Stomma Ludwik - Zywoty zdan swawolnych.pdf

(764 KB) Pobierz
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk
,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
Ludwik Stomma
Żywoty zdań
swawolnych
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
Wstęp
Świat wokół nas jest ciekawy. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że jest to zdanie
beznadziejnie banalne. A jednak powtarzam je sobie każdego dnia. I nie bez kozery. Basia
przygotowała właśnie sałatkę z pomidorów. Pomidor pochodzi z Meksyku. Przywieźli go do
Europy żołnierze Corteza. U Azteków nazywał się
tomatl,
co Hiszpanie przerobili, nie
wysilając się specjalnie, na
tomata.
Stąd też prawie w całym cywilizowanym świecie nazywa
się to warzywo podobnie (angielskie:
tomato,
francuskie:
tomate,
niemieckie:
Tomate).
Do
nas jednak, na dwór Zygmunta Starego, dotarły pomidory za pośrednictwem Włochów,
którzy mieli fantazję nazwać je złotymi jabłkami
(pommodoro).
Tak oto sałatka na stole
przypomina nam tajemniczych Azteków
(notabene
z ich języka
nahua
pochodzi wiele
używanych w Polsce słów, jak choćby hamak czy huragan), a także królową Bonę z dalekiego
Bari, gdzie z kolei znajduje się grób świętego Mikołaja, który
jeżeli istniał
nie miał nic
wspólnego z sankami ani śniegiem etc.
W ogrodzie zakwitły tulipany. Ojczyzną tulipanów jest Holandia?
Ależ skąd! Docierają
one do Europy z Turcji dopiero w 1562 roku dzięki ambasadorowi francuskiemu na dworze
Sulejmana Wspaniałego. I najpierw do Anglii. W Polsce pojawiają się w czasach panowania
Stefana Batorego. Z tym że rzeczywiście hodowla tulipanów stanie się od XVII wieku
specjalnością flamandzką. I nie jest wcale fikcją literacką opowieść o czarnym tulipanie...
Pod czereśnią usiadł kos. Nic dziwnego?
A jednak. Jest już przecież listopad. Jeszcze
kilkadziesiąt lat temu odlatywały kosy na zimę do ciepłych krajów. Dlaczego zmieniły
obyczaje?
Już wieczór
Basia się kąpie. Wydaje się to całkiem naturalne? Kolejny błąd. Tak
naprawdę zaczęliśmy się kąpać pod koniec XIX wieku.
Mają swoją historię i rzeczy, i przyzwyczajenia, i zwierzęta, i rośliny, i uczucia nawet. W
historii zaś pełno jest ciekawostek, pomyłek, ludzkiego geniuszu i zwykłej ludzkiej głupoty.
Naprawdę, nie sposób się nudzić!
Benedykt Chmielowski dedykował ongiś swoje „Nowe Ateny”: „Mądrym dla memoryału.
Idiotom dla nauki. Politykom dla praktyki, Melancholikom dla rozrywki”.
Doprawdy, lepszej dedykacji nie znalazłem. Może więc tylko dorzuciłbym: i pięknym
paniom, żeby gdy się spotkamy, uśmiechnęły się do mnie.
4
Armagnac
W XV wieku, w ramach tak zwanej wojny stuletniej, toczyła się we Francji krwawa i
zaciekła walka między potężnymi stronnictwami armaniaków i burgundczyków. Od około
1420 programy przeciwników były już dość jasno zarysowane. Sprzymierzeni z Anglią
burgundczycy proponowali unię personalną między Londynem i Paryżem, a w dalszej
konsekwencji coś na kształt naszej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Armaniacy, których
wsparła i poprowadziła do zwycięstwa Joanna d'Arc, byli
jakbyśmy dzisiaj powiedzieli
radykalnymi nacjonalistami. Francja dla Francuzów. Nie może być nic bardziej francuskiego
niż Armagnac. Armaniak
rycerz, ale również, co dla nas najważniejsze, armaniak−trunek.
Armaniak jest to wódka pędzona z wina, czyli można by powiedzieć
rodzaj koniaku.
Niech się jednak koniak schowa. Zupełnie niezłe koniaki pędzi się na Kaukazie, na
Bałkanach, nawet w Kalifornii. Armaniak jest unikatowy, ojczysty i jedyny w swoim rodzaju.
Koniak jest często produktem ubocznym przy produkcji wina. Winnice Armagnac służą tylko
jemu. Wino, acz całkiem niezłe (mogłem go jednak spróbować tylko dzięki znajomościom),
jest tu tylko półproduktem, nie jest nigdy komercjalizowane ani butelkowane.
Dekret z 1909 roku wyznacza precyzyjnie region, z którego pochodzić może armaniak.
Leży on na północ od Pirenejów, między Adour i Garonną, i dzieli się na trzy części: Haut-
Armagnac (Górny Armagnac), Bas-Armagnac (Dolny Armagnac) i Ténarèze. Uwaga! Na
butelce prawdziwie wykwintnego armaniaku musi (!) widnieć adnotacja o jego dokładnym
pochodzeniu z jednego z tych trzech podregionów. Jeżeli jej nie ma, a widnieje tylko ogólna
nazwa „Armagnac”, wiedzmy, że mamy do czynienia z popłuczynami niższej kategorii. Mogą
być one dobrej jakości, ale to jednak nie to. Armaniaki dolne mają wyjątkowy bukiet
zapachów i smaków; za każdym łykiem odnajdujemy w nich nowy ton, są przepojone
słońcem i wonią ziół. Armaniaki górne są surowsze, twarde, niosą w sobie echo chłopskich
serów z okolic, mają posmak ziemi.
Ténarèzes
są może najprostsze w wyrazie, dodają za to
sił, pobudzają aktywność, dodają odwagi i chęci do życia.
Pijemy armaniak w kieliszkach okrągłych i przezroczystych. Podkreślamy to ostatnie,
gdyż zawodowi degustatorzy używać muszą szklanic niebieskich, żeby nie wydawali opinii
na podstawie samego koloru napoju. My jednak możemy się tym kolorem do woli
delektować. Trzymamy kieliszek pełną dłonią, ogrzewając w ten sposób płyn. Nie należy się
spieszyć. Kiedy poczujemy, że szkło przestaje być chłodniejsze od naszych palców,
wypijamy kieliszek po polsku, jednym haustem. Owszem, jest to kieliszek poniekąd
zmarnowany; usuwa on jednak z naszego gardła wszelkie pozostałości smaków, które
mogłyby zakłócić lub umniejszyć degustację następnego. Ten drugi pijemy już nie łykami
nawet, ale delikatnymi zwilżeniami warg i podniebienia. Przerwijmy na chwilę rozmowy i
poświęćmy się całkowicie smakowaniu. Nie potrzeba już pieniędzy na bilet lotniczy.
Jesteśmy we Francji. Z dali widać wyniosłe szczyty Pirenejów.
Byłoby śmieszne tłumaczyć Polakom, jak się pędzi wódkę z wina czy czegokolwiek
innego. Armaniak ma jednak parę wymagań specyficznych. W trakcie destylacji miejscowego
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin