Dornberg Michaela - Lena ze Słonecznego Wzgórza 06 - Pokusa.pdf

(569 KB) Pobierz
Dornberg Michaela
Lena ze Słonecznego
Wzgórza 06
Pokusa
Lena wybiegła z domu z takim impetem, że o mało nie
przewróciła własnego gościa.
- Pani Fahrenbach, skąd u pani tyle energii z samego rana?!
Lena roześmiała się.
- Zwykle taka nie jestem... Przepraszam, o mało pani nie
przewróciłam... Tak w ogóle to dzień dobry, pani doktor.
Lena zauważyła, że pani von Orthen miała na ramieniu
torebkę i dodatkowo dźwigała dwie torby podróżne.
- Pomogę pani - zaproponowała i nie czekając na odpowiedź,
wzięła od kobiety ciężką torbę.
Christina von Orthen odetchnęła z ulgą.
- Dziękuję. Chyba przeceniłam własne siły. Tak to jest, gdy
człowiekowi nie chce się chodzić. Mogłam przecież znieść
torby jedna po drugiej.
Ani nie uciekam, ani nie wymykam się chyłkiem, więc bez
problemu mogłam to zrobić.
Kobieta była ubrana w wąskie dżinsy i bawełnianą koszulkę,
na którą zarzuciła luźną kamizelkę z głębokim wycięciem. Na
nogach miała wygodne balerinki. Świetnie wyglądała i
sprawiała wrażenie bardziej wypoczętej niż na początku po-
bytu w posiadłości.
- Szkoda, że pani wyjeżdża. Przyjemnie było gościć kogoś tak
miłego, tym bardziej że... - zawahała się. - Szczerze mówiąc,
jest pani moim pierwszym gościem. Dopiero wyszykowaliśmy
apartamenty w czworakach.
- Są bardzo ładne i mają coś w sobie. Niepowtarzalny nastrój.
Wkrótce będzie pani miała komplet gości. Takie wieści szybko
się rozchodzą.
- Oby! Włożyłam w remont wszystkie pieniądze. Nie
wyobrażam sobie, żeby... - urwała w połowie zdania. -
Przepraszam, nie chcę pani zanudzać.
Doszły do samochodu.
Lena pomogła pani von Orthen włożyć bagaż. Stały
naprzeciwko siebie.
- Pięknie tu u pani. Pobyt w posiadłości bardzo mi pomógł
wypocząć. Dziękuję, że mogłam
skorzystać ze stanicy i pozachwycać się jeziorem. Jest pani
naprawdę wspaniałomyślna. Lena machnęła ręką.
- To nic wielkiego. Cieszę się, że podobało się pani u nas.
Może jeszcze nas pani odwiedzi?
Christina von Orthen zwlekała z odpowiedzią, potem
pokręciła głową.
- Nie sądzę... Ale to nie ma żadnego związku z panią. Życzę
powodzenia i szczęścia w życiu. Pani ojciec byłby z pani
dumny. Dobrze zrobił, że zapisał pani posiadłość. Jest we
właściwych rękach.
Lena spojrzała na kobietę trochę zdziwiona. Skąd ona wie?
Nie rozmawiała z nią o tym. Na pewno Nicola się wygadała.
No i co z tego? Nie skłamała przecież.
- Myślę, że tatuś byłby zadowolony.
- Z całą pewnością.
Doktor von Orthen podała Lenie rękę. Uścisk jej dłoni był
zadziwiająco mocny.
- Jeszcze raz wielkie dzięki... Niech Bóg ma panią w swojej
opiece.
- Dziękuję. Szczęśliwej podróży. Jeśli zmieni pani zdanie, to
zawsze będzie pani u nas mile widziana.
Christina von Orthen uśmiechnęła się.
- Dziękuję. Dobrze wiedzieć. Muszę już jechać. Do widzenia.
Wsiadła do samochodu. Lena stała na parkingu do momentu,
aż kobieta wykręciła i wjechała na drogę prowadząca do wsi.
„To naprawdę miła osoba" - pomyślała. Szkoda, że się nie
dowiedziała, w jakiej dziedzinie uzyskała tytuł doktora. Już na
zawsze pozostanie to tajemnicą. Pani von Orthen wyjechała i
Lena nie będzie miała okazji, żeby zadać jej to pytanie.
Lena poszła do posiadłości.
A
Daniel wracał właśnie z psami
z porannego spaceru. Psy z radością rzuciły się na Lenę.
- Łobuzy, wiem, czego chcecie - roześmiała się i wyjęła ich
przysmaki z jednej z puszek stojących na parapecie.
- Dzień dobry, Danielu. Wszystko w porządku?
- Oczywiście. Pani doktor już wyjechała?
-Tak.
- Widziałem samochód. Naprawdę miła kobieta, chociaż,
muszę przyznać, że trochę dziwaczka.
- To prawda, ale każdy z nas ma swoje dziwactwa. Kto wie, co
ludzie o nas mówią... Pójdę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin