Potęga miłości (W cieniu ludzi tom 2) - (Luana 2013).pdf

(623 KB) Pobierz
1373325709.001.png
Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części niniejszej publikacji jest zabronione
bez zgody autora. Również podawanie się za autora opowiadania, którym jest Luana, jest
zakazane.
Plik jest przeznaczony wyłącznie do użytku prywatnego.
Ostrzeżenie:
Opowiadanie wyłącznie dla osób pełnoletnich. Zawiera ono szczegółowe opisy seksu
męsko męskiego.
Opowiadanie betowała Floo, której dziękuję.
ROZDZIAŁ 1
W niewielkim pokoju, z bordowymi tapetami na ścianach, czarną pościelą i tegoż koloru
zasłonami, słychać było ssanie. Pomiędzy nogami siedzącego na krześle długowłosego mężczyzny,
młody chłopak z penisem w ustach starał się jak mógł i umiał dogodzić klientowi. Używał
wszelkich sztuczek jakich go nauczono, a mężczyzna nie mógł do końca stwardnieć.
– Ssij mocniej – warknął Dario, ale wbrew temu co powiedział po chwili z wściekłością
odepchnął chłopaka. – Do niczego się nie nadajecie! – Schował, niestety, miękkiego penisa i zapiął
rozporek. Patrzył na chłopaka nie oczami, ale soplami lodu. – Czego was tu nauczyli, że postawić
nie umiecie?!
Chłopak, niski, szczupły blondyn, podniósł się z podłogi i cofnął pod ścianę ze spuszczoną
głową próbując ukryć wstyd i łzy.
– Jesteście beznadziejni! Ty i twoi koledzy! Erin ma mi zwrócić kasę! Co tak stoisz?!
Wypierdalaj stąd zanim zrobię ci coś więcej niż tylko pokrzyczę! – Patrzył jak chłopak wybiega z
pokoju. Jeszcze chwila i skręciłby mu kark. Kopnął krzesło, które upadło na podłogę z głośnym
łoskotem. Od dwóch miesięcy nie panował nad sobą. Cokolwiek się działo stawał się agresywny.
Jak wcześniej wyzwalał agresję podczas biegu, bójek tak teraz nawet to nie pomagało. Jeszcze
bardziej się denerwował, kiedy chciał się pieprzyć, a chłopcy, którzy zawsze byli dobrzy i
doprowadzali go do podniecenia, tak teraz stracili ten talent. On nie mógł się wyżyć, był ciągle
podminowany i raz omal nie uderzył swego alfy, gdy ten zakazał mu wyjazdu do miasta. Dario
wiedział, że nie było z nim dobrze.
– Od dziś nie masz tu wstępu! – W tym samym momencie co wypowiadana, a raczej
wykrzyczana, kwestia trzasnęły drzwi. – Kim jesteś, że traktujesz moich chłopców jak śmiecie?! –
Wampirzyca podeszła do niego i zasyczała ukazując swoje długie kły. – Powiedziałam ci, że jak
jeszcze jeden będzie przez ciebie płakał, to wychłeptam twoją krew, ale nie chcę, żeby jakieś gówno
pływało w moich żyłach!
– Erin, spokojnie. – Uniósł ręce ku górze. Wojna z wampirzycą, szczególnie tą co stoi przed
nim, nie była tym czego w danej chwili pragnął. Wyssała by go do końca i nie chodziłoby o sferę
seksualną.
– Spokojnie? – Jej czarne, długie loki zafalowały wokół twarzy, gdy się poruszyła. – Co się z
tobą, do kurwy nędzy, dzieje?! Po raz kolejny nie stanął ci i to wina moich chłopców?! Poszukaj
winy w sobie, debilu! Oddam ci kasę i nie wracaj tutaj! Wiedziałam, że czasami bywasz ostry, ale
nigdy nikogo nie poniżyłeś – mówiła już spokojniej – a tym bardziej nie pobiłeś.
– Nie uderzyłem go! – Zacisnął pięści. – Tak ci powiedział?!
– A co zrobiłeś wczoraj?! Damian ma sińce po tobie. Dlaczego? Bo ci nie stanął! I znów jego
wina! Nawet jakby, to nie masz prawa bić moich chłopców! – Popchnęła go, a on zawarczał. –
Śmiało rzuć się na mnie! Zobaczymy czy wygrasz z pięćsetletnią wampirzycą! – Roześmiała się w
duchu widząc jak się wycofuje. – Wiem, że z natury jesteś agresywniejszy od innych wilczków, lecz
odkąd cię znam panowałeś nad sobą. Co się z tobą dzieje? – powtórzyła swoje wcześniejsze
pytanie.
– Chciałbym to wiedzieć. – Usiadł na łóżku. Nagle cała złość wyparowała z niego i poczuł się
słaby.
– Ale ja wiem, ty jesteś najwyraźniej za głupi, aby to zrozumieć. Dam ci wskazówkę. Zmienni
nie są i nigdy nie będą impotentami. – Podniosła krzesło i przysunęła je bliżej mężczyzny. Usiadła z
ciężkim westchnieniem. Wygładziła powstałe fałdki na długiej, fioletowej sukni. Erin była
przepiękną kobietą. Miała to szczęście, że urodziła się czystej krwi wampirem i była bardzo wysoko
postawiona w wampirzej hierarchii. Przeciwieństwie do tych, którzy zostali zamienieni z ludzi w
dzieci nocy. – Zdarza się, raz na jakiś czas, że zakochany w kimś zmienny nie jest już w stanie
kochać się z kimś kto nie jest tą osobą, którą on kocha.
– Nikogo nie kocham.
– Nie znalazłeś w ciągu ostatnich dni partnera?
– Nie. Daj spokój temu przesłuchaniu! – Czy znalazł partnera? Owszem, prawie trzy miesiące
temu i zrezygnował z niego wiedząc, że nie ma sensu czekać. Raniłby jego i siebie. Jego partner to
wystraszone kurczątko, które nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć. Nie chciał zawracać sobie kimś
takim głowy. Tak to sobie tłumaczył.
– Znalazłeś – stwierdziła. – To co tu jeszcze robisz? Co w ogóle tu robisz? Mam wkraść się do
twojej głowy i sama się tego dowiedzieć? – Czytanie w myślach było jej specjalnością, ale nie
wykorzystywała tego tak jak to robili jej bracia i siostry.
– Tylko spróbuj, wejść do mojej głowy... – Uniósł górną wargę, jak zwierzę gdy warczy.
– Lubię cię, ale mnie wkurwiłeś, jednak chciałabym ci pomóc. Nie zmuszę cię jednak do tego.
Posłuchaj mojej rady. Nie wiem kim jest ten twój partner, ale widzę, że nie jesteście razem. Któryś
zrezygnował i się poddał. Z twojej twarzy czytam, że to ty. Wielki Dario Monahan się poddał? Nie
wierzę. – Roześmiała się kpiąco. – Ty zawsze walczysz. Starasz się. Nie ma dla ciebie przeszkód
jakich byś nie pokonał. Powinieneś ruszyć dupę w troki i działać, nawet jak myślisz, że sytuacja jest
beznadziejna. Dla mnie nie ma czegoś takiego i dla ciebie też, więc co zrobisz panie Monahan?
– Co ty zrobiłabyś, gdyby najmniejszy kontakt z twoim partnerem doprowadzał go do stanu
przedzawałowego? – zapytał.
– Posłuchaj doświadczonej kobiety. – Pochyliła się ku niemu chcąc wbić do głowy temu idiocie
kilka ważnych rzeczy.
~*~*~
Rozgwieżdżony nieboskłon stawał się cudownym widokiem w spokojną, pogodną noc. Jasne
oczy obserwowały konstelacje próbując odgadnąć gdzie jest gwiazdozbiór Oriona, Raka, czy
Wielki Wóz. Obserwowanie gwiazd uspokajało go nawet, gdy miał świadomość bezkresu
przestrzeni nad swą głową. Tego, że jest małą cząstką we wszechświecie. Wszechświecie, który
dość często go przytłaczał. Nienawidził wtedy siebie, tych chwil, gdy kulił się ze strachu. Był
dorosłym mężczyzną, a to coś co już dawno odeszło, a raczej próbowało to zrobić, nadal go
męczyło. Bywały dni i noce jak ta, że mógł swobodnie siedzieć na werandzie i czuł się jak dawny
on. Czy jeszcze kiedyś wróci do tego co było? Lata mijały, a widoków na poprawę jego stanu nie
było. Nie miał po co się leczyć. Nie chciał, a terapeuta mu nie pomoże. Zmienni są odporni na
działanie lekarzy od psychiki. A same rozmowy? On nie chciał rozmawiać. Po co? Na co?
Rozumiał aż za dobrze co mu jest. Rana się nie zamknęła. Nadal sączyła się z niej ropa. Powinien
był wtedy umrzeć, tak to stał się ciężarem dla rodziny, sfory i siebie. Do niczego się nie nadawał.
Obecnie nawet przestał jeździć z bratem na zakupy do miasteczka. Nie dlatego, że bał się spojrzeń
ludzi, ich śmiechu, gdy chciał się zapaść pod ziemię jak przypadkiem ktoś go dotknął. Nie chciał
spotkać jego. Partnera. Zmiennego, który go bardzo wystraszył. Nagle pojawił się ktoś obcy i
świadomość co się może dziać przerażała go bezgranicznie. Kiedy po odnalezieniu Christiana
poszedł zobaczyć się z nim, wiele kosztował go ten krok. Stanął wtedy pod domem jakby nogi
wrosły mu w ziemię, gdyż wyczuł Daria. Chris powiedział mu później, jak ten mężczyzna ma na
imię. Siłą woli powstrzymał się wtedy przed ucieczką, co było trudne, ale był z siebie dumny.
Został i mógł zobaczyć się z przyjacielem. Potem też rozmowa z Chrisem mu pomogła. Potrafił się
przed nim otworzyć, jak przed nikim innym. Zmienny smok od początku roztaczał wokół siebie
aurę bezpieczeństwa, nie zagrażał mu w żaden sposób, dlatego mimo że z początku Christian był
obcy zaufał mu. Świadomość, że miał przyjaciela, kogoś kto nie jest w stanie go skrzywdzić
działała na niego bardzo dobrze. Niczym najwspanialszy balsam koiła jego duszę. Dzięki temu nie
schodził do piwnicy, by tam skryć się, gdy czuł się zagrożony. Powrócił tam po pierwszym
spotkaniu z partnerem. Ten mężczyzna tak wiele oznaczał. Coś o czym zapomniał, że istnieje. Poza
tym przerażał go. Był to potężny, szeroki w ramionach samiec o wzroście ponad metra
dziewięćdziesięciu. Ten mężczyzna mógłby skręcić mu kark jedną ręką lub zgnieść w ramionach.
Może Justin nie był niski, ale jego wiotkie, szczupłe ciało przy Dariu wyglądało jak cienka gałązka,
przy grubym konarze drzewa. W ogóle to, że mógłby go dotknąć, zobaczyć... Dlaczego o tym
myśli? Od dwóch miesięcy nie miał się czym martwić. Dario trzymał się z dala od ich posiadłości.
On nie chodził tam. Nawet jak spacerował to robił to z dala od granic Arkadii. Byle tylko nie
spotkać, nie poczuć... Poczuć? Poruszył nozdrzami. Napiął się cały, a w brzuchu ktoś mu zrobił
wielką dziurę i zaczął grzebać w jego wnętrznościach. Ten zapach to był... Zacisnął dłonie na
kolanach tak mocno, że odczuł ból, ale ledwie go rejestrował. Strach zaczął pełznąć po nim niczym
wąż. Oplatał każdą cząstkę duszy i do tego ściskał z całej siły, jakby chciał go udusić. Rozglądał się
w panice w poszukiwaniu mężczyzny, który gdzieś tu był.
Partner.
To słowo powinno wzbudzić w nim falę szczęścia, tymczasem do tego były cała lata świetlne.
Stawało się ono jego przekleństwem. Tylko mając w pamięci słowa Christiana jeszcze tu siedział:
„Dario to porządny samiec. Potrafi opiekować się bliskimi. Nie skrzywdzi cię. Tym bardziej, że wie
kim dla niego jesteś”. Skąd niby miał to wiedzieć? Sam aromat Daria robił w nim istny cyrk lęków.
Do tego świadomość, że jest blisko, może stoi po drugiej stronie ogrodzenia, paraliżowała go.
Rozglądał się uważnie, ale nikogo w pobliżu nie widział. Powąchał powietrze i skoncentrował się
na tyle na ile był w stanie w tej chwili to zrobić. Wiatr przywiewał zapach ze wschodu. Zmienny
musiał stać na wzgórzu. Uspokoił się trochę. Mężczyzna był daleko, nie mógł mu nic zrobić. Zaraz
o czym on myśli? To był partner nie skrzywdzi go. Niestety nawet nikła świadomość tego nie
pomagała. Jacob mówił mu wiele razy, że dobrze by było jakby był związany z partnerem samcem,
nie samicą. Samiec jest w stanie go obronić. Nawet jakby się tak nie bał, to i tak nie mógł na to
pozwolić. Nie skazałby kolejnej osoby na męczenie się z nim. Nie mógł. Nie potrafiłby dać mu
siebie niezależnie czy by chodziło o ciało czy serce. Po co miał kogoś zniewolić? Tym bardziej, że
lęki, które w sobie nosił nie pozwalały na jakiekolwiek zbliżenie. Przecież jeden wzrok Daria, a on
już leżałby w swoim kąciku w piwnicy, w pozycji embrionalnej i dygotał. Przeszłość go gnębiła,
niszczyła go. Nienawidził siebie, że był taki słaby. Był porażką. Nie powinien istnieć.
Starał się mniej oddychać, by za każdym razem woń Daria nie wpadała do jego umysłu, ale
mimo wszelkich prób to się nie udawało. Zapach partnera zarazem nęcił i przerażał.
~*~*~
Nie wiedział co tu robił. Wyszedł z przybytku Erin i chciał wrócić do domu, ale jakaś siła
przyprowadziła go tutaj. Dlaczego? Czy po rozmowie z wampirzycą jego umysł skierował się jakby
w inną drogę, zręcznie omijając tę, którą zamierzał podążać? Zresztą nie to było ważne, tylko to co
widziały jego oczy przenikając przez ciemność. Justin siedział w słomkowym fotelu, bliźniaczo
podobnym do tych jakie stały u nich na ganku. Nie było wątpliwości, że zmienny go wyczuł. Dario
w tym momencie wydzielał specyficzny zapach, coś co było silniejsze od codziennej woni. Byli
partnerami, mimo że nie sparowanymi i pojawiający się zapach miał na celu wabić drugiego
osobnika, by ten był gotów do wiązania partnerskiego. To coś dało się wyczuć nawet z paru
kilometrów, jeżeli było się zmiennym wilkiem lub kotem. Tylko oni mieli te właściwości. Potrzeba
Zgłoś jeśli naruszono regulamin