teraz to się już nikt nie połapie, co za rządy. Przewodzi żołnierz Sofron. Na zgromadzeniu przyczepił się do Zyga- nowa:

              Hej, ty, pleciugo mołokański *! Co za wieści o nowej władzy rozgłaszasz?

Niemałego wzrostu jest Sofron, a i rozłożysty, lecz oczy Żygano- wa szydzą zeń z góry czarnym połyskiem. Żyganow wyższy jest o gło­ wę. I nie lękliwy, za to sprytny. W bójki po głupiemu się nie wdaje.

              Czego naskakujesz, jak kogut na kurę? Com w mieście sły­ szał, tom rozpowiedział. Ocyganiono mnie, tom i ja ocyganił. Za ile kupiłem, za tyle sprzedałem.

Chłopi już sapią wokół nich. Stłoczyli się. Przybysz z mandatem poszedł napić się herbaty. Zgromadzenie nie rozchodziło się. Zwołać z chałup niełatwo, lecz gdy się raz już zbierze wiejski naród, to się rozpędzić nie da. Uzbierało się niemało wątpliwości. Nim wypytają

o              wszystko, wiele godzin upłynie.

row:

              Obywatelu Sofronie Artamonowiczu, nie wypada się tak roz­ bijać. Aleksiej Iwanowicz to człowiek ze zrozumieniem. Dowiedział się w mieście, więc powtórzył. Skoro zaś nastąpiło wprowadzenie w błąd...

Sofron —-* to człowiek bez zastanowienia. Wściekł się z powodu spokojnego, przekonującego przemówienia Koczerowa, ryknął roz­ głośnie na całą wielką klasę. W szkole bowiem zbierano się na wszyst­ kie narady.

              Towarzysze! Obywatele! Cała Niebiosnowka jgfc to kułacy! Słodko śpiewają, ale im nie wierzcie. Zaraz wam słówko rzeknę! Sam, jako prezesem tego mityngu będący, słówko wam rzeknę!

I              od razu do stołu, skąd mowy wypowiadano. Otoczyli go urlo­ powani żołnierze. Żołnierki i łachmaniarze zza parowu, kędy się nę­ dza gnieździła, też do niego. Niebiosnowianie już mieli ruszyć ku drzwiom za Syczugowem, kupcem z Tambowki, lecz wnet im przeka­ zano szept Zyganowa:

              Nie rozchodźcie się! Koczerow Sofronowi do słuchu powie!

Kręcone, rude włosy Sofrona sterczą zawsze nad głową jak au­ reola. Broda też ruda i pozbawiona stateczności. Skłaczona, rozwia­ na na wsze strony. A i w oczach surowości brak. Jedynie błękit, ciem­ niejący w gniewie, lecz nie ma w nim ołowiu. Dlatego nie przeraża.

              Towarzysze! Bogacze z Niebiosnowki bałamucą nas. Myśmy na froncie krew przelewali, a oni się ukrywali za Bogiem! Że to, powia­ dają, wiara nie pozwala im na wojnę iść! A teraz znowu o krew naszą gwałtują! Która władza chce wojny, to tej im trza. Naszej im nie trza!

Zahuczało zgromadzenie:

              Prawdę gada! Za Bogiem kryjąc się, brzucho sobie spaśli!

              Nasi też byli na wojnie! Odmówili tylko dobrotolubowcy *!

              Bośmy się nie bali katorgi, ale na wojnę nie szli!

              Tiepłouchow dopiero teraz z katorgi wrócił...

              Gadaj do rzeczy! O tym wszyscy słyszeli już!

              Jeich Tiepłouchowa trzymali na katordze! A nasi mają po­ obrywane ręce i nogi! Cóż ty na to?

              Za nic to sobie masz?

              Było wam także nie iść!

              Ach, ty kałdunie zaprzepaszczony! Ziemię toście na wieki zagarnęli! Starczy dla rodzin, starczy i na katorgę...

              Trza się było starać, tobyście też na wieki mieli...

              Co tam gadać! Wal pasibrzuchów!

              Cicho! Dajcie słowo rzec!

              Wolność słowa...

              Gadaj, Sofronie!

              Nie ma co gadać! Wszystkośmy słyszeli!

Gwałt wzmagał się. Głosy nabrzmiewały wściekłością.

Sofron wytężał pierś, by przekrzyczeć:

              Towarzysze! Później się porachujemy! Tak to nic nie sły­ chać! Po kolei każden wyłoży.

Zyganow uciszał wszystkich:

              Spokój już! Spokój! Koczerow mu dogodzi! .

Ucichli. W głuchym, rozgniewanym, lecz cichnącym warkocie rozhuśtał się jasny, niski głos Sofrona:

              Towarzysze! Tamci obszarpańcy zza parowu... to są teraz to­ warzysze dla nas! Czyli że my — towarzysze dla was jesteśmy! Bo chłopi z Niebiosnowki są bogaci. Im wszystko jedno, czyja ziemia. Im wszystko jedno, choćby nas znowu do okopów wzięto. Trza im Dardanelów! Tacy to oni są! Bałamucą was, że niby wszystko przez Boga, przez Pismo święte. Łacno im do Boga się uciekać. Bogaczowi łatwiej dostać się do królestwa niebieskiego. Na ziemi porastają w sadło, a umrze taki...

Żyganow nie wytrzymał. Wykrzyknął głośno z tłumu:

              Szczekasz na Pismo święte! Tam stoi: biedakowi łacniej do raju...

Sofron potrząsnął rozkudłanym łbem. Uniósł się. Namiętnie, głośniej niż poprzednio, jakby chciał łby porozbijać, wrzeszczał do tłumu:

              Przeoczenie do Pisma się wkradło! Bóg się w bogaczach lu­ buje! Chłop, który bogaty, czysty jest i przymilny. „A i czegóż bym jak ten pies się rzucał, kiedy każdy przede mną czapę ze łba ściąga?” Biedaka zaś każdy w kark szturchnie. Z tego poszturchiwania zawsze

w nim złość wzbiera. Musowo! Bogaty z panami za rączkę się wita, we wszystkim wykształcenie ma. Biedak nawet modlitwę na przekleń­ stwo wykręci, bo nie ma nijakiego zrozumienia! W Piśmie stoi: nie kradnij. Musowo ukradnie się, kiedy żarcia brak! Znowuż w Piśmie tym: nie zabijaj. Musowo zabije się!...

Ryknęli niebiosnowianie:

              A to dobre! Czyli, że kradnij, zabijaj!

              Macie teraz tę nową naukę!

              Poznać człeka ze słów!

              Słyszeliście, jacy to są ci bolszewicy!

              Bo i prawda, kryminalistów mają za przywódców!

Brać zza parowu swoje:

              Stul pysk, brzuchaczu!

              Kogo zabito? Kogo któren z naszych zabił?

              A wartało by! Bić tych diabłów rogatych!

Stara Mitrofanowna dorozumiała się: o wiarę spór się toczy. Rozdygotanym głosem wykrzyknęła spośród tych zza parowu:

              W prawosławnej cerkwi są sakramenta święte, a w jeich, mo- łokańskiej, co?

Słowa zatonęły w gwarze. Ręce poczęły drgać, rozhuczały się, rozsapały, rozbrzęczały przeróżne głosy, wszystko złączyło się w dzi­ kiej muzyce żywiołowo rozszalałego ryku.

Sofron zrazu walił pięścią w stół, potem pochwycił stołek. Stoł­ kiem jął grzmocić po stole. Ucichli na chwilę, lecz wydarł się roz- drgany krzyk Riedkina:

              Nasza władza! Basta! Już się tamci naużywali!

I              znowu jęk, ryk tłumu. Nie stali w miejscu. Napierali jeden na drugiego, wygrażali pięściami, popychali, tłoczyli się, dusili. Zbliżała się bójka.

Koczerow przepychał się do stołu, odsunął silną dłonią czyjąś ciężką pięść i wyrwawszy Sofronowi stołek począł nim głośno ude­ rzać w stół raz po raz. Niebiosnowianie uciszyli się. Sofron uspokajał swoich. Rozbrzmiał miękki, pieszczotliwy, przyjemny bas Koczerowa:

              ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin