Czysciciel - Brett Battles.pdf

(1206 KB) Pobierz
Brett Battles
Czyściciel
Tytuł oryginału THE CLEANER
Mamie i Tacie
z powodów zarówno całkowicie, jak i mniej oczywistych TLR
Rozdział 1
Denver to nie Hawaje. Nie było tu plaż, palm, bikini ani Maui, nie było mai tai
ani tarasu jego ulubionej knajpki, gdzie by można powoli sączyć napój. Byli
natomiast ludzie ubrani jak w epoce lodowcowej, ci z obsługi naziemnej
kierujący samoloty na pasy do kołowania między długimi kurha-nami świeżo
odgarniętego śniegu. Bikini? Nie znalazłby żadnego w promieniu ośmiuset
kilometrów. Co gorsza, chociaż kiedy wypuszczono ich z samolotu, była tu
dopiero trzecia po południu, niebo pokrywała warstwa stalowoszarych chmur i
zdawało się, że jest północ.
Koniec urlopu, definitywnie. Znowu do roboty.
Wysiadłszy z samolotu, Quinn ruszył w stronę wyjścia, ciągnąc za sobą małą
walizkę, swój jedyny bagaż. Kilka kroków dalej był mały kiosk z prasą i
słodyczami. Quinn przystanął i kupił kubek kawy, drogi jak jasna cholera.
Pociągnął łyk i rozejrzał się wokoło. Wszędzie ludzie, wszędzie ruch.
Wchodzących do hali odlotów było tyle samo, ile wychodzących z hali
przylotów. Typowe popołudnie na typowym międzynarodowym lotnisku.
Ale on nie szukał tu niczego typowego, a już na pewno nie typowych pa-
sażerów. Dużo podróżował i z doświadczenia wiedział, że w miejscach ta-TLR
kich jak to zawsze można wpaść na kogoś, na kogo wpaść się nie chce. Takie
nieoczekiwane spotkanie to w tej branży minus, może niewielki, ale na pewno
minus. Ale nie, nikt go chyba nie obserwował. Wypił łyk kawy i poszedł dalej.
Ale zamiast wyjść wraz z tłumem z terminalu, usiadł w fotelu pod roz-
dzielającym hale przepierzeniem, kilka kroków od kas i stanowisk odprawy
biletowo-bagażowej.
Wyjął książkę Na południe od granicy, na zachód od słońca Haru-kiego
Murakami i zaczął czytać od miejsca, gdzie przerwał lekturę. Skończył godzinę
później i przez ten czas lotnisko przyjęło dwadzieścia dwa samoloty.
Zamknął książkę i schował ją do walizki. Musiał zadzwonić, najwyższa po-ra.
- Miałeś przylecieć z samego rana - warknął rozdrażniony głos na drugim końcu
linii.
- Wybiórcza pamięć, Peter - odparł Quinn. - Twoje słowa. Samochód już jest?
- Czeka od ósmej - syknął wściekle Peter. Powiedział, gdzie stoi i odłożył
słuchawkę.
Okazało się, że jest to terenówka, niebieski ford explorer. Wyposażony w
skórzane fotele, radio, odtwarzacz płyt kompaktowych i dwóch facetów, którzy
nie uznali za konieczne, żeby się przedstawić. Quinn nazwał jednego Kierowcą,
a drugiego Tym Drugim.
Gdy tylko wsiadł, Ten Drugi rzucił mu przez ramię dużą kopertę, taką z
bąbelkami w środku. Miała trzydzieści centymetrów długości, dwadzieścia dwa i
pół szerokości i ważyła z pół kilo. Quinn zaczął ją otwierać.
- Nie teraz - powiedział Kierowca, zerkając w górne lusterko.
- Dlaczego?
Ten Drugi odwrócił głowę.
- Dopiero, kiedy odjedziemy. Takie rozkazy.
Quinn przewrócił oczami i położył kopertę na siedzeniu obok.
- Jasne. Nie chcę, żebyście mieli kłopoty.
TLR
Przez godzinę jechali w zupełnym milczeniu. Miasto, przedmieścia, po-górze
Gór Skalistych - było już ciemno i zaczynał być głodny. Ostatni posi-
łek jadł w samolocie, gdzieś nad Pacyfikiem, jeśli mało zachęcającego bo-euf
strogonowa można było nazwać posiłkiem. Ale nic to, twardo milczał.
Gdyby wspomniał o tym choć słowem, tamci mogliby stwierdzić, że też są
głodni. I - nie daj Boże - musiałby jeść w ich towarzystwie.
Zamiast tego wyobraził sobie, że sosny, które mijali, są palmami, a szare,
posępne niebo to zapowiedź zwykłej hawajskiej burzy. Ale po kilku minutach
przestał i zapatrzył się w okno. Brudny śnieg na poboczu był kiepskim
substytutem plaż Kaanapali.
Kierowca zjechał w końcu z międzystanówki na przecinającą czarne pustkowie
dwupasmową asfaltówkę i trzy kilometry dalej skręcił w lewo, w drogę jeszcze
węższą i zasypaną śniegiem. Sto metrów dalej, tuż pod gę-
stym lasem, na poboczu stał zielony ford taurus. Kierowca zatrzymał się za nim i
wyłączył silnik. Quinn westchnął. Gdyby nie wiedział, o co chodzi, dałby głowę,
że zaraz go odstrzelą. Opustoszała droga. Dwóch milczących bandziorów.
Samochód na podmiankę. Klasyczny scenariusz.
Koniec gry, kolego. Dzięki, że zagrałeś, ale przegrałeś.
I chociaż nie musiał się niczym niepokoić, lekko zesztywniał, przygoto-wując
się na najgorsze, tak na wszelki wypadek.
Kierowca i Ten Drugi bez słowa otworzyli drzwiczki i wysiedli. Do samochodu
wpadł podmuch zimnego powietrza. Mężczyźni podeszli do tau-rusa i wsiedli.
Chwilę później z rykiem ożył silnik. Nie czekając nawet, aż się trochę rozgrzeje,
Kierowca szybko zawrócił, dodał gazu i samochód po-pędził w kierunku
międzystanówki.
Quinn cicho zachichotał. Te bzdury rodem z filmów „zabili go i uciekł"
były nawet zabawne. Głupie, ale zabawne.
Wysiadł i zaszczekały mu zęby. Skórzana kurtka, którą się opatulił, prawie nie
chroniła przed zimnem, ale kiedy przerwano mu egzotyczny urlop, nie miał przy
sobie niczego cieplejszego.
TLR
Obiegł samochód i usiadł za kierownicą. Szybko zatrzasnął drzwiczki, odpalił
silnik i podkręcił ogrzewanie. Postanowił, że zacznie od zakupów.
Tak, kupi sobie zimową kurtkę, może nawet parę swetrów. I ciepłą bieliznę,
koniecznie. Boże, jak on nienawidził takiej pogody.
Kiedy w samochodzie zrobiło się cieplej, sięgnął na tylne siedzenie po kopertę.
Wysypał jej zawartość na fotel obok. Dwie mniejsze koperty, zło-
żona mapa i trzy kartki papieru. Na dwóch skserowano wiadomość z gazety o
pożarze na jakimś zadupiu. Spłonął dom, a wraz z nim ktoś, kto go wynajmował,
niewymieniony z nazwiska mężczyzna.
Quinn podniósł trzecią kartkę. Instrukcje, polecenia i skąpy zarys sytuacji. Peter
cedził informacje, jak zwykle. Mimo to było ich więcej niż w artykule.
Facet nazywał się Taggert, Robert Taggert. A on miał ustalić, czy pożar wybuchł
przypadkiem - do takiego wniosku skłaniały się tamtejsze władze -
czy też nie.
I tyle. Ani słowa o Taggercie. Ani słowa o tym, czego Quinn miałby tam szukać.
Tylko adres - Allyson, Yancy Lane 215 - i nazwisko komendanta miejscowego
posterunku policji. Na pierwszy rzut oka, betka, małe piwo.
Peter nie miał żadnego powodu, żeby go tam wysyłać. Co oznaczało, że coś się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin