Mariori M. Liu - Pocałunek Łowcy 02 - Wołanie w mroku.pdf

(809 KB) Pobierz
1
MARJORIE
M. LIU
Wołanie z mroku
Przekład
Małgorzata Stefaniuk
A(mb)er
2
Choć moja dusza może spoczywać w mrokach,
odrodzę się w boskim świetle.
Bo kochając gwiazdy całym sercem,
przestałem drżeć przed nocą.
Sarah Williams
The Old Astronomer to his Pupil
(Stary astronom do swojego ucznia)
3
Rozdział 1
Zombie miały przykry zwyczaj strzelania do mnie, celując w głowę.
Większość wiedziała, że to
daremne, ale i tak zawsze znalazł się ktoś, kto sądził, że mu się poszczęści.
Był poniedziałkowy poranek. Prawie świtało. Wokół latarni ulicznych z
przepalonymi żarówkami
leżały odłamki potłuczonego szkła; mury opuszczonych magazynów
rzucały cień na chodniki. Martwe
miasto, martwa godzina. Seattle było ponurym miejscem, nawet za dnia i
w pełnym słońcu. Jakby
wybuchła tu kiedyś bomba atomowa, a grzyb po wybuchu nigdy się nie
rozwiał.
Było też cicho. Żadnych odgłosów oprócz rzężących oddechów i cichego
skowytu; stukot moich
kowbojek o betonowy chodnik oraz zgrzyt ostrzonych pazurów; i
dudnienie pociągów towarowych
wtaczających się na stację kolejową położoną za portem mieszające się z
pomrukami wibrującymi lekko
w moich uszach; dziecięca symfonia nadchodzącej burzy. Dobra muzyka.
Dająca mi poczucie
bezpieczeństwa.
Odsunęłam z oczu mokre włosy.
- Zee. Trzymaj go mocniej.
On to Archie Limbaud. Wychudzony, żylasty mężczyzna, z czupryną
krótko przyciętych
kasztanowych włosów przylepionych do wilgotnej skóry i nakrapianych
dużymi łuskami łupieżu. Facet
był po czterdziestce i śmierdział jak łazienka nastolatka: brudna i
zalatująca fekaliami.
I był zombie. Nie z rodzaju tych rzeźników, co jedzą mózgi. Zwykły
człowiek opętany przez demona,
który
zamieszkał w jego ciele. Praktycznie trup, jeśli chcecie znać moje zdanie.
Nie miałam ochoty go dotykać. Leżał rozciągnięty na opustoszałym
parkingu, pod żelaznym
ogrodzeniem. Zawartość jego portfela walała się na ziemi przede mną.
Więcej prezerwatyw niż
banknotów, jedna karta kredytowa i nieważne już prawo jazdy. Minutę
wcześniej była tam też broń -
pistolet kaliber 40 milimetrów, wycelowany w moją głowę - ale to już
przeszłość. Został pożarty.
Nienawidziłam broni. Nienawidziłam zombie. Jeśli połączyć to z tym, co
wiedziałam o opętanym
mężczyźnie leżącym u moich stóp, nie mogłam się zdecydować, czy mam
płakać, wrzeszczeć, czy
kopnąć tę gnidę w jaja.
Ściągnęłam rękawiczki, wcisnęłam je do tylnej kieszeni i wyciągnęłam
dłonie. Mała ręka podała mi
nóż sprężynowy. Piękna rzecz z trzonkiem z macicy perłowej i srebrnymi
akcentami. Ostrze jak żyletka,
4
nadal lepkie od krwi. Z wygrawerowanymi inicjałami „A.L". Pomachałam
nim przed czerwoną twarzą
Archiego, a aura nad jego głową zamigotała gwałtownie.
- To ci dopiero noc - mruknęłam cicho. - Znalazłam ciało.
Archie nic na to nie odpowiedział. Możliwe, że z powodu aluminiowego
kija bejsbolowego przy
swoim gardle. Ukradzionego pewnie Seattle Mariners, gdybym miała
zgadywać. Z miejsca, w którym
kucałam, widziałam mury stadionu Safeco Field - Zee i reszta chłopców
przechodzili etap fascynacji
bejsbolem. Na tapecie był teraz Babe Ruth, a Bill Russell poszedł w
odstawkę. Niestety. Ale przynajmniej
moi chłopcy nadal mieli obsesję na punkcie Bon Jovi. Gdyby i z tego
zrezygnowali, załamałabym się. Za
wiele zmian naraz.
Zee, Raw i Aaz przygważdżali Archiego do chodnika. Małe demony, małe
ogary. Deszcz mżył.
Mokra skóra demonów, o barwie postrebrzanej sadzy, lśniła jak tafla wody.
Sterczące, ostre jak żyletki pasma włosów oblepiały kanciaste głowy, a
srebrzyste żyły pulsowały
rytmicznie i na tyle głośno, że gdybym przytknęła do nich ucho,
usłyszałabym dźwięk podobny do
szarpania strun gitary basowej.
Czerwone oczy błyszczały jak rubiny. Stuknęłam Aaza w tył głowy nożem
sprężynowym. Jego włosy
przecięły stal, jakby to było masło. Raw złapał kawałki ostrza, zanim
opadły na ziemię, i wepchnął je
sobie do ust, głośno przeżuwając.
- Uważajcie na tchawicę - ostrzegłam Aaza. - Nie chcę, żeby żywiciel
doznał krzywdy.
Aaz posłał zombie pocałunek i odsunął kij od posiniaczonej szyi. Archie
zaczął kasłać, próbując
poruszyć nogami. Nie miał szans. Raw siedział mu na kostkach, a Zee
przyciskał jego nadgarstki do
chodnika. Wprawdzie nie miażdżąc kości, ale był blisko. Moi chłopcy są
silni.
- Błagam - wycharczał Archie. - Chcę się nawrócić.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin