Ziemie polskie pod okupacją sowiecką.docx

(776 KB) Pobierz

Ziemie polskie pod okupacją sowiecką

Pod okupacją sowiecką znalazła się – jak wiadomo – więcej niż połowa całego obszaru państwa polskiego. Z obszaru tego, wynoszącego 389.720 km. kw. układ sowiecko-niemiecki z dnia 28 września 1939 r., przekazał Niemcom 188.794 km. kw., Rosji 200.926 km. kw. Inaczej wyglądają stosunki w dziedzinie ludnościowej z powodu znacznie gęstszego zaludnienia ziem, okupowanych przez Niemców. Ziemie te liczyły w chwili wybuchu wojny ok. 22.150.000 mieszkańców, podczas gdy obszar okupacji sowieckiej tylko ok. 13.200.000.

Obsadzone przez bolszewików obszary zostały wbrew wszelkim zasadom prawa międzynarodowego „inkorporowane” do Z.S.R.R. i rozparcelowane między trzy „republiki radzieckie”: Białoruską (B.S.R.R.), Ukraińską (U.S.R.R.) i Litewską (L.S.R.R.).

Białoruska Republika Radziecka otrzymała wschodnią część Wileńszczyzny, całe województwo nowogródzkie, prawie całe Polesie z Pińskiem i Brześciem n. Bugiem oraz prawie całe województwo białostockie z Białymstokiem, Puszczą Białowieską, Grodnem, Augustowem, Ziemią Kurpiów, Łomżą i Ostrołęką – razem 104,058 km. kw. z ludnością ok. 4.800.000.

Ukraińskiej Republice Radzieckiej przypadł w udziale południowy skrawek Polesia, w całości województwa wołyńskie, stanisławowskie i tarnopolskie oraz większa część województwa lwowskiego aż po San – łącznie 89.397 km. kw. z ludnością ok. 7.900.000.

Wreszcie zachodnia część województwa wileńskiego z miastem Wilnem – obejmująca 7.471 km. kw. powierzchni z ludnością około pół miliona – została początkowo odstąpiona „wspaniałomyślnie” przez bolszewików Litwie, w kilka miesięcy jednak później znalazła się w obrębie Związku Sowieckiego jako część składowa Litewskiej Republiki Radzieckiej. Wilno – oficjalne w dalszym ciągu Vilnius – jest stolicą tej republiki.

W sprawie ziem wschodnich Polski panuje nadal wśród znacznej części opinii zagranicznej, w szczególności także angielskiej i amerykańskiej, duża dezorientacja, podsycana jeszcze w nieprzyjaznym dla nas kierunku przez propagandę sowiecką i niemiecką. Już w poprzednim numerze „Myśli Polskiej” pisaliśmy o konieczności przeciwdziałania temu niebezpiecznemu stanowi rzeczy przez odpowiednią argumentację, która zwalczałaby różne – często niestety bardzo zakorzenione – błędy i uprzedzenia.

Postarajmyż się tutaj nakreślić główne linie tej argumentacji, nie wykraczając przy tym nigdzie poza granice prawdy i obiektywizmu.

ODWIECZNY ZWIĄZEK ZIEM WSCHODNICH Z POLSKĄ

Przede wszystkim więc po stronie Polski są wszystkie prawa historyczne do obszarów, znajdujących się dziś pod okupacją sowiecką.

Północna część Mazowsza z Łomżą i Ostrołęka – to od zamierzchłych czasów ziemia etnicznie czysto polska, dziedzictwo tych samych książąt mazowieckich, których stolicą był Płock, a później Warszawa. Absurdem jest tu mówić nie tylko już o kwestii rosyjskiej, ale także o białoruskiej (choć terytorium to, jak wyżej wspomniano, przydzielone zostało do B.S.R.R.). Nikt tu nigdy żadnego tubylczego Białorusina na żywe oczy nie widział. Kolonizacja mazurska już setki lat temu nadała polski charakter także sąsiednim obszarom Podlasia i Białostoczyzny, które stanowiły swego czasu jedną ogromną puszczę.

Podobnie starodawne, bo sięgające początków XI stulecia, są związki, łączące Polskę z Grodami Czerwieńskimi, czyli Małopolską wschodnią. Ziemia ta, dzięki Polsce, pozostawała od stuleci w orbicie wpływów cywilizacji rzymskiej i zachodniej, – do Rosji wogóle nigdy nie należała.

Reszta terytoriów, znajdujących się pod okupacją sowiecką: Wileńszczyzna, Nowogródzkie, Polesie, Wołyń (a raczej jego połowa, bo drugą połowę Traktat Ryski pozostawił Rosji), to ziemie, które weszły w skład państwa polskiego na mocy unii polsko-litewskiej z końca XIV w. i – wraz z dalej jeszcze na wschód położonymi obszarami – stanowiły jego nieodłączną część aż do rozbiorów. Rosji przypadły one po raz pierwszy pod sam koniec XVIII stulecia.

Rekapitulując: terytorium zajęte przez bolszewików, to ziemie, które należały do Polski bądź od samego zarania jej dziejów, bądź też przez długie wieki – a najmniej przez lat 400. Ziemie te albo do Rosji wogóle nigdy nie należały (jak Małopolska wschodnia), albo też należały stosunkowo krótko (około 120 lat) w okresie, gdy cała Polska znajdowała się pod obcym panowaniem.

POLACY NAJLICZNIEJSZĄ GRUPĄ NARODOWĄ

Podobnie jak Rosja nie posiada do ziem tych żadnych praw historycznych, podobnie brak jej jest wszelkich uprawnień natury etnicznej.

Oto jak wyglądało w chwili wybuchu wojny oblicze narodowościowe ziem, okupowanych później przez Sowiety:

Polacy – 5.281.000 
Rusini i Ukraińcy – 4.513.000 
Białorusini – 1.122.000 
Żydzi – 1.115.000 
„Tutejsi” – 802.000 
Rosjanie – 135.000 
Niemcy – 89.000 
Litwini – 84.000 
Czesi – 35.000 
Inni – 20.000 
Razem – 13.196.000 osób

Polacy stanowią więc najliczniejszą grupę narodową. Część terenów okupacji sowieckiej jest etnicznie w ogóle czysto polska, w wielu innych Polacy są w większości absolutnej.

Należy tu najpierw obszar Łomży, Ostrołęki i Białegostoku, położony na zachód od tzw. „linii Curzona” i etnicznie tak polski, jak okolice Warszawy czy Krakowa. Obszar ten obejmuje około 16.500 km. kw, z ludnością 1.000.000 osób, z czego 80% stanowią Polacy (reszta przypada niemal wyłącznie na skupienia żydowskie po miastach).

Etniczne terytorium polskie nie mieści się jednak w granicach „linii Curzona”. Od Białegostoku na północ aż po granicę łotewską i nawet dalej ciągnie się szeroki pas z niezaprzeczalną większością polską. Pas ten obejmuje części województwa białostockiego z Grodnem, północno-zachodnie części wojew. nowogródzkiego i większą część wojew. wileńskiego. Powierzchnia pasa wynosi co najmniej 40.000 km. kw. z ludnością około 2 milionów, w czym 65% stanowią Polacy (wyznania rzymsko-katolickiego).

Mówiąc o tym terytorium, warto dodać, że szczególnie wysoki procent Polaków posiada właśnie ta część Wileńszczyzny z m. Wilnem, która włączona została do Litwy (obecnie L.S.R.R.). Na ogólną liczbę 499.000 mieszkańców, Polaków jest tam 358.000 tj. 72% ogółu ludności, Litwinów 43.000, tj. 8%, – na resztę składają się głównie Żydzi. W samej „stolicy” Litwy, Wilnie, Litwini nie stanowią nawet 2% ogółu zaludnienia. Ludność polska jest jednak w większości nie tylko w mieście Wilnie (jak sugerują niektórzy publicyści zagraniczni, pisząc o „polskiej wyspie” w terytorium etnicznie litewskim). Przeciwnie, okolice Wilna i w ogóle wieś Wileńszczyzny zachodniej wykazuje jeszcze wyższy odsetek Polaków, niż samo miasto, bo ponad 80%, – Litwinów czy Białorusinów, trzeba tam często szukać na lekarstwo.

Ten polski etnicznie charakter Wileńszczyzny sprawił w czasie Wielkiej Wojny nieprzyjemną niespodziankę niemieckim władzom okupacyjnych tzw. „Ober-Ostu”, które przeprowadziły tam spis ludności w r. 1916 w związku z zamierzonym włączeniem Wilna i Wileńszczyzny do tworzonego przez nie „protektoratu” litewskiego z tzw. „Tarybą” na czele. Spis ten wykazał wówczas w Wileńszczyźnie znaczną większaść polskiej ludności (od 60-70% ogółu mieszkańców). Warto przypominać to wszystkim, którzy mogliby kwestionować ścisłość statystyk polskich!

Trzecim obszarem, gdzie Polacy mieszkają zwartymi masami, jest Małopolska wschodnia. W województwach lwowskim i tarnopolskim ludność polska stanowi ok. 50% ogółu zaludnienia. Od Sanu aż po Lwów ciągnie się pas z absolutną większością polską; również znaczna część Tarnopolszczyzny wykazuje przewagę liczebną Polaków.

W pozostałych częściach okupacji sowieckiej Polacy są w mniejszości, często jednak odsetek ich jest bardzo znaczny (w Nowogródzkim np. sięga 40-50%). Są to terytoria mieszane: polsko-białoruskie i polsko-ruskie (lub, jeśli kto woli, polsko-ukraińskie). O ile jednak Polacy stanowią ludność narodowo w pełni uświadomioną, o tyle uświadomienia tego brak często szerokim masom ludności, mówiącej narzeczami ruskimi i białoruskimi. Jest zresztą rzeczą co najmniej wątpliwą, czy w ogóle mówić można o odrębnym narodzie „białoruskim”.

Szczególny charakter posiada zwłaszcza ludność Polesia, której większość przy wszystkich spisach określa się mianem „tutejszych”; nie uważa się ona ani za białoruską, ani za ukraińską. Włączenie tej ziemi do B.S.R.R. nie jest uzasadnione żadnymi względami rzeczowymi.

Co do Rosjan, to w terytoriach okupowanych przez Sowiety, stanowili oni zawsze minimalny odsetek ludności; w chwili wybuchu wojny nie przekraczający 1% (w dodatku byli to w ogromnej większości Rosjanie „biali”, usposobieni antybolszewicko). Ani Białorusini ani Rusini czy Ukraińcy za Rosjan się nie uważają – i to trzeba mówić wszystkim, którzy uwierzyli w rzekomą „rosyjskość” ziem wschodnich Polski.

Także fikcja sowieckich „republik”: białoruskiej i ukraińskiej nikogo tu zwodzić nie powinna. Republiki te rządzone są wysoce centralistycznie z Moskwy. Ostry kurs rusyfikacyjny idzie w parze z prześladowaniem wszelkich najbardziej choćby nieśmiałych przejawów narodowego ruchu ukraińskiego – o białoruskim już w ogóle nie mówiąc. Brutalność, z jaką władze sowieckie zgniotły po wrześniu 1939 r. organizacje gospodarcze, kulturalne i polityczne Ukraińców w Małopolsce wschodniej, wywożąc do Azji Środkowej tych działaczy ukraińskich, którzy nie uciekli na stronę niemiecką, stanowi szczególnie jaskrawy kontrast do wysoce tolerancyjnej, mimo wszystko, polityki rządów polskich w dwudziestoleciu 1919-1939.

Kiedy mowa o ludności polskiej na ziemiach wschodnich, zwalczać także należy niedorzeczny pogląd, jakoby ludność tu składała się głównie z „landlordów” (tj. wielkich właścicieli ziemskich), przemysłowców i urzędników. W rzeczywistości Polacy reprezentowani tam są przez wszystkie warstwy społeczne przy czym główną ich masę stanowią, tak jak i gdzieindziej, chłopi po wsiach i robotnicy po miastach.

ZIEMIE PRZEORANE PRZEZ CYWILIZACJĘ I KULTURĘ POLSKĄ

Od stuleci Polska szczepiła na tych ziemiach cywilizację chrześcijańską i zachodnią, – a kwiat polskiego rycerstwa ginął w obronie ideałów Zachodu w ciężkich zmaganiach z barbarzyńską nawałą Wschodu. Tu właśnie Polska spełniała swą rolę antemurale Christianitatis; cud Wisły w r. 1920 był tej walki jednym z najdonioślejszych etapów.

Trudno w tych warunkach o rzecz bardziej bolesną i bardziej zarazem niepokojącą, jak fakt, że wśród społeczeństw Zachodu znajdujemy dziś tylu ludzi, którzy z lekkim sercem godzą się na cofnięcie granic naszego kręgu cywilizacyjnego – granic z takim wysiłkiem i poświęceniem całych pokoleń wywalczonych, – o kilkaset kilometrów wstecz. Jakże tragiczny jest np. z tego punktu widzenia los Małopolski wschodniej – ziemi, która związana była od wieków z Zachodem węzłami niemniej silnymi niż taka Walia czy Flandria, – która zawsze z najbardziej zaciętym, desperackim uporem i poświęceniem broniła się przed wchłonięciem jej przez Wschód!

Przypominajmy obcym na każdym kroku o tych wielkich ogniskach kultury polskiej, a zarazem europejskiej, jakimi były wszechnice w Wilnie i Lwowie, oraz Liceum Krzemienieckie. Przypominajmy o tym, że właśnie ziemie wschodnie dały Polsce wielu jej najwybitniejszych ludzi, jak wielcy hetmani Stanisław Żółkiewski i Karol Chodkiewicz, jak wódz insurekcji z r. 1794 Tadeusz Kościuszko, jak poeci Mickiewicz, Słowacki, Zaleski, jak twórcy ruchu Filomatów i Filaretów, jak bohaterka powstania w r. 1830/31 Emilia Platerówna i tylu innych. Nie zapominajmy dodać, że ze stron tych wywodzi się także genialny pisarz angielski pochodzenia polskiego Józef Conrad-Korzeniowski. Nic zapominajmy o bohaterstwie kobiet i dzieci Lwowa w latach 1918 i 1919.

W ciągu kilku wieków swego władztwa Polska zrobiła także bardzo wiele dla podniesienia kultury materialnej i gospodarczej tych ziem: nowy impuls w tym zakresie przyniosły czasy Stanisława Augusta, w których dokonano dzieł tak wybitnych, jak budowa kanałów Królewskiego i Ogińskiego, łączących systemy wodne Prypeci, Niemna i Wisły. Natomiast rządy rosyjskie w ciągu 120 lat swego panowania nie tylko nie dały temu krajowi niczego, mogącego się z dziełami tymi porównać, – ale przeciwnie cofnęły jego rozwój w każdej niemal dziedzinie. W gruzy padł wspaniały system placówek oświatowych i kulturalnych, zbudowany przez Adama Czartoryskiego. Zagasły nie tylko wielkie ogniska wiedzy w Wilnie i Krzemieńcu; brutalna dłoń Murawiewów zniszczyła także gęstą sieć znakomicie postawionych szkół średnich i powszechnych, sięgającą od Wilna i Kowna po Podole. Gospodarka zaborcy w ciągu całego okresu niewoli była w najwyższym stopniu nieudolna i sprzedajna; świadczył o tym przerażający stan miast, wsi i dróg, stanowiący jaskrawy anachronizm w stosunku do całej reszty Europy.

Gdy Polska obejmowała te ziemie w r. 1919 i 1920, po sześciu latach niszczącej wojny, zdawało się, że długie dziesiątki lat upłyną, zanim da się coś zrobić z pustyni, jaką tam zastała. Tymczasem dwadzieścia lat rządów odrodzonej Rzeczypospolitej w tym kraju wykazało, jak wielkie tkwią w społeczeństwie polskim – nawet przy złym kierownictwie politycznym – zdolności twórcze. Ludzie, którzy odwiedzali Wileńszczyznę, Nowogródzkie, Polesie czy Wołyń w pierwszych latach po wojnie i mieli sposobność zajrzeć tam po przerwie kilkunastoletniej, nie mogli się wprost nadziwić nadzwyczajnym postępom, jakie tam zastali w każdej dziedzinie. Miasta i miasteczka ziem wschodnich zmieniły się do niepoznania i przybrały wygląd europejski: oświetlono je elektrycznością, założono w nich kanalizację, porządne bruki i chodniki, parki i plaże, zbudowano wiele pięknych gmachów publicznych, szkół i szpitali; powstały teatry, kinematografy, okazałe magazyny, kawiarnie, hotele. Obok doskonale – jak w całej zresztą Polsce – funkcjonującego kolejnictwa coraz lepszy był stan dróg i gościńców; główne szosy były przeważnie w nienagannym stanie. Także wieś ogarnięta została ogólnym postępem; poziom rolnictwa i hodowli podnosił się w szybkim tempie. Zaznaczał się stały wzrost stopy życiowej całej ludności.

Jedna z najbardziej niemądrych legend, krążących za granicą, jest twierdzenie, jakoby Polska wschodnia była krajem feudalnym i zacofanym, w którym nieliczni „obszarnicy” gnębili zależną od nich ludność chłopską. W rzeczywistości nigdzie reforma rolna nie została przeprowadzona w tak wielkim zakresie, jak właśnie na ziemiach wschodnich. Rozparcelowano tam w okresie 1919-1938 przeszło 1.200.000 ha ziemi i stworzono na tym obszarze z górą 400.000 nowych gospodarstw. Przy parcelacji uwzględniano w szerokiej mierze miejscową ludność ruską i białoruską, często nawet z wyraźną szkodą interesów żywiołu polskiego. Większa własność ziemska zredukowana została do stosunkowo bardzo szczupłych rozmiarów; powierzchnia jej w ziemiach, będących dziś pod okupacją sowiecką, nie przekraczała 15-16% powierzchni ogółu własności prywatnej.

Rządy polskie upamiętniły się także wskrzeszeniem Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie i Liceum Krzemienieckiego, nowym impulsem danym pracom starej Wszechnicy Lwowskiej, powołaniem do życia szeregu uczelni i placówek kulturalnych różnego typu, rozwojem życia literackiego i artystycznego.

Wystarczyło roku panowania sowieckiego, by zniszczyć i zahamować całe to dzieło. Pod rządami czerwonych okupantów cała ludność uległa przede wszystkim niebywałej pauperyzacji. Zdławiony został swobodny rozwój życia społecznego i kulturalnego, na które nałożono sztywny kaftan stalinowskiego komunizmu. Najeźdźcy, jak się wyraził jeden z neutralnych obserwatorów, który przebywał w Polsce wschodniej przez pewien czas po 17 września 1939 r., zdeptali tam wszystko, co było piękne i dobre.

Odwiecznych budowniczych cywilizacji tych ziem – Polaków, ich żony i dzieci władze bolszewickie setkami tysięcy wywożą do Azji Środkowej i na Sybir, wtrącając ich w warunki życia niegodne istot ludzkich. A równocześnie w radio, w gazetach, w propagandzie placówek Moskwy za granicą panoszy się na temat rządów sowieckich i ich ”dobrodziejstw”, bluff dorównywający w zakresie fałszowania rzeczywistości najbardziej cynicznym fabrykatom kuźni dr Goebbelsa.

DĄŻENIE POLSKI DO NORMALIZACJI STOSUNKÓW Z ROSJĄ

Traktat Ryski, podpisany dnia 18 marca 1921 r., był ze strony polskiej wyrazem zdrowej myśli politycznej, zmierzającej do trwałej normalizacji stosunków między obu krajami. Nie był on „dyktatem”, narzuconym przez zwycięzcę pokonanemu w walce orężnej przeciwnikowi, ale owocem dobrowolnych rokowań, których celem – jak podkreślali pełnomocnicy obu stron – było znalezienie rozwiązania, uwzględniającego interesy zarówno Polski, jak Rosji, i zlikwidowanie w ten sposób wielowiekowego sporu, dzielącego te dwa państwa.

Trzeba stwierdzić wyraźnie, że dla osiągnięcia tego rozwiązania Polska poniosła ofiary ogromne i ona właśnie była stroną dającą.

Przypomnijmy, że dnia 9 września 1918 r. rząd Związku Sowieckiego unieważnił wszystkie traktaty, dotyczące podziału Polski z lat 1772, 1793, 1795, jak również wszystkie następne, dotyczące Polski aż po rok 1833. Rezolucja ta, podpisana przez Lenina, Karachana i Broncewicza, podana została do wiadomości rządu niemieckiego d. 3 października 1918 r. Nawet więc ze strony rosyjskiej uznane zostało formalnie prawo Polski do domagania się restytucji granic przedrozbiorowych.

Polska jednak w Traktacie Ryskim zrezygnowała ze swych praw do blisko 300.000 km. kw. (tj. ok. 120.000 mil kw.) ziem, które do niej należały przed r. 1772.

Zrezygnowała z ziemi Mińskiej, Mohylewskiej, Potockiej, Witebskiej, z Ukrainy prawobrzeżnej, połowy Wołynia i całego Podola (z wyjątkiem tych jego części, które wchodziły w skład b. Galicji). Ze swych ziem wschodnich zatrzymała tylko tyle ile jej potrzeba, by nie była państwem małym i słabym, uzależnionym całkowicie od Niemiec, pozbawionym możności prowadzenia skutecznych operacyj wojskowych i nie mogącym nigdy odegrać poważniejszej roli w Europie.

Ze swej strony – jak stwierdzał art. III traktatu – Z.S.R.R. zrzekł się wszelkich praw i pretensyj do ziem, położonych na zachód od wykreślonej traktatem granicy i zadeklarował formalne „desinteressement” w sprawie rozgraniczenia Polski i Litwy. Nie była to ze strony Sowietów jakaś szczególna ofiara, bowiem władanie tymi terytoriami nie jest dla państwa rosyjskiego żadną życiową koniecznością – dla Polski natomiast posiadanie ich jest zagadnieniem naprawdę gardłowym.

Granica polsko-rosyjska, ustalona przez Traktat Ryski, została oficjalnie uznana d. 15 marca 1923 r. przez Konferencję Ambasadorów, z udziałem przedstawiciela Wielkiej Brytanii. Jeśli obecnie w niektórych czasopismach spotykamy się z powoływaniem się na tzw. linię Curzona, to należy przypomnieć, że linia ta nie była żadnym obowiązującym rozgraniczeniem między Polską a Sowietami. Była ona tylko określeniem granicy terytoriów, uznanych d. 8 grudnia 1919 r. mocą uchwały Rady Najwyższej Aliantów, za niezaprzeczalnie polskie. W tekście uchwały wyraźnie jednak podkreślono, że nie przesądza ona w żadnej mierze praw Polski do terytoriów, położonych na wschód od wspomnianej linii. Późniejszą więc uchwałę Rady Ambasadorów – instytucji, na którą przeszły uprawnienia Rady Najwyższej – z roku 1923 uważać należy za uzupełnienie decyzji Rady Najwyższej i wypełnienie art. 47 Traktatu Wersalskiego, który nakładał na Główne Mocarstwa Sprzymierzone i Stowarzyszone obowiązek ustalenia „pozostałych” (poza zachodnimi) granic Polski.

Polska kroczyła nadal po drodze normalizowania stosunków ze swym wschodnim sąsiadem, czego najwymowniejszym przejawem były zawarte przez nią z Sowietami pakty o nieagresji z 25 lipca 1932 r. i 5 maja 1934 r. Oba te pakty – podobnie jak Traktat Ryski z r. 1921 – pogwałcone zostały najbrutalniej przez zdradziecki napad, dokonany d. 17 września 1939 r., w chwili, gdy państwo polskie znajdowało się w śmiertelnych zmaganiach z nawałą niemiecką.

Napad ten, przygotowany już wcześniej przez tajne układy Stalina z Hitlerem, był jednym z przejawów tej polityki strachu przed niemiecką siłą militarną, jaka dyktowała i dyktuje władcom Kremla wszystkie ich dalsze posunięcia aż po dzień dzisiejszy. Pierwszą ofiarą tej polityki padła właśnie Polska.

Trzeba to – jak już podkreślaliśmy niejednokrotnie – tłumaczyć wszystkim, którzy ciągle jeszcze sądzą, że właśnie sprawa polskich ziem wschodnich stoi na przeszkodzie zbliżeniu angielsko-rosyjskiemu i przejściu Rosji do obozu przeciwniemieckiego. W rzeczywistości – jesteśmy o tym głęboko przekonani – sprawa polska nie odgrywa w obecnej taktyce politycznej Stalina żadnej poważniejszej roli. Obecny premier Z.S.R.R. kontynuować będzie niewątpliwie swą politykę uległości wobec Trzeciej Rzeszy, póki siła militarna jej nie zostanie ostatecznie złamana przez świat anglosaski.

Mimo gorzkich przeżyć ostatnich lat, mimo wszystkich doznanych krzywd, przyszła Polska będzie niewątpliwie znów dążyła do pokojowego, znormalizowanego współżycia z Rosją. Nie podzielamy opinii fatalistów, którzy uważają, że w naturze rzeczy leży stałe odnawianie się współdziałania niemiecko-rosyjskiego kosztem Polski. Przeciwnie, zgodnie z poglądami wielu polityków rosyjskich, jesteśmy zdania, że istnienie silnego państwa polskiego leży w interesie także Rosji; jest to temat, który mógłby być interesująco oświetlony z wielu punktów widzenia. Uregulowanie jednak stosunków między obu narodami w tym duchu będzie niemożliwością, jeśli Rosja dążyć będzie do zatrzymania naszych ziem wschodnich – ziem polskich od wieków z historii swej, kultury i zaludnienia, – ziem, które Rosji potrzebne zgoła nie są, dla nas natomiast stanowią najbardziej życiową konieczność.

żródło: Myśl Polska15.06.1941Londyn Rok 1, Nr 6::: http://retropress.pl/mysl-polska/ziemie-polskie-pod-okupacja-sowiecka/

=================================================================================

Polskie Klondyke

Pieśń złożona z dwu dźwięków, pieśń trwająca wiecznie, pieśń co nie milknie na jeden moment.

Dźwięk pierwszy – ponury: – buru, buru, buru, buru – to systematyczna, dźwigająca praca tłoków. To ciężkie westchnienie motorów, którym nie danem jest nigdy odpocząć. To ponure zawodzenie niewolnika, znudzonego beznadziejną jednostajnością.

Szyby naftowe w Borysławiu (źródło: nafta-polska.pl)

Szyby naftowe w Borysławiu (źródło: nafta-polska.pl)

Dźwięk drugi – wesoły, metaliczny, chyży: – tirli, tirli, tirli, tirli – szybko, posuwiście, śpiewnie, niby janczary u sanek.

To szczebiot sztang żelaznych i stalowych lin, które spędzają całe swoje istnienie w nieprzerwanej podróży. Podróży do środka ziemi i z powrotem. To pieśń wieczystego ruchu, wiecznej zabawy, to pieśń PERPETUUM MOBILE.

Bo i jest to wszystko perpetuum mobile. Robota tu idzie na trzy zmiany, dniem i nocą, zawsze i ciągle.

– Buru, buru, tirli, tirli.

Na ślicznych karpackich podgórzach rozsiadły się szeroko dwa kolosy: CZYN i PIENIĄDZ, i dobrotliwie spoglądają na swoje nieodrodne dziecię: Borysław. Czemże jest Borysław?

Jest MIASTEM CZARNEM – MIASTEM, KTÓRE IDZIE.

Idzie – bowiem w miarę wyczerpania się ropodajnych pokładów, ruch eksploa-
tacyjny posuwa się naprzód. A za nim, wślad za szybami, i te małe, pokraczne kramy, i krzywe, ciasne, głębokie uliczki, zlewane od kurzu ropą naftową miast wody, której tu brak, – baraki robotników, wille inżynierów, mosty i chodniki. Pozostaje zszarpana, zgwałcona, poorana, czarna smuga zdewastowanej, wyjałowionej ziemi, obraz ponury, groźny i niesamowity. Miasto przeszło, wyrywszy niezagojoną ranę w Podkarpackiej glebie. Nic się już tam nie urodzi, nic tam niema oprócz boleśnie powykręcanych szkieletów spalonych i opuszczonych szybów, prócz błędnych ogników gazów świetlnych, które wydobywają się na powierzchnię ziemi i, raz zapalone przy jakiejś okazji, palą się tak ciągle, i świecą w ciemne, bezgwiezdne noce jak duchy pokutujące.

*

Tutaj dopiero zrozumiałem poezję Jacka London’a. Tutaj poraz pierwszy zobaczyłem jego typ człowieka, człowieka -mruka, człowieka pracy, człowieka poświęceń, człowieka awantury i przygody, wreszcie człowieka, który czynu swego nie obwija, jak inni jego bracia, w bawełnę omówień.

Święci się tutaj rozedrgane niezmożoności rytmem Święto Pracy i tutaj spełniają się Jej najwyszukańsze misterja i tajemnice.

Kiedy zaś zima w lukrowanej, białej szacie spłynie z gór, przeprowadzana heroldowemi powyciami wilków, dekoracja przybiera ściśle Londonowski charakter. Niby góry Kanady, niby pejzaż z nad groźnego, lodowatego Yukonu. Poszukiwacze złota, w innej, prawda, formie, ale czyż nie ci sami? I tutaj są „stare wilki” i „czeczako.”

*

Kiedy umrze ktoś z górniczej braci i wszystkie szyby ozdobią się smukłemi pióropuszami pary, wypuszczanej przez gwizdki kopalniane na znak żałoby, – znoszonemi równolegle przez wiatr, -krajobraz Borysławia mógłby wówczas zachwycić najzagorzalszego ultrafuturystę. Składa się bowiem z kresek.

Czarne, pionowe – niby las wetkniętych w ziemię zapałek – to szyby naftowe, – białe, nachylone pod pewnym a jednakowym kątem do czarnych – to wydłużone laski pary. W tem zbiorowem pogwizdywaniu jest smutek tak dojmujący, tak beznadziejny, tak bezkresny jak lodowe, rozległe pola północnej Ameryki…

*

Jak wszystkie inne zjawiska, tak i kradzież ma tutaj zupełnie indywidualne, swoiste, lokalne cechy.

Nie kradnie się pieniędzy, – skarbce i kasy są zbyt mocne i zbyt dobrze strzeżone.

Zresztą ludzi hipnotyzuje ogólnie – ropa – ten złotodajny płyn, gęsty sam jak roztopione złoto i złotem się mieniący w cienkich warstewkach.

Łebaki” to plaga kopalń. Rekrutują się przeważnie z pomiędzy ubogich żydów lub robotników pozbawionych pracy. Złodziejski ich proceder polega na tem, że otwierają rurociągi, biegnące przeważnie po ziemi, a nie w ziemi i wyłapują stamtąd ropę bądź to wiadrami, bądź bardziej przemyślnym sposobem, maczając pęki konopi w płynie i potem ściągając go rękami do naczyń.

Borysław - łebacy (źródło: nafta-polska.pl)...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin