Jana Lama KRONIKI LWOWSKIE umieszczane w Gazecie Narodowej w r. 1868. i 1869, jako przyczynek do historji Galicji. LWÓW. 1874 Nakładem i drukiem A. J. O. Rogosza. GLÓWNY SKŁAD W KSIEGARNI F. H. RICHRERA. JANA LAMA KRONIKI LWOWSKIE umieszczane w „Gazecie Narodowej" w r. 1868 i 1869, Jako przyczynek do historji Galicji. LWÓW. NAKŁADCA I WŁAŚCICIEL DRUKARNI A. J. O. ROGOSZ. 1874 Przedmowa. Dwojakie może być stanowisko każdego narodu podbitego: Zasadnicze albo utylitarne. Stanowisko zasadnicze nie pozwala paktować ze zwy- cięzcą, nie pozwala w stosunkach z nim odwoływać się ani do praw, które sam uznał, ani do ustępstw, które poczynił. Stanowisko takie zajmować może zwyciężony jedynie wówczas, gdy materjalnie jest prawie równie silnym jak jego przeciwnik, i gdy wprowadzenie w grę tej materjalnej siły jest jedynie kwestją czasu. Z korzyścią też wielką dla siebie zajmowały stanowisko takie wobec Austryi od r. 1849 do r. 1867 madiarskie Węgry. Gdy lata 1859 i 1866 nauczyły były rząd wiedeński, iż niezmierne zasoby monarchii rakuzkiej nie wystarczają na to, by jednocześnie zachować na zewnątrz stanowisko mocarstwowe, a na wewnątrz trzymać w szachu naród, którego żywo tętniąca idea mogła lada chwila krocie zbrojnego ludu' zwrócić przeciw sztandarom, pod któ- remi służył — zawarto z Węgrami ugodę na podstawie wyłącznie z ich strony uznanej, t. j. na podstawie nieprzerwanej ciągłości ich prawa państwowego. Innem jest stanowisko zwyciężonego, który nie posiada równie groźnej i imponującej siły. Skazany on jest na mnóstwo upokorzeń, a co fatalniejsze, skazany na zagładę, jeżeli nie potrafi o tyle pogodzić się ze swoim losem, by umiał zstąpić ze stanowiska zasadniczego w chwili, gdy mu to materjalną, fizyczną korzyść przynieść może. W takiem położeniu, w takiej konieczności znajdują się Polacy pod rządem austryackim znajdują się w konieczności prowadzenia polityki utylitarnej. Były i są dotychczas głowy tak jakoś dziwnie zorganizowane, że nie umieją zrozumieć tego położenia. Były i są z drugiej strony pojedyncze indywidua, a nawet całe stany i warstwy społeczne, które oddzieliwszy swój interes od interesu ogółu, prowadziły politykę utylitarną, ale tylko dla siebie. Urzędnicy Polacy szukający karyery, arysto- kracya i szlachta ujęta splendorami i specjalnemi łaskami — żydzi — duchowieństwo katolickie — lud wiejski nakoniec, potrzebujący opieki — oto żywioły, z których każdy z osobna i każdy dla siebie korzył się przed 1 - 4 — zwycięzcą i skarbił sobie jego względy. Był to utylitaryzm jednostek, nie znający potrzeb i interesów wspólnych, rozprzęgający słabą i bez tego spójnie narodową, utylitaryzm, przeciw któremu buntowały się i w bezowocnych wysileniach upadały najszlachetniejsze duchy. Walka taka między patryotyzmem i bezinteresownem poświęceniem się z jednej, a reakcyą egoizmu z drugiej strony, sprawiła, iż w opinii publicznej przestały znajdować uznanie zasługi nie prowadzące wprost do więzienia lub na rusztowanie, zasługi skromnej, cichej i wytrwałej pracy, a przekonanie o potrzebie umiarkowania i oględności piętnowane było nazwą zdrady. W miarę tego zmniejszała się liczba szczerych i rzeczywistych pracowników, a pomnażała się obok prawdziwych patryotów, liczba patryoty- cznych krzykaczy. Któż z nas młodszych cokolwiek, nie uległ temu prądowi opinii? Kto, zwłaszcza w przededniu powstania r. 1863, nie znienawidził ludzi umiarkowanych, Judzi pracy, kto nie pogardzał nimi, mieszając ich świadomie lub nieświadomie z egoistami i tchórzami? Gdy zaś upadło powstanie, i gdy już wielkiemu ogółowi narzucać się poczęła imperatywnie, potrzeba zwrócenia się na inne tory — potrzeba ta, jakkolwiek powszechnie uznana., nie zdołała zatrzeć ze wszystkiem niesłusznych uprzedzeń dawniejszych. Nie zdołała ona tego zwłaszcza w Galicyi, gdzie równocześnie ze zniesieniem stanu oblężenia w r. 1865, wyrabiać się począł nowy stosunek między rządzonymi a rządzącymi. Schmerling wraz ze swoim systemem okazał się niemożliwym. We wrześniu r. 1865 zasystowano konstytncyę lutową, której nie uznawały Węgry. Szukano sposobu porozumienia się z Madiarami, nie chciano im atoli poczynić ustępstw, których się domagali: przeszkadzały bowiem porozumieniu absolutystyczne, a po części i panslawistyczne tendencje, które brały górę za rządów hr. Belerediego. Dla Galicji jednak tendencje te okazały się po części korzystnemi i zaraz po zasystowaniu konstytucji doznała ona ulg, w skutek których obudziła się myśl, iż można będzie stworzyć modus vivendi między żywiołem polskim a rządem austryackim. Myśl ta podczas wojny pruskiej w r. 1866 wzrastała i znalazła z jednej strony daleko posunięty wyraz swój w owej formacji Krakusów, hr. Sta-rzeńskiego, w składkach obywatelskich na rannych i t. d. — a z drugiej strony wywołała opozycję w formie broszury, którą chciał ogłosić drukiem Karol Widman, ale którą skonfiskowano, a autora zasądzono na 15 — jeżeli się nie mylę — lat więzienia. Rezultat wojny coraz naglejszą uczynił rządowi konieczność porozumienia się z ludami. W Galicyi i ze strony ludności zrozumiano tę sytuację, oglądano się za pośrednikiem i znaleziono go w osobie hr. Gołuchowskiego, usuniętego od r. 1860 z widowni politycznej. Wskazano go rządowi, wybierając go we Lwowie posłem na sejm krajowy, wbrew opozycji tych, którzy nie chcieli paktowania z Austryą, ze względu na ścisłe przestrzeganie zasad bezwzględnego oporu, i którym przyszli w pomoc liczni sojusznicy, rozumiejący to, iż kompromis narodu z rządem położy tamę germanizacji i systematycznemu gnębieniu żywiołu polskiego. Mianowanie hr. Gołuchowskiego namiestnikiem nastąpiło wkrótce potem i obudziło nieokreślone, a wskutek nieokreślenia swego zbyt daleko- - 5 — czasem posunięte nadzieje. Niektórym zdawało się, iż co najmniej, wypada teraz domagać się i spodziewać unii personalnej Galicyi z Austryą, a za parę lat, wypowiedzenia wojny Moskwie i odbudowania Polski za pomocą galicyjsko-polskiej armii, jak przed niedawnym czasem Piemont odbudował był zjednoczoną Italię. Znaczna większość zapatrywała się chłodniej i wytrawniej na rzeczy, a organem jej była Gazeta Narodowa, której wydawca, p. Jan Dobrzański, przyczynił się był wiele do wyboru hr. Gołuchowskiego. Mówię tu oczywiście tylko o wschodniej Galicji — gdzie jednocześnie począł się tworzyć obóz „nieprzebłaganych" złożony z rozmaitego rodzaju polityków, często wcale niepowołanych do tego zawodu. Trudnoby było wyliczyć wszystkie pobudki, wszystkie żywioły i kierunki, które składały się na tę opozycję. Jedni obawiali się, by kraj przez zgodę z rządem nie doszedł aż do zaparcia się zupełnego narodowych swoich dążeń. Ci jedni mieli słuszność, ale tych było najmniej. Drudzy przypominali sobie, iż dawniej, tylko arystokracja umiała stać na dobrej stopie z rządem, wydało im się tedy, dzięki ciasnocie pojęć, iż zasada demokratyczna nakazuje opozycję quand meme. Jeszcze inni, nie mogli znosić kierunku, który wyniósł na pierwszy plan hr. Gołuchowskiego, bo ten był dawniej reprezentantem rządu nieprzychylnie dla kraju usposobionego i nieraz stawał w sprzeczności z krajem w nader, niemiłych kwestjach szczegółowych, chociaż w ogóle paraliżował osobistą swoją działalnością niejedno złe, grożące krajowi od systemu Bacha. Byli nakoniec i tacy, — a tu już wchodzą w grę wyłącznie lwowskie stosunki — którym wystarczało to, iż polityka umiarkowana do zwolenników swoich liczyła p. Dobrzańskiego. Mieli oni to i owo do zarzucenia temu publicyście-demagogowi, czasem coś bardzo słusznego, czasem zaś tylko to, iż umiał lepiej agitować i utrzymać się na powierzchni, niż oni. Bądź co bądź, utworzyła się tedy opozycja, zwłaszcza we Lwowie, a w miarę jak folgowały ograniczenia policyjne, opozycja ta stawała się ruchliwszą, hałaśliwszą. Przyczyniły jej głosów i znaczenia wypadki, które dokonywały się w Austryi. Hr. Belcredi nie mógł trafić do końca z Węgrami i musiał ustąpić miejsca hr. Beustowi. Węgrzy byli gotowi do ugody, któraby ich stawiała względem Austryi w stosunku unii realnej, żądali jednakowoż, by ugoda ta przyszła do skutku w drodze konstytucyjnej. Tymczasem konstytucja austrjacka była zasystowaną, i miano dopiero postawić coś na jej miejscu. W tym celu zwołał był hr. Belcredi do Wiednia nie konstytucyjną Radę państwa, lecz „nadzwyczajne" jakieś jej zgromadzenie. Niemcy, obawiając się absolutystycznego i nieco panslawistycznego kierunku gabinetu, nie chcieli brać udziału w tern zgromadzeniu. Sprawa przybrała nader drażliwą postać. Korona potrzebowała jakiegokolwiek parlamentu, aby skończyć z Węgrami: w parlamencie nadzwyczajnym nie chcieli zasiadać Niemcy, przeciw zwyczajnemu oświadczali się Czesi, do których przyłączyła się partja klerykalna, obawiająca się liberalizmu Niemców. Większe materjalne znaczenie żywiołu niemieckiego przechyliło szalę na jego stronę: Belcredi upadł i zwołano zwykły Beichsrath. Oburzenie klerykałów i Czechow było ogromne. Odbyła się konferencja, w Wiedniu, wzięło w niej udział kilku magnatów polskich i ci na własną rękę przyrzekli Czechom, iż za ich przykładem, Galicja także nie weźmie - 6 — udziału w Radzie państwa. Niebezpieczeństwo było wielkie. Usunięcie się Galicji mogło narazić na szwank najżywotniejszy interes monarchii: ugodę z Węgrami. Ktokolwiek tedy upatrywał pożytek dla kraju w kompromisie z rządem i ktokolwiek istnienie i potęgę Austrji uważał jako rękojmię powodzenia sprawy polskiej, ten usunięcie się od udziału w Radzie państwa musiał potępiać jako rzecz zgubną. W sejmie na czele ludzi podzielających to zapatrywanie, stanął wypuszczony niedawno z więzienia Ziemiałkowski — jemu też wspólnie z hr. Gołuchow...
xarxar