Alfred Hitchcock - Cykl-Przygody trzech detektywów (11) Tajemnica wędrującego jaskiniowca.pdf
(
529 KB
)
Pobierz
ALFRED HITCHCOCK
TAJEMNICA WĘDRUJĄCEGO
JASKINIOWCA
PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW
Przełożyła: ANNA IWAŃSKA
Słowo od Alfreda Hitchcocka
Witajcie, miłośnicy tajemniczych opowieści!
Niektórzy z Was znają Trzech Detektywów co najmniej tak dobrze, jak ja. Radzę
wtedy odwrócić stronę i przejść od razu do czytania opowieści. Lecz jeśli należycie do tych,
którzy nie zetknęli się dotąd z moimi młodymi przyjaciółmi, będę uszczęśliwiony, że mogę
ich Wam przedstawić.
Jupiter Jones jest przywódcą i zasłużył na swój tytuł Pierwszego Detektywa. To mądry
chłopiec i zapalony czytelnik, o fotograficznej niemal pamięci i niesamowitej zdolności
dedukcji. Pete Crenshaw, Drugi Detektyw, nie jest może tak mądry jak Jupiter, ale jest bardzo
wysportowany, a poza tym pogodny i oddany w przyjaźni. Bob Andrews prowadzi
dokumentację i analizy. To chłopiec spokojny i mimo że nie jest tak silny jak Pete, bywa
bardzo odważny.
Tym razem Trzej Detektywi wyjeżdżają z rodzinnego Rocky Beach na spotkanie z
kimś, kto choć martwy od wieków, spaceruje nocą po pewnym miasteczku. Spotkają również
trzech naukowców, którzy prowadzą dziwne i być może niebezpieczne badania...
Ale nie wolno mi zdradzać całej historii. Jeśli jesteście ciekawi - a na pewno jesteście
- oto rozdział pierwszy. Czytajcie!
Alfred Hitchcock
Rozdział 1
Nieznajomi we mgle
- Czy dobrze się pan czuje? - odezwał się kobiecy głos.
Jupiter Jones zatrzymał się, nasłuchiwał.
Powietrze tego popołudnia było ciężkie od mgły. Tłumiła odgłosy ruchu ulicznego,
dochodzące z nadbrzeżnej szosy. Wisiała jak kurtyna między składem złomu Jonesa, a jego
domem po drugiej stronie ulicy. Zdawała się przenikać Jupe'a na wskroś. Czuł się zziębnięty i
samotny, jakby był jedynym człowiekiem na świecie.
Ktoś się jednak odezwał i teraz rozległy się czyjeś kroki. Ktoś przechodził obok, tuż
za bramą składu.
Następnie dał się słyszeć męski głos i w szarym świetle ukazało się, niczym cienie,
dwoje ludzi. Mężczyzna, zgięty wpół, szedł wolno, szurając nogami. Kobieta, dziewczęca i
szczupła, miała długie, jasne włosy, opadające prosto wokół twarzy.
- Tu jest ławka - powiedziała i poprowadziła mężczyznę w stronę biura składu. -
Proszę chwilę odpocząć. Powinien był pan pozwolić mi prowadzić samochód. To było za
dużo dla pana.
Jupiter zbliżył się do pary.
- Czy mogę pomóc?
Mężczyzna podniósł rękę do głowy i rozejrzał się półprzytomnie.
- Szukamy... szukamy... - złapał młodą kobietę za rękę. - Ty powiedz. Dowiedz się,
gdzie... gdzie my...
- Harborview Lane - powiedziała kobieta do Jupitera. - Musimy się dostać na
Harborview Lane.
- Trzeba iść dalej szosą i skręcić w przecznicę Sunset - odpowiedział Jupiter. - Proszę
posłuchać, jeśli pani przyjaciel jest chory, mogę wezwać lekarza i...
- Nie! - krzyknął mężczyzna. - Nie teraz! Jesteśmy spóźnieni!
Jupe pochylił się nad nim. Twarz mężczyzny była szara i błyszczała od potu.
- Jestem zmęczony - mówił. - Taki zmęczony...
Przycisnął ręce do czoła.
- Głowa mi pęka! - w jego głosie była nuta niedowierzania. - Dziwne. Nigdy przedtem
nie bolała mnie głowa.
- Proszę mi pozwolić wezwać lekarza - nalegał Jupe.
Nieznajomy podniósł się z wysiłkiem.
- Za chwilę mi przejdzie, ale teraz nie mogę... nie mogę...
Osunął się po ścianie, dysząc ciężko i ochryple. Nagły skurcz wykrzywił mu twarz.
- Boli! - zawołał.
Jupe ujął dłoń mężczyzny, chłodną i wilgotną. Mężczyzna patrzył na Jupe'a. Jego oczy
były nieruchomo utkwione w chłopcu.
Nagle w składzie zrobiło się bardzo cicho.
Młoda kobieta pochyliła się nad mężczyzną. Z jej ust wyrwał się jęk bólu.
Na chodniku rozległy się szybkie kroki i przez bramę weszła ciocia Jupitera, Matylda.
Zobaczyła mężczyznę siedzącego na ławce i pochyloną nad nim dziewczynę. Zobaczyła też
klęczącego przy nich Jupitera.
- Co to, Jupiterze? - zapytała. - Coś się stało? Czy wezwać pogotowie?
- Tak - odparł Jupiter. - Tak... ale nie sądzę, żeby pomogli. Myślę, że on nie żyje!
Jupe zapamiętał tylko rozgardiasz, światła, syreny, ludzi biegających we mgle.
Jasnowłosa dziewczyna płakała w ramionach cioci Matyldy. Przy bramie składu gromadzili
się gapie i zapadła straszna cisza, gdy wkładano nosze do karetki. Potem znowu zawyły
syreny. Jupe, ciocia Matylda i siedząca między nimi blondynka jechali do szpitala.
Jupiter miał uczucie, że porusza się we śnie, szarym i nierealnym. Szpital był jednak
ponurą rzeczywistością. Zarówno korytarz z przebiegającymi w różnych kierunkach ludźmi,
jak i poczekalnia pełne były dusznego dymu papierosowego. Jupe, ciocia Matylda i
jasnowłosa dziewczyna siedząca w niej, przerzucając stare czasopisma. Po długiej, bardzo
długiej chwili przyszedł lekarz.
- Przykro mi - zwrócił się do dziewczyny. - Nic nie mogliśmy zrobić. Czasem...
czasem tak jest lepiej. Czy pani jest jego krewną?
Przecząco potrząsnęła głową.
- Przykro mi, ale konieczna jest sekcja zwłok - mówił lekarz. - To się praktykuje,
kiedy przy zgonie nie ma lekarza. Był to prawdopodobnie wylew, pęknięcie naczynia
krwionośnego w mózgu. Sekcja to potwierdzi. Czy pani wie, jak możemy się skontaktować z
jego rodziną?
Ponownie potrząsnęła głową.
- Nie. Muszę zatelefonować do fundacji.
Zaczęła szlochać. Przyszła pielęgniarka i wyprowadziła ją z poczekalni. Jupiter i
ciocia Matylda nadal czekali. Po pewnym czasie dziewczyna wróciła. Telefonowała z pokoju
pielęgniarek.
- Przyjadą tu z fundacji - powiedziała.
Jupiter zastanawiał się, co to może być za fundacja, ale nie zapytał. Ciocia Matylda
zdecydowała, że muszą się wszyscy napić dobrej, mocnej herbaty. Wzięła dziewczynę pod
ramię, wyciągnęła ją z poczekalni i poprowadziła do szpitalnej kawiarni.
Chwilę siedzieli w milczeniu, popijając herbatę, po czym odezwała się dziewczyna:
- Był bardzo miłym człowiekiem - mówiła ze wzrokiem opuszczonym na szorstkie
dłonie o obgryzionych paznokciach. - Nazywał się Karl Birkensteen, był doktorem, sławnym
genetykiem. Pracował dla Fundacji Spicera. Dokonywał eksperymentów na zwierzętach i
badał wpływ tych eksperymentów na inteligencję zwierząt i ich potomstwa.
Dziewczyna pracowała również w fundacji, opiekowała się zwierzętami.
- Słyszałem o Fundacji Spicera - powiedział Jupe. - Mieści się koło San Diego,
prawda?
Skinęła głową.
- Znajduje się w małym miasteczku wśród wzgórz, przy drodze prowadzącej na
pustynię.
- Miasteczko nazywa się Citrus Grove - powiedział Jupe.
Po raz pierwszy dziewczyna uśmiechnęła się.
- Tak. To miło, że o tym wiesz. Niewiele ludzi wie o Citrus Grove. Nawet jeśli słyszeli
o fundacji, nie znają nazwy miasta.
- Jupiter dużo czyta i pamięta większość przeczytanych rzeczy - powiedziała ciocia
Matylda. - Ale ja nie wiem nic o tej fundacji. Co to jest?
- To instytucja, która popiera niezależne poszukiwania naukowe - wyjaśnił Jupiter
tonem profesora, który omawia mało znane zagadnienie. Przybierał ten ton, ilekroć poruszał
temat, który znał dobrze. Ciocia Matylda przywykła już do tego, ale jasnowłosa dziewczyna
popatrzyła na Jupe'a z zaciekawieniem.
- Abraham Spicer był producentem plastyku - ciągnął Jupiter. - Jego przedsiębiorstwo
produkowało sprzęt plastykowy: suszarki do naczyń, pojemniki na żywność. Zarobił na tym
miliony. Jednakże nigdy nie zrealizował swej prawdziwej ambicji: chciał zostać fizykiem.
Dlatego polecił, by po jego śmierci pieniądze zostały odpowiednio zdeponowane. Dochód z
depozytu miał wspomagać fundację, w której naukowcy mogliby dokonywać odkrywczych,
być może rewolucyjnych badań w swoich dziedzinach.
Plik z chomika:
uzavrano
Inne pliki z tego folderu:
Alfred Hitchcock - Cykl-Nowe przygody trzech detektywów (01) Trefne kółka.pdf
(545 KB)
Alfred Hitchcock - Cykl-Nowe przygody trzech detektywów (02) Śmierć na wynos.pdf
(596 KB)
Alfred Hitchcock - Cykl-Nowe przygody trzech detektywów (04) Jak w komiksie.pdf
(518 KB)
Alfred Hitchcock - Cykl-Nowe przygody trzech detektywów (05) Powrót z piekła.pdf
(573 KB)
Alfred Hitchcock - Cykl-Nowe przygody trzech detektywów (06) Nieczysta gra.pdf
(565 KB)
Inne foldery tego chomika:
A. V. Geiger
A.& B.Strugaccy
A.E. Szumska
A.F. Brady
A.J. Finn
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin