Opowiadania
fantastyczno–naukowe
Formuła
nieśmiertelności
Przełożyli
Z. Burakowski, J. Dziarnowska, J. Herlinger, W Kiwilszo, M. Kumorek
Spis treści
Anatolij Dnieprow FORMUŁA NIEŚMIERTELNOŚCI
A. Strugacki i B. Strugacki INDYWIDUALNE HIPOTEZY
Włodzimierz Sawczenko DRUGA WYPRAWA NA DZIWNĄ PLANETĘ
Anatol Dnieprow SUEMA
Anatolij Dnieprow RÓWNANIA MAXWELLA
Walentyna Żurawlowa POPRZEZ CZAS
Anatol Dnieprow MASZYNA „ED” MODEL NR 1
Włodzimierz Sawczenko PRZEBUDZENIE PROFESORA BERNA
Aleksander Szalimow OSTATNI Z ATLANTYDY
Anatolij Dnieprow
FORMUŁA NIEŚMIERTELNOŚCI
I
Jutro zostanę skazany za morderstwo. Nie boję się wyroku. Od pewnego momentu życie straciło dla mnie wszelką wartość.
Na rozprawie będą obecni wszyscy moi koledzy. Nigdy nie potrafią zrozumieć motywów mojego postępowania, mojego okrucieństwa. Prawdopodobnie dojdą do wniosku, że po prostu zwariowałem. Postanowiłem nic nikomu nie wyjaśniać, dlatego że i tak nikt by mi nie uwierzył. Piszę to mając nadzieję, że moje wyznania dotrą do rąk właściwych ludzi, którzy potrafią się nad nimi głęboko zastanowić.
Właściwie całe opowiadanie należy rozpocząć od momentu, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Meadgeę. To było tego samego dnia, kiedy wróciłem z podróży po Europie i podjechałem taksówką do zielonego ogrodzenia, za którym kryła się willa mojego ojca. Płaciłem właśnie szoferowi, gdy spoza ogrodzenia wystrzeliła ogromna kolorowa piłka i potoczyła się po mokrym asfalcie.
— Proszę mi z łaski swojej podać piłkę — odezwał się z tyłu jakiś głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem ponad ogrodzeniem jasnowłosą główkę młodej dziewczyny o niezwykłej urodzie. Jej włosy przewiązane były niebieską wstążką, a na delikatnej kształtnej szyi lśnił cieniutki sznur pereł.
— Kim pani jest? — spytałem, podając jej piłkę.
— A pan? Dlaczego pan pyta?
— Dlatego, że to jest mój dom.
Oczy dziewczyny zrobiły się okrągłe, zeskoczyła z ławki i bez słowa uciekła w głąb ogrodu.
Ojca zastałem w gabinecie na pierwszym piętrze. Kiedy witałem się z nim, odniosłem wrażenie, że nie jest zachwycony moim przyjazdem. Albo może był po prostu zmęczony. Oczy miał zaczerwienione, co świadczyło, że pracował nocami. Po kilku pytaniach, które dotyczyły wyników mojego zwiedzania szeregu europejskich laboratoriów, powiedział do mnie nagle:
— Wiesz co, Albert, jestem zmęczony, wszystko mi zbrzydło. Postanowiłem odejść z instytutu i umówiłem się z profesorem Birghoffem, że będę z nimi współpracował jedynie jako konsultant.
Ogromnie mnie to zdziwiło. Nie tak dawno przecież, przed moim wyjazdem, ojciec ani słówkiem o tym nie wspominał.
— Nie jesteś jeszcze tak stary, tato — zaoponowałem.
— To nie chodzi o wiek, Alb. Czterdzieści lat spędzonych w laboratoriach nie pozostaje bez śladu. Weź pod uwagę, że to były ...
szoolu