1.10 najpotężniejszych protokołów witaminowych.doc

(139 KB) Pobierz
10 najpotężniejszych protokołów witaminowych – cz

10 najpotężniejszych protokołów witaminowych – cz. 1: protokół dla nadużywających alkoholu (dr Roger J. Williams)

Dodany 30 grudnia 2014 przez Marlena

 

Dzisiejszym  artykułem rozpoczniemy dziesięcioodcinkową serię „10 najpotężniejszych protokołów witaminowych”. Czyli w jaki sposób pokarmy i dodatkowa suplementacja składników odżywczych mogą mieć wpływ na ustępowanie symptomów i powrót stanu zdrowia. Jak często słyszeć możemy od lekarza coś w rodzaju „wiem o terapii witaminowej, która postawi Cię na nogi” albo „sprawdźmy może poziom Twoich niedoborów i uzupełnijmy je najpierw aby zobaczyć czy to pomoże, zanim przepiszemy Ci te wszystkie mające skutki uboczne leki”. Hm… Raczej… nigdy, prawda? :)

Najczęściej słyszymy stwierdzenia w stylu: „są obiecujące badania, ale nie ma ostatecznych konkluzji, więc w międzyczasie lepiej nie brać tych wszystkich witamin, bo mogą zaszkodzić”. Przeczytamy to również w różnych popularnych czasopismach oraz portalach internetowych. A czasem wręcz jesteśmy straszeni wywiadami z lekarzami w prasie, którzy wyrażają się o witaminach w stylu „branie witamin jest pozbawione sensu, ponieważ one nie mają udowodnionych właściwości leczniczych, przyjmowane jako suplementy mogą szkodzić, a przecież to co mamy w zbilansowanej diecie całkowicie wystarcza”. Czyżby?

Oczywiście w sytuacji idealnej powinno tak być, że wszystko czerpiemy z diety, ale na pewno rzeczywistość jest tymczasem niestety w większości przypadków całkiem inna i wcale nie taka różowa. Gdyby bowiem wystarczało nam do pełni szczęścia, zdrowia i witalności „to co mamy w zbilansowanej diecie”, to przecież bylibyśmy wszyscy na tyle zdrowi (i to przewlekle i aż do późnej starości!), że większość lekarzy musiałaby zmienić zawód, ilość aptek zostałaby zredukowana co najmniej o połowę, a szpitale zajmowałyby się głównie przyjmowaniem porodów i składaniem złamanych kończyn.

Ktoś nas więc tu chyba nieźle robi w konia! ;)

Dlatego przyjrzymy się pracom naukowców, badaczy i lekarzy (tak – lekarzy, nie szamanów czy znachorów), którzy myśleli inaczej, dzięki czemu z powodzeniem przywracali pacjentom zdrowie z użyciem właśnie witamin i innych składników odżywczych. Ich sekret polegał na tym, że podawali je w ilościach odpowiednich do  zapotrzebowania rzeczywistego, a nie w ilościach mikroskopijnych (określanych jako „zalecane dzienne dawki”, które są de facto dawkami minimalnymi abyśmy mogli przeżyć, ale nie są dawkami leczniczymi w przypadku głębokich niedoborów) lub jedynie nieznacznie je przekraczających. Poznamy 10 najpotężniejszych protokołów leczniczych z udziałem witamin jakie zostały opisane w literaturze medycznej na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat.

Niekoniecznie będą się więc tyczyć „najnowszych badań” jakimi tak bardzo lubimy się wszyscy podniecać, ale z pewnością są udokumentowane i sprawdzone. Nie jest to też żadna wiedza tajemna ani ukryte terapie. Wszystkie materiały można pozyskać z przepastnego archiwum powszechnie dostępnej witryny internetowej założonego w 1967 roku przez dra Abrama Hoffera czasopisma medycznego Journal of Orthomolecular Medicine http://orthomolecular.org/library/jom/

 Dziś protokół pierwszy – jednak kolejność jest przypadkowa, protokół dzisiejszy jest bowiem o tej właśnie tematyce z powodu takiego, że za moment będzie Sylwestrowy wieczór i będzie okazja sobie wypić co nieco. I nie chodzi o symboliczną lampkę szampana, ale o ostro zakrapiany wieczór, który w kraju nad Wisłą jest raczej normą, sądząc po corocznych statystykach interwencji służb mundurowych. Nie spada też ilość nietrzeźwych uczestników ruchu drogowego – każdego miesiąca jest to kilkanaście tysięcy osób zatrzymanych w naszym kraju z tego powodu przez policjantów. Jeśli więc sami jesteście abstynentami (co w Polsce jest równie naganne i budzące powszechne politowanie jak bycie weganinem albo co gorsza witarianinem) lub też okazjonalnymi „niedzielnymi” użytkownikami napojów procentowych, to z pewnością każdy mieszkaniec kraju nad Wisłą zna kogoś lub ma kogoś wśród rodziny i/lub znajomych, komu poniższe informacje mogą okazać się przydatne. Niezwykle przydatne!

Czas zaprezentować naszego pierwszego badacza i nasz pierwszy protokół:

 Dr Roger J. Williams i jego protokół antyalkoholowy

Biochemik i lekarz dr Roger John Williams (1893-1988) był odkrywcą kwasu pantotenowego (witamina B5), pomysłodawcą nazwy dla kwasu foliowego a także badaczem tiaminy (wit. B1) zsyntetyzowanej przez swojego brata, Roberta R. Williamsa. Jednym słowem całe życie tego naukowca związane było z witaminami z grupy B. Mniej więcej od lat 40-tych ubiegłego wieku poświęcił się pogłębianiu wiedzy związanej z żywieniem człowieka, głównie pod kątem mikroskładników odżywczych, a raczej ich niedoborów we współczesnej diecie. To on jest autorem sentencji „Kiedy masz wątpliwości – najpierw użyj dobrego odżywiania”. Niestety odżywianie jest obecnie ostatnią rzeczą o jaką zapyta pacjenta przeciętny lekarz i o jakiej w ogóle pomyśli. A szkoda. Stwierdzenie Williamsa brzmi nieco podobnie do hipokratesowskiego „Twoje pożywienie powinno być lekarstwem, a twoje lekarstwo powinno być pożywieniem.”. Niestety Hipokrates dla współczesnych medyków (dysponujących nowoczesną bronią produkowaną masowo przez przemysł farmaceutyczny) stał się najwyraźniej przestarzały, staroświecki i niemodny.

Na co wskazywał dr Williams, spec od witamin z grupy B, jeśli chodzi o odbieranie chęci do picia osobom mającym wzmożone ciągoty do alkoholu? Jak nietrudno się domyśleć na ważność witamin z grupy B. Dr Williams odkrył, że wszystkie osoby nadużywające alkoholu potrzebują dużo (i to naprawdę dużo) więcej niż niepijący dwóch rzeczy: witamin B-complex (alkohol podobnie jak cukier ograbia nas w szczególności z tiaminy czyli B1) oraz pewnego aminokwasu, a mianowicie L-glutaminy. Nie jest ważne przy tym czy ktoś postrzega siebie faktycznie za alkoholika czy też nie: różnica pomiędzy pijącymi polega najczęściej na tym, że jedni robią to z wyboru (np. upijając się w każdy weekend czy też każdy swój wieczór kończąc kilkoma piwami „na rozluźnienie”), a inni dlatego, że już wyboru nie mają, bo zwyczajnie nie mogą już przestać. Bez względu jednak na to czy ciało dostanie alkohol drogą wyboru czy nie – ma ono z nim biochemicznie taki sam problem.

alko

Alkohol (etanol, C2H5OH) ma prostą i niewielką molekułę, jest węglowodanem prostym, podobnie jak cukry (np. glukoza, fruktoza, sacharoza), dlatego błyskawicznie się wchłania i wędruje od razu do krwiobiegu. Podobnie jak cukry dostarcza wiele energii, ale nie posiada sam w sobie żadnych składników odżywczych, więc te potrzebne do swojego metabolizmu pobiera z zapasów zgromadzonych w tkankach. Niszczy przy tym wątrobę i mózg swojej ofiary w sposób głęboki aczkolwiek powolny (w odróżnieniu od swojego braciszka CH3OH czyli alkoholu metylowego, który zabija raczej szybko, nie certoląc się zbytnio). Zniszczenia te powodują jeszcze większe zapotrzebowanie na składniki odżywcze. A im więcej wlewa się w siebie alkoholu (szczególnie wysokoprocentowego), tym mniej się owych składników odżywczych dostarcza, bo i apetyt słabszy, a już na pewno nie ma przy piciu apetytu na pokarmy obfitujące w witaminy i minerały: porcja jarmużu nijak nie pasuje na zakąskę, a zielone lub marchwiowe soki nie pasują niestety na popitkę ani nawet nie bardzo wchodzą na kaca. Powstaje błędne koło, niedobory rosną, choroba postępuje. 

Jeśli więc masz w planach jakąś kolejną ostro zakrapianą bibę (np. zbliżającego się Sylwestra), to weź pod uwagę, że właśnie postanowiłeś kolejny raz wpuścić do swego cennego wnętrza złodzieja, który cichaczem zakosi Ci bezpardonowo Twoje witaminy z grupy B, szczególnie B1, tiaminę (pamiętaj, że większości witamin z grupy B nie przechowujemy w ustroju, więc należy dostarczać je codziennie), jak również witaminę C (której sobie sam nie wyprodukujesz choćbyś pękł, więc też musisz dostarczać ją codziennie) i garść niezbędnych do przemian biochemicznych minerałów (żadnego pierwiastka ludzki organizm nie jest w stanie sobie wyprodukować, należy je wszystkie dostarczyć z zewnątrz).

A co złodziejaszek da Ci w zamian? Na pewno jak każdy rasowy bandyta da Ci w łeb ;)Ma zdolności odurzające, skubaniec jeden. Właśnie to sobie robisz za każdym razem gdy wpuszczasz go do środka, taki barter.

Ale powróćmy do protokołu dra Williamsa, który zresztą sam za kołnierz nie wylewał, więc miał motywację nie tylko jako naukowiec ale też i z powodów jak najbardziej całkowicie osobistych pragnął zbadać i odkryć czy i jakie witaminy i inne składniki odżywcze mogą mu pomóc. Zaczęło się od eksperymentów na myszach, przeprowadzonych w latach 40-tych na Uniwersytecie w Teksasie gdzie wtedy pracował i nauczał –  Dr Williams zauważył, że gdy jedną grupę zwierząt żywił „wysoko-oktanowym” paliwem czyli odżywczą, mało przetworzoną dietą, obfitującą  w witaminy i minerały (wspartą jeszcze dodatkową suplementacją), a drugą grupę żywił ubogą, przetworzoną, niskiej jakości odżywczej karmą powodującą niedobory, a następnie postawił im do wyboru do picia wodę lub alkohol, to grupa dobrze odżywiona chętniej sięgała po wodę, z niesmakiem odwracając się od alkoholu, zaś druga grupa – wręcz odwrotnie.

Bingo! Nikt wcześniej na to nie wpadł. To oznaczało, że dieta i stan niedoborów może mieć wpływ na ciągoty do napojów wyskokowych. Oto dlaczego zwierzęta dobrze odżywione, karmione bogatym w składniki odżywcze pokarmem wykazywały niechęć do alkoholu, podczas gdy niedożywiona druga grupa lgnęła do jego konsumpcji z dużo większym upodobaniem. Dr Williams nazwał to zjawisko „mądrością ciała”: dobrze odżywione i nie posiadające niedoborów zwierzęta rozwinęły taką naturalną mądrość ciała, iż ono samo z siebie jakby „wiedziało” co jest dla niego dobre, a co może mu szkodzić i od szkodliwego odwracało się z odrazą. Taką wrodzoną mądrość ciała przedstawiają (jeśli chodzi o przedstawicieli gatunku ludzkiego) na pewno dzieci. Żadne zdrowe dziecko z pewnością nie będzie z lubością żłopać palącej w gardło gorzały (ani nawet gorzkiej jak potępienie, ale jakże wyniesionej na piedestał przez dorosłych kawusi!) czy też dymić z upodobaniem śmierdzącego papierosa. Każde małe dziecko odwróci od tych „przyjemności” głowę z odrazą i niesmakiem.

Natura owszem wbudowała nam taki mechanizm obronny jak mądrość ciała, dała nam ten cudowny prezent przy narodzeniu – każdemu z nas – po to abyśmy byli zawsze przewlekle zdrowi i mogli radować się bezustannie zdrowym życiem dopóki jesteśmy na tej planecie. Jednak w miarę jak dorastamy wydaje nam się, że jesteśmy od Matki Natury mądrzejsi (wszystkie dzieci przechodzą ten kryzys, kiedy to „starzy są głupi i nic nie wiedzą”), wtedy odrzucamy prezent, chcemy iść swoją drogą i zaczynamy łamać naturalne bariery obronne (głównie ze względów społecznych, aby czuć się bardziej dorośli, aby zyskać uznanie grupy rówieśniczej, aby zrównać się z dorosłymi, którym „już wolno” pić i palić itd.). Pojawia się pierwsza kawa, na początku obrzydliwa, ale kiwamy głową, że dobre: chcemy być już szybko dorośli. Potem następna, potem następna. Z papieroskami tak samo: pierwszy przyprawia nas o atak kaszlu i niemal o wymioty, ale sięgamy po drugi, po kolejny, potem kupujemy pierwszą własną paczkę, bo rówieśnicy wychodzą „na papierosa”, a my chcemy być uważani w towarzystwie za „normalnych”. Z alkoholem też tak bywa: pierwszy kieliszek wódki dla każdego młodego człowieka jest odpychający, drapiący w gardziel i śmierdzący, walczymy z kacem na drugi dzień, ale i tak sięgamy po kolejne porcje alkoholu przy następnej okazji „bo przecież wszyscy”. Czy wiemy w tym momencie z czego nas C2H5OH ograbia i czy wiemy, że im bardziej będziemy ograbieni tym bardziej będziemy skłonni „lubić” to coś, co nam szkodzi? Nie wiemy! W gazetach o tym nie piszą, lekarze o tym nie mówią. To nie my „lubimy” alkohol, to nasze niedobory go uwielbiają ;)

Doktor Hoffer zaś dodawał taką oto obserwację ze swojej długoletniej praktyki lekarskiej, że większość jego pacjentów „lubiących” w dorosłym życiu alkohol była od dzieciństwa uzależniona od spożywania innego węglowodanu prostego i źródła pustych kalorii czyli sacharozy.

Zdaniem dra Hoffera uzależnienie od cukru  w dzieciństwie jest jakby pierwotne, w późniejszym etapie życia dziecka przejść może ono w zamiłowanie do alkoholu. Szlaki metaboliczne, wpływ na system odpornościowy oraz narkotyczne działanie choć nieco różne to jest w istocie podobne – alkohol to jakby cukier w płynie dla dorosłych. Puste kalorie, zero wartości odżywczych, złodziej witamin i minerałów, a do tego podstępnie uzależnia. Jeśli więc chcemy zmniejszyć ryzyko przyszłych ciągot do alkoholu u naszego dziecka, to przede wszystkim nie należy karmić dzieci żywnością zawierającą dodany rafinowany cukier gdy są jeszcze małe. A co daje się dzisiaj najchętniej w prezencie dzieciakom? Słodycze, słodycze i jeszcze raz słodycze. To taki miły zwyczaj, prawda? No i jak dobre śniadanie na start to „pełna energii” Nutella (57% cukru, olej i garsteczka orzechów oraz szczypta kakao), którą w TV reklamują rozbawione dzieci, pochłaniające z upodobaniem białą jak śnieg bagietkę posmarowaną brązowym słodkim cackiem przez troskliwą mamusię.

Wrodzona naturalna mądrość ciała

Przeanalizujmy przez chwilę co oznacza owa mądrość ciała odkryta przez dra Williamsa… Czy  nie przypomina Wam to sytuacji jaką wielu czytelników opisywało po przejściu przez post Daniela, a następnie na pełnowartościowe nieprzetworzone odżywianie? Nagle okazuje się, że to całe wcześniej tak przez nas uwielbiane „pseudożarcie” zaczyna nas zwyczajnie odpychać i przyprawiać wręcz o mdłości – czy czasami nie jest tak, że po przywróceniu równowagi biochemicznej po prostu odnaleźliśmy naszą wrodzoną mądrość ciała daną nam przy narodzeniu? Wszystko wskazuje na to, że tak właśnie jest.  Tak więc każde żywe stworzenie Boże ma naturalnie wbudowany ten sam mechanizm obronny, mechanizm mądrości ciała  – jedyne co musimy zrobić aby być zdrowi to ten nasz drogocenny prezent, naszą mądrość ciała podnieść z tego brudnego zakurzonego kąta w jaki go na całe lata własnymi rękami (i własną głupotą!) wepchnęliśmy, przeprosić darczyńcę za naszą niegodziwość i niewdzięczność, odkurzyć ładnie, odczyścić  i zacząć z niego w końcu korzystać. Bo ten prezent, ten dar – cały czas tam był. I cały czas tam jest. Wystarczy się po niego schylić. Boskie prezenty nie podlegają zwrotom ani wymianom. Nie możesz go oddać nikomu ani zamienić się z kimś na coś innego. Jeśli raz dostałeś – masz go do końca życia. Możesz wrzucić go w ciemny kąt i długo udawać, że go nie masz. Ale on cały czas czeka, aż go stamtąd podniesiesz, ilekroć nabierzesz już na tyle rozumu, że będziesz już wiedział do czego służy, dlaczego go otrzymałeś i co masz z nim robić. Jak się zdaje im jesteśmy starsi tym bardziej zaczynamy wiedzieć. Przebudzenie (czasem niestety z przysłowiową ręką w nocniku, czyli jakimś przewlekłym choróbskiem na karku) następuje zazwyczaj około czterdziestki, kiedy zaczyna sypać nam się zdrowie, a my zdezorientowani pytamy „ale o co tutaj chodzi?”. 

Polacy-a-spozywanie-alkoholu-17S3F6Plan suplementacji dra Williamsa

Oto co dr Williams konkretnie ustalił: chęć na spożywanie alkoholu przechodzi po suplementacji dwóch głównych składników odżywczych: B-complex (tzw. high potency B-50) przyjmowana w częstych dawkach w ciągu całego dnia, ok. 6-7 razy dziennie i do tego 2-3 g (2000-3000 mg)  aminokwasu L-glutaminy dziennie (rozbite na 2-3 dawki np. po jednej do każdego posiłku). Obydwie rzeczy są tanie, śmiesznie tanie – nie tylko w porównaniu z zakupem alkoholu, ale i w porównaniu z kosztami pobocznymi alkoholizmu. Obydwie rzeczy można bez recepty nabyć drogą kupna w sklepie z suplementami.

Czy suplementy zastępują spotkania w AA lub inne metody używane konwencjonalnie? Nie, oddziaływań psychoterapeutycznych nie zastąpią, te terapie są bardzo cenne i pomagają pewnej ilości osób, mają pewną swoją skuteczność. Psychoterapia jest po to, aby ograniczyć psychologiczne podłoże sięgania po alkohol i nauczyć pacjenta „radzenia sobie” z głodem alkoholowym. Jednak  – jak w Biblii możemy wyczytać w Ewangelii Św. Mateusza „duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” – to na co dr Williams zwraca uwagę to taki mianowicie fakt, że zajęcie się jednocześnie również wygłodniałym, ograbionym ze składników odżywczych ciałem może mieć jeszcze potężniejszy, skuteczniejszy i szybszy efekt oraz olbrzymi wpływ na polepszenie jakości życia osób nadużywających (obecnie lub w przeszłości) alkoholu niż samo tylko zajęcie się podupadłym duchem (psychoterapia). Ciało jest bowiem słabe z powodu długoletniego nadużywania tegoż ciała. To  nie duch dostawał alkohol, lecz ciało właśnie. Wydaje się zatem słusznym zregenerować nadwątlone działaniem trucizny cielesne tkanki. A ktoś inny powiedział, że w zdrowym ciele zdrowy duch (i też miał rację).

Czyż nie jest zadziwiające to, że konwencjonalne terapie antyalkoholowe nie przewidują zbyt wiele miejsca na regenerację cielesną, a tak bardzo skupiają się na wsparciu emocjonalnym i duchowym  – rzecz w światku medycyny akademickiej raczej mało spotykana, więc tym bardziej zastanawiająca. Lecz gdy nie zostanie przywrócona równowaga biochemiczna organizmu zaburzona całymi latami niedoborów, to czy aby na pewno można uznać kogoś za „wyleczonego”?

Niestety pomimo tego, że dr Williams opublikował swoje spostrzeżenia bardzo dawno temu, bo na początku lat 50-tych – pies z kulawą nogą do dzisiaj nimi za bardzo się nie zainteresował. Niby wszyscy pijący wiedzą, że alkohol „coś tam wypłukuje”, ale mało komu przyjdzie do głowy, żeby zgłębić konkrety. Osoby, które do szpitala trafiają „na detoks” dostają kroplówki: najczęściej z glukozą i solą fizjologiczną, czasem prochy uspokajające. Ale witaminy i minerały? No chyba że mu rodzina cichaczem przyniesie. Pod warunkiem, że rodzina jest kumata i wie co potrzeba uzupełnić. A raczej rzadko kto wie, nawet sami lekarze nie orientują się jeśli chodzi o konkrety.

A konkrety są takie: dwa filary absolutnie niezbędne to witaminy B-complex (mocne, tzw. B-50) oraz aminokwas L-glutamina, który w badaniach poprawił u pijących funkcje mózgu, jakość snu, przywrócił spokój ducha i wyraźnie zmniejszył pożądanie alkoholu. Te dwie rzeczy są niezbędne by stanąć na nogi, tzn. by ciało odzyskało równowagę biochemiczną na tyle, że odzyska ono swoją naturalną mądrość, w związku z czym straci (samoistnie i naturalnie) ochotę by zaglądać do kieliszka.  Usuwając przyczynę pozbywamy się problemu. Przyczyną mogą być zawirowania życiowe i kwestie emocjonalne, ale to tylko jedna strona medalu, podczas gdy istnieje druga – o której się nie mówi. Zdrowe ciało nigdy samo z siebie nie pożąda trucizn – posiada bowiem wspomnianą mądrość ciała. Ani alkoholu, ani nikotyny, ani kofeiny, ani sacharozy ani żadnego innego uzależniacza zdrowe ludzkie ciało nigdy nie pożąda. To warto wiedzieć. I zapamiętać.

Oprócz tego co jeszcze może być potrzebne wszystkim osobom nie wylewającym za kołnierz:

brać wystarczającą ilość witaminy C (nawet do nasycenia, czyli tuż przed osiągnięciem progu biegunkowego, przypuszczalnie to będzie ilość  w okolicach 10-20 g witaminy C na dobę), co pomoże zneutralizować toksyczność substancji powstających podczas metabolizmu alkoholu oraz ochroni wątrobę

brać chrom (200 do 400 mcg dziennie, w postaci polinikotynianu lub pikolinianu), ten mikroelement bierze udział w przemianach węglowodanów i białek, ocenia się, że w dobie królującej nam miłościwie żywności przetworzonej i rafinowanej (białe pieczywo, biały ryż, biały makaron, dania instant, słodycze itp.) większość współczesnych społeczeństw cierpi na niedobory chromu. Kto ma wystarczającą ilość chromu ten nie ma zachcianek na proste węglowodany (alkohol, słodkości), nie ma napadów głodu, nie tyje, nie cierpi na insulinoodporność itd. Im bardziej „puste”, rafinowane i oczyszczone węglowodany spożywamy tym więcej chromu potrzebujemy. A w gorzałce ani w słodyczach go nie ma, więc spożywając je łatwo wpaść w debet.

- brać lecytynę (2-5 łyżek dziennie) jako że ludzki mózg w jednej trzeciej suchej masy składa się właśnie z lecytyny. Ponadto lecytyna dostarcza również choliny i inozytolu, ważnych substancji witaminopodobnych mających wpływ na uczucie dobrostanu i samokontroli.

- brać mocną multiwitaminę  z minerałami, zawierającą 400 mg magnezu, 400-800 j.m. witaminy E w postaci D-alfa-tokoferolu, 50 mcg selenu, 50-100 mg cynku. Jeśli nie znajdziesz takiego preparatu dokup brakujące elementy osobno.

- stosować pełną świeżych warzyw, owoców i produktów pełnoziarnistych dietę wegetariańską (lub nawet prawie-wegetariańską, tzn. z niewielką ilością mięsa, np. drobiu lub lepiej ryby, ale wciąż  opartą w dużej mierze na nieprzetworzonych produktach roślinnych) – taka dieta szczególnie gdy codziennie uzupełniona o świeżo wyciskane warzywne soki, bez wysiłku zapewnia lepsze zdrowie: więcej błonnika, więcej witamin, minerałów i ochronnych fitozwiązków, więcej złożonych zdrowych węglowodanów. Zero śmieciowego jedzenia i cukru. Zero pustych kalorii i rafinowanej sklepowej karmy.

- w razie potrzeby rozważyć post sokowy: dr Max Gerson już kilkadziesiąt lat temu dostrzegł znaczenie wątroby dla prawidłowego funkcjonowania organizmu. Post sokowy stosowany regularnie (w miarę możności pod kontrolą lekarza jeśli ma trwać dłużej niż 5 dni) potrafi cofnąć objawy stłuszczenia lub marskości wątroby. Nie jest to proces szybki, czasem potrzebne jest 18-24 miesięcy trzymania gersonowskiej diety aby przywrócić prawidłowe funkcjonowanie tego ważnego organu, lecz faktem jest, że wątroba ma niesamowite zdolności regeneracyjne. Terapia dra Maxa Gersona znajduje zastosowanie również w przypadku regeneracji wątroby uszkodzonej alkoholem.

Czy protokół witaminowy dra Williamsa jest bezpieczny?

Większość osób złapie się za głowę: tyle razy dziennie mam brać mocną witaminę B-complex, czy to aby nie przesada? I do tego jeszcze ta L-glutamina? Czy to czasem nie zaszkodzi w tak dużych ilościach itd. Tymczasem zamiast patrzeć na sprawę przez pryzmat „spożywania megadawek” należy spojrzeć przez pryzmat głębokości niedoborów. Kiedy ktoś ma mega-niedobory, to będzie potrzebował na ich uzupełnienie mega-dawek. Gdybyś wpuszczał codziennie do domu złodzieja wynoszącego Ci dobytek po kawałku każdego dnia, to musiałbyś na nowo uzupełnić niezbędne do swego normalnego funkcjonowania sprzęty i umeblowanie: albo w ilości niewielkiej albo niemal wszystkiego dorabiać się od nowa – w zależności od momentu w którym pogoniłbyś go ze swojego domu. Jeśli zostałeś mega okradziony, to czeka Cię mega odrabianie strat. Ta zasada dotyczy również strat witamin i minerałów niezbędnych do normalnego, zdrowego funkcjonowania. Jest to kwestia indywidualna. 

Jak długo trzeba czekać na efekty? To zależy również właśnie od tego jak głębokie dana osoba ma niedobory. Im są głębsze tym osoba szybciej zareaguje na właściwą (czyli odpowiednio wysoką, wywołującą odpowiedź organizmu) dawkę – tak jak sucha gąbka, która im bardziej sucha tym bardziej widoczne jest na niej działanie wody i tym bardziej tę wodę będzie chłonęła. W większości przypadków ciało reaguje stosunkowo szybko. Witaminy z grupy B są rozpuszczalne w wodzie, nie kumulują się w organizmie, a ich ewentualny nadmiar zostaje wydalony wraz z moczem. Jest to jednoczesna ich wada i zaleta zarazem: ryzyko zatrucia się witaminami z grupy B jest praktycznie niemożliwe, a za to łatwo przez to o niedobór, bo nie jesteśmy w stanie spożyć tych witamin „na zapas” (z wyjątkiem witaminy B12).

W ciągu ostatnich 30 lat nie odnotowano w statystykach ani jednego przypadku zgonu z powodu zażycia witamin. Ile w tym czasie osób zabił alkohol? Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia alkohol zabija na świecie jedną osobę co 10 sekund.

Powiedzmy sobie jedną rzecz szczerze: to nie witaminy szkodzą, to ich brak jest szkodliwy. Witaminy nie są i nigdy nie były problemem, zawsze były rozwiązaniem. Również dla ludzi zaglądających do kieliszka – są rozwiązaniem.

Alkoholikiem się jest na całe życie?

Podobno alkoholikiem jest się całe życie, tyle tylko że aktualnie pijącym lub już niepijącym (i wiedzącym, że nie weźmie alkoholu nigdy więcej do ust, ponieważ jego ciało nie jest w stanie nad nim panować). Nie wolno mu więc ani kropelki, bo on nad tym nie panuje. Jedyne wyjście to absolutna abstynencja. Większość autorytetów naukowych w zakresie alkoholizmu twierdzi, że żaden alkoholik nigdy nie może wrócić do „normalnego” picia, czyli takiego jakie okazjonalnie uprawiają ludzie całkowicie zdrowi, nie mający problemów z alkoholem. Jednym słowem alkoholizm to kolejna „nieuleczalna choroba”, którą masz przez całe życie.

Jest to jednak jak się okazuje owszem prawdziwe i słuszne stwierdzenie, ale głównie tyczące s...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin