Beaton M.C. - Hamish Macbeth 28 Wczorajsza śmierć.doc

(923 KB) Pobierz

E:\KRYMINAŁY\Beaton M.C\Beaton M.C. - Hamish Macbeth 28 - Hamish Macbeth i wczorajsza śmierć - okładka.jpg

 

 

 

 

 

 

 

 

Hamish Macbeth i wczorajsza śmierć

 

M.C. Beaton

 


Tytuł tomu: Hamish Macbeth i wczorajsza śmierć

 

Tytuł oryginalny tomu: Death of Yesterday, A Hamish Macbeth Mystery


Moim wspaniałym sąsiadom, Louise Bowles i Samancie Burke, z wyrazami sympatii


Rozdział pierwszy

Niech wrócą do mnie z tułaczki moje oczy, Co tak długo na tobie spoczywały

William Blake

 

Morag Merrilea była studentką wydziału sztuki, a w wakacje dorabiała jako sekretarka w Shopmark Fashions w Cnothan, położonym w szkockim hrabstwie Sutherland. Była Angielką i uważała się za lepszą od swoich kolegów z pracy, wśród których była bardzo nielubiana. Wyglądała niezbyt atrakcyjnie. Miała cienkie brązowe włosy i wyłupiaste zielone oczy. Kochała jednak sztukę i uwielbiała studiować twarze innych ludzi.

Shopmark Fashions była nową fabryką, znajdującą się na obrzeżach miasteczka, powstałą w miejscu starego, opuszczonego sklepu z wiktoriańskimi meblami. Cnothan jest ponurym miejscem z jedną główną ulicą, biegnącą w kierunku sztucznego jeziora, nad którym wznosił się szary mur tamy miejscowej hydroelektrowni.

Morag przyjęła tę posadę, ponieważ marzyła jej się praca w romantycznej szkockiej wiosce i nigdy do końca nie otrząsnęła się z szoku kulturowego, związanego z przebywaniem w Cnothan, gdzie zgorzkniali mieszkańcy szczycą się tym, że pilnują własnego nosa.

W sobotni wieczór usiadła ze swoim szkicownikiem w tym samym co zwykle rogu szkockiego pubu. Z zapamiętaniem szkicowała twarze klientów, a także twarz kogoś zaglądającego przez okno do środka. Morag zawsze piła w samotności. Pozostali pracownicy fabryki zbierali się w pubie nad jeziorem i o dziwo, nikt nie komentował samotnego picia dziewczyny, ponieważ nie była lubiana, a miejscowi od niej stronili.

Choć nie odznaczała się wybitną wyobraźnią, tego wieczoru czuła, jak bardzo obce i odległe jest dla niej Sutherland i miała klaustrofobiczne wrażenie, jakby wznoszące się wokół góry przybliżały się coraz bardziej, skradając się przez wrzosowiska. Dlatego piła więcej niż zwykle. W pubie było sporo pracowników leśnictwa, gospodarzy i bezrobotnych. Morag potrafiła wspaniale szkicować ludzi i miała wrażenie, że przeniesienie ich na papier daje jej władzę nad nimi.

W pewnym momencie poszła do toalety. Kiedy wróciła, zobaczyła, że jej szkicownik zniknął. Poskarżyła się barmanowi i innym klientom pubu. Gdy odpowiedziały jej jedynie puste spojrzenia, wychyliła do końca swojego drinka i ruszyła w stronę drzwi. Na zewnątrz zasłabła i zabrano ją do szpitala.

Kiedy zbudziła się następnego ranka, wysłuchawszy wykładu młodego lekarza na temat zgubnych skutków nadużywania alkoholu, Morag poczuła nagle niepokój, że może stała się alkoholiczką. Wypiła cztery kufle piwa i doszła do wniosku, że musiał urwać jej się film. Nie była w stanie przypomnieć sobie wczorajszego wieczoru.

W Hornsey Art College, gdzie studiowała, miała jedną przyjaciółkę, Celię Hedron. Zadzwoniła do niej i opowiedziała o utracie pamięci.

Celia skomentowała ostro:

- Pomyślałaś, że ktoś mógł wrzucić ci do piwa tabletkę gwałtu? Po czymś takim niczego nie pamiętasz.

To dramatyczne wyjaśnienie sytuacji przemówiło do Morag. Nie chciała uważać siebie za pospolitą alkoholiczkę. Cały tydzień wahała się, aż w końcu wsiadła do autobusu kursującego z Cnothan do Lochdubh i poszła na posterunek policji. Poinformowano ją, że tamtejszy sierżant, Hamish Macbeth, jest odpowiedzialny również za Cnothan i nie tylko. Teren jego patrolu obejmuje spory obszar Sutherland.

Hamish Macbeth nie wywarł na niej dobrego wrażenia. Kiedy przyjechała, stał właśnie na drabinie i czyścił rynnę. Jego leniwy posterunkowy, Dick Fraser, pulchny mężczyzna z siwymi wąsami, spał sobie w najlepsze na leżaku w ogrodzie.

- Hej! - krzyknęła Morag. - Niech pan natychmiast zejdzie z tej drabiny. Przyszłam zgłosić popełnienie przestępstwa.

Hamish zszedł powoli. Stanął przed nią wysoki mężczyzna z ogniście rudą czupryną i orzechowymi oczami.

- Czym mogę służyć? - spytał.

Morag odrzuciła głowę do tyłu i oświadczyła:

- Zostałam odurzona, zgwałcona i ukradziono mój szkicownik.

- W takim razie proszę ze mną do biura.

- Co się stało? - wymamrotał Dick i po chwili wrócił do drzemki.

Hamish zaprowadził dziewczynę do bocznego wejścia. Przez kuchenne drzwi weszli do środka, a potem do małego biura. Podsunął jej krzesło, spisał adresy w Cnothan i Londynie oraz numer telefonu domowego i do pracy.

- To było tak... - zaczęła. Przedstawiła mu swoją wersję wydarzeń, razem z informacjami o swoim wieku - dwadzieścia trzy lata - oraz pracy sekretarki w fabryce odzieżowej.

- Kiedy dokładnie to się stało? - spytał Hamish.

- W zeszłą sobotę.

Hamish sporządzał notatki. Odłożył długopis.

- Jeśli została pani odurzona tabletką gwałtu, teraz w pani organizmie nie ma już śladu po narkotyku. Czy zrobiła pani obdukcję na wypadek gwałtu?

- No cóż, nie.

- Myślę, że powinniśmy natychmiast pojechać do szpitala, żeby mogła się pani poddać badaniom.

Morag zagryzła wargi. Sama obejrzała się dokładnie i wiedziała, że na jej ciele nie było żadnych siniaków ani śladów po wymuszonej penetracji.

- Nie mam zamiaru zawracać sobie tym głowy - odparła.

- W takim razie nie wiem, czego pani ode mnie oczekuje - powiedział cierpliwie Hamish.

- Jest pan pomylony? - zdenerwowała się Morag.

- Mógłby pan przynajmniej zadać sobie trochę trudu, żeby odzyskać mój szkicownik, o ile czasem ruszy pan tyłek, żeby cokolwiek zrobić.

- Co pani szkicowała?

- Twarze ludzi z pubu. Och, i jeszcze kogoś, kto zaglądał przez okno.

- Jest pani w tym dobra? - spytał Hamish, nie owijając w bawełnę.

Dziewczyna otworzyła swoją przepastną torbę, wyjęła mały szkicownik i wręczyła go Hamishowi.

Jego zainteresowanie wzrosło. Rzeczywiście była bardzo utalentowana.

- Muszę spisać osoby, które znajdowały się tego wieczoru w barze. Pamięta pani jakieś nazwiska?

- Dla mnie są tylko twarzami. Jakiś Angus i Jimmy jakiś tam. Nie zadaję się z miejscowymi wieśniakami. Pracownicy fabryki chodzą do pubu Loaming nad jeziorem.

- Z takim nastawieniem... - Hamish stał się bardziej oficjalny, a jego syczący akcent wskazywał na zdenerwowanie. - Jestem szczerze zdziwiony, że nikt nie próbował pani sprzątnąć, a nie tylko dosypać czegoś do drinka.

- Jest pan tak samo bezużyteczny, jak cała reszta...

- Niech się pani uspokoi. Mam pewien pomysł...

- Coś podobnego!

- Och, niech pani zamilknie i wreszcie mnie posłucha. Znam pewnego hipnotyzera ze Strathbane. Mógłby panią zahipnotyzować i spróbować odzyskać utracone wspomnienia.

Wyłupiaste oczy Morag rozbłysły. Dramatyzm tej propozycji przemawiał do niej, jak również chęć wystraszenia tego kogoś, kto dosypał jej narkotyku do drinka.

- Umówię się z nim na spotkanie i dam pani znać - zaproponował.

Kiedy tego samego dnia po południu Hamish wyjeżdżał razem z Dickiem do Strathbane, zastanawiał się, dlaczego zadawał sobie tyle trudu, żeby pomóc komuś tak niemiłemu jak Morag Merrilea. Przeklął w duchu samego siebie, że nie spytał, ile dokładnie tego wieczoru wypiła. Może po prostu urwał jej się film.

Przypomniał sobie jednak, że i tak nie miał w tej chwili nic lepszego do roboty. Lato było niezwykle ciepłe, a okropne, krwiożercze szkockie komary atakowały zawzięcie. Miejscowy sklep Patela wyprzedał już wszystkie środki przeciw insektom.

Kiedy wjeżdżali pod górę, Dick zauważył:

- Za każdym razem, kiedy widzę Strathbane, cieszę się, że udało mi się stamtąd wyrwać.

Strathbane postrzegano jak wrzód na pięknym krajobrazie Sutherland. Dawniej było to ważne miasto portowe, jednak kiedy połowy ryb się zmniejszyły, zaczęło podupadać. Do miasta trafili handlarze narkotyków i wokół czuć było brud i zepsucie.

- Nie podoba mi się ten pomysł z hipnotyzerem. - Dick nie by przekonany. - Wygląda mi to na czarną magię.

- Och, nawet policja ze Strathbane korzysta czasem z usług pana Jeffreya.

- Obiecali, że zapłacą za tę wizytę?

Hamish poruszył się niespokojnie na swoim siedzeniu. Wiedział, że inspektor Blair, zmora jego życia, zadba, żeby tak się nie stało.

- Będzie dobrze - rzucił lekko. - Jak zwykle, wyślę im rachunek razem z innymi.

Dick był zawiedziony panem Jeffreyem. Spodziewał się spotkać jakiegoś leciwego guru.

Jeffrey był po trzydziestce, szczupły, z brązowymi włosami związanymi w kucyk. Miał na sobie podarte dżinsy i koszulkę.

- Popatrzmy... - wertował terminarz. - Mógłbym ją wcisnąć na piętnastą w następną sobotę.

Hamish zadzwonił na komórkę Morag. Dziewczyna była zachwycona:

- Niech no tylko ci dranie z pubu się o tym dowiedzą!

- Na pani miejscu nie rozpowiadałbym o tym na prawo i lewo - ostrzegał ją Hamish. - Przyjadę po panią w sobotę i razem pojedziemy do Strathbane.

Trzy dni przed planowaną wyprawą do Strathbane Hamish i Dick snuli się bez celu po posterunku. Dla Dicka Frasera był to istny raj. W komendzie głównej w Strathbane uchodził za bezużytecznego, został więc wysłany do Lochdubh. Był uzależniony od różnego rodzaju gier, brał udział w teleturniejach, a w kuchni pełno było jego lśniących trofeów: ekspres do kawy, zmywarka, nowa pralka i kuchenka mikrofalowa.

Panny i wdowy z miasteczka widziały w nim idealnego kandydata na męża, ale Dick nie wykazywał żadnego zainteresowania romansami. Wolał oddawać się marzeniom sennym na leżaku w ogrodzie w ciągu dnia, wieczorami natomiast oglądał telewizję.

W sobotę z letargu wyrwał go Hamish.

- Powinniśmy już jechać po tę Morag - powiedział sierżant. - Włóż mundur.

Morag wynajmowała mieszkanie w wiktoriańskiej willi na obrzeżach Cnothan. Kiedy Hamish zadzwonił do drzwi, nikt nie odpowiedział. Mieszkanie dziewczyny znajdowało się na najwyższym piętrze. Sierżant odsunął się i spojrzał w górę. Zasłony były rozsunięte, ale nie widać było żadnego znaku życia.

- Głupia krowa - mruknął. - Jestem pewien, że nie zapomniała - nacisnął dzwonek właścicielki budynku.

Pani Douglas otworzyła mu drzwi. Była niską, krągłą kobietą z niechlujną strzechą siwych włosów. Nosiła okulary o grubych szkłach.

- Co znowu? - zapytała niegrzecznie.

- Przyjechaliśmy po pannę Morag - powiedział Hamish cierpliwie. - Czy jest w domu?

- Nie wiem.

- Czy mogłaby pani pójść i sprawdzić?

Kobieta ruszyła na górę po schodach, mamrocząc coś do siebie wielce niezadowolona. Policjanci czekali na nią przed domem w promieniach słońca.

W końcu pani Douglas wróciła i wręczyła Hamishowi pocztówkę.

- To było wetknięte w drzwi jej mieszkania - fuknęła. Na pocztówce ktoś starannie napisał: „Wyjechałam do Londynu. Będę w kontakcie". Brakowało podpisu.

- Nie podoba mi się to - skomentował Hamish. - Czy mogłaby nas pani wpuścić do jej mieszkania?

- Ma pan nakaz?

- Nie, nie mam! - tracił cierpliwość Hamish. - Ale jeśli nie wpuści mnie pani do środka, wrócę z odpowiednim pismem i przewrócę to miejsce do góry nogami, włącznie z pani mieszkaniem.

- No już, już, po co te nerwy - irytowała się, myśląc o schowanych pod materacem pieniądzach, od których nie płaciła podatków. - Pójdę po klucz.

Weszli za nią do ciemnego korytarza oświetlonego kolorowym światłem wpadającym do środka przez szkiełka witraża we frontowych drzwiach.

Dick zmierzył wzrokiem strome schody.

- Zaczekam na pana na zewnątrz, sierżancie.

- Och, w porządku - nasrożył się Hamish.

Poszedł na górę za dyszącą panią Douglas. Kobieta wsunęła klucz do drzwi znajdujących się na szczycie schodów.

- Nie ma potrzeby, żeby pani na mnie czekała. Odniosę klucz, kiedy skończę.

Mieszkanie składało się z małego saloniku, wnęki sypialnej, oddzielonej zasłoną kuchni i łazienki. W salonie znajdował się mały stoliczek zawalony przyborami plastycznymi i dwa twarde krzesła, stojące pod oknem. Nad pustym kominkiem wisiała wyblakła reprodukcja „Jelenia na rykowisku". Obok kominka stał wysłużony fotel zwrócony w stronę małego telewizora. Deski ułożone na cegłach służyły za półki na książki.

Hamish wszedł do sypialni. Otworzył szafę. Wisiało tam kilka bluzek, spódnic i zimowy płaszcz. Na szafie leżała duża walizka. Ściągnął ją i otworzył. Była pusta. Odłożył na miejsce, po czym otworzył komodę. Było tam sporo zaskakująco frywolnej bielizny: stringi i wykończone koronką pończochy.

Sierżant usiadł na łóżku i rozejrzał się wokół. Mogła mieć jakiś plecak, do którego spakowała trochę ubrań. Nigdzie nie widać było torebki, paszportu czy portfela.

Zamknął mieszkanie i zszedł na dół. W korytarzu czekała na niego pani Douglas.

- Czy ona miała samochód? - spytał, oddając kobiecie klucze.

- Nie, jeździła na rowerze.

- Gdzie go trzyma?

- Na zewnątrz. Ale teraz go nie ma.

- Kiedy widziała ją pani po raz ostatni?

- Nie pamiętam.

- Proszę się zastanowić!

- Och, już sobie przypominam. To było wczoraj rano. Wychodziła do pracy.

- Czy miała ze sobą walizkę albo jakiś bagaż?

- Nie. Po prostu wsiadła na rower i odjechała, tak jak zawsze.

Hamish był zaniepokojony. Wsunął pocztówkę do foliowej torebki i wyszedł. Dołączył do Dicka.

- Sprawdźmy lepiej fabrykę, w której ta dziewczyna pracuje - zaproponował. - Mam złe przeczucia.

W Shopmark Fashions dowiedzieli się, że Morag pracowała jako sekretarka szefa, Harry'ego Gilchrista. Pan Gilchrist kazał im czekać na siebie dziesięć minut, co Hamish potraktował jako typowy dla szkockich szefów sposób, żeby wydać się ważniejszymi, niż byli w istocie.

Pan Gilchrist był wysokim, szczupłym mężczyzną po czterdziestce. Miał gęste czarne włosy, schodzące na czole we wdowi szpic, ziemistą twarz z mokrymi brązowymi oczami.

- Pracuje pan w sobotę? - spytał Hamish.

- Zawsze jest coś do zrobienia - odparł Gilchrist.

- Czego chce ode mnie policja?

- Czy Morag Merrilea pojawiła się wczoraj w pracy?

- Prawdę mówiąc, nie było jej. Zamierzałem w poniedziałek wysłać kogoś, żeby sprawdził, co się z nią dzieje, jeśli nadal nie będzie jej w pracy.

- W drzwiach swojego mieszkania zostawiła pocztówkę. Napisała, że wyjechała do Londynu.

- Czyż to nie typowe dla dzisiejszych pracowników! - wykrzyknął Gilchrist. - Cóż, jeśli ją pan znajdzie, proszę jej przekazać, że jest zwolniona.

- Czy wspominała, że wybiera się do hipnotyzera?

- Nie. Hipnotyzer? A po co?

Hamish opowiedział, że Morag podejrzewała, że dosypano jej czegoś do drinka i że jej szkicownik został skradziony.

- Och, o to chodzi. Skarżyła się chyba wszystkim wokół. Lubiła sobie wypić. Poza tym miała w zwyczaju zmyślać różne historie.

- Czy przyjaźniła się z kimś w pracy?

- Nie, nikomu się nie zwierzała.

Tak jak to całe cholerne Cnothan - pomyślał Hamish.

Dick i Hamish postanowili odwiedzić pub. Brytyjskie puby zmieniały się ostatnimi czasy, przerabiano je na przyjemnie wyglądające restauracje, jednak w szkockich górach czas jakby stanął w miejscu. Tamtejszy lokal składał się z jednego ciemnego pomieszczenia z poobijanymi stolikami i rozklekotanymi krzesłami. Ściany były brązowe od dymu z papierosów z czasów, kiedy nie obowiązywał jeszcze zakaz palenia. Jedyne jedzenie dostępne w ofercie pubu wystawiono na barze w szklanej gablotce: nie pierwszej świeżości kanapki i samotny kawałek zapiekanki z jagnięciną.

Hamish rozpoznał barmana i właściciela w jednej osobie, Stolly'ego Maguire'...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin