Panna Felicity Taylor skutecznie przestrzega przyjaciółkę przed poślubieniem cieszącego się złą sławą Iana Lennarda, wicehrabiego St. Clair, pod pseudonimem opisując na łamach londyńskiej prasy jego mroczną przeszłość, którą zna jedynie z plotek. Tymczasem niezrażony wicehrabia nadal poszukuje żony - ożenek jest dla niego koniecznością, mającą zapewnić mu przejęcie rodzinnego majątku. Zdumienie Felicity nie zna granic, gdy to ona staje się obiektem zainteresowań porywczego i przystojnego Lennarda. Panna Taylor, opiekująca się czwórką młodszego rodzeństwa, tonie w długach, zaczyna więc poważnie rozważać propozycję lorda. Najpierw jednak pragnie poznać całą prawdę o jego tajemniczym życiu... SABRINA JEFFRIES NIEBEZPIECZNY LORD Dla Roxanne, bez której napisanie tej ksiąŜki nie byłoby moŜliwe. Wolność prasy jest drugim z najwaŜniejszych Wolność prasy jest drugim z najwaŜniejszych Wolność prasy jest drugim z najwaŜniejszych Wolność prasy jest drugim z najwaŜniejszych przywilejów Anglika i powinno się jej bronić, nawet przywilejów Anglika i powinno się jej bronić, nawet przywilejów Anglika i powinno się jej bronić, nawet przywilejów Anglika i powinno się jej bronić, nawet jeśli niepokoi nas, do czego to moŜe doprowadzić. jeśli niepokoi nas, do czego to moŜe doprowadzić. jeśli niepokoi nas, do czego to moŜe doprowadzić. jeśli niepokoi nas, do czego to moŜe doprowadzić. Niepokój motywuje zmiany, a moŜliwość zreformowa- Niepokój motywuje zmiany, a moŜliwość zreformowa- Niepokój motywuje zmiany, a moŜliwość zreformowa- Niepokój motywuje zmiany, a moŜliwość zreformowa- nia społeczeństwa to pierwszy z przywilejów Anglika. nia społeczeństwa to pierwszy z przywilejów Anglika. nia społeczeństwa to pierwszy z przywilejów Anglika. nia społeczeństwa to pierwszy z przywilejów Anglika. Lord X, „The Evening Gazette” Lord X, „The Evening Gazette” Lord X, „The Evening Gazette” Lord X, „The Evening Gazette” 5 grudnia 1820 roku 5 grudnia 1820 roku 5 grudnia 1820 roku 5 grudnia 1820 roku Grudzień 1820 roku, Grudzień 1820 roku, Grudzień 1820 roku, Grudzień 1820 roku, Londyn, Anglia Londyn, Anglia Londyn, Anglia Londyn, Anglia Jakiś głupiec znów rozsiewał o nim plotki. Ian Lennard, J J J wicehrabia St. Clair, domyślił się tego, gdy tylko przekroczył próg klubu dla dżentelmenów, a lokaj, biorąc płaszcz, powitał go porozumiewawczym mrugnięciem i cichym: „Tak trzymać, milordzie”. Ponury lokaj klubu Brook's mrugnął do niego. Mrugnął, na litość boską! Skoro gratulacje nie były na miejscu, Ian spodziewał się najgorszego. Spoglądając spode łba, przeszedł przez korytarz, by spotkać się ze swym przyjacielem Jordanem, hrabią Blackmore. Nagła myśl, że być może lokaj znów popijał na służbie i po prostu pomylił go z kimś innym, uspokoiła go trochę. W następnej chwili grupka mężczyzn, których ledwie znał, przerwała rozmowę, by mu pogratulować. Komentarzom w stylu: „Kim ona jest” i „Znów ci się udało, ty szczwany lisie”, towarzyszyły kolejne mrugnięcia. Wszyscy naraz nie mogli mylić go z kimś innym. Ian z trudem zdusił jęk. Bóg jeden raczy wiedzieć, co to za historia tym razem - pomyślał. Jego ulubioną była ta, w której ratował nieślubną córkę króla Hiszpanii z rąk barbarzyńskich piratów, pokonując wszystkich w pojedynkę, za co został nagrodzony willą w Madrycie. Oczywiście król Hiszpanii nie miał córki, nawet nieślubnej, a Ian nigdy nie spotkał barbarzyńskiego pirata. Prawdziwy w tej historii był jedynie fakt, iż Ian stanął raz przed majestatem władcy Hiszpanii, a rodzina jego matki posiadała majątek w Madrycie. Jednakże, zgodnie ze swą naturą, plotki nie musiały mieć związku z prawdą, a zaprzeczanie im było pozbawione sensu. Dlaczego ktokolwiek miałby wierzyć jemu, skoro plotka była o wiele bardziej interesująca? Odpowiadał więc na nią tak jak zwykle, niezobowiązującym komentarzem i ironicznym spojrzeniem, które miały zmusić zainteresowanych, by zeszli mu z oczu. Był już prawie na końcu korytarza, gdy zatrzymał go książę Pelham. - Dobry wieczór, przyjacielu - śmiały lord zagadnął z niespotykaną u niego jowialnością. - Planowałem zaprosić cię na kameralną kolację jutro wieczorem, ciebie i kilku innych wraz z ich wybrankami. Ty także nie zapomnij o swej nowej kochance, chętnie ją sobie obejrzę. Ian nie lubił tego człowieka. - Nowej kochance? - spytał, spoglądając na niego z góry. Pelham trącił go łokciem. - Teraz nie ma już sensu robić z tego tajemnicy, St. Clair. Kot, czy raczej powinienem powiedzieć kotka, wyskoczyła z worka i wszyscy są ciekawi koloru futerka oraz tego, jak głęboko zatopiła w tobie swe pazurki. Kochanka? To była ta plotka? Cóż za rozczarowanie. Mogli chociaż zrobić ze mnie rozbójnika - myślał Ian, a na głos powiedział: - Powiem ci tak, Pelhamie, kiedy będę miał kochankę, z pewnością przyprowadzę ją na jedną z twoich kolacji. Do tego czasu muszę odrzucić zaproszenie. A teraz wybacz, jestem umówiony - Ian pozostawił zdumionego księcia i wszedł do salonu. Nie pamiętał nawet, kiedy ostatni raz miał kochankę. Z pewnością na długo przed powrotem do Anglii, zanim został zmuszony do szukania żony. Mógł mieć kochankę, kiedy tylko zapragnął, lecz chciał skoncentrować całą energię na zalotach. Nie potrzebował drugiej kobiety, która dokuczałaby mu swoją zazdrością i pytaniami. Pelham jednakże nie zrozumiałby tego, albowiem jedynym celem w jego życiu było pozbawianie dziewictwa wszystkich niewiast, jakie dostał w swoje ręce. Ten człowiek był świnią. Wchodząc do salonu, Ian od razu spostrzegł jasnokasztanowe włosy Jordana. Na tle ciemnego adamaszku wysokiego fotela, w którym siedział, jego włosy wyglądały jak pochodnia. Jordan rozsiadł się przy mahoniowym pulpicie i czytał gazetę. Ian zajął krzesło naprzeciw niego i wyjął cygaro z kasetki, planując przyjemny wieczór spędzony na paleniu, czytaniu papierów i radzeniu się najbliższego przyjaciela. Na dźwięk przycinanego cygara Jordan podniósł głowę. - Wreszcie jesteś. Zastanawiałem się, co takiego cię zatrzymało. Nie mogłem się doczekać, kiedy mi powiesz, co się wydarzyło. Przyjęła cię? Czy należą się gratulacje? Przez chwilę Ianowi wydawało się, że Jordanowi chodzi o jego domniemaną kochankę. Nagle przypomniał sobie, do czego zmierzał przyjaciel. - Ach, masz na myśli Katherine. - Kogóżby innego. Córkę sir Richarda Hastingsa. Oświadczyłeś się ostatnio komuś jeszcze? - Nie, tylko Katherine - odparł z uśmiechem Ian. - Jedna wystarczy, nie sądzisz? - A więc, kiedy ślub? - Jeszcze nic nie jest ustalone. - Z pewnością nie mogła ci odmówić? - spytał Jordan, mrużąc oczy. - Niezupełnie - odparł Ian, po czym przypalił cygaro płomieniem stojącej obok świecy i głęboko się zaciągnął. - Zastosowała tę starą kobiecą taktykę błagania o czas, by móc „rozważyć moje oświadczyny”. To najprawdopodobniej pomysł lady Hastings. Ta kobieta to rekin w spódnicy, czyhający na lepszą ofertę. Dlatego kazała córce grać nieśmiałą kobietkę. Jednakże kokieteria nie jest mocną stroną Katherine. Gdy tak jąkała się, pró- bując wytłumaczyć mi, że musi jeszcze przemyśleć swą decyzję, było mi jej żal. - Wybacz, że to mówię - wtrącił Jordan - ale nie rozumiem, co widzisz w tej dziewczynie. Jest pospolita i nieśmiała aż do bólu. Kiedy się poznaliśmy, nie była w stanie powiedzieć do mnie choćby dwóch słów. A ty z pewnością nie chcesz poślubić Katherine dla jej lichej fortuny czy koneksji, biorąc pod uwagę, że jej ojciec to zaledwie baronet. - Twoja żona nie posiada żadnej fortuny, a jej ojciec jest zaledwie proboszczem, a jednak nie powstrzymało cię to przed poślubieniem jej i uczynieniem hrabiną. Na wzmiankę o Emily twarz Jordana się rozpromieniła. - Tak, ale ona odznacza się mnóstwem wspaniałych cech, które rekompensują jej brak majątku i koneksji. - Nadal zakochany, jak widzę - zaśmiał się Ian. - Cóż, ja nie szukam miłości, szukam żony. Pomimo twego niezwykłego przykładu, te kwestie rzadko idą w parze. Wszystko, czego wymagam od żony, to przyzwoitość i dobre usposobienie. Piękna, interesująca, młoda kobieta, mogąca usidlić każdego mężczyznę, była ostatnią rzeczą, jakiej Ian potrzebował. Już i tak gardził sobą za to, że zmuszony był wciągnąć kobietę w swoje niespokojne życie. Przynajmniej mógł się upewnić, że ta, która go poślubi, zyska coś, czego inaczej nie miałaby szans zdobyć. - Cóż, wiesz, że panna Hastings ci nie odmówi. To byłaby głupota. - Tak - zgodził się, lecz prawie miał nadzieję, że jednak odmówi. To małżeństwo nie wzbudzało w nim cienia entuzjazmu. - Entuzjazm nie jest wymagany - upomniał się w myślach. - Ona jest odpowiednia dla moich celów. Gdyby tylko nie płoszyła się za każdym razem, kiedy na nią spojrzał, nie podskakiwała na dźwięk jego głosu... Wiedział, dlaczego tak się zachowywała, plotki na jego temat w zrozumiały sposób powodowały podenerwowanie. Nadal jednak irytowała go jej płochliwość. Po ślubie, gdy już pozna go lepiej, z pewnością się uspokoi, a i on z czasem nauczy się radzić sobie z jej nieśmiałością. Jordan nagle rozprostował gazetę i zaczął czytać uważniej. - Mam nadzieję, że panna Hastings nie jest typem zazdrośnicy, bo w przeciwnym razie możesz jednak zostać odprawiony z niczym. - Dlaczego? - Ian puścił w powietrze kłąb dymu. - W tej kolumnie donoszą, że od roku masz na utrzymaniu kochankę. - W gazecie? Z pewnością żartujesz. - W żadnym wypadku. Jest o tym tu, w „The Evening Gazette”. - Mój Boże, skąd oni biorą to wszystko? - Ian zmrużył oczy. - Chociaż, to by tłumaczyło, dlaczego wszyscy składają mi dzisiaj gratulacje. Pokaż, niech no spojrzę. Jordan...
damdamok