Biały sokół - Naja Snake.pdf

(115 KB) Pobierz
BIAŁY SOKÓŁ – Naja Snake
24 grudnia 2002
Chwała na wysokości Bogu
Biały sokół siedział na wieży kościółka, przysłuchując się próbie chóru. Dziś Wigilia... Ptak
poderwał się z krzykiem, sprytnie odnalazł termikę, która wyniosła go wysoko do góry i
znieruchomiał. Potrafił godzinami unosić się w powietrzu niemal nie poruszając skrzydłami;
cieszył się przestrzenią, krystalicznie czystym powietrzem, bezkresnym niebem. Jak to było?
„Mógłbym być zamknięty w skorupce orzecha i czuć się panem nieskończonych przestrzeni,
gdyby nie to, że mam koszmary.”* Jego koszmar...
Azkaban. Ciemno, ciasno, duszno. Mokre zimno, koszmary i Perceval Weasley jako śledczy.
Veritaserum i Niewybaczalne.
Ptak znów krzyknął. Nie. Była tylko przestrzeń i wolność, siła i krew. Runął w dół, skrzydła
automatycznie wygięły się do tyłu, nadając sokołowi kształt pocisku. W ostatnim momencie
rozłożył je i uderzył szponiastymi łapami w swój cel. Chybił o milimetry, ale jednym,
doskonale wyćwiczonym ruchem obrócił się brzuszkiem do góry i zadał cios od dołu. Pazury
wbiły się w mięśnie gołębia; krew kapała kroplami na śnieg.
– Patrz, białozór!** - mężczyzna wskazał ptaka swojej towarzyszce – Nie wiedziałem, że
przylatują aż na Wyspy...
– Ty tylko ptaki i ptaki – mruknęła z niechęcią kobieta – Świra można dostać z tymi
biologami.
Lucjusz Malfoy stał na wieży swojego zamku i uśmiechał się z zadowoleniem, patrząc na
swoje ptaszyska. Miał bieliki, sprowadzone aż z Kazachstanu i wyćwiczone do zabijania
wilków; sokoły wędrowne - postrach wszystkiego, co miało skrzydła; zaciekłe jastrzębie,
gotowe gonić zdobycz nawet na piechotę; miał harpię, najsilniejszego orła mugolskiego
świata, ptaka o pazurach tak potężnych, że przebijały nawet skórzaną rękawicę sokolnika.
Posiadał też kilka magicznych gatunków, między innymi ogromne i agresywne erynie.
Uwielbiał te perfekcyjne i piękne maszyny do zabijania, te cudowne anioły śmierci. Z
czułością pogłaskał jednego ze swoich białych sokołów po miękkich piórkach,
pokrywających ptasią główkę, zwierzę w odpowiedzi delikatnie szczypnęło go w palec i
przekrzywiło łepek, domagając się dalszych pieszczot.
– Tu jesteś, ojcze.
– Witaj, Draco – Malfoy senior uśmiechnął się zdawkowo – O co chodzi, synu?
Co znowu kombinujesz, nieszczęsny dzieciaku? Nie widziałeś, jak kończy się ta gra? Nie
pamiętasz, co spotkało Flinta? A Snape? Po pięciu Cruciatusach przyznał się do wszystkiego
i jeszcze przysiągł, że zaprowadzi nas do Pottera, pamiętasz, Draco? I poprowadził... prosto
na trzy oddziały Aurorów, którzy wiedzieli, że przyjdziemy. Severus grał swoją rolę do końca i
gdy był pozornie bezbronny, zadał najsilniejszy cios. Będziesz miał siłę tak kłamać i grać,
kiedy śmierć spojrzy ci w oczy? I walczyć, po mugolsku, jeśli trzeba? Strzelisz pierwszy?
Zabijesz, jak Severus? Masz ten lód w sercu? Severus może tańczyć ze śmiercią, Draco, bo
niesamowicie pogardza życiem i odrzuci je, jak szmatę, kiedy przyjdzie jego czas. “Nothing in
his life became him like the leaving it; he died as one that had been studied in his death to
throw away the dearest thing he owed, as 't were a careless trifle".***.
– Ojcze – ciągnął Draco – Przygotowałem te plany, których sobie zażyczył nasz Pan – Czy
zechciałbyś je może sprawdzić?
– Dobrze, synu, kiedy tylko Śnieżynka wróci z polowania.
Myślisz, że mnie oszukasz, dziecko? Wiesz, w jaką grę grasz? Nie jestem ślepy, widzę już, że
ta wojna nie da nikomu zwycięstwa, więc czemu się tak narażasz? W co wierzysz? Masz w
sobie siłę Severusa? Masz tę nieokiełznaną żądzę życia, która sprawia, że można tańczyć
między Avadami, oszukiwać silniejszych, że można znieść wszystko? I będziesz na tyle
sprytny, żeby, jak Severus, wyjść z tego z życiem?
Była północ, gdy obaj Malfoyowie znów stanęli w czarnym kręgu. Draco nie mógł opanować
drżenia rąk; nawet ten szaleniec nie wzywałby ich w Wigilię, gdyby nie miał jakiegoś
ważnego powodu.
– Śmierciożercy – Voldemort uśmiechnął się obłudnie – Mam dla was prezent na Święta.
Zdrajcę.
Lucjusz miał wrażenie, że spada w przepaść. Nie, to niemożliwe, nie tak, nie dziś!
Czerwone ślepia spoczęły na Draconie; jeden ruch różdżki i młody Malfoy wił się w śniegu,
wyjąc z bólu.
W kościołach płonęły wszystkie światła; ludzie wpatrywali się w Gwiazdę, mając nadzieję, że
nadchodzące dni będą piękne i spokojne. Draco widział dwie gwiazdy, płonące i szkarłatne,
groźne, jak stalinowski terror. Wiedział już, że zapłaci za zdradę. Kościelne chóry zaczęły
śpiewać.
Chwała na wysokości Bogu
Cdn.
* „Hamlet” Cytat z pamięci, wybaczcie, że nie podam dokładnych namiarów.
**Białozór, Falco rusticolus , największy z sokołów, występuje w północnych rejonach
Europy, Azji, Ameryki Północnej, na Islandii i Grenlandii. Wyróżnia się dwie odmiany
barwne: ciemną, u której głowa jest ciemnobrązowa, z jasnymi podłużnymi pręgami, grzbiet
szary lub szarobrązowy z niebieskawym odcieniem, poprzecznie szaro pręgowany, spód szaro
plamkowany, i jasną o upierzeniu szarobiałym lub białym, ciemno plamkowanym, końce
skrzydeł ciemne. Były używane jako ptaki do polowania i osiągały zawrotne ceny –
zwłaszcza osobniki białe.
*** Makbet, akt 1, scena 4. W moim tłumaczeniu (wybaczcie – nie mam polskiej wersji przy
sobie..), to będzie tak: „Nic w życiu mu nie przyszło, tak jak koniec życia; umarł tak, jakby
się nauczył odrzucać to, co najcenniejsze, jak bezwartościowe świecidełko.” Nawiasem
mówiąc te słowa rzeczywiście dotyczą zdrajcy.
Nad wieżą zamku Malfoyów krążyły wielkie ptaki. Ustawiły się w klucz i skierowały na
północ, w kierunku Szkocji. Ich oczy błyszczały żądzą zabijania.
Snape niezgrabnie wylądował w głębokim śniegu. Wpadł w zaspę. Zaklęcie Paraliżujące
wciąż utrudniało mu utrzymanie się na nogach; gdyby nie ubranie ze skóry rogogona, pewnie
w ogóle nie przeżyłby tej nocy. Usiłował pozbierać się z ziemi, zastanawiając się, czy własna
córka uciekłaby z wrzaskiem na jego widok, czy nie.
W końcu to dziecko swoich rodziców. Jeśli jej pierwszym zaklęciem będzie Avada, to znaczy,
że wdała się we mnie, a jeśli Cruciatus, to w matkę. Kto by pomyślał, że Bellatrix zechce ją
urodzić. No tak, Lestrangeowie byli małżeństwem ładnych kilka lat, zanim ich aresztowano, a
nie mieli dziecka, a teraz to już był ostatni dzwonek... Rodolfus, durny troll, pewnie nie chciał
uwierzyć, że to z nim było coś nie tak. Zawsze zrzucają odpowiedzialność na kobietę... Jak ja
wytłumaczę małej, że... Fajnie. Ojciec się puszczał, bo racja stanu kazała dobrać się do
myślodsiewni mamusi, matka, bo robiła durnia z męża... I patrzyłem, jak rzucają Bellę
Dementorom i nie kiwnąłem palcem...
– Ty, Dziesięć Cali – blondyn o długich, kręconych włosach pochylił się nad nim – W
porządku? Nic ci te sukinsyny nie zrobiły?
– Nic – Snape ze wstrętem ściągnął oblepioną błotem maskę i wycierał dłonie i twarz
śniegiem – Dzięki, Angelo.
Krew i błoto. I zawartość paru śmietników. Jest Wigilia, na miłość Boską, a ja się tarzam w
resztkach zgniłego żarcia i pakuję nóż w lewą komorę typa, który jest dokładnie taki sam, jak
ja. Śmierdzę jak kubeł na śmieci. O, co mam we włosach? Obierki ziemniaków? Czy coś
gorszego?
– Jakieś zaklęcie? Eliksir? – dopytywał się tamten – Czy mam lecieć do zamku?
– Pomóż mi się pozbierać.
– Dasz radę iść, Dziesięć Cali? - Angelo wyciągnął do niego dłoń.
– Dobrze mi zrobi mały spacer – odparł zwięźle Mistrz Eliksirów.
– Oprzyj się o mnie.
– Ubrudzisz się, Angelo – mruknął Snape.
– Lepiej syf od kumpla, niż perfumy od ministerialnego frajera – stwierdził filozoficznie
Angelo – Ale jedzie od ciebie ostro, to fakt. Poleźli za tobą do podziemi, czy co?
– Zgadłeś. A kanały pod Nokturnem znam, jak nikt – Snape wyszczerzył zęby w
sadystycznym uśmiechu.
– Nie chodzi się za żmijozębym do jego jaskini – pokręcił głową blondyn – Ale wreszcie
będzie z nimi spokój. Rozbijali się po Nokturnie jak na swoim, żyć nie dawali, mugolaków
tłukli jak karaluchy... Śmierciojadów albo aurorków udawali, jak im tam ochota była.
Pracować się spokojnie nie dało, wilkołak ich gryzł. Was dopiero trza było, bo ministerialne
łajzy nie dawali se z nimi rady. Byłeś ty, Czarna Aisza, Szakal z Lille, Rudy Sven z Uppsali,
Diablica z Magdeburga... Ale akcja. Było na co popatrzeć.
– Lepiej się nie chwal, że nas widziałeś, bo będziesz miał moje dziesięć cali tam, gdzie byś
ich sobie nie życzył – syknął Severus.
– Taaaaa, byłem ślepy jak gumochłon i wcale cię nie wlokłem do Hogwartu. W ogóle nie
było mnie w okolicy – przytaknął Angelo – Ale odpaliłbyś trochu...
– Stówa wystarczy? – spytał rzeczowo Severus.
– Za stówę, Mistrzu, będę spełniał wszystkie twoje życzenia do białego rana – uśmiechnął się
szeroko blondyn.
– To się zamknij i chodźmy do zamku, bo to paskudztwo na mnie zamarza.
– Wypisać ci na czole „EMETH”? Będziesz golem jak malowanie – zaproponował
nokturniarz.
– A wiesz, co to „sadyzm”, Angelo? – syknął Snape.
– Nie wchodzę w to z założenia – odburknął tamten – Ale z tobą, Dziesięć Cali, mogę tego...
negocjować. Starego znajomego chyba byś nie uszkodził...
– Wybacz, nie jestem w nastroju; możesz mi za to poczytać bajki na dobranoc. Dawno nikt mi
nie czytał; w zasadzie nikt nigdy...
– To bardzo dawno – pokiwał głową Angelo.
– SEVERUSIE!!! – Hagrid przebijał się przez zaspy – A to co za jeden? – zapytał,
zauważywszy blondyna. Wysokie, wąskie buty, baardzo obcisłe spodnie, fikuśna koszula,
jaskrawa pelerynka i przesadnie staranna fryzura dokładnie określały jego zawód...
– Przyjaciel – warknął Snape. Oczy Hagrida zrobiły się wielkie, jak spodki.
– Dobra... Tego... To ja polece po dyrektora – gajowy zaczął się plątać i oddalił się szybkim
krokiem.
– Teraz ma cię za... – mruknął Angelo.
– Wreszcie się odczepił – syknął z satysfakcją Severus – Na ogół się upierał, żeby nieść mnie
do zamku na rękach. Nogi jeszcze mam... Chyba.
– Plotka pójdzie, Dziesięć Cali – zmartwił się Angelo – Nie trza ci jeszcze jednej.
– O mojej prababce opowiadali jeszcze lepsze – odparł Snape.
– Naprawdę jesteś po Mechthildzie von Brandenburg? – zaciekawił się blondyn.
– Cave, adsum!* - Severus machnął różdżką i w powietrzu zapłonął znak rodowy. Herb
przedstawiał purpurową swastykę, do tego jej ramiona były skierowane w lewo**; wokół
jednego z promieni owijał się bazyliszek, na drugim prężyło się do skoku wielkie nundu, w
kolejne wczepiał się szponami zionący ogniem peruwiański żmijozęby; ostatnie było
zajmowane przez mantykorę. Wstęga, wijąca się wokół herbu, nosiła napis wykaligrafowany,
z niewiadomych przyczyn, najbardziej wymyślnym z gotyków: NESCITIS QUA HORA
MORS VENIET***.
– Mechthilda z Brandenburgii, Venena z Toledo, Mortycja z Padwy, czy też, tak naprawdę,
Czarna Rebeka z Zadupia pod Innym Zadupiem na Wschodzie Europy, córka Izaaka
Rabinowicza – wyjaśnił Snape – Hrabina z dekretu Grindewalda, księżna z edyktu jakiegoś
tam Pedra z Mexico, wodza junty...
– To cię więcej nie drażnię, Dziesięć Cali – powiedział Angelo – Jeśli talent masz po niej, a
najwyraźniej masz, to ja cię lepiej ominę szerokim łukiem. I tak kiedyś na serio wrócisz do
zawodu i dopiero będzie. Kiedy tylko Dumbel kopnie w kalendarz, zaraz psy skoczą ci do
gardła., zobaczysz. A naprawdę masz dziesięciocalówę?
– Dziesięć i trzy czwarte – odparł krótko Snape.
Wrócę do zawodu. Zabijanie za pieniądze albo nielegalne eliksiry. Angelo ma rację. Tylko
Dumbledore jest gwarantem mojego bezpieczeństwa, jeśli umrze, będę musiał uciekać, a nikt
inny nie zatrudni śmierciojada z bękartem Belli, do tego potomka Mechthildy, pani
Grindewaldowej. A zresztą, co robię teraz, na miłość Boską, w Wigilię? Zwołuję paru takich,
jak ja i urządzam powtórkę ze Średniowiecza. Ktoś musiał powstrzymać tę bandę, a niby kogo
miał wysłać Dumbledore? Sybillę? Racja stanu. Co za wygodne pojęcie. Wszystko
usprawiedliwia.
Po za tym, przyznaj to, Sever, lubisz to. Lubisz to! Życie belfra śmiertelnie cię nudzi! Dopiero
jak siedzi ci na karku ze dwóch psychopatów, adrenalina zaczyna ci krążyć w żyłach! I twoja
mała Vipera będzie taka sama! Skazani, na pokolenia skazani na ten sam los! Krew czarnej
Rebeki! Czyż nie przeklął jej własny brat? Wydała własny naród, nosiła czarny mundur z
błyskawicami i trupią czaszką! Po wiek wieków jej krew nie zazna pokoju! Zawsze, jak kruki,
podążą za wojną! Wojna we krwi! I zawsze, zawsze zdrajcy! Iskarioci do końca czasu!
Bzdury. Mugol nie mógł jej naprawdę przekląć. Poza tym o każdym opowiadają takie
tragiczno-krwawe brednie. O mnie też. To kłamstwa. Nikt nas nie przeklął. Przypadek.
– Ale, Dziesięć Cali, musiałeś skosić moją ulubioną latarnię? Gdzie ja teraz będę chodził do
pracy? – Angelo przerwał jego rozmyślania – O, Dumbledore nam się zjawił.
Faktycznie, Albus i Minerwa brnęli przez śnieg.
– Mam dla ciebie złe wieści, Severusie – wyszeptał stary czarodziej.
– Potter znów zwiał zbawiać świat? – syknął Snape.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin