Kazimierz Gliński - Ostrzeżenica.pdf

(248 KB) Pobierz
1
Ostrzeżenica
Kazimierz Gliński
Poznań, 1920
Pobrano z Wikiźródeł dnia 23.07.2018
2
KAZIMIERZ GLIŃSKI
OSTRZEŻENICA
(OPOWIADANIE)
NAKŁADEM KSIĘGARNI ŚW. WOJCIECHA
POZNAŃ ===================== WARSZAWA
Czcionkami Drukarni św. Wojciecha.
 Ku zachodowi się miało.
 Słońce, jakby żal mu byto opuszczać ziemię, zakrwawiło się i
3
ostatnie jej pożegnanie posłało. Czerwienią oblało mury
Kazimierzowego zamczyska, czerwienią obramowało brzegi
zębatej baszty, stojącej opodal od dworca królewskiego,
czerwienią rozsypało się po skośnych załomach gór wapiennych i
zapaliło ogniem fale wiślane, które, wchłonąwszy w siebie złoto
i purpurę, jakby się rozkoszowały tą niezrównaną tęczą blasków
— zaszumiały potężniej i z większą pychą i dumą ku dalekiemu
uniosły się Bałtykowi.
 Im
słońce bliżej było ziemi, tem na niebie pożar chmur był
większy. Przed chwilą białe, pierzaste obłoki, teraz w rumieńcu
zórz stanęły. Płonęło niebo, płonęła ziemia, czarne głębie puszcz
nawet, otaczające miasto i siedzibę letnią króla, poprzerzynane
były pasmami promiennemi; przez gęstoliście dębów i buków
rozpryskiwało się słońca ognisko krwawe, śląc pożegnanie
monarsze groźnym żubrom i turom potężnym, lotnym jeleniom i
łosiom o łbach gałęzistych, strasznym niedźwiedziom i sarnom
szybkonogim. Konary drzew zaroiły się od wiewiórek, które
przed spoczynkiem ostatni jeszcze pląs zawiodły; przerzucały się
z konara na konar, z gałązki na gałązkę, wydając głosy radości,
do śmiechu rozbawionych dziewcząt podobne; ostatni raz
zakołowały ponad lasami krogulce i jastrzębie, zawrzeszczały
wrony, goniąc stadami wielkiemi, i wszystko naraz umilkło,
ucichło — gdzieś zapadło.
 Słońce zaszło.
 Zmierzch
spływał powoli, w orzeźwiającym mroku wieczora
zaczęły się wonie podnosić, niby dymy z kadzielnic kościelnych.
Od lasów płynął żywiczny zapach sosen, od łąk — kwiatów i
ziół. Zapachniała Wisła nawet wód swych wilgocią i mchy na
skałach i krzewy na górach. Rzekłbyś, że ziemia modliła się tym
zapachem, licząc pacierze na wonnych paciorach różańca.
4
 Z
zamczyska wyszedł pan i krętą drogą ku miastu się
skierował: nikt mu nie towarzyszył, bo taki rozkaz był. On zaś
schodził krokami powolnemi z tych gór, obrośniętych
berberysem, a strój na sobie miał taki, że niktby w nim króla i
pana poznać nie mógł.
 Długa
a wyszarzana, piaskowego koloru kapota, ujęta nad
biodrami prostym, rzemiennym pasem, okrywała wyniosłą postać
króla Kazimierza. Buty juchtowe miał, na głowie czapkę baranią,
w prawicy kij, z dębiny wycięty, którym podpierał się, idąc.
 Nie
dziwili się temu strojowi, ani tej nocnej wycieczce
dworzanie i panowie, przebywający stale przy osobie
królewskiej. Nie tylko w Kazimierzu, ale i w Krakowie tak
czynił, a na uwagę o przygodzie jakiej, o jakim zamachu na osobę
monarszą, odpowiadał wręcz:
 —
Niemasz w Polsce całej piersi jednej, na którejbym nie
usnął spokojnie.
 Król
w onej kapocie szlachetki prostego mieszał się nieraz
pomiędzy tłum, zebrany na rynku, albo gwarzące gromady kmieci
i przysłuchiwał się gadkom różnym. Ten, to i ów wywodził
skargi swoje i żale, narzekał na krzywdy doznane, groził pomstą
albo czekał zmiłowania bożego. Byli i tacy jednak, którzy radzili
do króla iść i żałobę swoją przedstawić. Ci snać już wiedzieli,
że król proszących od wrót swych nie odgania, lecz daje ucho
chętnie i sprawiedliwość wymierza; ale ta łaskawość
Kazimierzowa nie wszystkim jeszcze wiadomą była. Dwa roki
dopiero, jak na tych górach zamczysko, a nad brzegami Wisły
śpichrze królewskie stanęły; dwa roki dopiero, jak król zaczął
zjeżdżać do ulubionego Kazimierza i z ludem się swoim
poznawał. Ciągnęło go tu i serce, bo umiłował był Esterkę, która
w bliskim Bochotnickim zameczku mieszkała.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin