Własysław Krupiński - Zachłanność mordercy - Kryminał KAW 1978.pdf

(416 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ I
...Sto lat, sto lat... — rozbrzmiewało w ładnie umeblowanej kawalerce,
popularnie nazywanej M— dwa.
Towarzystwo miało już mocno w czubie.
—Panno Halinko! Sto lat życzy Kazik...
—Dziękuję, bardzo dziękuję.
—Napije się pani ze mną?
—Ale tylko troszeczkę.
I ze mną — dorzucił ledwie trzymający się na nogach Alfred.
—Z panem oczywiście też...
Halina umoczyła wargi i szybko odstawiła kieliszek na maleńki stolik.
—Gdzie pani mama? — zapytał Alfred.
Powinna już dawno być. Nie wiem, co się stało. Telefon milczy jak
zaklęty. Próbowałam już kilka razy dzwonić. Niestety, bez rezultatu.
—Może ja spróbuję?
—Proszę.
Przeszli do maleńkiego przedpokoju, gdzie stał telefon i było względnie
spokojnie. Wykręcała numer i usłyszała tylko sygnał. Długo trzymała
słuchawkę.
Nic — powiedziała.
To ja już pójdę — szepnął Alfred. — Za dużo wypiłem i jeszcze
wywołam awanturę.
Niby dlaczego?
Jestem o panią zazdrosny. Mógłbym kogoś stąd wyrzucić.
Pan, panie inżynierze?
Czy mam to udowodnić?
Nie trzeba.
Uśmiechnął się.
Więc znikam. „Po angielsku’’, bez pożegnania. Nikt nie zauważy.
Dziękuję za wszystko i całuję rączki.
Do widzenia.
Zamknęła za nim drzwi i wróciła do gości.
Gdzie pani była, panno Halinko? — zapytał pijackim głosem
Kazik.
Dzwoniłam do mojej mamy.
I co?
Nikt nie odpowiada.
Sto lat, sto lat... — zaczął znowu Kazik.
Halina naprawdę niepokoiła się o matkę. Zastanawiała się, dlaczego nie
powróciła z trzydniowej delegacji. Przeczuwała, że coś się stało. Chociaż
lubiła towarzystwo, chciała już być sama. Denerwował ją ten pijacki śpiew.
Może byśmy zatańczyli? — zaproponowała jedna z pań.
Ochoczo podchwycono tę propozycję. Uruchomiono magnetofon i pary
ruszyły do tańca.
Halina wyszła do przedpokoju, podniosła słuchawkę telefonu i znowu
wykręciła numer. Nic.
Jej zdenerwowanie rosło.
Co się mogło stać? — zadawała sobie to pytanie już nie pierwszy raz
tego wieczora.
Goście bawili się „na całego”. Panowie zdejmowali marynarki,
rozluźniali krawaty, panie jedna po drugiej ściągały pantofelki. Ktoś
chwycił Halinę za rękę i znalazła się wśród tańczących.
Brawo, panno Halino — krzyknął milczący dotąd Roman,
najstarszy w tym towarzystwie. Był bezpośrednim przełożonym Haliny.
Jak się pan bawi, panie naczelniku?
Cudownie, moja droga. Co za wspaniały wieczór!
Bardzo się cieszę.
A gdzie mama?
Była w delegacji i widocznie pozostała dłużej.
My z panią także musimy kiedyś wybrać się w podróż służbową
— powiedział jej konfdencjonalnie do ucha.
Nie poznawała swojego naczelnika. Była przekonana, że to wpływ
alkoholu. Jutro będzie inny — urzędowy i oschły.
Wybierzemy się kiedyś, jeśli mnie pan zaprosi.
Daję słowo, że zaproszę. Pojedziemy tylko we dwoje.
A kierowca?
Nie będzie nam potrzebny.
L
A kto poprowadzi wóz?
Pani! Ha... ha... ha... Ale będzie ubaw. Na cztery fajerki!!!
Halina nie mogła zrozumieć, co się dzieje z jej przełożonym. Popłynęła
melodia sentymentalnego tanga. Naczelnik poprosił Halinę do tańca.
Mogła się ostatecznie wykręcić jakimś zajęciem w kuchni, ale uznała, że
nie warto. Zabawę przerwało dopiero bicie zegara. Północ. Ktoś wreszcie
zaproponował pójście do domu. Halina odprowadziła gości do drzwi.
Ostatni wychodził naczelnik.
s
Panno Halinko, może się pani spóźnić jutro. To na konto naszego
wyjazdu w teren.
—Myślę, że jak zwykle będę punktualna.
—Dziękuję pani za cudowny wieczór...
Pocałował ją w rękę. Trochę ją to speszyło. Nigdy
dotąd tego nie robił. Nawet w czasie uroczystości, kiedy wręczał kwiaty,
premie czy podarunki.
Po wyjściu gości zabrała się do sprzątania. Zawsze o tej porze była już
w łóżku.
Zegar wybijał już trzecią, a Halina ciągle nie mogła jeszcze zasnąć.
Czekała. Co chwilę zerkała w stronę telefonu. Zdawało sdę jej, że słyszy
dzwonienie. Niestety, telefon milczał.
**•
Obudziło ją pukanie do drzwi. Wyskoczyła spod kołdry i odsunęła
skrzydełko wizjerka. Zobaczyła nie ogoloną twarz roznosiciela mleka.
Otworzyła.
Przepraszam, ale pani nie wystawiła pustej butelki.
—Rzeczywiście, zapomniałam.
W łazience spojrzała w lustro. Przeraziła się — sińce pod oczami,
szarożółta skóra, zmarszczki... Rezultat jednej nie przespanej nocy...
Rozpoczął się poranny rytuał — kąpiel, makijaż, przygotowanie
śniadania.
Było już późno. Spieszyła się. W drodze do biura omal nie wpadła pod
taksówkę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin