2014-03-09 (niedziela)
Redaktorzy miesięcznika „Forbes” [prezentującego punkt widzenia międzynarodowej finansjery a wydawanego przez niemieckie wydawnictwo - Red.] przeprowadzili „dziennikarskie śledztwo” w sprawie defraudacji pieniędzy pozyskanych przez żydów w ramach tzw. „mienia odzyskanego”.
Wnioski ze śledztwa dziennikarza miesięcznika w tej sprawie są szokujące. Wynika z nich, że zwracane gminom żydowskim mienie, warte nawet miliard złotych, rozchodzi się w środowisku dwóch organizacji: Związku Wyznaniowych Gmin Żydowskich (ZWGŻ) i Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego.
Jak czytamy, tylko w latach 1997-2009 gminy żydowskie odzyskały majątek wart ponad 205 mln zł, a 82 mln zł dostały w ramach rekompensat i odszkodowań (danych za lata 2010-2013 nie ma). Spora jego część, w tym unikalne synagogi, kirkuty, mykwy oraz ubojnie rytualne, została spieniężona.
Miesięcznik podaje przykłady takich transakcji: Chociaż religia mojżeszowa zakłada nienaruszalność cmentarzy po wieczne czasy, pod młotek trafiały wydzielone z kirkutów działki, jak na przykład w Toruniu, Gliwicach czy Lublinie. Ceny są poukrywane w zbiorowych zestawieniach rocznych ZGWŻ.
Gminy spieniężały także elementy żydowskiego dziedzictwa. Chociażby świetnie zachowaną synagogę w Lubrańcu (za 500 tys. zł), neoklasycystyczny szpital w Siedlcach (za 610 tys. zł) czy remontowany przed sprzedażą Bejt Midrasz w Sokołowie Podlaskim (za 100 tys. zł).
Co się działo dalej z tymi pieniędzmi? Według „Forbesa” trafiały do kieszeni ludzi związanych ze Związkiem Wyznaniowym Gmin Żydowskich i Fundacją Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego. „Zaawansowaną” metodą drenażu miał być system wynagrodzeń za odzyskiwanie nieruchomości. Wymienione organizacje do działań związanych z odzyskiwaniem mienia zatrudniały prawników, którzy za sukces dostawali grube pieniądze. A ci prawnicy to na przykład… Michał Samet, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Gdańsku czy Alicja Kobus z poznańskiego oddziału ZWGŻ.
„Jak miliona dolarów w pierwszym roku nie zarobię, to jestem pierdoła” – żartuje Monika Krawczyk, dyrektorka generalna Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, która odzyskuje majątek dawnych gmin żydowskich.
Jest też inny sposób, który miesięcznik opisuje na przykładzie Piotra Kadlcika, szefa ZWGŻ. Otóż pieniądze ze sprzedaży majątku trafiały np. do lubelskiej fundacji Chrońmy Cmentarze Żydowskiej, której jest prezesem. Miały być przeznaczone na utrzymanie kirkutów, tyle że dalej są one zaniedbane, a śladu po dotacji nie ma. Z kolei syn Kadlcika, jak zeznał były pracownik Związku, za pieniądze z restytucyjnej kasy miał wyposażyć swój dom.
Na podst. Forbes, natemat.plhttp://xportal.pl
kasiakdk