Ahern Jerry - Krucjata 05 Pajęcza sieć.rtf

(656 KB) Pobierz
SCAN-dal.prv.pl

JERRY AHERN

 

 

 

KRUCJATA

5. PAJĘCZA SIEĆ

 

(Przełożył: Michał Łukasiak)

 

 

SCAN-dal

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PROLOG

 

John Rourke stał w deszczu. Przybył statkiem “Beech”, ponieważ w samolocie zabrakło paliwa. Przy pomocy mapy obliczył, że samolot znajduje się około dwudziestu pięciu mil od głównej kwatery Chambersa i US II.

Paul siedział w samolocie i rozmawiał ze swoimi rodzicami. Pilot udał się na poszukiwanie jakiegoś środka transportu. Zbyt długo nieużywane radio nie działało dobrze. Obok Rourke’a stała major Natalia Tiemerowna.

- Rozejm niedługo się skończy, John. Być może już się skończył.

- Przynajmniej udowodnił, że jeszcze jesteśmy ludźmi, prawda? - powiedział spokojnie, lewą ręką osłaniając cygaro, a prawą obejmując Natalię.

- Będziesz szukał dalej? - spytała. -Tak.

- Dokąd zamierzasz jechać?

- Do Karoliny, może do Georgii przez Savannah. Prawdopodobnie wyruszyła tamtędy.

- Mam nadzieję, że znajdziesz ją i dzieci.

Doktor spojrzał na Rosjankę. Strugi deszczu spływały po jej twarzy, po jego zresztą również.

- Dziękuję ci, Natalio.

Kobieta uśmiechnęła się, po czym spuściła wzrok. Stała obok Rourke’a w ulewnym deszczu.

ROZDZIAŁ I

 

- Powiedziałem ci już raz, że nie mogę kazać moim ludziom strzelać do Amerykanów, aby uratować rosyjską agentkę, Rourke. Bez względu na to, jak wiele nam pomogła!

John spojrzał na Reeda, po czym wyrwał jednemu z jego ludzi automatyczny Massberg 500 ATP 6p.

- Nikt mnie nie powstrzyma - wyszeptał mrużąc oczy w słońcu i zręcznym ruchem zarzucił karabin na ramię.

- Rourke!

- Odpieprz się - odparł ostro, nawet nie patrząc na kapitana Wywiadu Wojskowego.

Tłum mężczyzn i kobiet, głównie cywili uzbrojonych w karabiny, strzelby, pałki i noże najróżniejszych rozmiarów, posuwał się naprzód. Jakaś kobieta wrzeszczała:

- Wydajcie nam tę komunistyczną sukę!

Rourke skierował lufę karabinu w dół i puścił jedną serię, potem drugą tak, że kule odbijały się od asfaltu i trafiały rykoszetem w golenie pierwszych szeregów. Tłum cofnął się kilka jardów. John włączył blokadę bezpieczeństwa, wbiegł z powrotem do środka i oddał karabin Reedowi.

- To się nazywa tłumieniem rozruchów. Słyszałeś kiedyś o tym? - Nie czekał na odpowiedź. Wyciągnął dłoń, a Reed uścisnął ją.

- Z wieży zapowiadali złą pogodę.

- Nie szkodzi. Chyba nie może być goręcej niż tutaj. Rourke wskazał w stronę tłumu. Ludzie ci ruszyli ponownie.

Reed odblokował karabin, oparł go na ramieniu i wystrzelił. Grad kul posypał się nad głowami wzburzonej ciżby.

- Widzisz. Jeszcze ze dwa razy i najodważniejsi zorientują się, że nie masz zamiaru ich zabić, a wtedy przegonią cię. Przepuść ich, gdy będziemy już w górze.

- Rourke?

- Tak, wiem.

- Powodzenia.

Doktor kiwnął głową, po czym wybiegł w kierunku pickupa, mijając po drodze około tuzina uzbrojonych żołnierzy U.S.II.

- On ucieknie z Rosjanką! - dobiegł go złowieszczy głos z tłumu za plecami. Rourke miał nadzieję, że anonimowy głos za plecami dobrze przewidywał. Dobiegł do wozu, wskoczył i, nawet nie zamykając drzwi, przekręcił kluczyk w stacyjce. Uruchomił silnik, prawa ręką wrzucił bieg. Lewą nogą puścił sprzęgło. Gdy pickup ruszył, John przygryzł czarne cygaro i językiem przesunął je do kącika ust. Drzwi zatrzasnęły się same. Spojrzał w lusterko. Tłum zbliżył się do ludzi Reeda szybciej niż można było przypuszczać, a potem minął ich. Padały pojedyncze strzały, a tu i ówdzie ludzie z pierwszych szeregów wyrywali się i biegli za samochodem jadącym w kierunku pasa startowego.

Przez popękaną przednią szybę forda Rourke zobaczył daleko przed sobą lekki samolot transportowy z nieruchomymi jeszcze śmigłami. Kilka razy walnął pięścią w klakson. Zobaczył postać - chyba Rubensteina - przebiegającą od prawego skrzydła wokół dziobu samolotu. “Natalia jest za sterami, cholera!”. Nacisnął sprzęgło, zmniejszył gaz i wrzucił kolejny bieg. Silnik zawył. Samochód skoczył, po czym wyrwał do przodu. Coś - chyba szósty zmysł - sprawiło, że John obejrzał się w lewo. Nie mógł nic usłyszeć, ponieważ ryk silników, strzały i krzyki tłumu zagłuszały wszystko. Ścigały go dwie ciężarówki z ludźmi żądnymi krwi, uzbrojonymi w karabiny, strzelby, pistolety i siekiery. Potrząsnął z niedowierzaniem głową. Trzy dni wcześniej Natalia uratowała ich żony i dzieci, zabierając je do ewakuacyjnych samolotów na Florydzie. Ale teraz przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie. Była Rosjanką, a Rosjanie rozpoczęli trzecią wojnę światową, zniszczyli znaczną część Stanów Zjednoczonych, okupowali Amerykę. Natalia była Rosjanką i wszystko inne nie miało znaczenia. Rourke wykrzywił usta.

- Głupie bydlęta - wymamrotał spoglądając ponownie na dwie ciężarówki. Zbliżały się szybko, ludzie na skrzyni celowali w niego. Kula rozbiła prawe lusterko forda. John sięgnął pod lewą pachę i wyciągnął jeden z dwóch nierdzewnych Detonics’ów, które nosił w podwójnej uprzęży Alessi. Kciukiem odciągnął kurek, odwrócił twarz od szyby i wypalił. Huk wystrzału w ciasnej kabinie i dźwięk tłuczonej szyby spowodowały dzwonienie w uszach. Odwrócił się, jedna z ciężarówek pozostała w tyle. Znowu wystrzelił z Detonicsa. Tym razem kula trafiła w przednią szybę zbliżającego się wozu. Doktor zobaczył przez lewe okno, jak wciąż ścigający go tłum rozdzielił się. Część ludzi pobiegła na skos, w stronę wjazdu na pas startowy, aby mu odciąć drogę albo dotrzeć przed nim do samolotu. John spojrzał w prawo. Od płyty lotniska oddzielał go tylko płot. Gwałtownie skręcił. Biorąc ostry wiraż, włożył naładowany i zablokowany pistolet pod prawe udo. Dodge z wybitą przednią szybą wciąż zmniejszał dystans. Rourke szybko chwycił Detonicsa i wystrzelił. Ciężarówka skręciła gwałtownie w prawo i wjechała w płot. Tymczasem drugi pojazd rozwalił ogrodzenie i zbliżał się. Kilka sztachet zatrzymało się na zderzaku, ale pospadały, gdy Chevrolet podskoczył na wybojach. Rourke odbezpieczył broń. Zmienił bieg na trójkę. Ford zwolnił na wybojach. Do pasa startowego pozostało tylko około tysiąca jardów. Ciężarówka z wybitą przednią szybą nadjeżdżała z dużą prędkością. Ludzie na skrzyni, chwiejąc się i z trudem utrzymując równowagę, zaczęli strzelać. Kilka kul trafiło w samochód Johna, nie czyniąc żadnej szkody. Doktor ponownie wypalił z Detonicsa. Nie mógł trafić, gdyż samochód podskakiwał na wybojach.

Napastnicy nie chcieli dać za wygraną. - Cholera! - wycedził. Nacisnął sprzęgło, zmniejszył gaz, przełączył bieg i przyśpieszył. Ford wyrwał do przodu. Rourke widział we wstecznym lusterku Chevroleta, który sięgnął już prawie tylnego zderzaka jego wozu. Jeden z ludzi zamierzał wskoczyć na samochód Johna. Zdecydował się skręcić ostro w bok, ale za późno. Człowiek z pistoletem w dłoni usiłował utrzymać równowagę, dostawszy się na skrzynię forda. Rourke odbił gwałtownie w prawo, chcąc zrzucić intruza, ale Dodge z roztrzaskaną szybą zablokował go z boku. Spróbował odbić więc w lewo, lecz z tej strony zablokował go Chevy. Człowiek stojący z tyłu niepewnie podniósł pistolet, chcąc strzelić przez okno. - Tylko spróbuj - wyszeptał John i nacisnął gwałtownie na hamulec. Samochód zatrzymał się momentalnie. Mężczyzna wypuścił broń, sam zaś poleciał do przodu i uderzył w kabinę. Doktor wrzucił wsteczny bieg tak raptownie, że aż zazgrzytała skrzynia. Prawą nogą przydusił gaz. Chevrolet był teraz około dwudziestu jardów przed nim. Bardziej masywny Dodge pozostał obok. Rozległ się zgrzyt metalu o metal. Prawy bok forda obcierał o lewe tylne koło ciężarówki. Rourke wcisnął sprzęgło, wrzucił jedynkę, potem dodał gazu. Rozległo się zgrzytanie, po czym pickup ruszył do przodu. Gdy John wcisnął sprzęgło i przełączył na dwójkę ledwie zmniejszając gaz, zderzak samochodu oderwał się i wywinął do góry tak, że sterczał ponad kabinę. Chevy gwałtownie skręcił w prawo, usiłując staranować wóz Rourke’a. Człowiek na skrzyni, który wcześniej został poturbowany, usiłował wstać. Doktor przekręcił silnie kierownicę w lewo, a potem w prawo, tak że omal go nie zrzucił. Pierwsza ciężarówka, ta z całą szybą, znalazła się tuż za nim. John wcisnął pedał hamulca i włączył wsteczny bieg. Rozpędzony Dodge uderzył w tył forda. Rozległ się huk i trzask. Oszołomiony John podniósł się z kierownicy, włączył sprzęgło, przełączył na jedynkę i dodał gazu. Silnik zawył. Pickup ugrzązł na chwilę, po czym znów wyrwał do przodu.

Kiedy włączał drugi bieg, zobaczył we wstecznym lusterku pogruchotanego i powykrzywianego Dodge’a.

Chevrolet znów znalazł się obok. Ford skręcił w prawo, uderzając w lewy bok ciężarówki, potem odpadł do tyłu, robiąc koło, ale tamten wciąż nie odstępował. Po chwili zagrzmiała seria z karabinu maszynowego. Kule roztrzaskały tylną szybę, wsteczne lusterko i zrobiły od wewnątrz kilka dziur w przedniej szybie. Rourke zanurkował jak kaczka. Pociski rozbiły wskaźnik paliwa i drasnęły kierownicę blisko jego palców.

- Cholera - wykrztusił skręcając ostro w lewo, potem w prawo i znowu w lewo; robił zygzaki, gdyż Chevy zbliżał się, a ostrzał nie ustawał. Nagle John odbił w prawo i uruchomił hamulec bezpieczeństwa blokujący tylne koła. Pickup wpadł w krótki poślizg, nieomal przewracając się. Następnie zwolnił hamulec, a lewą ręką sięgnął po drugi pistolet typu Detonics. Włączył jedynkę, dwójkę, potem trójkę, pracując równomiernie nogami. Chevy pędził prosto na niego.

- Teraz się zabawimy - warknął Rourke. Wysunął pistolet za boczne okno, kciukiem odciągnął kurek, a wskazującym nacisnął spust. Pierwszy strzał, drugi - przednia szyba rozbita. Dwa następne - rozwalone światło i dziura w chłodnicy. Ciężarówka wciąż jechała. Następny strzał - boczne lusterko. Nadal nie zmieniała kierunku, sunąc na niego jak rycerz na turnieju. Odległość między nimi była mniejsza niż dwadzieścia jardów. Wystrzelił ostatnią kulę z pistoletu. Kierowca Chevroleta chwycił się gwałtownie za twarz, samochód zboczył w lewo, a potem w prawo. John wcisnął sprzęgło, zmienił bieg na dwójkę, zwalniając skręcił w lewo, potem puścił hamulec i dodał gazu. Ford telepał się. Wtem wyskoczył w powietrze na wzniesieniu. Doktor poczuł się jak w stanie nieważkości, nie wyłączając towarzyszących temu mdłości. Wóz uderzył tak ciężko, że ledwie zapanował nad kierownicą. Wcisnął sprzęgło, wrzucił na trójkę i przyśpieszył, aż silnik zawył. Kabina wibrowała, a odłamki szkła na podłodze zaczęły podskakiwać pod wpływem ciśnienia wytworzonego przez strumienie powietrza wpadającego przez dziury w przedniej szybie.

Dwusilnikowy lekki samolot transportowy był przed nim w odległości około stu jardów. Rourke przełączył na czwórkę, gdy tylko wjechał na pas startowy. Wóz ślizgał się; bieżniki opon musiały być oblepione gliną i ziemią. Ford wpadł w lekki poślizg, ale mężczyzna wyprostował tor jazdy, redukując bieg i trochę hamując. Palcami prawej stopy naciskał pedał gazu, piętą hamował, a lewą stopą obsługiwał sprzęgło. Pickup wydostał się z poślizgu. John skręcił ostro w prawo i zahamował. Odłamki szkła posypały się na niego.

Twarz Natalii, z jej błyszczącymi niebieskimi oczyma, otoczona długimi do ramion, prawie czarnymi włosami, była widoczna przez małe okno kabiny pilota. Rubenstein stał w otwartych drzwiach i, osadzając okulary głębiej na nosie, krzyknął:

- John, co jest, u diabła...!?

Rourke rozkazał młodemu człowiekowi:

- Paul, przygotuj wszystko, jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś. Nie mówiąc nic więcej, wskoczył na skrzydło i otworzył drzwi do kabiny pilota. Natalia siedziała przy pulpicie sterowniczym.

- Ustąp mi! - nakazał jej.

Miała oczy szeroko otwarte. “Jednak to nie przerażenie, lecz zrozumienie - pomyślał. - Może zrozumienie obłędu tego, co się dzieje”.

- Chcą mnie zabić, prawda, John?

- Teraz zabiliby nawet Matkę Boską, gdyby była Rosjanką. Powiedziałem, ustąp mi.

Zwolniła miejsce pilota, a Rourke siadł przy tablicy rozdzielczej. Sprawdził hamulce.

- Przygotowałaś wszystko do startu?

- Tak - odrzekła beznamiętnie. - Wszystko jest gotowe i w porządku.

Nie odezwał się. Przez małe boczne okno zobaczył co najmniej trzy tuziny uzbrojonych ludzi biegnących przez pole. Również jedna z ciężarówek ruszyła ponownie. - Cholera - powiedział do siebie, po czym krzyknął:

- Paul, zamknij drzwi i przyjdź tu z karabinem!

- Nie możesz ze względu na mnie kazać strzelać do tych ludzi - wyszeptała Natalia.

Nie patrząc na nią, sprawdzając zegary, odparł:

- Posłuchaj mnie, dobrze?! Rosjanka czy ktokolwiek, zresztą co tu gadać, szkoda słów. My troje wiele razem przeszliśmy i to coś znaczy.

Przebiegł wzrokiem po hamulcach i przełącznikach, nie było czasu na dokładną kontrolę. Spoglądając na główny i posiłkowy wskaźnik paliwa, zaczął otwierać przepustnicę. Sprawdził dodatkową pompę - działała bez zakłóceń. Wyłączył ją.

- Paul, chodź tu na górę z karabinem.

Rourke schował podpórki, obserwując budynek rpms. Otworzył przepustnicę, sprawdził iskrownik.

- Za późno pytam, ale czy blokada kół została zdjęta?

- Tak. - Natalia uśmiechnęła się.

Kiwnął głową, uruchamiając śmigło. Tłum był już tylko około stu jardów od samolotu, a Chevrolet zbliżał się szybko, zaś ludzie stojący na skrzyni strzelali.

- Paul! - Już jestem.

John spojrzał za siebie. Młody człowiek trzymał w prawej ręce CAR-15, lewą ręką poprawił na nosie okulary w drucianych oprawkach.

- Rąbnij parę razy z małego okna - zarządził Rourke.

Następnie skoncentrował się na starcie, ignorując rozgorączkowany motłoch. Zwolnił hamulec. - Zwiewamy stąd - wyszeptał.

- Trzymaj się, Paul, i strzelaj cały czas!

Od kilku chwil jego ramiona i szyję obsypywał grad łusek wyrzucanych z karabinu. Młody człowiek stał tuż nad Johnem, który skontrolował temperaturę, a potem mruknął do siebie:

- Pełny przepust. Boże miej nas w opiece! Sprawdził poziom paliwa. Samolot zaczął się rozpędzać.

- Kończ, Paul - rozkazał. Sypnęła jeszcze jedna porcja łusek i karabin zamilkł. Poprzez ryk silników ciągle jeszcze dobiegał terkot wystrzałów z pasa startowego, a kule grzęzły w kadłubie samolotu.

- Co będzie, jeżeli coś uszkodzą!? - zawołał Rubenstein.

- Możemy zginąć, ot co - odpowiedział doktor obojętnie. Sprawdził prędkość, a przez szybę kabiny widział, jak ziemia szybko umyka pod kołami. Ciężarówka wciąż jechała za nimi. Ludzie na skrzyni nieprzerwanie strzelali, ale tłum pozostał nagle daleko w tyle. John ponownie sprawdził prędkość. Nie była to jeszcze szybkość wznosząca. Odległy płot z łańcuchów na końcu pasa startowego przybliżał się niebezpiecznie. Nagle rozległa się seria z karabinu. Kula uderzająca w boczne okno kabiny pilota, blisko głowy Rourke’a, zrobiła na szybie “pajęczynę”. Rubenstein zaczął strzelać, nie czekając na rozkaz. Chevrolet skręcił niespodziewanie. Jeden z ludzi spadł ze skrzyni samochodu. Paul otworzył ciągły ogień, aż sypały się iskry, gdy pociski grzęzły w masce ciężarówki.

- Podnosimy się. - Doktor zwiększył przepust do maksimum. Sprawdzał odległość. Sto jardów, pięćdziesiąt, dwadzieścia pięć... Przód maszyny zaczął się unosić. John jeszcze bardziej wysunął klapy, podnosząc kadłub, i samolot przeleciał tuż nad płotem. Rubenstein przestał strzelać.

- Dzięki Bogu - westchnął.

- Tak. - Rourke kontrolował wszystko, usiłując wzbić się jeszcze bardziej, gdyż z dołu wciąż dobiegał odgłos kanonady. Ponownie sprawdził prędkość. Ciągle za mała, więc zaczął manipulować klapami z dopływem paliwa. Prędkość wzrastała. Gdy samolot wzniósł się wysoko ponad lotniskiem, Natalia wychyliła się ze swego fotela przez prawe ramię, a Paul przez lewe. Ciężarówka jadąca nisko pod nimi zatrzymała się. Ludzie z karabinami i strzelbami byli teraz nie więksi niż pchły, bardziej śmieszni niż groźni.

- Mogę już odetchnąć? - spytał Paul Rubenstein uśmiechając się.

John sprawdził tlen na tablicy rozdzielczej i kiwnął głową.

- Możesz.

Doktor również odetchnął. Dźwignie kontrolne drżały mu w rękach. Był sam w kabinie. Natalia poszła z Paulem, pomóc mu uporządkować sprzęt naprędce wrzucony podczas załadunku. Z wieży zapowiedziano raczej dobrą pogodę - średni wiatr, z możliwościami wichury, ale na niskim poziomie, więc niegroźnej. Rourke spojrzał w dół. Cień samolotu padał na bezkresną pustkę w dole. Ten rozległy zniszczony obszar stanowił kiedyś deltę Missisipi. Teraz - podobnie jak reszta doliny, począwszy od północnych krańców Nowego Orleanu - ziemia ta była radioaktywną pustynią. Noc Wojny... Rourke nie mógł o tym zapomnieć i, zapalając cygaro, które trzymał w zębach od około godziny, zaczął rozmyślać. Wrogość mężczyzn i kobiet z tłumu na lotnisku, nawet niechęć Reeda, aby ryzykować życie Amerykanów dla ratowania Rosjanki, bez względu na to, jak wartościowej - wszystko to zaczęło się wtedy, w czasie Nocy Wojny.

Gra dyplomatyczna i polityczna szermierka skończyła się znacznie wcześniej, niż ktokolwiek mógł przewidzieć, Użyto broni nuklearnej... Totalna zagłada... Gehenna. Wszystko w ciągu jednej nocy. Śmierć pochłonęła miliony istnień. Eksplozje bomb nuklearnych, które wytworzyły pod nimi promieniotwórczą pustynię niezdatną do zamieszkania przez najbliższe ćwierć tysiąca lat, wykreśliły obszar największego skażenia wzdłuż San Andreas i spowodowały przerażające megawstrząsy, znacznie gorsze niż ktokolwiek, z wyjątkiem najbardziej szalonych wizjonerów, mógłby sobie wyobrazić. Większa część Kalifornii i Zachodniego Wybrzeża zapadła się w morze, pociągnęło za sobą następne miliony istnień.

Związek Sowiecki był prawie tak samo zniszczony, jak Stany Zjednoczone. Agresor - Armia Czerwona, z główną kwaterą w zbombardowanym bronią atomową Chicago - ustanawiał posterunki w ocalałych głównych miastach Ameryki, a także w centrach przemysłowych i skupiskach rolniczych. Posterunki te zmagały się ze wzrastającą falą oporu Amerykanów i grupami bandytów. Promyk uśmiechu przemknął przez twarz Rourke’a, gdy wypuszczał dym z cygara.

Po wojnie lepsza i gorsza część ludzkości zaznaczyły się wyraźniej. Do lepszej należał niewątpliwie Paul. Ten młody nowojorski Żyd nigdy wcześniej nie podjął żadnego śmiałego wyzwania i pracował w redakcji, a walczył jedynie z nieprzekraczalnymi terminami wydawniczymi. Teraz, w ciągu kilku tygodni, gdy świat przeobraził się na zawsze, Rubenstein również zmienił się nie do poznania. Twardy, dobrze władający bronią - tak jak wcześniej długopisem. Na swoim motorze - jak przy biurku. Nawet po upływie tak krótkiego czasu, Rourke mógł zauważyć u niego już zarys muskulatury i pewien błysk w oczach ukrytych za szkłami okularów. Z każdym nowym doświadczeniem pojawiała się najpierw ciekawość i podniecenie, a później dochodziła determinacja i duma z wygranej, z pokonania przeszkód. W ciągu kilku tygodni Paul stał się najlepszym przyjacielem, jakiego John kiedykolwiek miał. “Jak brat” - pomyślał, znów się uśmiechając. Był jedynakiem, nie dane mu było mieć naturalnego brata. Zyskał go dopiero teraz.

Natalia - magia jej oczu i piękno sylwetki bezskutecznie domagały się odpowiedniego opisu. Pierwszy raz spotkał ją przed wojną. Było to krótkie, przypadkowe spotkanie w Ameryce Łacińskiej, gdzie pracowała ze swoim - nieżyjącym już - mężem, Władimirem Karamazowem. Rourke był wówczas tajnym oficerem operacyjnym CIA, podobnie Karamazow, tyle że w KGB, Sowieckim Komitecie Bezpieczeństwa Państwa. Natalia zaś była agentem Karamazowa. Później, już po wojnie, zbieg okoliczności sprawił, że znalazł ją umierającą, skrajnie wyczerpaną, gdy przemierzała pustynię w Teksasie. Padła ofiarą bandytów. Uczucie zrodziło się pomiędzy nim a Rosjanką, jakby na przekór lojalności wobec państwa i mimo jej pracy w KGB, a także pomimo jej wujka - generała Warakowa, który był głównym dowódcą Sowieckiej Armii Okupacyjnej w Ameryce Północnej.

- Obłęd - powiedział do siebie.

Później inne spotkanie, również przypadkowe. John poszukiwał swojej żony i dzieci, zaginionych podczas Nocy Wojny. Wziął głębszy oddech, poczuł jak przeszywa go dreszcz na myśl o niej.

- Sarah - szepnął mimowolnie.

Spotkanie z dziewczyną zwaną Sissy; prowadziła badania sejsmologiczne dotyczące sztucznych pęknięć powstałych podczas bombardowania. Był to efekt megawstrząsów, które zniszczyły Zachodnie Wybrzeże, a teraz oderwały Florydę od kontynentu. Pomimo ogromu zniszczenia i śmierci okazało się, iż przetrwała jeszcze odrobina człowieczeństwa i poczucie wspólnoty gatunku. Prezydent U.S II, Chambers, i generał Warakow zawarli rozejm, aby umożliwić ewakuację ludzi z Florydy. Po zakończeniu tej operacji ponownie zapanował stan wojny. Rourke potrząsnął głową. Wojna. Sarah zawsze uważała jego studia nad metodami przetrwania i znajomość rodzajów broni za zajęcie ponure i przygnębiające, za rodzaj fascynacji czymś niewyobrażalnym. Było to przyczyną separacji i rozpadu ich małżeństwa. A teraz - pomimo iż obiecali sobie spróbować jeszcze raz w imię miłości, która ich łączyła, oraz dla dobra dzieci, Michaela i Annie - wojna rozdzieliła ich znowu.

John dobrze to pamiętał. Nie chciał wyjeżdżać do Kanady, gdzie miał wygłosić wykład na temat hipotermii, czyli efektu oziębienia. Ogólnoświatowa sytuacja była napięta, a Sarah nalegała, aby spróbowali raz jeszcze. Już w Kanadzie dowiedział się o powadze konfliktu, który szybko narastał pomiędzy Stanami Zjedoczonymi a Związkiem Sowieckim. Znajdował się na pokładzie samolotu mającego wylądować w Atlancie, w pobliżu której miał dom na wsi, gdy usłyszał przez radio, że pierwsze pociski zostały odpalone. A potem noc. Wydawało się, jakby miała trwać wiecznie, a później nic już nie było jak dawniej. Wzdrygnął się na samo wspomnienie. Katastrofa samolotu, walka o przeżycie razem z rannymi pasażerami, bezużyteczność jego lekarskiego doświadczenia wobec ofiar poparzeń i w końcu śmierć większości osób z rąk bandytów. - Mordercy - wyszeptał. Spojrzał na zegarek. Rolex z ciemnym blatem wskazywał, że zadumał się przez co najmniej dziesięć minut, może dłużej.

Sprawdził przyrządy, a potem popatrzył w dół. Teraz tam, gdzie miliony ludzi żyły, pracowały, uprawiały ziemię, była atomowa pustynia. Żadnego żywego drzewa czy rośliny -wszystko było brązowe lub czarne. Poczuł, że nie ma już w zębach cygara. Zerknął na popielniczkę i zobaczył zgaszony ogarek. Rourke potrząsnął ociężałą ze zmęczenia głową.

ROZDZIAŁ II

 

Reed zaczął gasić papierosa, ale opamiętał się. Papierosy było coraz trudniej zdobyć. Paląc więc dalej, spojrzał znad swego zaśmieconego biurka, na którym stała filiżanka z kawą.

- Co tam, kapralu?

- Kapitanie, pański kolega, dr Rourke, będzie miał problemy.

- Już miał niemałe, pamiętasz? Cholernie dobrze zrobiliśmy nie zatrzymując ich.

Popatrzył na papierosa i zauważył, że skóra palców wskazującego i środkowego była pożółkła od nikotyny. Reed wyobraził sobie, jakie świństwa zostawia dym w jego płucach. Wzruszył ramionami i zaciągnął się. Z ustami pełnymi dymu powiedział:

- W czym problem? Przecież mamy radio. Możemy się z nim skontaktować.

- Burza systemowa przesunęła się, żadnej szansy.

- On jest dobrym pilotem. Przeleci przez to - odpowiedział lekceważąc problem.

- Ależ kapitanie!

Reed spojrzał na młodą rudowłosą kobietę.

- Tak, kapralu?

- Pan nie rozumie - upierała się. - To jest silna, zimowa burza systemowa. Gdy była tutaj, mógł się pan przecież przekonać, że to prawdziwe szaleństwo.

- Zimowa burza systemowa? Czy ludzie od rejestrowania tej cholernej pogody mogą przewidzieć coś więcej niż ja, gdy po prostu wyglądam przez to przeklęte okno?

Spojrzał na zegarek myśląc przez moment o Rourke’u i zazdroszcząc mu Rolexa, którego zawsze nosił.

- Godzinę temu była śnieżyca na sześćdziesiątym stopniu?

- Tak, kapitanie, proszę... - zaczęła kobieta.

- Tak - kiwnął głową. Był już zmęczony. Nie spał całą dobę. Wstał powoli, zgasił papierosa i rozejrzał się dookoła. “Pokój kilku oficerów” - pomyślał. Jedno ohydne okno. Przeszedł przez pomieszczenie lekko pochylony. Wsparł się na oparciu krzesła.

Porucznik piechoty morskiej stanął na baczność i popatrzył na Reeda. Kapitan machnął ręką i podszedł do okna.

- Potrzebuję paru godzin snu, kapralu.

- Tak, kapitanie - kobieta skinęła głową.

Reed zasunął ciężkie zasłony. Wyglądając na zewnątrz mruknął pod nosem: - Jasna cholera. - Ujrzał co najmniej cztery cale śniegu, a porywisty wiatr unosił w górę płatki, które już spadły. Wokół opon jeepa przy bramie tworzyły się zaspy.

- Kapitanie, gotowe - powiedziała rudowłosa kapral. Reed patrzył na nią.

- To niemożliwe. Przed chwilą była pogoda jak wiosną - rzekł do siebie.

Odwrócił się w stronę okna, ale wiosny nie było.

ROZDZIAŁ III

 

Deszcz ze śniegiem lał teraz jak z cebra. Sarah usadowiła się obok dzieci pod wystającą skałą. Po prawej stronie rosły duże paprocie. Sosny tworzyły naturalną osłonę przed wiatrem dla niej i dzieci oraz dla koni.

Na jej nogach spoczywał AR-15, model unowocześniony, z przełącznikiem na automat. Z tego karabinu o mało nie została zabita następnego ranka po Nocy Wojny. Potem zabrała go martwemu bandycie. Później wybiła nim szyby w oknach, aby gaz ulatniający się po zbombardowaniu znalazł ujście. Posługując się nim, wysadziła swój własny dom wraz z ludźmi, którzy chcieli rabować, zabijać i gwałcić. “Kolejność jest bez znaczenia” - pomyślała zdejmując lewą rękę z główki Annie i ściągając z głowy jasną, niebiesko-białą chustę. Przed Nocą Wojny gwałt byłby na pierwszym miejscu. Ale teraz rzeczy wyglądały zupełnie inaczej i podświadomie życie stało się ważniejsze. Gwałt oznaczał horror, ale była w stanie go znieść. Śmierć - mogła nadejść w każdej chwili. Jednak zostać obrabowanym, pozbawionym żywności, koni i broni, wydawało się gorsze niż śmierć, a gwałt duszy musiał być gorszy niż gwałt ciała.

Obróciła się w prawo. Michael spał, podobnie jak Annie, owinięty w koc, gdyż zapanował nagły i przenikliwy chłód. Michael nie skończył jeszcze ośmiu lat, a już zabił człowieka, bandytę, który usiłował ją z...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin