Krzysztof Kotowski - Niepamięć.pdf

(788 KB) Pobierz
Tytułowa
Rozdział. 1
Rozdział. 2
Rozdział. 3
Rozdział. 4
Rozdział. 5
Rozdział. 6
Rozdział. 7
Rozdział. 8
Rozdział. 9
Rozdział. 10
Rozdział. 11
Rozdział. 12
Rozdział. 1
Moja żona Anna ma wielkie, chabrowe oczy, w których ten
rzadki rodzaj jesiennego smutku nietrudno dostrzec takim jak ja,
a może i ty...
Jeśli choć trochę mnie rozumiesz, doskonale zdajesz sobie
sprawę z tego, że od takiego rodzaju smutku się nie ucieka.
Szukasz go przez większą część życia, a później uczysz się długo,
by umieć nie umrzeć bez sensu jak zwierzę, w przypadkowym
miejscu, czasie, w połowie drogi...
Tak wiele cieni błądzi wielkimi ulicami, tyle jest chłodu i lęku.
Ludzi, w których tkwi jak w pułapce drewniana, mdła dusza.
Drepczą po ziemi bez celu...
I chcesz mi powiedzieć, że Bóg jest szczęśliwy?
Pamiętam zachrypnięty głos człowieka, który nachylił się
kiedyś w jakiejś knajpie nad moim uchem i powiedział: „Popatrz
pan, ile dróg budują... tylko nie ma dokąd iść...”.
Zbyt mało jest ważnych rzeczy. Zbyt mało jest ważnych chwil.
Popatrz na miliardy pieprzonych insektów, wszy, karaluchów,
różnorakich cholernych robali... Pełzają, latają, żrą i zdychają.
Takie egzystencjalne „nic” musi być chyba bardziej bolesne niż
rozdeptanie przez przypadkowego przechodnia. Natura ma to
gdzieś. Trochę szkoda, nie uważasz? Może przydałby się nam
wszystkim jakiś jaśniejszy, prostszy pieprzony sens...
Tylko mi nie mów, że jestem manieryczny i ckliwy! Pewien
staruch, który ma się za naszego przyjaciela (Łukasz; nie
pamiętam, gdzie i jak go poznaliśmy), stwierdził kiedyś, że nie
powinienem opowiadać takich idiotyzmów po pięćdziesięciu
latach małżeństwa. Pamiętam...
Mówiłem Annie, że to płaski kretyn, bez gustu, stylu i klasy, ale
ona do dzisiaj wpuszcza go do mieszkania. Stary pierdziel.
Wiesz... ona zawsze łagodziła nasze spory, gładziła mnie po
głowie tą najdelikatniejszą na świecie dłonią, a efekt był taki, że
znowu piliśmy razem wódkę. Bez sensu.
Dzisiaj patrzyłem, jak Anna krząta się po pokoju, robiąc
porządki. Powoli, z wielką starannością odkurzała każdy mebel,
zdjęcia stojące na komodzie, a nawet wiszący na ścianie obrazek
z moją podobizną w pełnym planie, namalowaną dawno temu na
jakiejś plaży przez nadmorskiego artystę. Wyglądam na nim jak
wieloryb, ale ona uparła się... no i bohomaz wisi.
Pewnie zdajesz sobie już sprawę z tego, że nigdy nie byłem w
stanie jej niczego odmówić, więc do dzisiaj to... – cholera wie, jak
to nazwać – straszy w sypialni.
Anna była wczoraj na zakupach. Jest bardzo dokładna i
świetnie potrafi obliczyć, ile gramów wędliny i sera wolno jej w
tym tygodniu kupić. Czynsz za mieszkanie stanowi ponad
połowę jej emerytury, więc to bardzo ważne. Ostatnio nawet
zaoszczędziła tyle, aby kupić kilka jabłek.
Bardzo je lubi. Uwielbiam patrzeć, jak się uśmiecha, układając
wszystko w lodówce. Potrafi się cieszyć każdym drobiazgiem.
Spacerem, wiosną, wrzaskami dzieciaków na dworze, a nawet
kilkoma dodatkowymi owocami w domu. Zresztą kiedy tylko
Łukasz jej nie zawraca głowy, wychodzi na podwórko i wreszcie
ma czas, aby porozmawiać ze mną. Uwielbiam jej słuchać,
niezależnie od tego, na jaki temat mówi. Młodzi nie są w stanie
zrozumieć, jak wiele mają sobie do powiedzenia starsi ludzie. Jak
każdy spędzony razem rok cementuje, wzbogaca i wreszcie daje
poczucie absolutnego bezpieczeństwa. Zwykle ludzie boją się
tego, że ostatecznie, na końcu pozostaną sami. Myślą, że – choć
nieustannie obijają się w życiu o innych – tak naprawdę nigdy z
nikim nie staną się zespoloną, nierozerwalną całością. Lękają się,
że zawsze kiedyś trzeba będzie odejść, rozstać się i zostać
samemu...
No i się mylą. Nie zaprzeczaj. Na tym akurat naprawdę nieźle
się znam. Zawsze ją kochałem. Nawet przez sekundę nie wpadło
mi do głowy, że mógłbym żyć inaczej. Oczywiście, że podobały
Zgłoś jeśli naruszono regulamin