Ciemna Liczba - Dahl Arne.txt

(969 KB) Pobierz
	ARNE DAHL



	CIEMNA LICZBA





	1





	JUĹ» ZA PIERWSZYM RAZEM gdy



	zobaczył szczątki, pojął, że jest



	w nich coĹ› szczegĂłlnego.



	To było w ubiegły piątek, tuż przed



	weekendem. Był sam w dole,



	pozostali wdrapali siÄ™ juĹĽ na gĂłrÄ™



	i



	teraz



	siedzieli



	i



	gadali



	o



	podejrzanych



	planach



	na



	weekend. Ich nogi zwisały obok



	niego pod brezentem, gdy po raz



	ostatni w tym tygodniu miał wbić



	łopatę w ziemię, i… zamarł.



	Ale to było wtedy. Teraz było teraz.



	To było coś zupełnie innego.



	Od tego czasu upłynął niemal cały



	weekend.



	Ponury weekend.



	Szalony weekend.



	Niepotrzebny weekend.



	Ale teraz było teraz. Skręcił



	firmowym samochodem w Stora



	Nygatan



	przecinajÄ…cÄ…



	StarĂłwkÄ™



	i jego oczom ukazał się widok



	konnego posÄ…gu Karola XIV Jana



	przy Slussen. Stał w promieniach



	słońca, które wydawały się padać



	niemal poziomo, tak jakby słońce



	ostrożnie opuściło duży palec do



	jeziora Melar i zastanawiało się, czy



	odważy się zanurzyć w nim całe.



	Ale to było złudzenie. Choć zbliżał



	się wieczór, słońce stało wysoko na



	niebie. To, że Sztokholm wyglądał



	tak dziwnie magicznie, wynikało



	zapewne z podwĂłjnego odbicia



	słońca w słonej i słodkiej wodzie



	zatoki Saltsjön i jeziora Melar.



	Nie potrafił pozbyć się wrażenia, że



	było coś szczególnego w świetle tu,



	przy Slussen, gdzie jezioro łączyło



	siÄ™ z morzem. Lustrzana sztuczka



	samego Boga.



	Otrząsnął się i skupił na Stora



	Nygatan.



	Kogo można spotkać na Starówce



	wczesnym niedzielnym wieczorem



	w



	połowie



	czerwca?



	GĹ‚Ăłwnie



	Japończyków, pomyślał z krzywym



	uśmiechem.



	MoĹĽe



	paru



	AmerykanĂłw,



	jakiegoĹ›



	pojedynczego Niemca czy Holendra.



	Być może zagubioną rodzinę ze



	Smalandii. Ale na pewno nie



	mieszkańca Sztokholmu.



	Żadnych świadków, którzy zostaną



	w mieście.



	Jakby to ze świadkami było



	aktualne.



	Firmowy samochĂłd wsunÄ…Ĺ‚ siÄ™



	powoli pomiędzy prastare fasady



	domów; wydawały się zamykać



	wokół niego, układać w strzałkę



	wskazującą prosto na niego. Czuł



	się tak, jakby patrzył na niego cały



	Sztokholm.



	Po kilku sekundach w oddali



	pojawił się jednak brezent, niczym



	zagubiona



	piaszczysta



	wydma.



	Wyglądał na szczęście na nietknięty.



	Jak miraĹĽ.



	Nie, nie miraż. Oaza. Przejście do



	lepszego świata.



	Do lepszego ĹĽycia.



	Istnieje



	szczegółowy



	plan



	postępowania



	dla



	robotnikĂłw



	natrafiajÄ…cych



	na



	znaleziska



	archeologiczne.



	Wytyczne



	GĹ‚Ăłwnego



	Urzędu



	Ochrony



	ZabytkĂłw dla robĂłt ziemnych na



	terenie Starego Miasta. Ziemia tutaj



	jest naszpikowana historiÄ…. Nie



	sposób wbić łopaty tak, by nie



	dokopać się do ukrytej przeszłości.



	Z kaĹĽdym krokiem, ktĂłry robi siÄ™



	na starej wyspie Stadsholmen, stÄ…pa



	siÄ™ po kryjÄ…cych siÄ™ pod nogami



	światach. Podziemnych światach,



	minionych światach, nieznanych



	światach. Światach, które mogą



	zmienić teraźniejszość.



	Mrocznych światach.



	„Chłopcy, przecież wiecie, że każde,



	nawet najmniejsze znalezisko to



	nowy kawałek układanki, jaką jest



	historia



	Sztokholmu”.



	Zobaczył



	przed sobÄ… napuszonego Allhema,



	gdy ten dureń wsunął gębę pod



	brezent i znowu wygłosił to niby-



	swojskie



	napomnienie,



	ktĂłre



	wygłaszał już tuzin razy wcześniej.



	No przecieĹĽ nie po raz pierwszy



	kopał na terenie Starówki.



	I nie był to też pierwszy raz, gdy



	natrafił na znalezisko. Podczas



	kopania przy Drakens gränd kilka



	lat temu znalazł srebrną zastawę



	z poczÄ…tku osiemnastego wieku,



	a zaledwie kilka miesięcy temu



	w dole przy Köpmangatan natrafił



	na nietkniętą czaszkę kobiety ze



	średniowiecza.



	Napuszony Allhem oczywiście się



	pojawił i wrzeszczał o grabarzu



	z Hamleta.



	Teraz



	faktycznie



	miałby



	coĹ›,



	o



	czym



	mógłby



	wrzeszczeć,



	pomyślał, gdy firmowy samochód



	powoli sunął wzdłuż Stora Nygatan.



	Zdarzało się, że robotnicy mieli



	gdzieĹ›



	wszystkie



	te



	wytyczne;



	pogwizdujÄ…c,



	wdeptywali



	stary



	cebrzyk



	czy



	sczerniałą



	kość



	Ĺ‚okciowÄ…



	głębiej



	w



	ziemiÄ™



	i pracowali dalej jakby nigdy nic.



	Wszystko po to, żeby uniknąć



	ciągłych



	przerw



	w



	pracy



	i czasochłonnych wizyt oderwanych



	od



	rzeczywistości



	archeologĂłw,



	których całe życie toczyło się



	w jakimĹ› innym stuleciu.



	W



	gruncie



	rzeczy



	przecieĹĽ



	naprawdę nic się nie stało.



	Nienawidził słowa „chłopcy”. To



	był tylko nowocześniejszy sposób,



	by z bardzo zadartym nosem



	powiedzieć „poddani”.



	Chłopaki, nie „chłopcy”, byle tylko



	nie „chłopcy”, siedzieli obok niego,



	machajÄ…c nogami, i gadali o tym,



	o ile łatwiej jest poderwać laskę,



	jeśli



	tylko



	wybrać



	siÄ™



	na



	potańcówkę kawałek za miasto.



	Rille powiedział:



	– W promieniu dziesięciu mil jest



	ciężko. Dalej są zupełnie inne



	reguły.



	– Rzeczywiście tak jest – zgodził



	się Berra. – Nie przejmują się, że



	mają mężów.



	To właśnie w tamtej chwili miał po



	raz ostatni wbić łopatę w ziemię i…



	zamarł.



	Potem przyszedł weekend. Wyszło



	głupio – nie tak. Kobiety są



	diabłami. I aniołami.



	Aniołami i diabłami.



	Kiedy człowiek myśli, że są



	aniołami, są diabłami, a gdy myśli,



	że są diabłami, są aniołami.



	Marja. Gdybyś tylko się przyznała.



	Powiedz, z kim siÄ™ spotykasz?



	Opowiedz, dlaczego jest o tyle



	lepszy ode mnie. Ale nie okłamuj



	mnie więcej. Nie zniosę więcej



	kłamstw.



	Piekielny



	weekend.



	Walka.



	Najczarniejsza zazdrość.



	Z godziny na godzinÄ™ szczÄ…tki



	wydawały mu się coraz ważniejsze.



	Im głębiej on i Marja zapadali się



	w to czarne bagno, tym wyraĹşniej



	miał je przed oczami. Jak drogę do



	lepszego ĹĽycia.



	Drogę, na którą właśnie wstąpiłem,



	myślał, gdy firmowy samochód



	dojechał do brezentu. Wycofał



	w taki sposĂłb, by kryta platforma



	znalazła się jak najbliżej dołu,



	i rozejrzał się wokół. Pojedynczy



	wieczorni przechodnie. Wyłącznie



	turyści.



	Nawet



	Japończycy



	z aparatami fotograficznymi na



	brzuchach, tak jak przewidywał.



	Wyskoczył z samochodu, zszedł do



	dołu, opuścił za sobą brezent



	i zapalił latarkę.



	W tej samej sekundzie, gdy Berra



	powiedział: „mają gdzieś, że mają



	mężów”, w tej samej sekundzie, gdy



	miał po raz ostatni wbić łopatę



	w ziemię i zamarł, zdał sobie



	sprawę, że to było coś innego niż



	zwykle. Krawędź starej trumny.



	Przez chwilę się w nią wpatrywał.



	Gdy pochylił się i zaczął unosić



	wieko, Rille i Berra dalej gadali



	o



	chętnych



	mieszkankach



	Nynäshamn



	i



	napalonych



	dziewczynach z Enköping. Po chwili



	nogi nad nim zniknęły i Rille



	zawołał:



	– No to jak, Steffe?! Idziesz z nami



	do monopolowego?!



	– Zanim się zrobi cholerna



	kolejka… – dodał Berra.



	– Pojadę do domu! – zawołał. –



	Upaprałem



	sobie



	spodnie



	cholernym olejem.



	– Biedactwo! – ryknął Rille.



	–



	No



	to



	widzimy



	siÄ™



	w



	poniedziałek



	–



	powiedział



	Berra. – Nie przejmuj się tak babą,



	Steffe.



	– Chyba pójdziemy do Gimo –



	powiedział Rille. – Tam ani jedna



	laska nie nosi majtek.



	Słyszał, jak dalej gadają, ich głosy



	stawały się coraz cichsze i w końcu



	zupełnie



	zamilkły.



	Zapadła



	absolutna cisza. Wieko trumny było



	odsłonięte.



	Zadrżał



	lekko,



	gdy



	wyczuł, że nie trzyma zbyt mocno.



	OdsunÄ…Ĺ‚ je na bok.



	Ale to było wtedy.



	MoĹĽliwe,



	ĹĽe



	przez



	cały



	ten



	cholerny weekend zastanawiał się



	nad tym, co wtedy zobaczył, ale



	teraz – bo teraz było teraz – był



	całkowicie pewien, że wszystko było



	dla niego jasne juĹĽ wtedy. Od



	pierwszego spojrzenia. W...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin