Sio-d-my se-n.pdf

(872 KB) Pobierz
Spis treści
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
1.
Był pochmurny, szary poranek. Cathy przeciągnęła się i z trudem podniosła
z łóżka. Jean pewnie już pije drugą kawę. Młoda kobieta zapaliła lampkę
nocną, zerknęła na budzik. Nie pomyliła się, minęła siódma trzydzieści.
Okiennice postukiwały, znowu wiało na całego; zima jest w tym regionie
raczej ciepła, ale za to bardzo wilgotna. Wilgoci towarzyszy silny wiatr, tak
to już jest. Najgorsze są dwa miesiące: styczeń i luty, kiedy dzień budzi się
z równym trudem jak Cathy. Gdyby tylko mogła pospać jeszcze trochę,
troszeczkę. Nic z tego, nie ma co marzyć – i tak jest już spóźniona.
Cathy narzuciła szlafrok i po omacku zeszła do pustej kuchni. Zapalone
światło nagle zmusiło ją do otwarcia oczu. Zaczynał się nowy, szary dzień,
a z nim rutynowe czynności: woda gotowała się w elektrycznym czajniku,
herbata parzyła w filiżance, a chleb opiekał na złoty, kuszący kolor. Na
talerzyku pojawiły się tosty, nic tylko masło i dżem. Śniadanie otrzeźwiło ją,
dodało energii. Teraz mogła zabrać się do pracy.
Cathy wstawiła brudne naczynia do zmywarki, wytarła pokrywającą
kuchenny stół ceratę w kolorowe kwiaty. „Trzeba będzie ją zmienić” –
pomyślała, wchodząc po schodach. Pod prysznicem rozbudziła się na dobre.
Jeszcze pięć minutek i będzie gotowa. Otworzyła okiennice. Za oknem
plucha i szaruga… Jean bez wątpienia już wydoił krowy. Cathy założyła
nieprzemakalną kurtkę z dużym kapturem, czerwone gumiaki i wyszła przed
dom. Uniosła oczy. Dzień już wstał, ale słońce ani myślało pokazać czubka
swojego nosa. „Biedne zwierzęta – pomyślała Cathy – spędzą kolejny dzień
na zabłoconym polu”.
Trzy lata temu Cathy i Jean przejęli gospodarstwo rolne na zachodzie
Francji. Oboje pragnęli pracować na wsi, rolnictwo wydawało się idealnym
zawodem. Stare budynki należące do dawnego gospodarza zostały
wyremontowane. Kiedy jest ładna pogoda, czerwona dachówka połyskuje
z oddali. Kamienne ściany budynku prezentują się pięknie.
Cathy przypomniała sobie, jak bardzo dumni byli po ukończeniu prac.
Oczywiście musieli pożyczyć sporo pieniędzy. Nic nie szkodzi, są młodzi
i pełni sił, a zwłaszcza ochoty do pracy. Pożyczka nie stanowi problemu,
zwrócą za kilka lat.
Byli bezgranicznie szczęśliwi, kiedy udało im się ukończyć renowację
starej farmy, kiedy zaczęli nowe życie. Fakt, że budynki leżały nieco na
uboczu, nie stanowił problemu, oboje mieli prawo jazdy, a rodzice Cathy
kupili im w prezencie ślubnym renault clio 3. Rzecz jasna, trzeba było
sporządzać listę zakupów, choćby z tego powodu, że kilka kursów dziennie
wymagało dużo czasu i paliwa. Nie było mowy o zapomnieniu czegokolwiek.
Jeana pasjonowały zwierzęta, gospodarstwo miało obory, a w pobliskim
miasteczku był weterynarz. Młodzi kupili więc kilka sztuk bydła, decydując
się na produkcję mleka. Żaden problem, wszystko jest dzisiaj
zmotoryzowane, mechaniczne dojarki ułatwią im pracę. Oczywiście będą
musieli zajmować się dojeniem dwa razy dziennie, w tym pierwszy wcześnie
rano, zanim krowy udadzą się na pastwisko.
Pierwszego roku Cathy wstawała wcześnie i zajmowała się porannym
dojeniem, następnie Jean karmił zwierzęta i prowadził je na pole. Krowy
były spokojniejsze, kiedy wieczorne dojenie odbywało się po posiłku. Cała
praca spoczywała więc na barkach Jeana, Cathy zajmowała się kolacją.
Rozległe gospodarstwo pozostawiało im wiele miejsca i tyle samo
możliwości. Po namyśle małżeństwo zakupiło parę prosiąt, kilka kur oraz
psa. „Nie ma prawdziwego rolnika bez psa” – stwierdziła Cathy. Jet był
rasowym borderem collie, prawdziwym psem pasterskim. Oboje zachwycili
się na widok małej, puchatej kulki o różowym języczku stale liżącym ich po
szyjach. Kulka rosła jak na drożdżach i zanim się spostrzegli, stała się
wiernym, czujnym psem podwórkowym. Stojący na uboczu dom był teraz
dobrze strzeżony. Jet przywiązał się szczególnie do Cathy, której nie
opuszczał ani na chwilę, niestrudzenie biegając za nią od rana do wieczora.
Jean uśmiechał się tylko, stwierdzając, że nikt nie zbliży się do jego żony;
z podobnym obrońcą u boku nie ryzykowała niczego.
Cathy z rozczuleniem przyjmowała wyrazy przywiązania, którymi
obdarzał ją Jet. Lubiła jego obecność, kiedy karmiła kury i prosięta, czyściła
ich zagrody czy udawała się na pole, żeby przyprowadzić krowy na
wieczorne dojenie. Pies uwielbiał samochód i chętnie jeździł do miasteczka
po zakupy. Rozłożony na tylnym siedzeniu pochrapywał cichutko, czasami
zdarzało mu się nawet szczeknąć przez sen. O czym mógł marzyć? Kto wie,
może psy śnią? Jak by nie było, kiedy tylko Cathy zatrzymywała samochód,
Jet podnosił się równie szybko, jak usypiał. Pod jej nieobecność sadowił się
zawsze na przednim siedzeniu należącym do kierowcy i nie spuszczał oka ze
sklepu, do którego udawała się na zakupy. Obojętny na przechodniów,
głuchy na nawoływania zachwyconych jego widokiem dzieci, Jet wiernie
czekał na swoją panią. Nic nie mogło oderwać go od tej jedynej liczącej się
teraz czynności: oczekiwania. Był równie uparty, co wytrwały.
Zakupy przedłużały się czasami w zależności od kolejek czy spotkanych
przez Cathy znajomych.
Młode małżeństwo szybko zdobyło wielu przyjaciół. W miasteczku nie
brakowało par w ich wieku, z dziećmi lub bez, par, które tak jak oni marzyły
o spokojnym życiu na wsi. Żadna nie zajmowała się jednak rolnictwem. Dwie
wyjeżdżały do pobliskiego miasta, gdzie absorbowała je praca biurowa, inne
znalazły zajęcie tutaj, na miejscu, pracując w piekarni, masarni czy w małym
barze. Wszyscy wyglądali na zadowolonych z podjętej decyzji i zgodnie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin