Laurann Dohner, Kele Moon - Nightwind Pack #01 - Claimed.pdf

(1142 KB) Pobierz
Laurann Dohner,
Kele Moon
Nightwind Pack #01:
Claimed
Tłumaczenie: Alice007
Rozdział 1
Brandi żałowała, że nie mogła cofnąć czasu do tego ranka i zacząć od nowa.
Zrobiłaby wszystko, by zmienić ostatnie kilka godzin, ale życzenia nie uratują jej
życia… ani jej zdrowia psychicznego.
Zamiast tego biegła, nawet pomimo bólu w boku i palenia w płucach. Ominęła
drzewo i potknęła się o korzeń. Prawie upadła, skręciła kostkę, ale udało jej się
kontynuować bieg. Strach był tak pochłaniający, że ledwie zauważyła ból.
Zginie szybciej, jeśli po prostu się podda, a nie chciała wykitować. Przerażający
dźwięk uderzających o ziemię stóp doszedł zza niej, przybliżając się. Zalało ją
przerażenie. Jeśli nie byłaby tak bez tchu, krzyknęłaby. Ale ponieważ była, z
pomiędzy jej ust zabrzmiał jedynie miękki jęk.
Mogliby już teraz ją upolować. Wiedziała, że byli szybsi, ale bawili się z nią, a to było
znacznie gorsze. W co za pokręcone gry będą z nią grać, kiedy już ją złapią?
Jej bolące mięśnie, ból w boku i ciągła walka o oddech wydobywający się z jej
palących płuc sprawiał, że dalsza ucieczka stawała się coraz trudniejsza, nawet w
celu przetrwania. Więc umysł Brandi włóczył się, by odwrócić uwagę od jej
wykończonego ciała.
Wstała o piątej i wsadziła torbę do samochodu. Podróż, którą zaplanowała, miała
trwać pięć godzin. Jej najlepsza przyjaciółka, Jenny, zaprosiła ją, by spędziły razem
weekend. Miały nadrobić zaległości, porobić trochę zakupów i po prostu cieszyć się
swoim towarzystwem.
Rzeczy poszły źle, kiedy Brandi zjechała z trasy po paliwo do miasteczka Dryer. To
było cholernie złe miejsce, by się zatrzymać.
Napełniała bak na małej, samotnej stacji benzynowej, kiedy van zaparkował za nią,
by użyć drugiej pompy. Zerknęła na drugi pojazd i dwóch mężczyzn w środku z
ciekawością. Następnie zignorowała ich, kiedy odwzajemnili spojrzenie.
2
Zamykała bak, kiedy para ramion zawinęła się wokół niej.
Brandi krzyczała i kopała, ale mężczyzna, który ją trzymał, był za silny. Z łatwością
uniósł ją, w kilka sekund zanosząc ją do otwartych bocznych drzwi białej
furgonetki. Wylądowała ciężko na metalowej podłodze, kiedy wrzucił ją do środka i
zasunął drzwi. Brandi była oszołomiona przez kilka zapierających dech momentów,
ale kiedy zebrała się w garść znowu zaczęła krzyczeć. Podczas próbowania
znalezienia drogi wyjścia, robiła hałas, mając nadzieję, że ktoś przechodzący
niedaleko usłyszy ją.
Chciała uciec, nawet, jeśli musiałaby wyskoczyć z jadącego pojazdu, ale tylne drzwi
nie chciały się otworzyć, tak, jak i boczne.
Między tyłem i przodem vana znajdowała się ściana, przypominająca klatkę.
Mężczyzna, który ją złapał, wspiął się na siedzenie pasażera. Próbowała zapamiętać
szczegóły jego wyglądu, mając nadzieję, że przeżyje wystarczająco długo, by
zidentyfikować go dla policji. Zbliżał się do trzydziestki, miał krótkie, brązowe włosy
i bliznę biegnącą przez brodę. Odwrócił się i zagapił na nią przez pręty klatki,
uśmiechając się szeroko cienkimi wargami, kiedy tylko wyjechali ze stacji
benzynowej. Jego oczy wydawały się być dręcząco zimne. Patrzył na nią lubieżnie,
jakby była jakimś trofeum i jakoś mogła wyczuć obietnicę bólu i grozy w swojej
przyszłości. To, jako pierwsze, skłoniło ją do dalszych krzyków – surowe
przerażenie, które to jedno spojrzenie spowodowało.
Mężczyźni z przodu ignorowali jej głośne, pełne strachu krzyki. Rzuciła się o tylne
drzwi, mając nadzieję wybić je, nawet, jeśli to oznaczałoby spadnięcie na asfalt.
Znowu spróbowała klamek. Walczyła z bocznymi drzwiami i ani na moment nie
przestawała wrzeszczeć. Kierowca ani razu nie odwrócił głowy, gdy zjechał z
autostrady, z dala od miasteczka, do lasu. Strach Brandi wzrósł, gdy zauważyła, że
drzewa rosnęły coraz gęściej, wiedząc, że teraz nikt jej nie usłyszy.
Przestała krzyczeć. Czuła, że jej gardło było zdarte do żywej skóry i wysuszone.
Zakaszlała od nadwerężania go. Trzęsąc się, skuliła się w tylnym rogu vana i
modliła się o cud. Ktoś musiał widzieć jej porwanie. Jej samochód pozostał przy
dystrybutorze, portmonetka na siedzeniu kierowcy, do którego drzwi były otwarte,
3
ponieważ musiała wyciągnąć kartę bankomatową, by zapłacić za benzynę. Kluczyki
były w stacyjce.
Mając nadzieję, modląc się, błagając o ratunek, nasłuchiwała policyjnych syren, ale
żaden dźwięk do niej nie doszedł – tylko ogłuszająca cisza nadchodzącej zagłady,
która odbijała się jak ciężki, walący rytm bicia jej serca.
W tym momencie van się zatrzymał, a Brandi pomyślała, że może zwymiotować od
tego odrętwiającego umysł przerażenia. Wszystkie okropne możliwości przebiegały
jej przez umysł. Chciała zatrzymać je, nim staną się rzeczywistością, ale była
uwięziona i bezsilna.
Obserwowała ze strachem, jak obaj mężczyźni wysiadają z przodu vana. Wstała,
natychmiast gotowa bronić się. Nie pozwoli im zgwałcić się bez walki. Widziała ich
twarze – a oni o tym wiedzieli. Mogłaby zidentyfikować ich, jeśli przetrwałaby
jakiekolwiek przestępstwa, które chcieli na niej popełnić. Ci mężczyźni nie
zamierzali pozwolić jej żyć, ale umrze walcząc.
Boczne drzwi otworzyły się, a Brandi wrzasnęła, używając elementu zaskoczenia, by
zaatakować jej porywaczy. Wyższą platformę vana użyła jako przewagi, z krótkiego
biegu powalając przeciwnika, z którego to ruchu jej starszy, grający w football brat
byłby dumny.
Szok pojawił się na twarzy mężczyzny, gdy jej ciało uderzyło w niego.
Upadek na ziemię wstrząsnął jej kośćmi, a on chrząknął od siły uderzenia, gdy
Brandi wylądowała na nim. Sięgnęła palcami do jego oczu. Brutalnie drapała w nie
paznokciami, czując żywą satysfakcję, gdy on zakrzyczał.
Czyjeś ręce złapały ją od tyłu, odciągając. Nagle była w powietrzu, gdy odrzucono ją
od mężczyzny, którego zaatakowała. Wylądowała ciężko, tocząc się po ziemi.
Uderzenie wypchnęło powietrze z jej płuc. Ból eksplodował w jej ciele od twardego
lądowania na boku i sapnęła, walcząc o oddech.
Brandi próbowała przywrócić się do stanu używalności, ale walka o oddech
zabierała całą jej energię. Mężczyzna na ziemi głośno zaklął. Kiedy oderwał ręce od
4
miejsca, gdzie ściskał swoją twarz, zobaczyła głębokie zadrapania na jego powiekach
i wokół oczu. Wbijała w niego paznokcie, ale nie tak mocno, jak miała nadzieję.
Chciała permanentnie oślepić sukinsyna.
Krwawiąc i ciężko dysząc, odwinął wargę i warknął na nią. Dosłownie warknął. Jak
pies. Dźwięk był tak dziwny, że ją zaszokował.
Ciągle gapiła się na niego, kiedy ręka zacisnęła się na jej włosach przy karku. Mogła
jedynie zakwilić, gdy nieznajomy boleśnie uniósł ją na nogi, sprawiając, że poczuła
się, jakby jej włosy zostały wyrwane z korzeniami.
Zaczęła walczyć z nieznośnym uściskiem na włosach, ale szybko przestała, kiedy
zobaczyła następnych dwóch mężczyzn wychodzących z lasu.
Gdy się gapiła, trzeci mężczyzna podjechał jej samochodem. Uczucie strachu prawie
ją przytłoczyło, kiedy wychodził z niego, bo zdała sobie sprawę, że teraz gliny nie
przyjadą szukać jej. Nie było dowodu na jej zniknięcie z stacji benzynowej. Zabierze
im dni odnalezienie samochodu porzuconego w lesie.
Rozejrzała się po nieutwardzonej drodze i drzewach otaczających ją, co sprawiło, że
poczuła się sama i odosobniona.
Mężczyzna, którego próbowała oślepić, wstał i rzucił się na nią z czystą wściekłością
wygrawerowaną na jego uszkodzonej twarzy. Brandi próbowała instynktownie uciec,
ale ten, który ją trzymał, szarpnął jej głowę do tyłu tak, że jej szyja rwała z bólu.
Uwięziona, skuliła się, ale jeden z nowoprzybyłych, ponad czterdziestoletni
mężczyzna, skoczył, by zagrodzić mu drogę.
„Nie, Chuck. Nie możesz jej zabić.” Mężczyzna wywarczał szorstko. „Chcesz ją
rozerwać na kawałki, to zrób to, wygrywając.”
Chuck wskazał dziko na swoją twarz, jego głos bardziej przypominał warczenie niż
cokolwiek innego. „Zobacz, co ta dziwka mi zrobiła!”
„Widzę.” Starszy mężczyzna kiwnął głową, wyglądając na lekko pod wrażeniem.
„Przestań płakać. Zagoi się do wieczora. Ona walczy. To dobrze. Chcemy kogoś
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin