Modlitwa żaby I.docx

(147 KB) Pobierz

 

ANTHONY DE MELLO

MODLITWA ŻABY

Tytuł oryginału: The Prayer of the Frog. Vol. I

Copyright 1989 GUJARAT SAHITYA PRAKASH, ANAND. INDIA

Redakcja:

JERZY LECH KONTKOWSKI SJ

Opracowanie:

INGRID KRAINSKA-ROGALA

Projekt okładki: DARIUSZ WIECZOREK

ISBN 83—85304—07—X

Copyright by Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy,

Kraków 1992

SŁOWO WSTĘPNE

Moje pierwsze wspomnienie o Tonym de Mello sięga trzydzieści lat wstecz — a dokładnie do Lonavla, do tego samego domu, który dużo później stał się domem Instytutu Sadhana.

Tony był wtedy studentem jezuickim, ale zajmował się uczeniem młodzieńców, którzy właśnie ukończyli nowicjat. Cała grupa przyjechała do willi Św. Stanisława na krótkie wakacje. Pamiętam Tony'ego z grupką młodzieży, jak ich nazywaliśmy, siedzących pod drzewami obok kuchni i czyszczących warzywa na posiłki w tym dniu, podczas gdy on raczył to bardzo chłonne audytorium swym niewyczerpanym zasobem opowiadań.

Wiele się od tej pory zdarzyło w życiu nas wszystkich; a sam Tony przeszedł przez niezliczone etapy wzrostu i przemiany, świeżej kompetencji i nowych zainteresowań, a także skutecznej służby. Lecz zawsze był nieporównanym gawędziarzem. Niewiele z jego anegdot było oryginalnych, a niektóre nie były nawet zbyt dowcipne; ale w jego ustach ożywały znaczeniem i trafnością, lub po prostu zabawnością. Jeśli o to chodzi, każdy temat, którego się dotknął nabierał życia i pochłaniał uwagę.

A teraz jego pożegnalnym podarunkiem dla nas, który z pewnością dołączy do szeregu jego innych bestsellerów jest „Modlitwa żaby”. Chociaż wyrażał się dość zdawkowo o swym dorobku literackim, był skrupulatny w przygotowaniu do druku swych utworów. Ostatnią rzeczą, jaką zrobił w Indiach zanim wsiadł na samolot do Stanów Zjednoczonych, byłospędzenie ponad trzech godzin z wydawcą na szczegółowym przeglądaniu swego rękopisu. Nie widziałem tego tekstu, ale wiem o jego ostatniej trosce.

Było to wieczorem 30 maja 1987 roku. 2 czerwca znaleziono go martwego na podłodze w jego pokoju w Nowym Jorku, gdzie zmarł na rozległy atak serca. W międzyczasie znalazł czas, żeby napisać długi list do bliskiego przyjaciela, mówiąc o wcześniejszych doświadczeniach: „Wszystko to wydaje się należeć do innej epoki i do innego świata. Stwierdzam, że cale moje zainteresowanie skupia się teraz na czymś innym, na „świecie ducha” i postrzegam wszystko inne jako błahe i bez znaczenia. Rzeczy, które odgrywały tak wielką rolę w przeszłości nie wydają się już mieć znaczenia. Rzeczy takie jak te Achaana Chaha, nauczyciela buddyjskiego, wydają się pochłaniać całą moją uwagę i tracę smak na inne. Czy to złudzenie? Nie wiem. Lecz przedtem nigdy w życiu nie czułem się tak szczęśliwy, tak wolny...”.

To prawie podsumowuje Tony'ego, jakim był — a także jak inni go postrzegali —w jego ostatnim etapie, zanim nas tak nagle opuścił, trzy miesiące przed pięćdziesiątymi szóstymi urodzinami. I już teraz narasta wokół niego literatura, prawdziwa złota legenda, ze świadectwami różnych ludzi rozsianych po całym świecie. Niejeden stwierdził, że go nigdy nie spotkał, lecz że jego książki wywarły na nim głęboki wpływ. Inni cieszyli się przywilejem bliskiej więzi uczuciowej. Jeszcze inni na krótko tylko doświadczyli jego słowa mówionego.

Niewielu zgodziłoby się ze wszystkim, co mówił lub czynił, zwłaszcza po tym, jak przekroczył ustalone granice duchowego poszukiwania — ani też Tony nie oczekiwał uległego posłuchu, lecz czegoś wręcz przeciwnego. Tym, co pociągało tak wielu w jego osobie i poglądach było właśnie to, że prowokował wszystkich do zadawania pytań, do poszukiwań, do wydobycia się z utartych schematów myślenia i zachowania, z dala od stereotypów, i do ośmielenia się bycia naprawdę sobą — na końcu, do szukania coraz większej autentyczności.

Niezłomne poszukiwanie autentyczności — w ten sposób była zawsze odbierana wizja Tony'ego. I to dawało jego wielopłaszczyznowej osobowości pewną integralność, pewną jedność, która miała swój własny urok i siłę: godziła przeciwieństwa, nie w napięciu, lecz jako harmonijne połączenie. Był bardzo chętny do zawierania przyjaźni, do dzielenia się; a jednak czuło się, że był w nim wymiar, który był poza zasięgiem. Potrafił być duszą towarzystwa, sypiąc niesamowitymi dowcipami, lecz nikt nie był w stanie wątpić w jego niezłomną powagę celu.

W ciągu tych lat zmieniał się tak bardzo i na tak wiele sposobów, a mimo wszystko były w jego charakterze cechy stałe, które pozostały niezachwianie na miejscu.

Uderzającym tego przykładem było jego zaangażowanie jako jezuity. Wyszedł daleko poza entuzjastyczną promocję Ćwiczeń Duchownych według oryginalnego zamysłu św. Ignacego, — co było siłą przebicia, która zyskała mu międzynarodowe uznanie; w gruncie rzeczy, pod koniec wyszedł daleko poza to, co mogłoby być uznane jako duchowość ignacjańska. Lecz nigdy nie zrezygnował ze swojej jezuickiej tożsamości. Nie było w

tym oczywiście przymusu; prawdopodobnie nie było to również wyrozumowane. Po prostu tak bardzo czuł się zestrojony z umysłem i sercem Ignacego, ponieważ znał i rozumiał Świętego.

W homilii skierowanej do prowincjałów Jezuitów w Indiach w 1983 r., zanim razem wzięli udział w ostatniej Kongregacji Generalnej, czyli Kapitule Zakonu, podzielił się z nimi refleksją na temat Ignacego, która była bardziej odkryciem samego Tony'ego: „Wśród naszych wczesnych Ojców istnieje tradycja, że Bóg dał Ignacemu łaski i charyzmy, które przeznaczył dla Towarzystwa jako całości i dla każdego poszczególnego jezuity. Gdyby mnie poproszono, abym dzisiaj wybrał dla siebie i dla naszego Towarzystwa spośród wielu charyzmatów, które miał Ignacy, bez wahania wybrałbym trzy: jego kontemplację, jego zdolność tworzenia i jego odwagę”.

Parmananda R. Divarkar SJ

4 września 1987

OSTRZEŻENIE

Jest wielką tajemnicą, że chociaż serce ludzkie tęskni za Prawdą, w której jedynie znajduje wyzwolenie i rozkosz, pierwszą reakcją istot ludzkich na Prawdę jest wrogość i strach. Tak, więc Nauczyciele duchowi ludzkości, jak Budda i Jezus, stworzyli narzędzie, żeby przechytrzyć opór swoich słuchaczy: opowiadanie. Wiedzieli, że zwykle sprzeciwiamy się jakiejś prawdzie, ale nie możemy oprzeć się opowieści. Vyasa, autor Mahabharaty, powiada, że jeżeli posłuchasz uważnie jakiegoś opowiadania, nigdy już nie będziesz taki sam. To, dlatego, że opowieść ta wkradnie się do twego serca i obali bariery dzielące cię od boskości. Nawet, jeśli przeczytasz opowiadanie w tej książce wyłącznie dla rozrywki, nie ma gwarancji, że któraś opowieść nie prześlizgnie się przez twój system obronny i wybuchnie, kiedy się tego najmniej spodziewasz. Tak, więc zostałeś ostrzeżony!

Jeśli jesteś wystarczająco nie roztropny, by igrać z oświeceniem, oto co sugeruję:

(A) Noś opowiadanie w swoim umyśle, tak abyś mógł nad nim pomyśleć w wolnych chwilach. Da ci to szansę popracowania nad swoją podświadomością i odkrycia jego ukrytego znaczenia. Będziesz wtedy zdziwiony, widząc jak przychodzi do ciebie całkiem niespodziewanie właśnie wtedy, kiedy potrzebujesz, żeby oświetliło wydarzenie lub sytuację i przyniosło ci zrozumienie i wewnętrzne uzdrowienie. Wtedy zdasz sobie sprawę, że wystawiając siebie na działanie tych opowiadań, słuchałeś Kursu Oświecenia, do którego nie potrzeba żadnego guru oprócz ciebie samego!

(B) Ponieważ każde z tych opowiadań jest objawieniem Prawdy i ponieważ Prawda, ta pisana przez duże P, oznacza prawdę o tobie, upewnij się, że za każdym razem, kiedy będziesz czytał opowiadanie skupisz się na szukaniu głębszego zrozumienia siebie samego. W sposób, w jaki czytałoby się podręcznik medyczny — zastanawiając się, czy ma się któryś z objawów; a nie jak podręcznik psychologii — myśląc, jakimi typowymi okazami są nasi przyjaciele. Jeśli ulegniesz pokusie szukania zrozumienia innych, opowiadania te wyrządzą ci szkodę.

Tak namiętne było umiłowanie prawdy Mułły Nasruddina, że podróżował do odległych miejscowości w poszukiwaniu badaczy Koranu i nie czuł oporów przed wciąganiem niewiernych na bazarze w dyskusje o prawdach swej wiary.

Pewnego dnia żona powiedziała mu, jak nieuczciwie ją traktuje — i odkryła, że jej męża zupełnie nie interesował ten rodzaj Prawdy!

Oczywiście, to jedyny rodzaj, który ma znaczenie. Nasz świat byłby zaiste inny, gdyby ci z nas, którzy są uczonymi i ideologami, czy to religijnymi, czy świeckimi, mieli to samo umiłowanie wiedzy o sobie samych, jak to, które okazują swoim teoriom i dogmatom.

„Wyśmienite kazanie” powiedziała parafianka potrząsając ręką kaznodziei. „

Wszystko, co ksiądz powiedział odnosi się do tej, czy innej osoby, którą znam”

Widzicie?

INSTRUKCJA

Opowiadanie najlepiej czytać w porządku, w jakim zostały tutaj ułożone. Nie czytaj więcej niż jedno lub dwa za jednym razem — to znaczy, jeśli pragniesz uzyskać z nich coś więcej niż rozrywkę.

INFORMACJA

Opowiadania w tej książce pochodzą z różnych krajów, kultur i religii. Należą do duchowego dziedzictwa — i popularnego humoru — rasy ludzkiej.

Tym, co zrobił autor, było zestawienie ich razem, mając na myśli określony cel. Jego zadanie było takie, jak tkacza i farbiarza. Nie przypisuje sobie wcale zasługi za bawełnę i nici.

MODLITWA

MODLITWA ŻABY

Gdy brat Bruno modlił się pewnej nocy, w modlitwie przeszkodziło mu rechotanie żaby. Wszystkie próby zignorowania tego dźwięku zawiodły, krzyknął więc głośno przez okno; „Spokój. Właśnie się modlę”.

Ponieważ brat Bruno był świętym, jego rozkaz został natychmiast spełniony. Każde żywe stworzenie zamilkło, aby zapanowała cisza odpowiednia dla modlitewnego skupienia.

Ale wtedy inny dźwięk przeszkodził modłom Bruna — wewnętrzny głos, który rzeki: „Może Bóg jest tak samo zadowolony z rechotu żaby, jak z psalmów śpiewanych przez ciebie”. „Co może się Bogu podobać w rechotaniu żaby?” pogardliwie odparł Bruno. Lecz głos nie poddawał się: „A jak myślisz, dlaczego Bóg wymyślił ten dźwięk?”.

Bruno postanowił się tego dowiedzieć. Wychylił się wiec przez okno i rozkazał: „Śpiewaj”. Rytmiczne rechotanie żaby wypełniło powietrze wraz ze śmiesznym akompaniamentem wszystkich żab wokół. I kiedy Bruno słuchał ich dźwięku, ich głosy przestały go razić; odkrył, że kiedy już się im nie opierał, to tak naprawdę wzbogaciły one ciszę nocy.

To odkrycie napełniło serce Bruna poczuciem harmonii ze wszechświatem i po raz pierwszy w życiu zrozumiał, co to znaczy modlić się.

TAŃCZĄCY RABIN

Opowieść chasydzka:

Żydzi z pewnego miasteczka w Rosji niecierpliwie oczekiwali przybycia Rabina. Miało to być wyjątkowe wydarzenie, spędzili więc wiele czasu przygotowując pytania, które chcieli zadać temu świętemu człowiekowi.

Kiedy Rabin w końcu przybył i spotkał się z nimi na ratuszu, wyczuł atmosferę napięcia, ponieważ wszyscy czekali gotowi wysłuchać odpowiedzi, których im miał udzielić.

Na początku nic nie rzekł, po prostu spojrzał im w oczy i zanucił natrętnie powracającą melodię. Wkrótce wszyscy zaczęli ją nucić. Rabin zaczął śpiewać i oni śpiewali wraz z nim. On kołysał się i tańczył, stąpając rytmicznie i uroczyście; zebrani poszli w jego ślady. Wkrótce tak bardzo zajął ich taniec, że przestało dla nich istnieć wszystko inne na ziemi. Tak więc każdy z tłumu stał się całością, został uleczony z wewnętrznego rozproszenia, które zamyka nas na Prawdę.

Minęła prawie godzina, zanim taniec zamarł. Już bez napięcia, które znikło bez śladu, wszyscy zasiedli w ciszy i spokoju, które wypełniały pokój... Wtedy Rabin wymówił pierwsze słowa tego wieczoru: „Wierzę, że odpowiedziałem na wasze pytania”.

Zapytano kiedyś pewnego derwisza, dlaczego czci Boga poprzez taniec. — „Ponieważ czcić Boga oznacza odejście od 1 naszego „Ja”; taniec zabija jaźń. Gdy ona znika, wszystkie problemy znikają wraz z nią. Gdzie nie ma naszego „ja”, jest Miłość i jest Bóg”.

MODLITWA — BALET

Mistrz zasiadł wraz z uczniami na widowni i powiedział: „Słyszeliście wiele modlitw i sami wiele ich zanosiliście. Dziś wieczór chcę, żebyście zobaczyli modlitwę.

W tym momencie kurtyna się podniosła i balet się rozpoczął.

STOPY SKIEROWANE KU MEKCE

Pewien Sufi święty wyruszył na pielgrzymkę do Mekki. Na obrzeżach miasta położył się na drodze, będąc bardzo zmęczonym podróżą. Gdy zasypiał, został szorstko zbudzony przez zirytowanego pielgrzyma. „Podczas gdy wszyscy wierni skłaniają głowy w kierunku Mekki, ty masz stopy skierowane na miejsce spoczynku świętych relikwii. Go z ciebie za muzułmanin?”.

Sufi nie poruszył się, jedynie otworzył oczy i rzekł: „Bracie, czy mógłbyś wyświadczyć mi przysługę i tak ułożyć moje stopy, by nie były zwrócone w kierunku Pana?”.

MODLITWA CZCICIELA WISZNU:

„Panie, blagom Cię, przebacz mi moje trzy główne grzechy. Pierwszy, że wyruszyłem na pielgrzymkę do Twoich licznych świątyń, niepomny na Twą obecność w każdym zakątku ziemi. Drugi, że tak często wolalem do Ciebie o pomoc, zapominając, że Ty bardziej ode mnie troszczysz się o moje dobro; a wreszcie za to, że jestem tu, aby Cię prosić o przebaczenie wiedząc, że wszystkie nasze grzechy są przebaczone, jeszcze zanim je popełnimy”.

WYNALAZCA

Po wielu latach pracy, pewien wynalazca odkrył sztukę rozpalania ognia. Wziął swoje narzędzia do pokrytych śniegiem pomocnych regionów i nauczył tej sztuki jeden z tamtejszych szczepów, a także pokazał im zalety tego wynalazku. Ludzi tak bardzo pochłonęła ta nowość, że nie podziękowali wynalazcy, który pewnego dnia cichutko wymknął się z wioski. Ponieważ był on jednym z tak rzadkich stworzeń ludzkich obdarzonych darem wielkości, nie pragnął, aby go pamiętano, czy uwielbiano. Szukał tylko zadowolenia z tego, że ktoś skorzystał z dobrodziejstwa jego odkrycia.

Następny szczep do którego się udał, również bardzo pragnął nauczyć się sztuki rozpalania ognia. Ale miejscowi kapłani, zazdrośni o wpływ wynalazcy na ludność, kazali go zamordować. Aby rozproszyć jakiekolwiek podejrzenia o zbrodnię, ustawiono portret Wielkiego Wynalazcy na głównym ołtarzu świątyni, ułożono również liturgię, tak aby imię jego było czczone, a pamięć o nim nigdy nie wygasła. Zadbano z wielką pieczołowitością, aby ani jedna rubryka liturgii nie została zmieniona czy też pominięta. Narzędzia do rozniecana ognia zostały umieszczone w relikwiarzu i mówiono, że mają moc uzdrowienia każdego, kto z wiarą położy na nich swoje ręce.

Najwyższy Kapłan sam podjął się opisać żywot Wynalazcy. Stał się on Świętą Księgą, w której jego pełna miłości dobroć była stawiana wszystkim za przykład, jego chwalebne czyny były wysławiane, a nadludzka natura stała się przedmiotem wiary.

Kapłani pilnowali, by Księga była przekazywana przyszłym pokoleniom, podczas gdy oni samorzutnie interpretowali znaczenie słów wynalazcy i wagę jego świętego życia i śmierci. Równocześnie bezwzględnie karali śmiercią lub klątwą każdego, kto nie zgadzał się z ich poglądami. Byli tak zajęci obowiązkami religijnymi, że ludzie zupełnie zapomnieli sztuki rozniecania ognia.

ZMIENIONY W OGIEŃ

Z żywotów Ojców Pustyni:

Opat Lot przyszedł do opata Józefa i rzeki: „ Ojcze, jak mogę przestrzegam mojej r egidy skromności; poszczę, modlę się, medytuję, utrzymuję ciszę kontemplacyjną i w miarę możliwości odsuwam od siebie źle myśli. Cóż więcej mogę zrobić?”

W odpowiedzi na to starszy kapłan wstał, wyciągnął ramię ku niebu, jego palce stały się jak dziesięć płomyków i odparł: „ Możesz całkowicie przemienić się w ogień”.

MODLITWA ŁATACZA OBUWIA

Łatacz starego obuwia przyszedł do Rabina Izaaka z Ger i rzekł: „Powiedz mi, co mam zrobić z moją poranną modlitwą. Moi klienci to biedacy, którzy mają tylko jedną parę butów. Biorę je późno wieczór i naprawiam niemal całą noc. O świcie wciąż jest mnóstwo roboty do wykonania, jeśli biedacy mają otrzymać naprawione buty przed pójściem do pracy. Pytam wiec, co mam zrobić z moją poranną modlitwą

„Co robiłeś do tej pory?” zapytał Rabin

„Czasem szybko ją odmawiam i wracam do pracy, ale wtedy mam uczucie, że coś w mojej modlitwie było nie tak. Innym razem pozwalam, by minęła godzina jej odmawiania. Wtedy też mam uczucie straty i od czasu do czasu, gdy wznoszę młotek nad butami, prawie słyszę westchnienie płynące z głębi serca: „Jakim jestem nieszczęśliwym człowiekiem, że nie mogę odmówić porannej modlitwy”.

Na to Rabin odparł: „Gdybym był Bogiem, ważniejsze byłoby dla mnie to westchnienie, niż modlitwa”.

MODLITEWNY ALFABET

Opowiadanie chasydzkie:

Ubogi farmer wracając późnym wieczorem z rynku do domu, znalazł się na drodze bez swojego modlitewnika. Koła jego wozu odpadły w samym środku lasu, więc zmartwił się, że dzień ten będzie musiał upłynąć bez odmówienia przez niego modlitwy.

Ułożył więc następującą: „Panie, uczyniłem coś bardzo głupiego. Opuściłem dom dziś rano bez mojego modlitewnika, a pamięć zawodzi mnie tak często, że nie mogę bez niego odmówić ani jednej modlitwy. Postanowiłem więc, że pięć razy wolno wyrecytuję alfabet, a Ty, który znasz wszystkie modlitwy poskładasz razem litery alfabetu, aby stworzyły modlitwę, której słów nie pamiętam.

I rzekł Pan do swoich aniołów: „Ze wszystkich modlitw, które dzisiaj usłyszałem, ta jedna była niewątpliwie najlepsza, ponieważ płynęła z prostego i szczerego serca”.

ZAJĘCIEM BOGA JEST PRZEBACZANIE

Istnieje zwyczaj wśród katolików, aby wyznawać swe grzechy kapłanowi i otrzymać od niego rozgrzeszenie, jako znak Bożego przebaczenia. Ale zbyt często zagraża tu niebezpieczeństwo, że grzesznicy użyją tego, jako pewnego rodzaju gwarancji, jakiegoś zaświadczenia, które uchroni ich przed Boską karą. Tak więc pokładają więcej ufności w rozgrzeszenie kapłana, niż w litości Boga.

Oto co renesansowy włoski malarz Perugino postanowił umierając. Zdecydował się, że się nie wyspowiada, jeśli ma to być uczynione ze strachu i aby ocalić własną skórę. Byłoby to świętokradztwem i zniewagą dla Boga.

Jego żona, która nic nie wiedziała o wewnętrznym postanowieniu męża, kiedyś zapytała go czy nie obawia się umrzeć bez spowiedzi. Perugino odrzekł: „Spójrz na to z tej strony, moja droga. Zadaniem Boga jest przebaczanie i jeżeli jest dobry w swej pracy, tak jak ja byłem w mojej, nie widzę powodu do obaw”.

NARADA NOSI NACZYNIE Z MLEKIEM

Indyjski mędrzec Narada był gorliwym wyznawcą boga Hari. Jego wiara była tak wielka, że pewnego dnia doszedł do wniosku, iż na całym świecie nie ma nikogo, kto by kochał Hari bardziej niż on.

Bóg odczytał to w jego sercu i rzekł: „Narado, idź do miasta na brzegu Gangesu. Żyje tam jeden z moich wyznawców. Zamieszkanie z nim dobrze ci zrobi”.

Narada poszedł i znalazł wieśniaka, który wstawał wcześnie rano, wymawiał imię boga Hari tylko raz, potem brał pług i szedł w pole, gdzie pracował cały dzień. Tuż przed zaśnięciem wymawiał imię Hari raz jeszcze. Narada pomyślał: „Jak ten prostak może być czcicielem boga? Widzę go pogrążonego co dzień w swoich ziemskich sprawach”.

Wtedy Pan rzekł do Narady: „Wypełnij naczynie mlekiem aż po brzegi i przejdź z nim dookoła miasta. Potem wróć, nie uroniwszy ani kropli”.

Narada uczynił tak, jak Pan mu kazał.

„Ile razy wspomniałeś mnie podczas swego spaceru dookoła miasta?” zapytał Hari.

„Ani razu, Panie”, odparł Narada. „Jak mogłem to uczynić, skoro powiedziałeś mi, bym uważał na naczynie z mlekiem”.

Na to bóg odrzekł: „To naczynie tak bardzo zajęło twoją uwagę, że całkiem o mnie zapomniałeś. Lecz spójrz na tego wieśniaka — chociaż jest obarczony troską o wyżywienie rodziny, pamięta o mnie dwa razy dziennie”.

POMOC DLA WIOSKI

Kapłan z wioski był świętym człowiekiem, więc za każdym razem, gdy ludzie byli w kłopotach, uciekali się do niego. Wtedy krył się w pewnym miejscu w lesie i odmawiał specjalną modlitwę. Bóg zawsze go wysłuchiwał i pomagał wiosce.

Gdy kapłan umarł i wieśniacy znów mieli kłopoty, zwrócili się o pomoc do jego następcy, który nie był człowiekiem świętym, lecz znał sekret tego szczególnego miejsca w lesie i znał też ową specjalną modlitwę. Rzekł więc: „Panie, wiesz, że brak mi świętości, ale z pewnością nie masz zamiaru wykorzystać tego przeciwko ludziom z mojej wioski. Przyjdź nam z pomocą”.

I Bóg wysłuchał go i pomagał wiosce.

Kiedy z kolei ten kapłan umarł i wieśniacy mieli problemy, zwrócili się o pomoc do jego następcy, który znał specjalną modlitwę, ale nie wiedział, gdzie jest to szczególne miejsce w lesie. Powiedział więc: „Co znaczą dla Ciebie miejsca, Panie? Czyż każde miejsce nie jest uświęcone przez Twoją obecność? Wysłuchaj więc mej modlitwy i przyjdź nam z pomocą” I znów Bóg spełniał jego prośbę i pomagał wiosce.

Gdy ten kapłan zmarł i wieśniacy byli w potrzebie, zwrócili się do jego następcy, który nie znał ani modlitwy, ani też sekretnego miejsca w lesie.

Rzekł więc ów kapłan: „To nie formę zanoszonych modlitw cenisz, Panie, ale wołanie serca potrzebującego ratunku. Wysłuchaj mojej modlitwy i przybądź nam z pomocą”. I raz jeszcze Bóg wysłuchał modlitwy i zsyłał swą pomoc.

Po śmierci tego kapłana, gdy wieśniacy znów mieli kłopoty, zwrócili się do jego następcy. Lecz ten kapłan bardziej troszczył się o dobra doczesne niż o modlitwę. Zwykł więc mawiać: „Jakim Bogiem jesteś, że będąc w stanie rozwiązywać absolutnie każdy problem, który Ty sam stworzyłeś, nie robisz nic, dopóki nie zobaczysz nas na kolanach żebrzących i błagających?”

Następnie wracał do przerwanego zajęcia. I raz jeszcze Bóg wysłuchał jego głosu i pomagał wiosce.

CZY MODLITWA MOŻE WPŁYWAĆ NA POGODĘ?

Starsza kobieta, która była zapalonym ogrodnikiem, oświadczyła, że absolutnie nie wierzy przepowiedniom, jakoby pewnego dnia naukowcy nauczyli się wpływać na pogodę. Według niej tylko modlitwa mogła mieć na to wpływ.

Kiedyś, pewnego lata, gdy przebywała na zagranicznej wycieczce, susza nawiedziła ziemię i zniszczyła cały jej ogród. Po powrocie kobieta tak bardzo się zmartwiła, że zmieniła swoją religię.

A powinna była zmienić swoje niemądre przekonania.

SPÓŹNIONA ODPOWIEDZ Z LAKSHMI

Nie ma pożytku z wysłuchania naszych modlitw, jeżeli nie są one wysłuchane we właściwym czasie.

W starożytnych Indiach zgromadzono wielkie zapasy żywności dzięki wedyjskim obrządkom, o których mówiono, że były tak naukowe w swej postaci, iż kiedy mędrcy modlili się o deszcz, nigdy nie następowała susza.

Tak więc pewien człowiek zaczął się modlić według tych obrządków, do bogini Lakshmi, błagając ją, by uczyniła go bogatym.

Modlił się bez rezultatu przez dziesięć długich lat, a po upływie tego czasu zdał sobie nagle sprawę ze złudnej natury bogactwa i rozpoczął w Himalajach życie ascety.

Pewnego dnia siedział medytując, a gdy otworzył oczy zobaczył przed sobą niezwykle piękną kobietę, lśniącą jakby była ze złota.

„Kim jesteś i co tu robisz?” — zapytał.

„Jam jest bogini Lakshmi, do której zanosiłeś modły przez dwanaście lat”, rzekła kobieta. „Ukazałam ci się, aby spełnić twoje pragnienie”.

„O, bogini”, wykrzyknął ów człowiek. „Od tego czasu poznałem błogosławieństwo medytacji i przestałem pragnąć bogactw. Przyszłaś za późno. Powiedz, czemu tak długo zwlekałaś z przybyciem?”.

Bogini odparła: „Prawdę mówiąc, zgodnie z naturą tych obrzędów, które tak wiernie wypełniałeś, całkowicie zasłużyłeś na bogactwo. Ale kochając cię i pragnąc twego dobra, zmieniłam charakter rytuałów”.

Jeżeli miałbyś wybór, co byś wolał:

wypełnienie swej prośby,

czy łaskę pokoju

niezależnie od tego, czy zostałoby ci to dane, czy nie.

MODLITWA DZIECI

Pewnego dnia mufla Nasruddin ujrzał dyrektora wielkiej szkoły, idącego na czele grupki dzieci w kierunku meczetu.

„Po co je tam zabierasz?” spytał.

„Panuje susza”, odparł nauczyciel, „i wierzymy, że wołanie niewinnych poruszy serce Najwyższego”.

„Nie liczy się płacz winnych czy niewinnych, lecz mądrość i świadomość” rzekł mułła.

„Jak śmiesz wypowiadać podobne bluźnierstwa przy dzieciach” wykrzyknął nauczyciel. „Udowodnij, że to co powiedziałeś jest prawdą, albo zostaniesz uznany za heretyka”.

„Proszę bardzo”, odparł mułła. „Jeżeli modlitwy dzieci byłyby tak ważne, nie ostałby się na ziemi ani jeden nauczyciel, ponieważ nie ma dla dzieci rzeczy bardziej nielubianej od szkoły. Powodem dla którego żyjesz, pomimo ich modlitw, jest to, że my, którzy lepiej od nich wiemy, co jest dobre, zatrzymaliśmy cię tam, gdzie jesteś”.27

POTWORNY NUDZIARZ

Stary pobożny człowiek modlił się pięć razy dziennie, podczas gdy jego wspólnik w interesach nigdy nie wstępował do kościoła. W dniu swoich osiemdziesiątych urodzin stary człowiek tak się zwrócił do Boga:

„O Panie nasz, Boże. Od mej młodości nie minął dzień, abym nie wstąpił do kościoła i nie pomodlił się pięć razy dziennie. Każde posunięcie, każda decyzja ważna lub bez znaczenia była podejmowana z Twoim imieniem na ustach. I teraz na starość podwoiłem pobożne praktyki i modlę się bez końca dzień i noc. Lecz jestem biedny jak mysz kościelna. A spójrz na mego wspólnika. Pije i gra w karty i nawet na starość zadaje się z kobietami o złej reputacji, a żyje w dobrobycie. Wątpię, czy kiedykolwiek choć jedna modlitwa pojawiła się na jego ustach. Panie, nie proszę o karę dla niego, bo to by było nie po chrześcijańsku, ale powiedz mi dlaczego, dlaczego... pozwoliłeś, aby jemu dobrze się powodziło, a mnie tak potraktowałeś?”.

Odrzekł mu Bóg: „Ponieważ jesteś takim potwornym nudziarzem”.

Reguła w klasztorze nie brzmiała: „Nie mów”, lecz „Nie odzywaj się, chyba że możesz ulepszyć ciszę”.

Czyż nie można tego samego powiedzieć o modlitwie?

O MODLITWIE I MODLĄCYCH SIĘ

Babcia: „Czy modlisz się co wieczór Wnuczek: „Tak, oczywiście”.

„I każdego ranka?”

„Nie. W dzień się nie boję”.

***

Po wojnie stara pobożna kobieta powiedziała: „Bóg był dla mnie bardzo dobry. Modliliśmy się wciąż od nowa i od nowa, więc wszystkie bomby spadały na drugą stronę miasta”.

***

Hitlerowska dyskryminacja Żydów była tak nie do zniesienia, że dwaj Żydzi postanowili zgładzić Hitlera. Stanęli na czatach z gotowymi karabinami, w miejscu koło którego, wedle ich wiadomości, miał przechodzić Fuhrer. Spóźniał się trochę i straszna myśl przyszła nagle Samuelowi do głowy. „Jozue”, rzekł „odmów modlitwę, aby temu człowiekowi nic się nie stało”.

***

Mieli oni zwyczaj zapraszać swą pobożną ciotkę, by jechała z nimi na coroczny piknik. Tym razem o tym zapomnieli. Gdy w końcu zaproszenie nadeszło w ostatniej chwili, ciotka powiedziała: „Jest za późno, modliłam się już o deszcz”.

CZYM MOGĘ CI POMÓC? ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin