Quick Amanda - 05 - Sekrety luster.pdf

(1284 KB) Pobierz
Amanda Quick
Sekrety luster
1169458755.005.png 1169458755.006.png 1169458755.007.png 1169458755.008.png 1169458755.001.png 1169458755.002.png 1169458755.003.png
 
Frankowi.
Jesteś moim bohaterem
1169458755.004.png
Rozdział 1
Przez lustra przepływały gwałtownie obrazy krwi i śmierci. Przerażające sceny, oświetlone
płomieniem gazowej lampy, roztapiały się bez końca w mrokach wieczności. Wirginia przez chwilę
leżała bez ruchu, starając się uspokoić szybkie bicie serca i odnaleźć jakiś sens w sennym
koszmarze, z którego się przebudziła. Otaczały ją powielane w nieskończoność odbicia kobiety
leżącej na wymiętej, poplamionej krwią pościeli: miała na sobie jedynie płócienną halkę i białe
pończochy. Fale jej włosów spływały w nieładzie na ramiona.
Wyglądała tak, jakby przed chwilą oddawała się namiętnym igraszkom. Ale w jej oszołomionych
oczach, rozszerzonych strachem i grozą, nie było nawet cienia gasnącego pożądania. Po kilku
sekundach Wirginia uświadomiła sobie, że to jej postać odbija się w lustrach. Nie była w łóżku
sama. Obok leżał mężczyzna. Przód jego zapiętej po szyję koszuli przesiąkł krwią. Głowę miał
odwróconą w drugą stronę, ale widziała fragment urodziwej twarzy i bez trudu go rozpoznała.
To był lord Hollister.
Usiadła powoli, bezwiednie upuszczając trzymany w dłoni przedmiot. Jakaś cząstka psychiki
kazała jej myśleć, że to dalszy ciąg koszmarnego snu, jednak zmysły upewniały ją coraz bardziej,
że już się obudziła. Ogromnym wysiłkiem woli zmusiła się, by dotknąć szyi mężczyzny. Nie wyczuła
pulsu.
Dokładnie tak, jak się spodziewała. Hollistera spowijał chłodny obłok śmierci. Ogarnął ją nowy
przypływ paniki. Poczuła lodowate ukłucia na karku i po wewnętrznej stronie dłoni. Z gorączkowym
pośpiechem zsunęła się z łóżka. Dostrzegła, że jej halka jest pobrudzona czymś szkarłatnym.
Gdy podniosła wzrok, zauważyła nóż. Częściowo ukryty w skotłowanej pościeli.
Ostrze było zakrwawione, a rękojeść leżała tuż przy jej dłoni. Kątem oka dostrzegła niepokojące
cienie poruszające się w głębi luster. Szybko zablokowała swoje parapsychiczne zdolności. W
tej chwili nie była gotowa na przyjęcie wyłaniających się obrazów. Intuicja Wirginii rozpalała
się nieogarnionym płomieniem. Musiała się wydostać z lustrzanego pokoju.
Szybko się odwróciła, szukając wzrokiem nowej brązowo-czarnej sukni, którą włożyła wieczorem,
udając się do rezydencji Hollisterów. Odnalazła suknię i halki. Pognieciona garderoba leżała
niedbale w rogu pokoju, jakby porzucona pośpiesznie w szale namiętności. Spod fałd peleryny
wystawały zaledwie czubki jej wysokich butów spacerowych. Z niezrozumiałego powodu myśl, że
Hollister zaczął ją rozbierać, nim zatopiła nóż w jego piersi, wywoływała w niej większe
zdenerwowanie niż fakt, że obudziła się przy jego zwłokach.
Wielkie nieba, jak można zabić człowieka i niczego nie pamiętać? - dziwiła się w duchu. Ciemna
energia znowu zakipiała w lustrach. Uczucie strachu i pragnienie ucieczki utrudniały jej
kontrolę nad zmysłami. Po raz kolejny podjęła próbę zablokowania swoich zdolności. Cienie
wróciły w głąb zwierciadeł. Wiedziała, że nie jest w stanie całkowicie się ich pozbyć. Była
pewna, że noc jeszcze nie minęła. Zgromadzona w zwierciadłach energia lustrzanego światła
zawsze oddziaływała na nią silniej po zmroku. W otaczających ją zwierciadłach czaiły się sceny,
z którymi musiała się zmierzyć, ale teraz nie była w stanie odczytywać tych obrazów. Przede
wszystkim musiała się stąd wydostać.
Rozejrzawszy się wokół, stwierdziła, że nigdzie nie ma drzwi. Całe ściany niewielkiej sypialni
pokrywały lustra. To niemożliwe, pomyślała. W pokoju było przecież świeże powietrze. Płomień
gazowej lampy palił się spokojnie. Gdzieś musiały być ukryte kratki wentylacyjne i drzwi, więc
przy progu powinna wyczuć ciąg powietrza.
Starając się skupić myśli, przeszła przez pokój i podniosła suknię z podłogi. Trzęsła się jak
osika, zapięcie halek i wciągnięcie sukni wymagało od niej olbrzymiego wysiłku. Gdy zmagała
się z gorsetem, usiłując zapiąć haftki, usłyszała pisk zawiasów niewidocznych drzwi. Ogarnęła
ją kolejna fala szarpiącej nerwy paniki. Szybko podniosła wzrok. W lustrzanej ścianie przed
sobą zobaczyła, że za jej plecami otwiera się jeden z pokrytych lustrami paneli.
Do pokoju wszedł mężczyzna, którego postać otulała niewidzialna fala groźnej energii. Poznała
go natychmiast, chociaż spotkali się tylko raz. Rozpoznałaby go w każdej sytuacji. Kobieta
nie zapomina mężczyzny, w którego ciemnych oczach o mrocznym spojrzeniu maluje się zapowiedź
raju bądź piekła. Przez chwilę nie była w stanie się ruszyć. Zamarła z rękoma zaciśniętymi
kurczowo na gorsecie sukni.
- Pan Sweetwater - szepnęła.
Obrzucił ją szybkim spojrzeniem od stóp do głów. Jego surowa, stanowcza twarz w świetle rzucanym
przez jasną lampę wydawała się uzewnętrzniać wewnętrzne napięcie. Lekko zmrużył oczy. U innego
mężczyzny wzięłaby to za przejaw troski. Ale to był Owen Sweetwater. Nie miała wątpliwości,
że nie żywi żadnych uczuć, które przypominałyby normalne ludzkie emocje.
Przychodziły jej do głowy tylko dwa prawdopodobne wytłumaczenia jego obecności w miejscu
zbrodni. Miał zamiar ją zabić albo ocalić. W przypadku Sweetwatera nie było możliwości
pośrednich.
- Nic się pani nie stało, panno Dean? - zapytał takim tonem, jakby zwyczajnie pytał o jej zdrowie.
Jego chłodny oficjalny ton natychmiast wywołał w niej oburzenie.
- Nic mi nic jest, panie Sweetwater. - Zerknęła na łóżko. -Choć nie można powiedzieć tego samego
o lordzie Hollisterze.
Podszedł do łóżka i przez chwilę przyglądał się zwłokom Hollistera. Wirginia wyczuła w pokoju
energię i wiedziała, że Owen uruchomił swoje zdolności. Nie znała natury jego parapsychicznego
talentu, ale wyczuwała, że jest niebezpieczny. Owen odwrócił się do niej.
- Wspaniała robota, panno Dean, chociaż trochę brudna.
- Co?
- Nie ulega wątpliwości, że Hollister nie będzie już stanowił problemu, ale musimy panią
bezpiecznie stąd wyprowadzić, zanim zostanie pani aresztowana pod zarzutem morderstwa.
- O nie.
Owen uniósł brwi.
- Nie chce pani wyjść z tego pokoju? Z trudem przełknęła ślinę.
- Rzecz w tym, że go nie zabiłam.
A w każdym razie tak mi się wydaje, pomyślała. Uświadomiła sobie, że ostatnią rzeczą, jaką
pamięta, jest czytanie z lustra znajdującego się w sypialni rezydencji Hollisterów. Nie miała
innego wyboru, jak twierdzić, że jest niewinna. Gdyby ją aresztowano pod zarzutem zamordowania
lorda Hollistera, z pewnością zawisłaby na szubienicy.
Sweetwater po raz wtóry obrzucił ją szybkim, taksującym spojrzeniem.
- Tak, widzę, że nie wbiła pani tego kuchennego noża w jego pierś.
Ogarnęło ją zdumienie.
- Skąd pan wie, że jestem niewinna?
- Proponuję przedyskutować te szczegóły w innym miejscu i w bardziej sprzyjających
okolicznościach - powiedział Owen. Podszedł do niej płynnym i zdecydowanym krokiem drapieżnika
zbliżającego się do swojej ofiary. - Pomogę pani.
Nie wiedziała, co zamierza zrobić, dopóki nie stanął tuż przed nią i nie zaczął zapinać haftek
gorsetu. Jego ruchy były szybkie i oszczędne, a dłonie spokojne i pewne. Gdyby nie fakt, że
włosy na karku już dawno jej się zjeżyły ze strachu, z pewnością dotyk Owena by je do tego
pobudził. Otaczająca go energia wypełniała powietrze i jej zmysły. Była rozdarta dwoma
sprzecznymi uczuciami: nieodpartą chęcią rzucenia się do ucieczki i ratowania życia a równie
silnym pragnieniem, by paść mu w ramiona.
Wszystko jasne, pomyślała. Wydarzenia tej nocy całkiem ją rozstroiły. Nie mogła zaufać żadnemu
ze swoich nadwerężonych zmysłów. Uciekła się zatem do samokontroli, którą doprowadziła do
perfekcji, ćwicząc ją przez większość życia. Na szczęście przyszła jej z pomocą.
- Panie Sweetwater - rzekła chłodno i szybko cofnęła się o krok.
Opuścił ręce. Obrzucił przód jej sukni krytycznym spojrzeniem.
- Musi tak zostać. Już po północy i wisi gęsta mgła. Gdy wyjdziemy na zewnątrz, nikt pani nie
zauważy.
- Po północy? - Sięgnęła po zegarek przypięty do paska sukni. Gdy stwierdziła, że Sweetwater
się nie myli, zadrżała. - Przyjechałam tu o ósmej, tak jak się umówiłam. Wielkie nieba, straciłam
cztery godziny.
- Przepraszam za zwłokę. Dopiero godzinę temu otrzymałem wiadomość, że pani zaginęła.
- O czym pan mówi?
- Później. Proszę włożyć buty. Czeka nas nieprzyjemny spacer, zanim się stąd wydostaniemy.
Nie protestowała. Podniosła spódnice i halki i wsunęła stopę w but. Nie traciła czasu na
sznurowanie.
Owen oglądał w tym czasie ciało spoczywające na łóżku.
- Czy na pewno nic się pani nie stało?
Zamrugała powiekami, gdy dotarła do niej groza zawarta w tych słowach.
- Nie zgwałcił mnie, jeśli o to pan pyta - odparła stanowczo. - Zapewne pan zauważył, że jest
całkowicie ubrany.
- Tak, oczywiście - przyznał Owen. Odwrócił się do niej, a w jego dziwnych oczach odmalował
się jeszcze większy chłód. - Przepraszam. Powiedziałem tak, ponieważ przez kilka ostatnich
godzin zżerało mnie uczucie, że dzieje się coś złego. Kiedy tu wszedłem, okazało się, że miałem
rację.
- Przybył pan za późno, aby ocalić jego lordowską mość. Czy o to panu chodzi?
- Nie, panno Dean, za późno, by panią ocalić. Na szczęście, sama pani o siebie zadbała.
Wsunęła drugą stopę w but.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin